Pielęgniarki o godzinie 11:00 protestowały pod kancelarią premiera. Zwróciły tym samym uwagę na pogłębiającą się lukę kadrową w swoim zawodzie, źle naliczane wynagrodzenia i problem z finansowaniem ochrony zdrowia. W rozmowie z Gazetą Prawną Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych mówi o tym, że jeszcze niedawno tak samo jak Donald Tusk postępował Mateusz Morawiecki.
Rozmawiamy z Krystyną Ptok przewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Krystyna Ptok: Zgłosiliśmy, że udział weźmie 2000 osób i myślę, że taka liczba osób przyjedzie do Warszawy pod Kancelarię Premiera.
Protestujemy dlatego że mamy dość degradacji i dyskryminacji pielęgniarek. Działania rządzących powodują zmniejszenie zainteresowania się zawodem, a młodzi ludzie nie chcą pracować w publicznej ochronie zdrowia. Tym bardziej że coraz częściej nie uznaje się kwalifikacji lub doświadczenia zawodowego. W sądach toczą się sprawy o niesprawiedliwe naliczenia wynagrodzeń. Trzeba spłaszczyć tę strukturę, aby pracodawcy nie „oszczędzali” na pielęgniarkach.
Często podaję taki przykład: jeżeli 500 pielęgniarkom nie uwzględni się wyższego wykształcenia i otrzymają one wynagrodzenie z grupy szóstej to rocznie szpital może zaoszczędzić w ten sposób 12 mln złotych. To łakomy kąsek.
Teraz chcielibyśmy zmobilizować polityków do zajęcia się ponownie obywatelskim projektem ustawy. Już od ponad dekady mówimy o katastrofie związanej z dziurą pokoleniową. Średnia wieku pielęgniarek to 55 lat i ona stale rośnie. Nie wiemy i boimy się, jak będzie wyglądała wkrótce nasza praca.
Szacujemy, że pozwów o niesprawiedliwe przyznanie wynagrodzeń jest ok. 30-40 tys. Ta liczba dotyczy wyłącznie osób uzwiązkowionych, nie wiemy, jaka jest skala prywatnych pozwów. Cały czas sprawy rozstrzygane są na korzyść pielęgniarek – zasądzane kwoty wynoszą zwykle od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych.
Państwo powinno spojrzeć na pracowników ochrony zdrowia i na zdrowie jako na kapitał, jako inwestycja a nie koszt. Nie powinniśmy na tym oszczędzać. Mieliśmy mieć 7 proc. PKB na ten sektor. Kisimy się dalej w granicach 5 proc.
Normy zatrudnienia nie są spełniane, bo szpitale nie mają pieniędzy na zatrudnienie. W niektórych obszarach nie ma nawet tych norm opartych na standardach opieki medycznej. W dwóch województwach: lubelskim i podkarpackim są osoby, które mogłyby podjąć się pracy, ale spotykają się z blokadą etatów.
Tak. Możemy zapytać więc, czy zapewniamy bezpieczeństwo zdrowotne pacjentom. W mojej ocenie nie, bo mamy sytuację, kiedy w niektórych województwach na 1000 mieszkańców mamy 4 pielęgniarki.
Młode osoby dostają oferty pracy w Polsce za 6700 zł brutto, czyli ok. 4700 zł na rękę. Mają system pracy 12-godzinny, a więc pracują w nocy, w święta, odpowiadają za 20-30 pacjentów co bardzo stresuje, mają kontakt z materiałem biologicznym często niebezpiecznym dla zdrowia i są bardzo obciążone fizycznie. Nic dziwnego, że wolą wyjechać np. do Niemiec. Należy zadać pytanie: czy jesteśmy na tyle bogatym państwem, żeby szkolić medyków i pozwalać im pracować u sąsiadów?
Projekt trafił do podkomisji zdrowia po tym, jak pracowano nad nią w komisji. Możemy powiedzieć, że to jest taka zamrażarka.
Unika. Dialog jest niewystarczający. Kiedy rozmawiamy o projekcie obywatelskim słyszymy, że jest bardzo trudna sytuacja Narodowego Funduszu Zdrowia.
Ustawę o zawodzenie lekarza i lekarza dentysty przełożono ponownie na barki NFZ. Chodzi o realizację zadań, które poprzednio były wykonywane z budżetu państwa. Podobnie jest z ratownictwem: to ponad 5 mld rocznie, które było do 2023 roku finansowe w ten sposób. Chcemy powrotu do poprzednich zapisów ustawy sprzed listopada 2023 roku i przywrócenia dotychczasowego finansowania NFZ.
Widzimy niezrozumienie problemu. W mojej ocenie podkreślanie tego, że pieniędzy nie ma, to motyw, który pojawia się od kilku lat. To wyrażenie-wytrych, przez które nie zastanawiamy się w ogóle nad problemem i sposobami jego rozwiązania.
To jest palący problem. Przyzna pani, że brak pielęgniarek i w perspektywie wyłączanie z działalności oddziałów z powodu braku personelu to jest palący problem. A mówimy już o perspektywie 2030 roku.
Nikt się nie określił. Mamy déjà vu. Pamiętam jak jeszcze niedawno prosiłyśmy o spotkanie premiera Mateusza Morawieckiego, gdy pojawił się problem w relacjach z ministrem Niedzielskim. Wtedy premier wysyłał wszystkie pisma do ministra zdrowia, twierdząc, że to on jest ich adresatem. Teraz jest podobnie. Premier odsyła nas do ministry Leszczyny.
Nie. Pani Izabela Leszczyna ma swojego szefa i gdybyśmy chcieli, aby to ona do nas wyszła, protestowalibyśmy na ul. Miodowej 15.
Na razie nie ujawniamy dalszych planów. Jednak zwracamy uwagę, że mamy prezydencję Polski w Unii Europejskiej, mamy wkrótce wybory prezydenckie, to jest w naszej opinii dobry czas na akcentowanie sytuacji w ochronie zdrowia.