W ostatnich miesiącach spotkania liderów państw członkowskich nie należą do najczęstszych, choć palących tematów do omówienia w pełnym gronie przybywa z każdym tygodniem. Od czerwca jednak trwa proces wyłaniania nowej obsady unijnych instytucji, który zakończy się prawdopodobnie pod koniec listopada.
Wszelkie uzgodnienia oraz wytyczne dla Brukseli, które wydadzą premierzy i prezydenci państw członkowskich, będą realizowane przez nową Komisję Europejską, na której czele pozostanie Ursula von der Leyen. Rozpoczynający się dziś dwudniowy szczyt będzie najpewniej ostatnim z udziałem Charles'a Michela w roli przewodniczącego Rady Europejskiej, którego już wkrótce zastąpi Portugalczyk António Costa. Unijni liderzy zamierzają omówić dalsze wsparcie dla Ukrainy, bieżącą sytuację na Bliskim Wschodzie oraz palące sprawy wewnętrzne, w tym migrację, która powróciła na agendę nie bez wpływu sobotnich słów premiera Donalda Tuska o czasowym zawieszeniu prawa do azylu, oraz konkurencyjność, która ma być jednym z najważniejszych zagadnień dla nowej KE.
Bruksela gotowa na dyskusję
Jeszcze kilka tygodni temu, gdy był ustalany wstępny porządek szczytu, migracja nie była zaplanowana nawet jako wątek poboczny. Teraz wszystko wskazuje na to, że będzie głównym tematem dyskusji o sprawach wewnętrznych. Nie tylko ze względu na nowe pomysły Warszawy, lecz także rosnącą presję wielu innych państw członkowskich. Aż 14 z nich podpisało niedawno list do KE, w którym domagają się zaostrzenia polityki migracyjnej, w tym przyspieszenia procesu deportacji osób przebywających nielegalnie w UE. Do grona niezadowolonych dołączyła pozaunijna, ale należąca do strefy Schengen Szwajcaria. Dominuje niezadowolenie i bezradność – pakt o migracji i azylu, który miał być odpowiedzią na większość migracyjnych bolączek, wejdzie w życie dopiero za dwa lata. Jedynie Hiszpania zaapelowała o możliwość szybszej implementacji tych przepisów.
Pozostałe stolice podejmują działania na własną rękę, tak jak Niemcy przywracające tymczasowe kontrole graniczne czy Włochy, które zaczęły już wysyłać migrantów do ośrodków tymczasowych na północy Albanii. Jednak o ile wspomniane inicjatywy były sygnalizowane lub realizowane od miesięcy, o tyle wystąpienie Donalda Tuska było dla Brukseli zaskakujące. Pomysł zawieszenia procedur azylowych oraz nieimplementowania paktu o migracji i azylu, jeśli będzie niekorzystnie wpływał na bezpieczeństwo Polski, wywołał na unijnych korytarzach duże poruszenie. Choć KE podkreśla, że każde państwo UE musi implementować pakt, wydaje się nie odrzucać pomysłu ponownego otwarcia migracyjnej puszki Pandory i wznowienia rozmów o polityce migracyjnej.
Na razie migranci nie wyjeżdżają z UE, nawet jeśli nie kwalifikują się do uzyskania azylu i nie mają zalegalizowanego pobytu. Zaledwie 20 proc. takich migrantów jest odsyłanych do bezpiecznych krajów lub państw pochodzenia. Stolice unijne chcą przyspieszyć ten procesu, a do tego konieczne są umowy o readmisji z państwami trzecimi, jak w przypadku Turcji podczas pierwszego kryzysu w latach 2014–2015. Bruksela negocjuje umowy głównie z państwami Afryki Północnej, ale najnowszym pomysłem jest utworzenie w państwach trzecich punktów rejestracji i tymczasowego ulokowania migrantów czekających na zakończenie procedur. Wzorem może być wspomniana umowa Włoch i Albanii, która początkowo nie zyskała aprobaty w Brukseli, a dziś jest rozpatrywana jako realne narzędzie rozwiązania problemu przeludnionych ośrodków na terenie UE. Według wstępnego projektu konkluzji stolice będą naciskać, by Bruksela przygotowała przepisy pozwalające na utworzenie wspomnianych ośrodków poza UE. Za ich projekt ma odpowiadać nowy komisarz ds. wewnętrznych, Austriak Magnus Brunner.
Ukraiński plan zwycięstwa
Wewnętrzne dyskusje zdominują piątkowe rozmowy, a dziś Wspólnota zmierzy się z problemami wojennymi. Wszystko wskazuje na to, że w Brukseli pojawi się osobiście prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, żeby przedstawić swój plan zwycięstwa, którym dotychczas dzielił się jedynie z wybranymi przywódcami, a wczoraj przedstawił jego założenia ukraińskim parlamentarzystom. Zełenski przedstawił listę oczekiwań wobec Zachodu, zakładających m.in. zaproszenie do członkostwa w NATO, zgodę na rażenie celów na terenie Rosji przy pomocy zachodniej broni, wspólną produkcję zbrojeniową i strącanie przez natowskich żołnierzy rosyjskich dronów nad ukraińskim niebem. Pierwotnie planowano, że Zełenski połączy się ze zgromadzonymi na szczycie liderami w formie wideokonferencji. Osobista wizyta ma ośmielić unijnych liderów do postępów w dalszym wsparciu Ukrainy. W zamian Kijów oferuje wspólną eksploatację ukraińskich złóż grafitu, litu i uranu, niezbędnych w zielonej i cyfrowej transformacji Europy.
Wizyta Zełenskiego w Brukseli będzie zwieńczeniem poprzednich wyjazdów do Berlina, Londynu, Paryża, Rzymu i Waszyngtonu. Planowane niedawno kolejne spotkanie z prezydentem USA Joem Bidenem w Niemczech zostało przeniesione na później ze względu na huragan Milton. Jednak udział prezydenta w szczycie nie będzie dla niego łatwy. Członkostwu Ukrainy w NATO otwarcie sprzeciwiają się Słowacy i Węgrzy, a cichych przeciwników nie brakuje w innych stolicach. Wewnętrzne podziały wokół wsparcia Kijowa mają także wymiar finansowy. Węgry nadal blokują 6,5 mld euro z Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju, z którego państwom są zwracane pieniądze za sprzęt i broń przekazane Ukrainie. Szef unijnej dyplomacji zasugerował rozwiązanie wyłączające Budapeszt. Obecnie tylko jednomyślna decyzja 27 państw może pozwolić na wypłatę środków, a według nowej koncepcji na fundusz składałoby się 26 stolic chętnych do wsparcia Ukrainy i tylko one miałyby zwracane z tego tytułu pieniądze. Dla UE może być to pierwszy krok do potencjalnego pozbycia się groźby węgierskiego weta wobec kolejnych działań na rzecz Kijowa. W tle są unijne sankcje, które wygasną pod koniec roku, a do ich przedłużenia niezbędna jest obecnie zgoda Węgier. ©℗