Dla porównania, w ostatnich latach w tej kategorii notowane były kilkuprocentowe spadki. Ale nie to budzi największy niepokój, lecz to, że przybywa bezrobotnych czekających na ofertę pracy co najmniej rok i dwa lata. Takich osób urzędy pracy w tym roku zarejestrowały już ponad 300 tys. Przed rokiem było ich 293 tys. To oczywiście konsekwencja ogólnego wzrostu liczby bezrobotnych. W tym roku od stycznia do lipca ich liczba zwiększyła się o 8,5 proc. w porównaniu z 2024 r. i wyniosła 830,7 tys.
Długo bezrobotni niechętnie zatrudniani
Zdaniem Roberta Lisickiego, dyrektora departamentu rynku pracy w Konfederacji Lewiatan, to dowód, że firmy usztywniają się w zatrudnianiu nowych osób w obawie o przyszłość swoją i polskiej gospodarki.
– A jeśli już mają wakat, który muszą zapełnić, to stawiają na osoby z polecenia, z doświadczeniem czy krótkotrwale bezrobotne – zauważa Robert Lisicki.
Coraz więcej zwolnień grupowych
Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, zwraca uwagę, że przybywa firm ogłaszających zwolnienia grupowe, wśród których jest sporo pracodawców z mniejszych miejscowości. Zwalniają nie tylko z powodu sytuacji ekonomicznej, lecz także dlatego, że relokują swój biznes.
– Osoby zatrudnione w takich zakładach często wykonywały określone czynności przez wiele lat. Po utracie pracy trudno jest im znaleźć zatrudnienie na innym stanowisku. Poza tym często nie ma ofert w takim regionie – tłumaczy i dodaje, że dane statystyczne są dowodem mijania się kompetencji pracowników oraz oczekiwań i potrzeb pracodawców. Nie bez znaczenia dla rynku pracy jest też postępująca cyfryzacja i robotyzacja.
Na razie jednak nie ma powodów do zmartwień, bo liczba długotrwałych bez robotnych wciąż nie przekracza połowy ogółu pozostających bez pracy (40 proc.). ©℗