Mandaty za wykroczenia i wyniki ankiety, zgodnie z którą jedna piąta pracowników zatrudnionych w instytucji doświadczyła pogorszenia samopoczucia w związku z sytuacją w pracy – to rezultaty kontroli inspekcji pracy w Biurze Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców.

O relacjach zatrudnionych w biurze rzecznika wskazujących na to, że w urzędzie dochodzi do zachowań noszących znamiona mobbingu, pisaliśmy w DGP jeszcze w styczniu i lutym. Byli i obecni pracownicy opowiadali nam o rzucaniu w nich wyzwiskami, wyśmiewaniu, poniżaniu. Opisywanych zachowań miał dopuszczać się Marek Woch – do stycznia dyrektor generalny biura, obecnie zastępca rzecznika małych i średnich przedsiębiorców Adama Abramowicza, a w ostatnich wyborach do Sejmu – lider lubelskiej listy Bezpartyjnych Samorządowców. W związku z tymi doświadczeniami część pracowników urzędu miała mieć problemy ze zdrowiem psychicznym. Nasi rozmówcy skarżyli się też na niepłatną pracę w nadgodzinach, przydzielanie zadań poniżej kompetencji i pozbawionych sensu oraz powtarzające się kontakty w sprawach służbowych poza godzinami pracy.

Potrzebna interwencja

W czasie gdy publikowaliśmy teksty, w instytucji trwała już kontrola Państwowej Inspekcji Pracy. Zakończyła się pod koniec lipca. Jak poinformowała nas inspekcja, w jej trakcie wyszło na jaw, że w biurze rzecznika popełniono wykroczenia przeciwko prawom pracownika trojakiego rodzaju. Chodzi o naruszanie przepisów o czasie pracy, wypłacanie wynagrodzeń lub innych należnych świadczeń z opóźnieniem lub w niepełnej wysokości oraz nieudzielanie przysługującego urlopu lub bezpodstawne zaniżanie jego wymiaru. PIP przekazała nam, że w związku z tym „inspektor pracy 12 maja 2023 r. zastosował wobec osoby odpowiedzialnej za popełnienie wykroczeń postępowanie określone w art. 95 par. 3 ustawy – Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia”. Wskazany przepis mówi o nakładaniu przez inspektora pracy grzywny w postępowaniu mandatowym. Poza naruszeniami przepisów o czasie pracy, wynagrodzeniach i urlopach, do pracy w biurze dopuszczono też jedną osobę bez zawarcia z nią umowy na piśmie.

DGP dotarł też do protokołu podsumowującego kontrolę PIP. Wynika z niego, że inspektorzy jeszcze w grudniu 2022 r. chcieli poznać zdanie pracowników biura. Kontrolerzy zgłosili więc rzecznikowi, że chcieliby przeprowadzić wśród nich anonimową ankietę dotyczącą atmosfery w pracy i niepożądanych zachowań. Oprócz sprawdzenia, czy pracodawca prowadzi politykę antymobbingową, to w praktyce jedyne narzędzie, jakie ma inspekcja w obszarze przeciwdziałania dyskryminacji w miejscu pracy. Rzecznik początkowo nie chciał zgodzić się nawet na to działanie. W odpowiedzi na pismo PIP w tej sprawie kierownictwo biura odpowiedziało, że „nie widzi potrzeby” przeprowadzenia ankiety.

Po opisaniu przez DGP sytuacji w instytucji kierowanej przez Adama Abramowicza rzecznik zmienił jednak zdanie i zgodził się na anonimowe badanie. Na pytania przeprowadzonej w lutym ankiety odpowiedziało 47 osób (czyli 84 proc. pracowników biura rzecznika). Wyniki pokazują, że nawet po odejściu z biura tych, którzy mieli doświadczyć niewłaściwego traktowania, w lutym w urzędzie nadal pracowały osoby zgłaszające negatywne doświadczenia.

Wyniki ankiety

Według badania inspekcji pracy 74 proc. ankietowanych ocenia wprawdzie atmosferę pracy w biurze jako „dobrą lub raczej dobrą”, jednak 15 proc. stwierdziło, że doświadczyli reagowania na ich wypowiedzi krzykiem i wyzwiskami. 9 proc. miało spotkać się z groźbami. Na pytanie o doświadczenie nierównego traktowania lub dyskryminacji w miejscu pracy 15 proc. odpowiedziało twierdząco, ale aż jedna czwarta nie udzieliła odpowiedzi. 21 proc. badanych wskazało, że ich samopoczucie psychiczne lub fizyczne pogorszyło się w związku z sytuacją w pracy w ciągu roku poprzedzającego ankietę.

W podsumowaniu PIP stwierdza: „mimo że większość osób pozytywnie wypowiada się na temat swojego środowiska pracy, to jest grupa, która doświadcza w pracy zachowań negatywnie wpływających na ich dobrostan psychiczny”. Taki wniosek pokrywa się z relacjami zatrudnionych w biurze, z którymi rozmawiał DGP. Zgodnie twierdzili, że sytuacje opisywane w naszych tekstach dotykały pracowników zatrudnionych w jednostkach biura bezpośrednio podległych Markowi Wochowi.

Jeszcze w styczniu, po publikacji tekstu DGP przytaczającego relacje pracowników biura rzecznika, na stronie internetowej instytucji opublikowano oświadczenie, według którego do biura „nigdy nie złożono żadnego zgłoszenia o mobbing”. Później w rozmowie z Business Insiderem Adam Abramowicz przyznał, że wprawdzie w biurze pojawiły się w okresie jego działania (instytucja funkcjonuje od sierpnia 2018 r.) cztery skargi, w tym trzy na zachowania Marka Wocha, ale jedna z nich została wycofana, a poza tym żadna nie wpłynęła „w trybie, który pozwalałby na powołanie komisji”. Tymczasem spośród uczestników ankiety PIP, a więc tylko obecnie zatrudnionych w biurze rzecznika, 11 proc. zadeklarowało, że zgłaszali pracodawcy problemy związane ze zjawiskami takimi jak mobbing czy dyskryminacja. Kolejne 13 proc. odpowiedziało, że nie sygnalizowali takich problemów z obawy o negatywne konsekwencje zgłoszenia.

Pracownicy podtrzymują zarzuty

Także teraz byli pracownicy protestują przeciwko takiemu stawianiu sprawy.

– Skarga, którą złożyłam, wyczerpywała definicję mobbingu. Używaliśmy tego słowa wielokrotnie. Dlatego tłumaczenia pana Abramowicza są bezprzedmiotowe. Miał pełną wiedzę o zachowaniu pana Wocha – mówi w rozmowie z DGP jedna z osób.

Byli pracownicy nadal zgodnie podtrzymują wcześniejsze zarzuty pod adresem Marka Wocha. Mówią też o czyszczeniu sytuacji w instytucji po kontroli PIP, polegającym na wymianie kadrowej.

– Nie przedłużono ze mną umowy – mówi pracownik X, który brał udział w ankiecie. – Byłem łajany, leciały w moim kierunku bluzgi. W cudowny sposób ginęły dokumenty, o których braki oskarżano potem nas, budując atmosferę wzajemnych oskarżeń. To był prywatny folwark ludzi, którzy utknęli mentalnie w latach 90. XX w., kiedy panowało bezrobocie, a pracodawcy czuli się bezkarnie – dodaje.

Kolejny były pracownik, który odszedł z biura stosunkowo niedawno, opowiada, co ostatecznie pchnęło go do złożenia wymówienia. Poprosił o jeden dzień wolnego. Chodziło o ważne sprawy rodzinne, zdrowotne.

– Złożyłem podanie u kadrowej. Ale następnego dnia usłyszałem, że zrobiłem to nieskutecznie, dlatego dostaję upomnienie z wpisem do akt. Mimo że wiele razy zostawałem w pracy po godzinach. Jak choćby wtedy, gdy zostałem wysłany na delegację w weekend. Usłyszałem, że niedziela i tak jest czasem wolnym, więc nic mi się za to nie należy. Dopiero po kontroli PIP dostałem za nią zwrot – opowiada w rozmowie z DGP.

Słyszymy, że równo obrywali i kobiety, i mężczyźni, starsi i młodsi, osoby o innej orientacji, innego wyznania.

Inna osoba spytana wprost o zmiany po kontroli PIP mówi, że lepiej było przez tydzień. Gdy jednak kurz opadł i nie poszły za nią konkretne reakcje, życie zaczęło wracać do normy.

– Z tą różnicą, że pan Woch uznał, iż ugodowy już był. Odtąd wszystko będzie trafiało do akt pracowniczych. A jak ktoś chce wyjść do sklepu, np. po kanapkę, musi wypełnić wniosek i potwierdzić u przełożonego – słyszymy relację.

