Zarobki w publicznym szkolnictwie wyższym i nauce zależą od kwoty minimalnego wynagrodzenia profesora. Jest ona określona w rozporządzeniu w sprawie wysokości minimalnego miesięcznego wynagrodzenia zasadniczego dla profesora w uczelni publicznej (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 1407). Zgodnie z nim kwota ta wynosi 9370 zł brutto. Nie była ona waloryzowana od 1 stycznia 2024 r. Z odpowiedzi Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) dla DGP wynika, że już 1 stycznia 2026 r. jest planowana podwyżka.

Konieczna nowelizacja

„W związku z przyjęciem proponowanego w 2026 r. podwyższenia płacy minimalnej w gospodarce (na ten moment o 3 proc. do kwoty 4806 zł – komunikat Kancelarii Prezesa Rady Ministrów) konieczna będzie nowelizacja rozporządzenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego określającego wysokość minimalnego miesięcznego wynagrodzenia zasadniczego dla profesora w uczelni publicznej” – informuje biuro prasowe resortu nauki. Na razie nie przedstawia konkretnej propozycji. Zastrzega przy tym, że rozpoczęcie prac w tym zakresie oraz określenie nowej wysokości kwoty minimalnego wynagrodzenia dla profesora uwarunkowane będzie zapewnieniem odpowiedniego finansowania tego przedsięwzięcia z budżetu państwa.

„Skutki finansowe zmiany rozporządzenia występują nie tylko w budżecie ministra nauki, ale również w budżetach wszystkich innych ministrów nadzorujących uczelnie” – dodaje MNiSW. Ponadto zmiana kwoty wskazanej w rozporządzeniu będzie oznaczała wzrost wynagrodzenia nie tylko dla nauczycieli akademickich, lecz także doktorantów i pracowników Polskiej Akademii Nauk (patrz: infografika). Na razie prace legislacyjne nad zmianą rozporządzenia nie toczą się w MNiSW, ponieważ nie ma jeszcze decyzji rządu co do najniższej krajowej (decyzja zapadnie w połowie września). Natomiast jeżeli Rada Ministrów utrzyma swoją propozycję, oznaczać to będzie wzrost kwoty bazowej pensji profesora z 9370 zł do co najmniej 9612 zł. Resort może wynegocjować z ministrem finansów wyższą kwotę, ale na razie MNiSW milczy na temat takich rozmów.

To zdecydowanie mniej, niż oczekują związkowcy, którzy domagają się od rządu systemowych zmian. Przedstawiciele pracowników mówią wprost, że nie są zadowoleni z podejścia obecnego rządu do wynagrodzeń w szkolnictwie wyższym i nauce. – Zarówno za czasów rządów Zjednoczonej Prawicy, jak i teraz, za Koalicji 15 października, podwyżki w naszym sektorze podążają za minimalnym wynagrodzeniem za pracę. Mimo zmiany władzy nic się w tej kwestii nie zmieniło. Niestety, wcześniej i obecnie ten resort jest niebywale słabym partnerem w negocjacjach z ministrem finansów. Ten rząd podejmuje głównie działania PR-owe. Tymczasem my, jako związki zawodowe, domagamy się poważnych, systemowych zmian prawnych i finansowych – mówi Marek Kisilowski z Krajowej Sekcji Nauki NSZZ „Solidarność”.

Układy z ministrem nauki

W podobnym tonie wypowiada się Błażej Mądrzycki z Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki Związku Nauczycielstwa Polskiego. – Z dużym smutkiem przyjmuję takie tłumaczenia, że nic nie da się zrobić. Jesteśmy ofiarami podobnej narracji, jaka miała miejsce za rządów Zjednoczonej Prawicy – przyznaje.

Przypomina, że ZNP proponowało różne systemowe i długofalowe rozwiązania dotyczące wynagrodzeń. – Na przykład powiązanie pensji w szkolnictwie wyższym z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce narodowej. Wówczas podwyżka byłaby niezależna od decyzji politycznych, podobnie jak jest w ochronie zdrowia. Natomiast jeżeli płace wzrosną tylko o wymagane minimum, to będzie skandal. Przecież, na Boga, nie może być tak, że osoba po studiach z aspiracjami naukowymi, która chce pracować na uczelni, otrzymuje propozycję pracy za minimalne wynagrodzenie, które dziś mają zagwarantowane pracownicy bez żadnych kwalifikacji zawodowych – wskazuje Błażej Mądrzycki.

Podkreśla, że w taki sposób Polska nie zbuduje potencjału naukowego i badawczego. Rada Szkolnictwa Wyższego i Nauki dołączyła do pogotowia protestacyjnego ZNP i przygotowała propozycję podwyżek na przyszły rok. – Czekamy na reakcję ministra nauki na nasze postulaty – mówi związkowiec. W jego ocenie istnieje potencjał w układach zbiorowych pracy – jest to rodzaj umowy między pracodawcą a pracownikami, w ramach której ustala się inne warunki zatrudnienia, w tym wynagrodzenia.

– Nie trzeba wcale zmieniać aktów prawnych, by poprawić sytuację w szkolnictwie wyższym. Wystarczy, że minister siądzie z nami do rozmów i zgodzimy się na waloryzację płac uzależnioną właśnie np. od przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej, a taki ponadzakładowy układ będzie wiążący dla całego sektora – wskazuje Błażej Mądrzycki. Co ciekawe, dziś, mimo że rektorzy mogą zawierać takie zakładowe układy zbiorowe, to nie ma go na żadnej uczelni.

Resort nauki przypomina, że o ostatecznej wysokości płac pracowników decydują uczelnie indywidualnie w odniesieniu do każdego pracownika, z uwzględnieniem posiadanych zasobów finansowych. Przepisy określają wyłącznie minimalną – gwarantowaną – wysokość wynagrodzenia. ©℗

ikona lupy />
Wynagrodzenia na uczelniach / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe