Ustawodawca powinien doprecyzować definicję stosunku pracy, tak aby przedsiębiorcy nie mieli wątpliwości, czy w danej sytuacji należy zawrzeć umowę o pracę, czy kontrakt cywilnoprawny.
Wydawana właśnie monografia pt. „W poszukiwaniu prawnego modelu samozatrudnienia w Polsce. Analiza prawnoporównawcza” wieńczy międzynarodowy projekt badawczy, prowadzony pod kierownictwem prof. Tomasza Duraja. Prace trwały pięć lat, a ich głównym celem była kompleksowa analiza prawna samozatrudnienia w świetle przepisów unijnych i ustawodawstw innych krajów. Jak zatem nasze rodzime samozatrudnienie wypada na tle innych państw?
ikona lupy />
Dr hab. Tomasz Duraj, profesor w Katedrze Prawa Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Polityki Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego / Materiały prasowe / fot. Marcin Pietruszka/Materiały prasowe

Tomasz Duraj: Według badań OECD z 2021 r. osoby samozatrudnione w Unii stanowią średnio 15,27 proc. ogółu pracobiorców, jednak są kraje ze współczynnikiem ponad 30 proc. (Meksyk, Turcja), a nawet ponad 50 proc. (Kolumbia). Polska ze wskaźnikiem niemal 20 proc. prezentuje się nieźle. Zleceniodawców w tej formie współpracy pociągają głównie jej elastyczność, łatwość w nawiązaniu i zerwaniu umowy oraz stosunkowo niskie koszty zatrudnienia. Nie najgorzej wyglądają też nasze uregulowania prawne w tym obszarze. Choć rozsiane po wielu ustawach, to zapewniają samozatrudnionym pewien poziom ochrony, np. w zakresie BHP czy minimalnej stawki godzinowej. Z innych krajów jedynie Hiszpania może się pochwalić kompleksową ustawą ustalającą status takich osób, ale są też państwa, gdzie brakuje jakichkolwiek przepisów na ich temat.

Sprecyzujmy pojęcia. Jeśli mówimy o samozatrudnionym w rozumieniu państwa badań, to o kim? Czy również o osobie świadczącej usługi na podstawie umowy cywilnoprawnej (np. na zlecenie), nawet jeśli nie rozkręca ona własnego biznesu?

T.D.: Nie. Typowy samozatrudniony to osoba fizyczna, która spełnia łącznie sześć warunków. Przede wszystkim osobiście świadczy pracę na rzecz co najmniej jednego przedsiębiorcy, innej jednostki organizacyjnej lub gospodarstwa rolnego (czyli z wyłączeniem indywidualnych konsumentów). Ponadto działa na własną odpowiedzialność i ryzyko, poza zakresem kierownictwa podmiotu zlecającego (co ją najbardziej odróżnia od pracownika) i w ramach własnej zarejestrowanej działalności gospodarczej na mocy prawa przedsiębiorców. W celu świadczenia tej pracy nie zatrudnia pracowników ani wykonawców cywilnych, np. na zlecenie czy na podstawie umowy o dzieło. Dopuszcza się jednak nieodpłatną pomoc członków rodziny oraz osób niebędących członkami rodziny, ale pozostających z samozatrudnionym we wspólnym gospodarstwie domowym.

W tej definicji nie mieszczą się zatem osoby świadczące pracę na podstawie umów cywilnoprawnych poza własną działalnością, ale też niektórzy przedsiębiorcy, np. ci, którzy nie realizują pracy osobiście albo nie angażują pracowników. Ponadto proponujemy podział omawianej grupy na osoby samozatrudnione autonomicznie oraz samozatrudnione ekonomicznie zależne.

Czym różnią się te grupy?

T.D.: Samozatrudnieni ekonomicznie zależni to osoby, które świadczą dominującą część pracy na rzecz jednego podmiotu. Ich uzależnienie ekonomiczne przejawia się w tym, że uzyskują od tego najsilniejszego kontrahenta przeważający dochód (np. 75 proc. całości dochodu) albo wykonują na jego rzecz pracę w znacznym wymiarze i w dłuższym okresie, np. 21 godzin na tydzień przez co najmniej 180 dni w roku kalendarzowym (tak zakładał projekt kodeksu pracy z 2018 r.) albo 31 godzin na tydzień przez co najmniej trzy miesiące. Sytuacja samozatrudnionego zależnego ekonomicznie, pomimo że nie wykonuje on pracy podporządkowanej, w wielu płaszczyznach upodabnia się do położenia pracowników, dlatego potrzeba zapewnienia im większych gwarancji ochronnych (mniejszych jednak niż w stosunku pracy).

Państwa badania ruszyły w styczniu 2019 r. i zajęły wysokie III miejsce w konkursie OPUS 15 w panelu prawnym. Głównym jego celem było opracowanie – na podstawie doświadczeń innych krajów – założeń do modelu naszej polskiej regulacji samozatrudnienia. Czy powinna ona przybrać rangę ustawy?

