Oceny projektów dokonywała 24-osobowa komisja powołana przez Ministrę Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, której zadaniem była szczegółowa analiza wniosków i przygotowanie listy projektów rekomendowanych do realizacji w ramach programu „Skrócony czas pracy – to się dzieje!”.
Weryfikacja formalna była wyjątkowo wymagająca – obejmowała 13 szczegółowych kryteriów. Każdy wniosek musiał być złożony przez uprawniony podmiot, podpisany kwalifikowanym podpisem elektronicznym, zaufanym lub osobistym, w pełni kompletny i zgodny z obowiązującymi wzorami.
Resort ustalił także limity finansowe: koszty obsługi nie mogły przekroczyć 10 procent wartości projektu, a jego maksymalna wartość wynosiła 1 milion złotych. Dodatkowo koszt w przeliczeniu na jednego pracownika nie mógł być wyższy niż 20 tysięcy złotych.
Pracodawcy zobowiązani byli do złożenia oświadczeń o braku zaległości podatkowych i wobec ZUS, a także do zapewnienia, że w pilotażu weźmie udział co najmniej połowa pracowników firmy. W przypadku projektów obejmujących pomoc publiczną należało dołączyć pełny zestaw dokumentów wymaganych przepisami.
Po zakończeniu weryfikacji formalnej odpadła zdecydowana większość uczestników. Tylko co piąty wniosek przeszedł do dalszego etapu, a 90 projektów uzyskało ostateczną rekomendację. Wśród nich znalazły się 34 urzędy, 22 instytucje publiczne (m.in. spółki komunalne i fundacje), 20 firm z sektora usług oraz 14 przedsiębiorstw przemysłowych.
Profesor Grażyna Spytek-Bandurska, ekspert ds. stosunków pracy, dialogu społecznego i rynku pracy Federacji Przedsiębiorców Polskich, nie kryje zaskoczenia wynikami naboru.
– Na pewno zaskakuje to, że tak wiele podmiotów nie spełniło kryteriów formalnych – mówi. Jej zdaniem trudno jednoznacznie ocenić, czy powodem był pośpiech i niedokładność samych wnioskodawców, czy raczej zbyt złożone lub nieczytelne zasady naboru.
– Nie oceniałam tych wniosków, ale liczba odrzuconych projektów budzi wątpliwości. Na pewno warto się przyjrzeć, dlaczego aż tak duża liczba podmiotów nie przeszła weryfikacji formalnej – dodaje.
Z kolei Joanna Torbé-Jacko, adwokatka i ekspertka Business Centre Club ds. prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, mówi, że ministerstwo już na posiedzeniu Rady Rynku Pracy zapowiadało, że część wniosków może odpaść, bo są źle wypełnione lub zawierają błędy formalne.
– To zrozumiałe, że niektóre projekty trzeba było odrzucić, ale jeśli prawie 2 tys. przedsiębiorstw i instytucji wystartowało w naborze i prawdą jest, że tylko 400 wniosków było wypełnionych prawidłowo, to znaczy, że coś poszło nie tak – dodaje.
Zdaniem ekspertki w takiej sytuacji resort powinien był wyciągnąć wnioski i uprościć procedury.
– W mojej ocenie takie statystyki powinny skłonić do refleksji nad przyczynami tej sytuacji, a nie ogłaszanie sukcesu w naborze. Instrukcja do wypełnienia wniosku liczyła niemal 30 stron. Ponadto ostateczna lista, na której dominują urzędy, może prowadzić do wniosku, że wniosek umieli wypełnić urzędnicy, lecz nie przedsiębiorcy, co jest co najmniej zaskakujące – podkreśla.
– Jeżeli doszło do takiej sytuacji, to biorąc pod uwagę cele pilotażu, które nie zostaną w tych warunkach osiągnięte oraz fakt wydatkowania publicznych środków na to badanie, należało albo ogłosić nabór drugi raz i uprościć procedurę, albo wzywać do uzupełnienia wniosków. W przeciwnym razie zostajemy z bardzo wąską pulą podmiotów, a ostateczna lista uczestników nie oddaje różnorodności rynku, więc cel tego pilotażu w ogóle nie zostanie osiągnięty, tymczasem środki będą wydane – ocenia.
Mecenas Torbé-Jacko przypomina też, że przedsiębiorcy od początku mieli wątpliwości co do sposobu przygotowania projektu.
– Pilotaż nie był szeroko konsultowany ani z organizacjami pracodawców, ani ze stroną pracowniczą. Kryteria nie zostały wcześniej omówione, a informacje, które uzyskiwaliśmy z resortu pracy, były bardzo ogólne. W rezultacie mamy sytuację, w której dobre wnioski mogły przepaść przez zbyt restrykcyjną procedurę, a sam program finansowany za publiczne środki skazany jest na fiasko – ocenia ekspertka.
Jak poinformowało ministerstwo, wnioski składali różnorodni pracodawcy – zarówno prywatni, jak i publiczni. Wśród nich dominowali mikro i mali przedsiębiorcy, co – jak podkreśla resort – odzwierciedla strukturę polskiego rynku pracy.
Z danych MRPiPS wynika również, że większość firm sięgała po rozwiązania rekomendowane przez resort, zgodne z doświadczeniami zagranicznych pilotaży. Najczęściej wybierano modele hybrydowe – czterodniowy tydzień pracy, skrócenie liczby godzin dziennie lub dodatkowe dni urlopu przy zachowaniu wynagrodzenia.
Jak zaznacza ministerstwo, pracodawcy dążyli do opracowania rozwiązań dostosowanych do specyfiki swoich organizacji, tak by krótszy czas pracy nie obniżał efektywności, a jednocześnie poprawiał komfort zatrudnionych.©℗