Propozycja prezydenta Andrzeja Dudy, aby w naszym kraju powstała stała amerykańska baza wojskowa, rozgrzała serca sympatyków dobrej zmiany. A tym, którzy kpią z dyplomatycznych wysiłków obozu polskiego prezydenta, warto przypomnieć, że jeszcze sto lat temu Ameryka… nie utrzymywała stosunków z Polską i Europą, prowadząc politykę izolacjonizmu. Do czasów Donalda Trumpa amerykańscy prezydenci odwiedzili Polskę zaledwie 13 razy.
Magazyn DGP z 28 września 2018 / Dziennik Gazeta Prawna
8 stycznia 1918 r. Thomas Woodrow Wilson wygłosił orędzie do amerykańskiego Kongresu. 28. prezydent USA przedstawił program pokojowy, zawarty w 14 punktach. Do Polski odnosił się punkt 13: „Stworzenie niepodległego państwa polskiego na terytoriach zamieszkanych przez ludność bezsprzecznie polską, z wolnym dostępem do morza, niepodległością polityczną, gospodarczą, integralność terytoriów tego państwa powinna być zagwarantowana przez konwencję międzynarodową”. Wilson w Polsce nigdy nie był. Jego plan, tyleż piękny, co teoretyczny, nie skutkował żadną konkretną pomocą dla Polaków – również w czasie zagrożenia świeżo odzyskanej polskiej niepodległości, czyli wojny z bolszewikami w 1920 r.

Znienawidzony Pałac Kultury

Tak naprawdę amerykański izolacjonizm względem naszej części świata przełamany został dopiero w momencie trudnym dla USA – ataku Japonii na bazę wojskową w Pearl Harbor 7 grudnia 1941 r. Wówczas Amerykanie zdecydowali się włączyć do II wojny światowej po stronie antyniemieckiej. Zanim do Polski zaczęli przyjeżdżać urzędujący prezydenci USA, odwiedzili nas ci, którzy na Kapitolu mieli zasiąść w przyszłości. I tak we wrześniu 1945 r. na zaproszenie towarzysza Bolesława Bieruta do Warszawy przyjechał Dwight D. Eisenhower, zwycięzca II wojny światowej, wówczas wojskowy gubernator strefy okupacyjnej USA w Niemczech.
Po pobycie w Polsce powiedział: „Widziałem zniszczony Berlin, widziałem zniszczony Hamburg, widziałem wiele zniszczonych miast w Europie, ale tak zniszczonego miasta jak Warszawa nigdy nie widziałem”. Prezydentem Stanów Zjednoczonych Eisenhower został w 1953 r. John Fitzgerald Kennedy przed objęciem prezydentury był w Polsce dwa razy. Jego pierwsza wizyta miała miejsce w lipcu 1939 r. Przyjechał jako attaché na polecenie swojego ojca – ambasadora USA w Wielkiej Brytanii. JFK poznawał nastroje wśród społeczeństwa i polskich polityków. „Wyjeżdżam stąd pokrzepiony i wzmocniony i będę mówił wszędzie tam, gdzie będzie mi dane, iż wobec tak poważnego zagrożenia [wojną] społeczeństwo polskie spogląda w przyszłość z niezachwianą wiarą w słuszność swojej sprawy, patrzy z optymizmem, ale i z przekonaniem, że jeżeli do konfrontacji dojdzie, to jej wynik nie może być inny jak zwycięstwo” – pisał w liście do Josepha P. Kennedy’ego seniora.
Drugą podróż do Polski odbył w 1955 r., będąc senatorem. Opisał aresztowanie prymasa Stefana Wyszyńskiego i biskupa Czesława Kaczmarka, podporządkowanie „Tygodnika Powszechnego” komunistycznej władzy. Nie mając wątpliwości, że dla Polaków warszawski Pałac Kultury i Nauki to symbol znienawidzonego panowania sowieckiego, cytował dowcip: „Zamienię luksusowe pięciopokojowe mieszkanie z widokiem na Pałac Kultury na… cokolwiek”. Pisał, że towary w sklepach są kiepskiej jakości, zarobki sprzedawcy to 300 zł miesięcznie, kawa maxwell kosztuje 200 zł, para butów miesięczną pensję, a szary męski garnitur 2000 zł.
Z Warszawy JFK pojechał na Jasną Górę. W drodze do Częstochowy co kilkadziesiąt kilometrów jego samochód zatrzymywała milicja, za każdym razem każąc się wylegitymować. Kennedy pisał: „Jeśli Polacy poczują, że dogadaliśmy się z Rosją, a z tego układu nie powstanie wolna Polska, to ich walka o wolność się skończy. Na razie komuniści niewiele ustąpili. Barbarzyńca nie ma noża w zębach, ale trzyma go w dłoni”.
Zapewne efektem tych dwóch wizyt były słowa wypowiedziane po polsku przez Johna F. Kennedy’ego już jako 35. prezydenta USA: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”. Był październik 1962 r., Parada Pułaskiego w Buffalo w stanie Nowy Jork.

„Nixon, ratuj Polskę!”

Pierwszą w historii stosunków polsko-amerykańskich wizytę urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych w Polsce złożył Richard Nixon. Przebywał w Warszawie w dniach 31 maja – 1 czerwca 1972 r. (nie był to jego pierwszy raz nad Wisłą, wcześniej odwiedził Polskę w 1959 r. jako wiceprezydent). Na Okęciu amerykańską delegację witał przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński i premier Piotr Jaroszewicz. „Przywożę słowa przyjaźni od całego narodu amerykańskiego dla całego narodu polskiego. Szczególnie gorące pozdrowienia przywożę od milionów Amerykanów, którzy są dumni z polskiego pochodzenia. Amerykanie polskiego pochodzenia wiele wnieśli do potęgi, żywotności i kultury Stanów Zjednoczonych” – mówił Nixon, a półtoragodzinną ceremonię transmitowały polska i amerykańska telewizja. Prezydentowi i jego małżonce towarzyszył m.in. doradca do spraw bezpieczeństwa Henry Kissinger.
Pierwszego dnia prezydent USA spacerował po Starym Mieście, złożył kwiaty przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Drugiego zwiedzał pałac w Wilanowie. Na trasie przejazdu witało go ok. 300 tys. wiwatujących warszawiaków. Komunistyczna bezpieka zabierała ludziom transparenty, ale jednego nie udało się na czas zarekwirować, a brzmiał on: „Nixon, ratuj Polskę!”.
Z I sekretarzem KC PZPR Edwardem Gierkiem amerykański prezydent rozmawiał półtorej godziny. Efektem były jakże potrzebne Gierkowi amerykańskie kredyty i licencje dla Polski oraz wzrost wymiany handlowej. Fotoreporterzy uchwycili, jak prezydent USA trzyma w rękach „Trybunę Ludu”.
Warto dodać, że Nixon przyjechał do Warszawy z Moskwy, gdzie podpisał z sekretarzem generalnym KPZR Leonidem Breżniewem układ o ograniczeniu zbrojeń strategicznych (SALT 1).

Amerykanie wyzwolili Gierka

Za czasów sekretarzowania towarzysza Gierka miały miejsce jeszcze dwie oficjalne wizyty w Polsce prezydentów USA. W dniach 28–29 lipca 1975 r. w Warszawie i Krakowie przebywał Gerald Ford. On także do Polski przyleciał z Moskwy, udając się następnie do Helsinek – na konferencję przywódców 33 krajów europejskich oraz Kanady i USA, zakończoną podpisaniem Aktu Końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (KBWE).
Pierwsze pytanie, jakie Ford zadał w Sejmie Gierkowi, brzmiało: „Czy można tu zapalić?”. Drugiego dnia, w Oświęcimiu, doszło do międzynarodowego skandalu. Jak relacjonował niemiecki dziennik „Die Welt”, Ford zapytał Gierka, „jak długo był więźniem Auschwitz”, na co Gierek miał odpowiedzieć, że… cztery lata i że został wyzwolony… przez amerykańskich żołnierzy. W ten sposób świat dowiedział się, że niemiecki obóz Auschwitz wyzwolili Amerykanie, uwalniając jednocześnie Edwarda Gierka. Tymczasem autorem wypowiedzi był dyrektor muzeum w Oświęcimiu. Mówił o tym, że jako więzień Auschwitz został ewakuowany do Mauthausen-Gusen i tam wyzwolony przez US Army.

„Namiętnie pragnę Polaków”

Anegdota ta nie wyczerpuje zbioru dyplomatycznych gaf i nieporozumień. Podczas telewizyjnej debaty z kandydatem demokratów Jimmy Carterem republikanin Gerald Ford stwierdził, że „Polska jest krajem niezależnym i autonomicznym. Nie wierzę, że Polacy uważają, że są pod sowiecką dominacją”. Nic dziwnego, że to Carter został kolejnym prezydentem USA. Dwa lata później, w dniach 29–31 grudnia 1977 r., gościł w Warszawie. Jako jedyny przywódca Ameryki odwiedził nasz kraj zimą. Być może zignorował ostrzeżenia swojego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, Zbigniewa Brzezińskiego, o panujących w Polsce mrozach.
W inaugurującym wizytę przemówieniu Carter mówił: „Namiętnie pragnę Polaków”, „Cieszę się, mogąc chwycić Polskę” oraz „Wyjechałem ze Stanów Zjednoczonych na zawsze”. Polacy, w tym sztywni komunistyczni notable, nie mogli powstrzymać śmiechu. A wszystko przez prezydenckiego tłumacza, który… od razu po wystąpieniu Cartera stracił pracę. Tygodnik „Time” uznał tę historię za jedną z 10 najgorszych wpadek dyplomatycznych. Nowy tłumacz bezbłędnie przetłumaczył toast Cartera podczas oficjalnej kolacji w pałacu w Wilanowie: „W imieniu narodu amerykańskiego za niezwyciężony duch i wolność narodu polskiego”. To nie mogło się podobać towarzyszom komunistom. Tak samo jak fakt, że Rosalynn Carter, żona prezydenta, w towarzystwie Brzezińskiego nieoczekiwanie odwiedziła prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego. Jimmy Carter dowiedział się z kolei, że dziennikarz opozycyjnego pisma „Opinia” nie został wpuszczony na konferencję prasową, i odpowiedzi na pytania przesłał mu listownie.

Jaruzelski na prezydenta

George Herbert Walker Bush po raz pierwszy przyjechał do Polski już jako prezydent, w dniach 9–11 lipca 1989 r. Stał jeszcze mur berliński, Polskę zmuszano do bycia członkiem Układu Warszawskiego, a Radzie Państwa przewodniczył Wojciech Jaruzelski. „Właśnie tutaj, w sercu Europy, Amerykanie wyrażają swą najgłębszą nadzieję, że Europa będzie scalona i wolna” – powiedział Bush jeszcze na Okęciu.
Obiecał 100 mln dol. pomocy na rozwój polskiego sektora prywatnego, restrukturyzację polskiego zadłużenia i uruchomienie 325 mln dol. kredytów przez Bank Światowy. Dwie godziny rozmawiał w Belwederze w cztery oczy z towarzyszem Jaruzelskim. Czerwony generał miał podzielić się swoimi wątpliwościami co do swojej kandydatury na urząd prezydenta Polski, a Bush miał go do niej zachęcać. Podczas spotkania w szerszym gronie – z Lechem Wałęsą i Bronisławem Geremkiem, Bush sugerował podobno (według relacji ówczesnego rzecznika „S” Janusza Onyszkiewicza), by „Polska nie kołysała bardziej tą łódką”. Dziewięć dni później dyktator stanu wojennego został (przewagą jednego głosu Zgromadzenia Narodowego) głową państwa. Oddzielne spotkanie amerykański prezydent odbył z Wałęsą w domu tego ostatniego w Gdańsku. Fotograf uwiecznił ich siedzących przy kryształowych kieliszkach na tle tapety w kwiatki.
W Warszawie Bush nie tylko zajmował się polityką, ale też ubrany w krótkie spodenki, T-shirt i adidasy biegał po Łazienkach oraz grał w baseball.
Nad Wisłę wrócił 5 lipca 1992 r. Obie wizyty Busha rozdzieliła wizyta Ronalda Reagana w Polsce we wrześniu 1990 r., już po zakończeniu jego prezydentury.
Bush zapowiedział rozłożenie na raty i częściowe umorzenie polskiego długu zagranicznego. Dziękował w ten sposób polskiemu wywiadowi za wywiezienie z Iraku agentów amerykańskiego wywiadu na początku pierwszej wojny w Zatoce Perskiej. Prezydent USA uczestniczył również w uroczystościach sprowadzenia do Polski prochów Ignacego Jana Paderewskiego, zmarłego w 1941 r. w Nowym Jorku i pochowanego na cmentarzu w Arlington kompozytora i polityka (premiera Polski w 1919 r.). Prochy wielkiego Polaka zostały złożone w archikatedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie.

