Manfred Weber, kandydat Europejskiej Partii Ludowej (EPP) na szefa Komisji Europejskiej, przybył wczoraj na Węgry, by rozmawiać o przyszłości Fideszu w EPP.
20 marca partie w niej zrzeszone mają zdecydować, czy wykluczyć ze swego grona ugrupowanie Viktora Orbána. Premier Węgier tymczasem zapowiada kontrofensywę – ma się starać, by EPP odrzuciła politykę migracyjną UE. Orbána ma dość Komisja Europejska, której połowa członków reprezentuje EPP. Kością niezgody jest rządowa kampania, w ramach której na plakatach pojawili się George Soros i szef KE Jean-Claude Juncker. "Masz prawo wiedzieć, co szykuje Bruksela" – głoszą plakaty.

Trwa ładowanie wpisu

Można się z nich też dowiedzieć, że Komisja nie zrezygnowała z kwot migracyjnych. KE zarzuciła Węgrom kłamstwo i przygotowała prezentację, w której punktuje nieprawdy głoszone przez węgierski rząd. O nieprawdziwych informacjach płynących z Budapesztu mówił wcześniej wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans. Ten urzędnik miał być bohaterem kolejnej kampanii, którą planowano rozpocząć 15 marca, w węgierskie święto narodowe.
Fidesz się z niej wycofał w reakcji na ultimatum postawione przez Webera. Tymczasem media prorządowe wieszczą założenie przez Orbána nowej frakcji w europarlamencie i atakują krytyków Fideszu w liberalnym skrzydle EPP. Tego samego dnia, w którym ”Magyar Nemzet„ i ”Magyar Hírlap„ publikowały krytyczne wobec EPP teksty, rzecznik rządu Gergely Gulyás zapowiadał jednak kompromis z EPP i rezygnację z uderzenia w Timmermansa.
Weber przyleciał na Węgry nie tylko na rozmowę z Orbánem. Pierwsze kroki skierował na finansowany przez Sorosa Uniwersytet Środkowoeuropejski. Orbán wyrzucił go z Węgier, a jego dalsze istnienie jest warunkiem koniecznym pozostania Fideszu w EPP. Weber przywiózł konkretny pomysł: dwie katedry miałaby współfinansować Bawaria, z której rządem Orbán ma świetne relacje, a trzecią – specjalnie powołana fundacja. Wszystko po to, by szkoła mogła dalej działać. Koordynacją prac zająłby się Technische Universität w Monachium.
Innym pomysłem była propozycja, o której w poniedziałek pisała "Népszava". Szefowa CDU Annegret Kramp-Karrenbauer, premier Bawarii Markus Söder i kanclerz Austrii Sebastian Kurz mieliby przygotować utworzenie komisji EPP, która pojechałaby na Węgry i oceniła politykę Fideszu. To politycy, z którymi przywódca Węgier się liczy. Są jednak między nimi poważne zgrzyty. Mimo zapowiedzi usunięcia spornych plakatów z ulic w weekend wizerunek Junckera i Sorosa pojawił się w rządowych spotach w telewizji. Otrzymał go każdy Węgier w liście od premiera.
Sam Orbán długo nie komentował sprawy. Trudno sobie wyobrazić, by spełnił kolejne z żądań, czyli przeprosił polityków EPP, którzy otwarcie go krytykowali. W piątek mówił, że w kwestiach dziedzictwa kulturowego, tradycji i religii nie ma miejsca na ustępstwa. Nie wykluczył możliwości budowania nowego projektu, jeśli nie uda się przekonać EPP do blokowania migracji. Jako pierwszą stolicę, którą chciałby zaangażować, wskazał Warszawę.
Należy jednak na tę deklarację spojrzeć z dystansem. Według sondaży EPP będzie najsilniejszą partią po majowych wyborach. Opuszczenie głównego nurtu polityki znacznie osłabi Fidesz w Europie. Premier teoretycznie mógłby dołączyć do struktur budowanych przez wicepremiera Włoch Mattea Salviniego. Lider Ligi o swoim pomyśle rozmawiał już z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Ale ambicje Orbána są zbyt duże, aby oddać przywództwo Włochom. Także PiS nie pali się do takiego sojuszu, bo Orbán i Salvini to zwolennicy zacieśniania współpracy z Władimirem Putinem.
W sporze z EPP zwraca uwagę przyczyna ewentualnego wykluczenia Fideszu. Po raz kolejny nikt nie mówi o unijnych wartościach ani o tym, że według najnowszego raportu Free dom House Węgry nie są już państwem wolnym, lecz częściowo wolnym. Nikt nie zajmuje się wolnością słowa czy korupcją, wskaźnikami, w których Węgry wypadają niekorzystnie. Cały przekaz KE opiera się na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim i uderzeniu w Junckera.