DGP ustalił, że Państwowa Inspekcja Pracy (PIP) opracowuje plan kontroli umów cywilnoprawnych w firmach w 2026 r. Już wiadomo, że przeprowadzi ich 200. To liczba kontroli celowanych, czyli nastawionych tylko na ustalenie, czy miało miejsce przestrzeganie u pracodawcy zakazu zawierania umów cywilnoprawnych w warunkach wskazujących na istnienie stosunku pracy. To zupełna nowość. Takich kontroli celowanych dotyczących tego zakresu do tej pory bowiem nie było. Weryfikacja firm w tym obszarze miała dotychczas miejsce w ramach ogólnych kontroli nastawionych na prawną ochronę pracy, w tym legalne zatrudnienie, poprawne prowadzenie dokumentacji czy naliczanie stawki godzinowej zgodnie z przepisami o minimalnym wynagrodzeniu. W 2024 r. było ich łącznie 10 047. Oprócz tego inspektorzy będą realizować kontrole ze skarg pracowników.

Ile zatem będzie wszystkich? Jak słyszymy w PIP, wiele zależy od zgłoszeń napływających z rynku. Choć pracodawcy uważają, że ze względu na obecny kształt projektu ustawy o PIP te 200 celowanych kontroli to i tak dużo, to nie ich liczba budzi w nich największe obawy, a to, jak będą typowane firmy, które zostaną nimi objęte. PIP w rozmowach z DGP informuje, że jeszcze za wcześnie, by mówić o ostatecznym grafiku. Nie kryje jednak, że liczy przy tym na wsparcie ZUS, który ma najlepszy wgląd w to, jakie firmy w jaki sposób zatrudniają osoby do pracy.

– Trzeba poczekać na ostateczny kształt przepisów, dzięki którym ma być możliwość typowania podmiotów do kontroli na podstawie analizy ryzyka i wymiany danych z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych oraz Krajową Administracją Skarbową, zamiast przeprowadzać inspekcje na ślepo – mówi Mateusz Rzemek, rzecznik prasowy głównego inspektora pracy.

Na pierwszy ogień w kontroli

Jak dowiedział się DGP, prace nad systemem wymiany informacji między ZUS i PIP już ruszyły.

– W związku z projektowanymi zmianami podejmujemy działania, które po wejściu w życie przepisów w bezpieczny sposób pozwolą na współpracę w zakresie analizy ryzyka – potwierdza Grzegorz Dyjak z biura prasowego ZUS.

Z nieoficjalnych rozmów z pracownikami ZUS wiemy, że zakład ma też pierwsze spostrzeżenia na temat kierunku kontroli. Jak się okazuje, w pierwszej kolejności wcale nie muszą być wskazywane tylko największe firmy. Pracodawcy uważają, że kontrole skupią się na średnich i dużych pracodawcach, zamiast na typowaniu ich przy uwzględnieniu struktury przedsiębiorstw według wielkości. Zwracają uwagę, że w 2024 r., jak wynika ze sprawozdania PIP, najwięcej kontroli przeprowadzono w zakładach zatrudniających do 9 oraz od 10 do 49 pracowników (odpowiednio – 51,6 proc. oraz 30 proc.). Natomiast 18,4 proc. kontroli było kierowanych do średnich i dużych przedsiębiorstw, mimo że stanowią one 0,8 proc. zbiorowości podmiotów gospodarczych. Do tego, jak zauważa Federacja Przedsiębiorców Polskich w swoim najnowszym raporcie dotyczącym alternatywnej oceny skutków regulacji projektu ustawy o zmianie ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy, można oczekiwać, że kontrole skoncentrują się na wybranych branżach, takich jak: handel, budownictwo, przetwórstwo przemysłowe, zakwaterowanie, gastronomia czy usługi związane z administrowaniem. Na to bowiem wskazuje dotychczasowa praktyka. Tymczasem struktura typowanych podmiotów przez PIP nie pokrywa się ze strukturą firm działających w polskiej gospodarce. Poza wymienioną grupą czterech najczęściej kontrolowanych branż przeprowadzono 37,6 proc. ogółu kontroli, podczas gdy wszystkie pozostałe branże odpowiadają za 56,2 proc. ogólnej liczby aktywnych przedsiębiorstw. Tymczasem, jak wynika z danych GUS, największy udział osób samozatrudnionych notowany jest w sektorach: działalności profesjonalnej i technicznej (31,6 proc.), obsługi rynku nieruchomości (29,8 proc.) oraz informacji i komunikacji (25,7 proc.). Tym samym kontrole nie będą ich zdaniem nastawione na faktyczną likwidację problemu, ale na nabicie statystyk.