T.D.: Tak. Na wzór hiszpański należy przyjąć w Polsce ustawę o statusie prawnym samozatrudnionych, która określi kompleksowo i wyczerpująco pozycję oraz uprawnienia wykonawców tej aktywności zarobkowej. Jeśli chodzi o samozatrudnionych autonomicznie, ustawa powinna precyzować m.in., w jakim zakresie stosować do nich przepisy BHP, zakaz dyskryminacji, ochronę przed mobbingiem i innymi naruszeniami godności. Powinna też zapewniać im prawo koalicji (zrzeszania się w związki zawodowe) i wynikającą z tego ochronę układową oraz do bezpłatnego urlopu połogowego.

ikona lupy />
Dr Marcin Krajewski, adiunkt w Katedrze Prawa Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Polityki Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Marcin Krajewski: Ustawa nie przewidywałaby natomiast zmiany zasad podlegania ubezpieczeniom społecznym przez osoby samozatrudnione autonomicznie (niezależne). Uważamy, że powinny one nadal mieć możliwość deklarowania podstawy wymiaru składek społecznych oraz korzystania z preferencji dostępnych dla osób prowadzących pozarolniczą działalność gospodarczą.

A w jakie uprawnienia powinno się wyposażyć samozatrudnionych ekonomicznie zależnych?

T.D.: Przede wszystkim prawo do minimalnego wynagrodzenia i jego ochrony, do płatnego urlopu wypoczynkowego (np. do 12 dni rocznie) i do ochrony trwałości zatrudnienia w czasie urlopu połogowego (8 tygodni). Ponadto prawo wliczenia aktywności gospodarczej do ogólnego stażu pracy, do okresów wypowiedzenia, do ochrony przed natychmiastowym rozwiązaniem kontraktu, do płatnych przerw związanych z pełnieniem funkcji działacza związkowego, do strajku czy też do postępowania przed sądem pracy. Należy się również zastanowić nad objęciem ciężarnych kobiet z tej grupy gwarancjami zatrudnienia.

M.K.: Za samozatrudnionych zależnych ekonomicznie powinno się, naszym zdaniem, odprowadzać składki na ubezpieczenia społeczne od osiąganego przez nich przychodu, a więc na takich zasadach, jak w przypadku pracowników czy zleceniobiorców. Podmiot zlecający świadczenie usług realizowałby też obowiązki płatnika składek, w tym obowiązek ich obliczenia oraz opłacenia. Do czynności wykonywanych w warunkach zatrudnienia zależnego powinno się również odpowiednio stosować konstrukcję „pracy na rzecz” określoną w art. 8 ust. 2a ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych. Jeśliby więc osoba samozatrudniona ekonomicznie zależna wykonywała pracę dla innego podmiotu, ale to główny kontrahent korzystałby z wymiernych rezultatów tej pracy, wówczas ten ostatni musiałby opłacić składki.

Status osoby samozatrudnionej ekonomicznie zależnej, skonstruowany w ramach państwa projektu, bardzo przypomina – moim zdaniem – pozycję pracownika.

T.D.: Trochę tak, ale nie do końca. Uprawnienia, które chcemy nadać, zwłaszcza samozatrudnionym ekonomicznie zależnym, są tylko wzorowane na przywilejach pracowniczych. Mają za zadanie ucywilizować i przywrócić godność tego rodzaju aktywności zarobkowej. Jednocześnie nie mogą one też posuwać się za daleko w kopiowaniu pracowniczych „prerogatyw”, ponieważ trudno będzie rozróżnić te dwa stosunki zatrudnieniowe. Należy wyraźnie podkreślić, że sama zależność ekonomiczna samozatrudnionego względem podmiotu zlecającego w żadnym razie nie może być utożsamiana ze stosunkiem pracy, w którym występuje kierownictwo pracodawcy.

M.K.: Postulujemy wprowadzenie swoistego trójpodziału osób podlegających obowiązkowym ubezpieczeniom społecznym na osoby zatrudnione (w tym samozatrudnionych zależnych), które zostałyby objęte obowiązkiem opłacania składek od każdej z zawartych umów, samozatrudnionych, których roboczo nazywamy autonomicznymi (niezależnymi), oraz pozostałe osoby objęte obowiązkiem podlegania ubezpieczeniom społecznym. W ten sposób dojdzie do uproszczenia systemu ubezpieczeń społecznych, któremu będą oni podlegać. Nasze propozycje ograniczą też zjawisko nadmiernej optymalizacji kosztów zatrudnienia. Będzie prościej, a w konsekwencji też łatwiej odprowadzać składki.

Władze widzą tymczasem w samozatrudnieniu podejrzaną platformę, na której „kotwiczą” pracownicy wypychani przez firmy z etatów. Ostatnio przyjęły ostry kurs na zwalczanie umów śmieciowych, np. planując wyposażenie inspektora pracy w prawo zamiany umowy cywilnej w stosunek pracy na mocy decyzji oraz oskładkowanie umów cywilnych. Czy zatem powinniśmy wspierać samozatrudnienie, czy ograniczać?

T.D.: Jeśli już mówić o zwalczaniu, to tylko fikcyjnego samozatrudnienia, czyli wykonywanego w warunkach stosunku pracy (tj. w miejscu i czasie wskazanym przez pracodawcę oraz pod jego kierownictwem). W ramach naszego projektu postulujemy przecież ucywilizowanie samozatrudnienia poprzez nadanie mu minimum ochrony zatrudnieniowej w drodze ustawy. Trzeba wspierać rozwój tej nietypowej formy świadczenia pracy zarobkowej, ale jej stosowanie musi być zgodne z prawem. Proponowane przez nas zmiany wzmocnią samozatrudnienie legalne, tak by nie ukrywało stosunku pracy. Jeśli więc osoba samozatrudniona oraz jej dominujący kontrahent będą działać w warunkach niespełniających cech stosunku pracy, władze nie będą się miały do czego „przyczepić”. Nie jestem zwolennikiem przyznania inspekcji pracy prawa do władczego ustalania stosunku pracy w drodze natychmiast wykonalnej decyzji administracyjnej. Takie rozwiązanie ma wiele wad i nie będzie efektywne.

M.K.: Proszę zwrócić uwagę, że pierwotnie Polska zobowiązała się w ramach kamienia milowego A.71.G Krajowego Planu Odbudowy do objęcia obowiązkiem opłacania składek wszystkich umów cywilnych, w tym także umów o dzieło, do końca 2023 r. Potem przełożyła realizację tych zamiarów na 2025 r., ale już słyszymy, że i ta data jest nierealna. A szkoda, ponieważ to dobry sposób na ograniczenie segmentacji rynku pracy i skuteczną walkę z fikcyjnym samozatrudnieniem. Nasze przedsięwzięcie doskonale wpisuje się w ten cel, ponieważ postulujemy odprowadzanie za osobę samozatrudnioną ekonomicznie zależną pełnych składek na ubezpieczenia społeczne.

Skoro samozatrudnieni mają dostać własną ustawę, to czy w ślad za tym trzeba zmodyfikować kodeks pracy?

T.D.: Chcielibyśmy, aby nasze przedsięwzięcie badawcze stanowiło wstęp do dyskusji na temat przyszłości prawa pracy, które powinno nadążać za rozwojem nowych technologii, informatyzacją i cyfryzacją. Trzeba się poważnie zastanowić nad tym, czy i jakie uprawnienia pracownicze powinny obejmować wszystkich cywilnoprawnych wykonawców pracy zarobkowej. Uzupełnieniem proponowanej koncepcji ma być wprowadzenie rozwiązań pozwalających na skuteczną walkę z fikcyjnym samozatrudnieniem. Nie jestem zwolennikiem wprowadzenia do polskiego porządku prawnego domniemania stosunku pracy, które zbyt mocno ingeruje w cywilnoprawną zasadę swobody umów, w konstytucyjną zasadę wolności prowadzenia działalności gospodarczej oraz w zasadę uczciwej (wolnej) konkurencji. Istnieje jednak potrzeba doprecyzowania w art. 22 kodeksu pracy definicji stosunku pracy, tak aby przedsiębiorcy i kontrolerzy nie mieli wątpliwości, czy w danej sytuacji należy nawiązać stosunek pracy, czy też kontrakt cywilnoprawny.

A konkretnie w jaki sposób?

T.D.: Ustawodawca powinien w art. 22 kodeksu pracy uściślić kryteria pozwalające jednoznacznie stwierdzić, kiedy mamy do czynienia z kierownictwem pracodawcy. Uważam bowiem, że podleganie bieżącemu kierownictwu pracodawcy (poleceniom przełożonego konkretyzującym obowiązki pracownicze) to najważniejsza cecha odróżniająca stosunek pracy od innych form współpracy. Potrzebne jest także bardziej zdecydowane egzekwowanie mechanizmów przeciwdziałających fikcyjnemu samozatrudnieniu. Do tego, jeśli inspektor pracy wystąpi o ustalenie istnienia stosunku pracy, powinno nastąpić przerzucenie ciężaru dowodu na podmiot zatrudniający. To on zatem będzie musiał wykazać przed sądem pracy, że zatrudnienie nie spełnia cech stosunku pracy. Sądy pracy zaś powinny konsekwentnie tego pilnować i egzekwować przepisy kodeksu pracy. ©℗

Rozmawiała Renata Majewska