„Nic o was bez was”

Kolejny amerykański prezydent, Bill Clinton, przebywający w Polsce w dniach 6–7 lipca 1994 r., przekonywał o nieuchronności rozszerzenia Sojuszu Północnoatlantyckiego (NATO). Na Starym Mieście wspominał powstanie warszawskie: „Wyście wygrali tę walkę”, i dodawał, że Polska nie zostanie już pominięta, jak w Jałcie, mówiąc: „Nic o was bez was”.
Te słynne słowa Clinton powtórzył podczas swej drugiej wizyty w Polsce 10 lipca 1997 r. Przyjechał prosto ze szczytu NATO w Madrycie, gdzie zapadła decyzja o przyjęciu do Sojuszu Polaków, Czechów i Węgrów.

Z Lechem Kaczyńskim o tarczy

15–16 czerwca 2001 r. gościł w Warszawie George W. Bush, syn Busha seniora. Na Uniwersytecie Warszawskim przemawiał: „Nie mówmy o Wschodzie i Zachodzie. To był stary podział. Nie był to fakt geograficzny, lecz fakt przemocy. Naszym celem jest wytrzeć fałszywe linie, które dzieliły Europę przez zbyt długi okres”.
Podczas drugiej wizyty w Polsce Bushowi juniorowi i jego żonie Laurze towarzyszyła m.in. doradczyni ds. bezpieczeństwa narodowego Condoleezza Rice i sekretarz stanu USA Colin Powell. O rozszerzeniu Unii Europejskiej (UE) i polskim zaangażowaniu w Iraku rozmawiali z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim i premierem Leszkiem Millerem.
George W. Bush był w Polsce raz jeszcze – 8 czerwca 2007 r. w Juracie dziękował prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu za zaangażowanie Polski w misje wojskowe w Afganistanie i Iraku. Rozmawiał także o tarczy antyrakietowej: „Mam nadzieję, że osiągniemy porozumienie, które przyczyni się do bezpieczeństwa Polski i całego kontynentu”.

Wiedźmin i obalenie komunizmu

Kolejny amerykański prezydent, Barack Obama, który w maju 2011 r. przebywał z tygodniową wizytą w Europie, podczas XVII szczytu Europy Środkowej w Warszawie potwierdził ważność sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi ze szczególną rolą Polski. Zapewniał o wsparciu Ameryki dla projektu zniesienia wiz dla naszych obywateli.
Chyba jednak najbardziej zapadły Polakom w pamięć jego słowa wypowiedziane trzy lata później. I to niekoniecznie te o „Wiedźminie” (że to najlepszy przykład, jakie miejsce Polska zajmuje w światowej gospodarce), lecz te o wolnych wyborach w 1989 r. I tak 4 czerwca 2014 r. na placu Zamkowym w Warszawie Obama stwierdził, że to dzięki Polsce mieliśmy do czynienia z początkiem końca komunizmu. Szkoda – dodajmy – że kilka dni wcześniej ówczesne władze RP pożegnały z honorami zmarłego komunistycznego dyktatora Jaruzelskiego.
Prezydent USA, powodowany rosyjską agresją na Ukrainę, ogłosił plan przeznaczenia 1 mld dol. na „wysuniętą rotacyjną obecność” wojsk amerykańskich nad Wisłą. W trakcie szczytu NATO odbywającego się w dniach 8–9 lipca 2016 r. w Warszawie (którego gospodarzem był prezydent Andrzej Duda, a przewodniczącym sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg) podjęto decyzję o wzmocnieniu wschodniej flanki NATO poprzez rozmieszczenie czterech batalionów liczących ok. 1000 żołnierzy w Polsce i krajach bałtyckich.
Oczywiście nie obyło się bez zgrzytów. Gdy Barack Obama wyraził zaniepokojenie stanem polskiej demokracji, przypomniano mu, jak w 2012 r. mówił w Białym Domu o „polskich obozach zagłady”.
I wreszcie nadeszły czasy Donalda Trumpa, 45. prezydenta USA. Epoka, której wyznacznikiem stały się słowa amerykańskiego prezydenta na placu Krasińskich w Warszawie (5 lipca 2017 r.): „Polska jest geograficznym sercem Europy. Ale co ważniejsze, w Polakach widzimy duszę Europy. Wasz naród jest wielki, bo ma wielkiego ducha. Ducha, który jest silny”. Po rewizycie, którą w 18 września 2018 r. złożył w Waszyngtonie Andrzej Duda, usłyszeliśmy zapowiedź powstania w Polsce Fortu Trump.