Wiele pytań

DGP skierował pytania do biura rzecznika. Pytaliśmy m.in. o to, czy w biurze podjęto jakiekolwiek działania w związku z przypadkami nieprawidłowych zachowań w stosunku do pracowników? Na kogo inspektor PIP nałożył grzywnę? Czy została przyjęta?

Do zamknięcia tego wydania DGP nie dostaliśmy odpowiedzi. Mimo prób nie udało nam się też skontaktować z Markiem Wochem. Chwilę na rozmowę znalazł Adam Abramowicz. – Nie było wielkich wykroczeń, ale były uchybienia. Jesteśmy na etapie wdrażania zaleceń – mówi.

Na pytanie, czy rozmawiał ze swoim zastępcą na temat stylu komunikacji, odpowiada tak: na bieżąco rozmawiamy, co tydzień mamy kierownictwo, protokół PIP też był omawiamy. – Dla mnie priorytetem zawsze były takie stosunki w pracy, by zadania wykonywać efektywnie, a ludzie mieli z tego satysfakcję. Z takim nastawieniem budowałem zespół – ucina. – Gdyby był mobbing, to PIP wykorzystując moją zgodę na ankietę, mogłaby to stwierdzić – zaznacza.

W tej ostatniej kwestii prawnicy widzą sprawę inaczej (patrz: opinia)

Pytani o dalsze działania byli pracownicy mówią DGP tak: jest ok. 30 osób, które były bezpośrednio lub pośrednio ofiarami i świadkami patologicznych zachowań. Dla dobra tych, którzy mogliby wystąpić na drogę sądową, uchylamy się od odpowiedzi. ©℗

opinia

PIP skupia się na procedurach

ikona lupy />
Marcin Frąckowiak radca prawny z kancelarii Sadkowski i Wspólnicy / Materiały prasowe

Pierwszą myślą, którą kierują się pracownicy alarmujący, że doświadczyli ze strony pracodawcy działań noszących znamiona mobbingu, jest ta o zawiadomieniu Państwowej Inspekcji Pracy. Jednak trzeba pamiętać, że PIP nie ma uprawnień, by badać zgłoszenie w tym kierunku. Owszem, może sprawdzić, czy pracodawca przeciwdziała mobbingowi, czy wdrożył w miejscu pracy odpowiednie procedury. Kontrola PIP pomoże też w sytuacji, gdy pracodawca nie płaci pracownikom, nie rozlicza się z nimi z nadgodzin, nie przestrzega bhp. Może nałożyć mandat, zobowiązać pracodawcę do rozliczenia się z pracownikiem. W przypadku mobbingu nie ma jednak tego rodzaju narzędzi. Potwierdzają to kolejne pisma, jakie z PIP otrzymują moi klienci. Padają tam jasne sformułowania, że „w zakresie badania mobbingu inspektor odniesie się tylko do kwestii formalnych. Nie będzie badał zasadności zarzutów oraz decydował w kwestii ostatecznego rozstrzygnięcia”. Tych ostatnich można dochodzić bowiem wyłącznie przed sądem pracy, a inspektor nie może wchodzić w kompetencje sędziego. Prawa pracownika w tym zakresie określa art. 94 par. 3 kodeksu pracy – pracownik, u którego mobbing wywołał rozstrój zdrowia, może dochodzić od pracodawcy odpowiedniej sumy tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę.

Dlatego skuteczniejsze jest już zgłoszenie złośliwego naruszenia praw pracowniczych do organów ścigania. Ale zdecydowanie najlepszą dziś drogą jest dochodzenie przez ofiarę mobbingu roszczeń przed sądem pracy. Wszystkie inne scenariusze, w tym opisane powyżej, powodują przewlekłość sprawy. Co więcej, umożliwiają pracodawcy przygotowanie strategii wyjaśnienia sytuacji, wprowadzenia w miejscu pracy nowych rozwiązań, które miałyby zatrzeć niekorzystne wrażenie wywołane posądzeniem o to, iż w firmie miał miejsce mobbing. To powoduje natomiast, iż trudniej jest później uwierzyć w słowa mobbingowanego pracownika. Upływ czasu działa więc na niekorzyść ofiar. Błędny jest stereotyp mówiący o tym, że trudno sprawę o mobbing wygrać, bo jest on mocno ocenny. W swojej 10-letniej praktyce reprezentowania klientów przed wymiarem sprawiedliwości widzę, że w tym czasie sędziowie znacznie poszerzyli swoją wiedzę, zebrali doświadczenie. ©℗