To z kolei będzie miało swoje konsekwencje dla firm, a w rezultacie dla rynku pracy i gospodarki. Dla przedsiębiorców będzie oznaczało wzrost kosztów prowadzonej działalności, w związku z tym, że umowa o pracę jest bardziej kosztowną formą zatrudnienia. Firmy zapowiadają, że będą się odwoływać od decyzji inspektorów, jednak mają świadomość, że niewiele poprawi to ich sytuację. Odwołania przełożą się na pracę sądów. Już dziś wydolność sądów rejonowych w zakresie załatwiania spraw z zakresu prawa pracy sięga ok. 73 tys. spraw rocznie, podczas gdy spraw wpływa ponad 80 tys. rocznie. A może dojść do podwojenia tej liczby.

Firmy na skraju bankructwa

Dlatego jak uważa Marek Kowalski, przewodniczący FPP, to droga do nasilenia się upadłości wśród firm. Jeżeli bowiem inspektor nakaże przekształcenie umowy, firma za jedną będzie musiała zapłacić nawet kilkadziesiąt tysięcy zaległych składek tylko za jedną umowę (pisaliśmy o tym: „Gdy Państwowa Inspekcja Pracy nakaże etat, rachunek może być wysoki”, DGP nr 191/2025).

Podobnego zdania jest Joanna Torbé-Jacko, ekspertka BCC ds. prawa pracy i ubezpieczeń społecznych.

– Przy obecnie skonstruowanych przepisach może się okazać, że przedsiębiorca będzie musiał postawić się w stan upadłości, jeśli otrzyma dużą liczbę decyzji o przekształceniu od inspektora. To będą dla firm ogromne koszty, niewyliczone dziś w budżet i kontrakty z klientami. Trzeba będzie bowiem opłacić składki, dodatki za pracę. Pytanie na ile uda się i prawidłowo przewidzieć wydatki na ten cel na przyszły rok. Firmy są dziś na etapie projektowania budżetów. To rodzi u nich ogromną niepewność co do jutra – mówi Joanna Torbé-Jacko i dodaje, że już dziś niektórzy pracodawcy mówią, że będą zamykać działalność, jakby im inspektor przekształcił wszystkie umowy cywilnoprawne w umowy o pracę. A są firmy, które tylko na takich warunkach zatrudniają pracowników. Często dlatego, że ci tak chcą.

– Duże firmy zatrudniają setki osób w oparciu o umowy cywilnoprawne. Dla nich ich przekształcenie oznacza dodatkowe koszty w skali miesiąca na poziomie 1–1,5 mln zł. To koszty, na które nikt nie jest w stanie się przygotować z wyprzedzeniem. Szczególnie że dziś firmy uważają, że zawierają umowy cywilnoprawne zgodnie z prawem – mówi Krzysztof Inglot, ekspert HR oraz rynku pracy, założyciel Personnel Service. Podkreśla, że upadłości firm pociągną za sobą zwolnienia pracowników.

Ale to niejedyny skutek przekształceń umów cywilnoprawnych w umowy o pracę.

– Może dojść do osłabienia konkurencyjności polskiej gospodarki. Ograniczenie umów cywilnoprawnych to zmniejszenie elastyczności zatrudnienia. Już dziś wiele firm zastanawia się nad przeniesieniem fabryk do Rumunii czy Bułgarii. Powodem są rosnące koszty pracy, a teraz dojdzie kolejny powód, by to zrobić – mówi Krzysztof Inglot.

Dlatego przegląd umów cywilnoprawnych w firmach z każdym tygodniem się nasila. Marcin Stanecki, główny inspektor pracy, w rozmowie z DGP informuje natomiast, że to dobra droga.

– Każda analiza, jeśli prowadzi do refleksji, ma sens. Zwracam jednak uwagę, że powinna ona skupić się nie tyle na treści samych umów, ile na tym, jakie mamy oczekiwania wobec pracobiorcy, i jak chcemy taką umowę faktycznie realizować – tłumaczy. ©℗

Wzrost kosztów zatrudnienia w skali całej gospodarki w związku z przekształceniem umów cywilnoprawnych w umowy o pracę
ikona lupy />
Wzrost kosztów zatrudnienia w skali całej gospodarki w związku z przekształceniem umów cywilnoprawnych w umowy o pracę / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe