Milion zapewnień na temat incydentu w Wyrykach nie zmieni rzeczywistości. Rząd poniósł spektakularną porażkę wizerunkową po tym, gdy na jaw wyszło, że dom mieszkańców wsi na Lubelszczyźnie zniszczył pocisk wystrzelony z polskiego F-16, a nie rosyjski dron. Uwzględnienie takiej wersji wydarzeń już w dniu, w którym nad Polskę wtargnęły bezzałogowce Władimira Putina, pozwoliłoby uniknąć potem wielu kompromitacji. Choćby takiej, jak prezentowanie przez wiceszefa MSZ Marcina Bosackiego w ONZ zdjęcia z Wyryk jako dowodu na uderzenie dronem.
Dziś, oczywiście, można tłumaczyć, że praprzyczyną zniszczenia dachu był rosyjski atak. I jest to prawda. Gdyby nie decyzja o wysłaniu wabików, niepotrzebna byłaby operacja lotnictwa. Można też odnieść wrażenie, że było powszechne oczekiwanie, że w końcu zareagujemy na rosyjskie prowokacje. I tak się stało – wojsko dostało zielone światło. Bez wahania podjęło obronę. Co samo w sobie jest ważne i należy zapisać siłom zbrojnym i rządowi na plus. Zniszczony dach – jakkolwiek by to brutalnie zabrzmiało – jest skutkiem ubocznym, który należy wkalkulować w koszty takich operacji. I tu można by zamknąć temat. Gdyby nie, po pierwsze, „krzywa” reakcja Donalda Trumpa, który bardziej przejął się zabójstwem prawicowego podcastera niż prowokacją na polskim niebie, i, po drugie, haniebne słowa ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.
Pierwszy przypadek na łamach DGP już komentowaliśmy. Drugi jest w miarę świeży. Ukraińska głowa państwa raczyła ocenić, że polskie władze nie byłyby w stanie obronić ludności przed zmasowanym atakiem Federacji Rosyjskiej. Słowa te wypowiedział w wywiadzie dla Sky News, który został również opublikowany na stronie ukraińskiej głowy państwa. Szef polskiego MON Władysław Kosiniak-Kamysz wykazał wyrozumiałość w skomentowaniu tego bełkotu, stwierdzając, że był „niepotrzebny i nieprawdziwy”.
Nadal trudno jednak zrozumieć, dlaczego prezydent państwa, któremu w dniu wybuchu wojny 24 lutego 2022 r. zabrakło paliwa i do którego paliwo ze swoich rezerw strategicznych dostarczał Orlen – pozwala sobie na takie komentarze. Nie jest przecież publicystą, tylko osobą, która rządzi krajem, od którego Rosjanie odkroili do tej pory ponad 20 proc. terytorium, a pod jurysdykcją na terenach przez siebie kontrolowanych ma mniej niż 20 mln obywateli (po rozpadzie ZSRR Ukraina liczyła niemal 49 mln ludności). Jak można oceniać, czy Polska obroni swój naród przed atakiem Rosji w sytuacji, gdy wojska Putina w lutym 2022 r. dotarły pod Kijów i wymordowały przedmieścia stolicy? Po co wikłać się w oceny sąsiada, który dostarczył na pierwszym etapie wojny ciężki sprzęt pozwalający na kontynuowanie walki? Jaki jest sens kreowania się na twardego mużyka, gdy w trakcie inwazji całkowicie utraciło się dostęp do Morza Azowskiego?
Przez te prawie cztery lata inwazji rosyjskiej strona polska wiele razy podkreślała sprawność ukraińskich służb specjalnych i wojska, które skutecznie zaatakowały np. elementy rosyjskiej triady strategicznej czy odbiły Charkowszczyznę i Chersoń. Przymykano oko na wieści o bohaterskiej śmierci i cudownym zmartwychwstaniu obrońców Wyspy Węży. Nie szukano złotego środka w koloryzowanych opowieściach o Duchu Kijowa czy Cyganach unieruchamiających rosyjskie czołgi. Odpowiedź ze strony najwyższych ukraińskich władz zazwyczaj była jednak daleka od przyjemnej. Zełenski już przy okazji kryzysu zbożowego wrzucił prezydenta Andrzeja Dudę do ekipy grającej z Putinem. Do dziś nie przyznał, że pod Przewodowem spadła ukraińska, a nie rosyjska rakieta. Kierowany przez żołnierza pułku Azow Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej rozsiewa fejki o tym, że ludobójstwa w Puźnikach dokonali sowieci, a nie zbrodniarze z UPA. Jeśli tak dalej pójdzie, przedstawiciele ukraińskich władz wykreują w Polsce atmosferę niechęci do Ukrainy efektywniej niż rosyjska propaganda.
Możliwe, że najskuteczniejszą „ruską onucą” jest właśnie Zełenski, który nie ma zahamowań w formułowaniu niedorzecznych zarzutów pod adresem Polski. To liderzy budują atmosferę między narodami. To rządy i prezydenci ponoszą odpowiedzialność za stan relacji między państwami i społeczeństwami. Warto o tym pamiętać, szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego coraz słabiej wśród Polaków z miłością do Ukraińców. ©Ⓟ