Ministrowie finansów państw UE nie byli w stanie porozumieć się na wtorkowym spotkaniu w Brukseli w sprawie propozycji podatku cyfrowego dla firm takich jak Google, Facebook czy Amazon. Francja i Niemcy zgłosiły rozwadniający pomysł, nad którym mają się toczyć prace.

Propozycja Komisji Europejskiej w tej sprawie zakładała, że nowym podatkiem obciążone byłyby wyłącznie największe przedsiębiorstwa, które w skali globalnej osiągają łączne roczne przychody w wysokości 750 mln euro, a w skali UE – 50 mln euro. Projekt dyrektywy zakłada, że podatek miałby wynosić 3 proc. przychodu przedsiębiorstwa. Szacunki Brukseli wskazywały na to, że miałby on przynieść państwom członkowskim wpływy w wysokości 5 mld euro rocznie.

Takie pomysły były odpowiedzią na obecny stan, w którym firmy osiągające miliardowe zyski z działalności w internecie, praktycznie nie płacą podatków w wielu państwach członkowskich. Pozwalają im na to sztuczki księgowe umożliwiające transferowanie zysków tam, gdzie podatków nie ma w ogóle lub są bardzo niskie.

Austriacka prezydencja starała się przekonać stolice do tych rozwiązań, ale od samego początku było jasne, że nie będzie to proste. "Wykonaliśmy ogromną pracę techniczną, mieliśmy siedem spotkań grup roboczych, było spotkanie attache, grupa wysokiego szczebla dyskutowała nad tym cztery razy, przedstawiliśmy sześć tekstów kompromisowych" - relacjonował na wtorkowej konferencji prasowej w Brukseli minister finansów Austrii Hartwig Loeger.

Mimo wszystko nie udało się. Jeszcze na poprzednim spotkaniu unijnych ministrów finansów miesiąc temu sprzeciw wobec wprowadzenia rozwiązań wyrażały głośno m.in. Szwecja, Irlandia czy Dania. Mniejsze kraje przeciwstawiają się wprowadzeniu ogólnounijnych rozwiązań, bo goszczą u siebie międzynarodowe korporacje, które korzystają z ich przyjaznych systemów podatkowych, jak choćby Apple w Irlandii.

Niemcy, które co do zasady popierają uszczelnienie sytemu, obawiają się, że przyjęte przez UE rozwiązania zostałyby przyjęte jako atak na amerykańskich gigantów, co mogłoby się spotkać z akcją odwetową ze strony prezydenta USA Donalda Trumpa. Niezależnie od tego, prace nad cyfrowym podatkiem nie mogłyby pójść do przodu, choćby sprzeciw zgłosił tylko jeden kraj członkowski. W kwestiach podatkowych UE podejmuje bowiem decyzje jednomyślnie.

Ostatecznie Berlin i Paryż wyszły na wtorkowym spotkaniu unijnych ministrów z kompromisową propozycją, która sprowadza się do ograniczenia zakresu środków proponowanych przez Komisję Europejską. We wspólnym dokumencie stolice te wezwały KE do przedstawienia nowej wersji propozycji dyrektywy tak, żeby podatek cyfrowy odnosił się do reklam w sieci. Obecny projekt przewiduje dużo szersze podejście do tematu, m.in. opodatkowanie zysków z handlu, czy sprzedaży danych.

Francja i Niemcy chciałyby, żeby nowa propozycja została przedstawiona do marca przyszłego roku. Przepisy miałyby wejść w życie w 2021 roku, jeśli wcześniej nie wypracowano by międzynarodowego rozwiązania. Przygotowania do tego odbywają się na szczeblu OECD, ale ich tempo sprawia, że internetowi giganci nie mają na razie powodów do wielkiego niepokoju.

"Zgodziliśmy się, żeby pracować nad formą prawną propozycji francusko-niemieckiej, żebyśmy mieli szanse przedyskutować te rozwiązania - mówił austriacki minister. - Mówiąc szczerze, nie ma tam szeroko zakrojonego rozwiązania, ale to ważny pierwszy krok, który możemy zrobić przez wypracowanie porozumienia w tej sprawie wiosną przyszłego roku".

Większe kraje unijne tracą na obecnej sytuacji miniony euro rocznie, dlatego już teraz wprowadzają swoje krajowe przepisy opodatkowujące zyski z działalności w internecie. Komisja Europejska obawia się, że doprowadzi to do podziału unijnego rynku wewnętrznego.

Wiceszef KE ds. euro Valdis Dombrovskis podkreślił, że ma nadzieję, że państwa członkowskie wypracują porozumienie w sprawie podatku cyfrowego podczas prezydencji rumuńskiej, która rozpoczyna się w styczniu.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)