W trakcie każdej kontroli PIP sprawdzi, czy firma oceniła zagrożenia związane z zakażeniem COVID-19. Działania pracodawców powinny zależeć od stopnia ryzyka.
W trakcie każdej kontroli PIP sprawdzi, czy firma oceniła zagrożenia związane z zakażeniem COVID-19. Działania pracodawców powinny zależeć od stopnia ryzyka.
Nie wszyscy zatrudniający przywiązują uwagę do prawidłowego stosowania przepisów bhp. W dobie pandemii powinni jednak o tym pamiętać. W przeciwnym razie muszą liczyć się z mandatami. Do końca tego roku PIP przeprowadzi kilkadziesiąt tysięcy kontroli w firmach. Podczas każdej z nich inspektorzy pracy mają sprawdzić m.in., czy firmy wyposażyły zatrudnionych w środki ochronne i czy oceniły ryzyko zawodowe związane z możliwością zakażenia się koronawirusem. Ten ostatni obowiązek w praktyce sprawia problemy zatrudniającym. Z kontroli PIP przeprowadzonych w okresie pandemii (od 15 marca 2020 r.) wynika, że brak aktualizacji ocen ryzyka zawodowego pod kątem zagrożeń epidemiologicznych był jednym z głównych ujawnianych uchybień (inspektorzy wydali łącznie 33 tys. decyzji z zakresu bhp). Sam obowiązek tworzenia takich ocen już wcześniej wywoływał problemy (jeszcze przed pandemią). W 2019 r. nieprawidłowości z tym związane dotyczyły aż 172 tys. pracowników.
– Nadzór nad przestrzeganiem obostrzeń epidemiologicznych należy do kompetencji Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Inspektor pracy może natomiast sam zastosować sankcję, z mandatem włącznie, za brak aktualizacji oceny ryzyka zawodowego – tłumaczył Wiesław Łyszczek, główny inspektor pracy (w trakcie konferencji poświęconej kontrolom PIP w okresie pandemii).
Przepisy w omawianym zakresie nie są zbyt rozbudowane. Artykuł 226 wskazuje, że pracodawca ocenia i dokumentuje ryzyko zawodowe związane z wykonywaną pracą oraz stosuje niezbędne środki profilaktyczne zmniejszające takie ryzyko. Ma też poinformować o nim pracowników (oraz o zasadach ochrony przed zagrożeniami) i skonsultować z tymi ostatnimi lub ich przedstawicielami działania w tym zakresie.
/>
Kwestie te są też uregulowane w rozporządzeniu z 26 września 1997 r. w sprawie ogólnych przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy (t.j. Dz.U. z 2003 r. nr 169, poz. 1650 ze zm.). Zawiera ono definicję ryzyka zawodowego. To prawdopodobieństwo wystąpienia niepożądanych zdarzeń związanych z wykonywaną pracą, powodujących straty, w szczególności wystąpienia u pracowników niekorzystnych skutków zdrowotnych (w wyniku zagrożeń zawodowych występujących w środowisku pracy lub ze względu na sposób wykonywania obowiązków). PIP wskazuje, że pracodawca, który chce zaktualizować ocenę pod kątem zagrożeń związanych z COVID-19, powinien porozumieć się ze służbą bhp (lub w przypadku mniejszych firm – ze specjalistą z zewnątrz, któremu powierzył taką funkcję).
– Na pewno należy ocenić konkretne stanowiska pod kątem skali zagrożeń, czyli wskazać te, które wymagają większej ochrony, np. z uwagi na to, że pracownik ma kontakt z klientami firmy. I na tej podstawie trzeba dostosować środki ochronne – tłumaczyła Izabela Waga, wicedyrektor departamentu nadzoru i kontroli Głównego Inspektoratu Pracy.
– W przypadku przeciętnej firmy wystarczające będzie dodanie do oceny punktu dotyczącego zagrożeń związanych z COVID-19 oraz wskazującego środki profilaktyczne, jakie mają być stosowane, np. dotyczące dezynfekcji dłoni. Aktualizacja musi być bardziej rozbudowana w przypadku specyficznego rodzaju działalności, np. gdy pracownik jest zatrudniony w laboratorium lub szpitalu – tłumaczy Marek Nościusz z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Pracowników Służby BHP.
Podkreśla, że równie istotne jest prawidłowe informowanie o zagrożeniach.
– Zatrudnieni powinni potwierdzić, że zapoznali się z oceną ryzyka. Chodzi też o działania profilaktyczne w tym względzie. Pracodawcy zawieszają np. plakaty w toaletach objaśniające prawidłowy sposób mycia rąk lub informacje w stołówkach, które wskazują liczbę osób, które w tym samym czasie mogą przebywać w takim pomieszczeniu, lub miejsca, które mogą być zajęte w trakcie spożywania posiłków – dodaje.
Eksperci wskazują, że pracodawcy powinni też przygotować procedurę postępowania w razie podejrzenia zakażenia. Chodzi np. o sytuację, gdy zatrudniony w trakcie dniówki dowiaduje się, że jego domownik otrzymał pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa.
– W takiej sytuacji warto zadbać np. o to, aby taki pracownik miał dostęp do wyizolowanego pomieszczenia, w którym może skontaktować się telefoniczne z inspekcją sanitarną i otrzymać dalsze zalecenia – tłumaczy Marek Nościusz.
Pracodawcy oraz związkowcy wskazywali wielokrotnie, że oczekują większej aktywności od PIP, ale przede wszystkim w zakresie poradnictwa, a nie jedynie nadzoru nad przestrzeganiem prawa. Chcą wiedzieć w szczegółach, jak mogą organizować pracę w okresie epidemii i jakie działania profilaktyczne mogą podejmować.
– Jeśli zapowiedziane wizyty inspektorów mają służyć przekazywaniu wiedzy z zakresu bhp, to jest to dobre rozwiązanie. Znacznie gorzej, jeśli będą mieć restrykcyjny charakter i zostaną zrealizowane tylko po to, aby instytucja mogła się wykazać aktywnością – uważa prof. Monika Gładoch, radca prawny z kancelarii M. Gładoch Specjaliści Prawa Pracy.
Podkreśla, że oczekuje większej aktywności PIP i jej stanowisk w kwestiach np. badania temperatury w miejscu pracy lub możliwości przeprowadzania testów na obecność koronawirusa.
– W ostatnim czasie to Urząd Ochrony Danych Osobowych przejął wiodącą rolę w tym względzie. W rezultacie idea bhp ustępuje przepisom o ochronie danych. To nieuczciwe, że w okresie największych obostrzeń i zagrożeń pozostawiono pracodawców bez jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy np. mogą samodzielnie badać temperaturę pracowników. A teraz ktoś będzie kontrolował, czy zapewniają pracownikom rękawiczki – podsumowuje prof. Gładoch.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama