Francja ma przyjąć drugą w ciągu pięciu lat specjalną ustawę do walki z radykalnym islamem. Wygląda na to, że nowe przepisy mają poprawić notowania i samopoczucie władz.

Słowa, które szef francuskiego MSW Bruno Retailleau wypowiedział w końcu maja, zabrzmiały jak wyjęte z „Uległości” Michela Houllebecqa. W 2015 r. pisarz wieszczył w niej, że we francuskich wyborach prezydenckich zwycięży przedstawiciel Braci Muzułmanów. I że decyzją nowej głowy państwa premierem zostanie centrysta François Bayrou (ta druga część przepowiedni rzeczywiście się sprawdziła, tyle że później niż sądził Houllebecq – w grudniu ubiegłego roku).

Retailleau – przy okazji ogłoszenia przez jego resort nowego raportu „Bracia Muzułmanie i islamizm polityczny we Francji” – oświadczył: „Entryzm islamistyczny (czyli infiltracja przez muzułmanów – przyp. autora) zagraża spójności narodowej”. „To jasne niebezpieczeństwo” – przestrzegł, dodając, że „ostatecznym celem (Braci Muzułmanów – przyp. autora) jest wprowadzenie szariatu we Francji”.

Warto zaznaczyć, że Retailleau jest świeżo upieczonym szefem konserwatywnych, neogaullistowskich Republikanów, w dodatku sytuuje się na prawym skrzydle tej partii. Nikt nie ma wątpliwości, że prawicowy polityk już teraz przymierza się do startu w wyścigu o prezydenturę wiosną 2027 r. Stąd jego wypowiedź wielu odebrało jako deklarację przedwyborczą, skierowaną do elektoratu domagającego się ostrego rozprawienia się z islamistami. Tym bardziej że w konkluzji raportu, przygotowanego przecież w jego resorcie, znajduje się zdanie zaprzeczające apokaliptycznej tezie szefa MSW: „Żaden z bieżących dokumentów nie wskazuje, by Bracia Muzułmanie pragnęli wprowadzenia państwa islamskiego we Francji ani też aplikowania tam szariatu”.

Jakie faktycznie wpływy we Francji mają Bracia Muzułmanie (i szerzej: islamiści)? I dlaczego o nich tak głośno nad Sekwaną?

Francja kontra islamizm. Nowa ustawa czy polityczny teatr?

Założony w 1928 r. w Egipcie ruch należy do zróżnicowanej galaktyki islamizmu, czyli ideologii politycznej, której główną cechą jest próba podporządkowania całego życia społecznego zasadom religijnym w wersji opartej na literalnej interpretacji Koranu i hadisów (słów i czynów Mahometa). Twórcą Braci Muzułmanów był Hassan al-Banna, który postawił sobie za zadanie uwolnienie kraju spod brytyjskiej okupacji i wprowadzenie w Egipcie porządku prawnego opartego na szariacie (religijnym prawie muzułmańskim). W następstwie arabskiej wiosny z lat 2010–2011 Bracia doszli na pewien czas do władzy w Egipcie i Tunezji. W wielu krajach regionu – właśnie w Egipcie, Jordanii i Arabii Saudyjskiej – zakazano im działalności.

Już wcześniej, począwszy od lat 80. XX w., odłamy Braci Muzułmanów zaczęły być aktywne w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Austrii i we Francji. Członkowie organizacji zrzeszali się w liczne stowarzyszenia, by występować w roli „lobby islamskiego” w relacjach z władzami.

Jak pisze francuski badacz radykalnego islamizmu, Hugo Micheron, w państwach europejskich organizacje Braci unikają przemocy, trzymając się środków prawnie dozwolonych. Jako tradycjonaliści zwalczają konkurencyjne nurty wewnątrz islamu – zarówno te liberalne, jak i bardziej od nich konserwatywny salafizm.

Za francuski odłam tej formacji uznaje się obecnie stowarzyszenie Muzułmanie Francji, wcześniej (do 2018 r.) występujące jako Unia Organizacji Islamskich Francji (UOIF). Ponad 20 lat temu ówczesny minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy zaprosił ich do udziału we Francuskiej Radzie ds. Kultu Muzułmańskiego (CFCM), która miała być oficjalną reprezentacją islamu w tym kraju. Eksperyment nie powiódł się jednak z racji wewnętrznych waśni między różnymi grupami, a Bracia Muzułmanie opuścili radę.

Bracia Muzułmanie we Francji. Zagrożenie czy demonizacja?

Wspomniany raport podaje, że organizacja ta liczy dzisiaj 400–1000 członków. Wszystkich francuskich wyznawców islamu jest 6–7 mln. (ok. 10 proc. mieszkańców; to, po katolicyzmie, druga religia nad Sekwaną). Stowarzyszenie Muzułmanie Francji kieruje 139 miejscami kultu (meczetami i salami modlitw), co stanowi 7 proc. ogółu przybytków kultu muzułmańskiego we Francji. Około 60 innych meczetów pozostaje w orbicie wpływów tej organizacji. Jednocześnie ta grupa islamistyczna utrzymuje sieć wpływów przez szkoły, stowarzyszenia edukacyjne, charytatywne i kształcenie teologiczne – twierdzą twórcy raportu.

Dane te wskazują na słabnięcie wpływów Braci Muzułmanów w ostatniej dekadzie. Katolicki dziennik „La Croix” zaznacza, że u szczytu swoich wpływów na dorocznych kongresach w Le Bourget UOIF gromadziła nawet 100 tys. uczestników. Teraz w ogóle nie organizuje zlotów – także dlatego, że ruch ma problem z przyciągnięciem młodych członków.

„La Croix” konkluduje, że „Bracia Muzułmanie przez lata byli ważną siłą islamu we Francji, ale dziś tracą rozpęd”.

– To prawda, że Bracia Muzułmanie wciąż kontrolują niektóre meczety, mają wpływ poprzez swoje kanały w internecie. Ale jeśli mają nawet tysiąc członków, to tyle co nic. Przestają się liczyć – potwierdza to w rozmowie z DGP prof. Olivier Roy, jeden z najbardziej znanych francuskich badaczy islamizmu i dżihadyzmu.

Zgoła odmiennego zdania jest dr Florence Bergeaud-Blackler z Francuskiej Akademii Nauk (CNRS), autorka kontrowersyjnej monografii „Ideologia Braci Muzułmanów i ich siatka” z 2023 r. Od czasu publikacji autorka otrzymuje groźby śmierci w mediach społecznościowych i w związku z tym jest pod ochroną policji.

– W działaniu islamistów mamy dwie odmienne logiki działania. Separatyzm islamistyczny zmierza do oddzielenia społeczności muzułmańskiej od innych grup francuskiego społeczeństwa. Metoda entryzmu jest inna: polega ona na podboju ważnych segmentów: szkół, uniwersytetów, policji, wymiaru sprawiedliwości, klubów sportowych, stowarzyszeń – mówi DGP Bergraud-Blackler.

Bergraud-Blackler twierdzi, że zasięg ideologii „freryzmu” (czyli ideologii Bractwa – od franc. „frères” – bracia) wykracza poza niewielką liczbę członków ruchu. – W rzeczywistości wiele osób służy wizji świata i projektowi Braci Muzułmanów, nie będąc członkami tej organizacji – głosi akademiczka, oskarżając media głównego nurtu i dużą część swoich kolegów-naukowców o świadome sprzyjanie ideologii islamizmu.

W rządowym raporcie mowa jest o podwójnym języku używanym przez członków Bractwa lub osoby z nim związane: otwartym i liberalnym na zewnątrz wspólnoty, a wykluczającym i fundamentalistycznym wewnątrz niej. Ten sposób postępowania określa się zwykle jako „takijję” (po arabsku „ostrożność”).

Za przykład takiego rozdwojenia uznaje się Tariqa Ramadana, głośnego szwajcarskiego teologa i islamologa, byłego wykładowcy Oksfordu, do niedawna mającego status autorytetu francuskich muzułmanów (aż do czasu aresztowania we Francji pod zarzutem gwałtów w 2018 r.; skazany w pierwszej instancji oczekuje na apelację). Związany z Braćmi Muzułmanami Ramadan długo uchodził za twarz „oświeconego islamu”, i to mimo swoich dwuznacznych wypowiedzi. Na przykład w 2003 r., pytany we francuskiej telewizji, co sądzi o kamienowaniu cudzołożnic w niektórych krajach muzułmańskich, Ramadan odparł, że osobiście jest jej przeciwny, ale tymczasowo opowiada się za jej „zawieszeniem, żeby muzułmanie mogli sami podjąć debatę na ten temat”.

Kto kogo infiltruje

Profesor Roy uważa tezę o „ukrytej strategii infiltracji w celu islamizowania państwa” za bezzasadną. – Nie ma entryzmu islamistycznego, bo twierdzenie, że Bracia Muzułmanie infiltrują policję, wojsko, formacje polityczne w celu propagowania tam prawa szariatu, jest fantazją. To myślenie spiskowe, podobnie jak twierdzenie, że francuskie loże masońskie (które zresztą mają we Francji więcej członków i mocniejsze wpływy niż Bracia Muzułmanie) stoją za ustawami wzmacniającymi laickość – komentuje badacz.

Uważa on, że pod względem faktograficznym raport MSW nie budzi zastrzeżeń. Problemem jest jego druga warstwa – ideologiczna, w tym używane pojęcia, jak właśnie entryzm.

Studiom nad islamizmem we Francji towarzyszy polityczna gorączka, daleka od naukowego dystansu. Wielu francuskich badaczy, w tym prof. Roy, wytyka Bergeaud-Blackler błędy metodologiczne i warsztatowe oraz zaangażowanie polityczne po stronie skrajnej prawicy; jej prywatny ośrodek badań nad „freryzmem” CERIF jest finansowany – czego ona sama nie ukrywa – przez francuskiego miliardera o ultrakonserwatywnych poglądach Pierre’a-Édouarda Stérina. A jednocześnie przedmowę do książki badaczki napisał cieszący się uznaniem islamolog prof. Gilles Kepel.

W rozmowie z DGP Bergeaud-Blackler odpiera zarzuty i zarazem atakuje kolegów. – Na uniwersytetach i w mediach głównego nurtu jest wiele osób blisko związanych z bractwem lub będących potajemnie jego członkami. Jest to część jego strategii kamuflowania prawdziwych celów tej organizacji – twierdzi.

Opinię o sekretnych powiązaniach naukowców z Braćmi Muzułmanami bardzo trudno zweryfikować. Łatwiej wskazać, że faktycznie na lewicy, także na uczelniach, istnieje tendencja do „islamogauchizmu” (czyli dosłownie „islamolewactwa”), jak określa się sojusz radykalnej lewicy z islamistami. Lewicowcy nie chcą krytykować islamizmu, bo widzą w nim narzędzie emancypacji narodów muzułmańskich wobec dawnych państw kolonialnych. – Mówią: islam nie jest religią, tylko formą protestu. To postkolonialna postawa polityczna. Ale ona nie ma nic wspólnego z poparciem tych czy innych naukowców dla prawa szariatu, jak twierdzi Bergeaud-Blackler – mówi prof. Roy.

Od separatyzmu do dżihadyzmu

Już cztery lata temu, w sierpniu 2021 r., także z inicjatywy liberalnego prezydenta Macrona, Francja przyjęła specjalną ustawę „przeciw separatyzmowi islamistycznemu”. To prawo poddawało wszystkie stowarzyszenia (w domyśle: głównie te zrzeszające muzułmanów, np. kulturalne czy sportowe) ściślejszej kontroli. Subwencje publiczne uzależniono od rygorystycznego przestrzegania zasad świeckiej Republiki. Ułatwiono zawieszanie i rozwiązywanie tych organizacji, jeśli pojawiło się uzasadnione podejrzenie, że ich członkowie łamią zasady laickiego państwa.

Ustawa z 2021 r. zaostrzała także kontrolę nad zagranicznym finansowaniem meczetów. Prasa opisywała jako powszechną praktykę milionowe dary z krajów arabskich (i od organizmów państwowych, i od osób prywatnych) zwłaszcza Maghrebu (Maroko, Algieria) i znad Zatoki Perskiej (Kuwejt, Katar, Arabia Saudyjska) dla francuskich braci w wierze. Według ustawy z 2021 r. wszystkie dary zagraniczne dla miejsc kultu powyżej 10 tys. euro muszą być zgłaszane. Chodzi o to, by ograniczyć zależność islamu we Francji od bogatych – i często fundamentalistycznych – mecenasów.

Ustawa przeciw separatyzmowi przewidywała także walkę z szerzeniem nienawiści religijnej w mediach społecznościowych oraz zwiększenie kontroli nad oświatą wyznaniową. Ułatwiała również administracyjne zamykanie szkół prywatnych niemających umowy z państwem (to przypadek większości szkół koranicznych we Francji) w razie łamania prawa przez te placówki. Wreszcie inne przepisy miały też ograniczyć skalę deskolaryzacji, czyli przypadków, gdy ortodoksyjni muzułmanie odmawiali wysyłania dzieci do szkół publicznych.

Na początku lipca 2025 r. prezydent Macron zapowiedział nową ustawę przeciw islamizmowi (tym razem entryzmowi, nie separatyzmowi). Ma ona zawierać sankcje finansowe wobec stowarzyszeń podejrzanych o głoszenie ideologii islamistycznej. Tekst ma zostać przyjęty jeszcze latem, aby mógł wejść w życie przed końcem roku. Czy to oznacza, że pierwsza ustawa nie zadziałała i islamizm rośnie w siłę?

– Młodzi radykalnie nastawieni muzułmanie oczywiście we Francji istnieją, ale pociąga ich walka dżihadystów, a nie Bracia Muzułmanie – komentuje DGP prof. Roy. Zwraca uwagę na to, że podobną skłonność do radykalizmu obserwuje się u młodych Francuzów niezależnie od tego, czy w grę wchodzi ideologia skrajnej prawicy, inceli (mężczyzn żyjących w mimowolnym celibacie) czy np. satanistów. – Nowe ustawy tego nie zatrzymają. Konieczna jest praca u podstaw: więcej pieniędzy na edukację, nauczycieli, kluby sportowe, a także na psychiatrię pomagającą młodym. Bo problemy psychiczne są dzisiaj plagą w młodym pokoleniu. A tutaj nasz rząd nic nie robi – uważa Roy.

Specjaliści wiedzą, że islamizm ma różne oblicza: od ultrakonserwatywnego, „pokojowego w swojej czystej wersji” (jak pisze islamolog Hugo Micheron) salafizmu przez tradycjonalistycznych Braci Muzułmanów, dość ambiwalentnych w kwestii przemocy, po terrorystów dżihadystów. O tych ostatnich było w ostatnich latach najgłośniej – z racji pamiętnych zamachów na klub Bataclan i restauracje w Paryżu w listopadzie 2015 r. (130 ofiar) oraz Promenadę Anglików w Nicei w lipcu 2016 r. (86 ofiar). Nicejski atak był do tej pory ostatnim tak krwawym dziełem terroryzmu islamskiego we Francji, ale później opinią publiczną wstrząsnęły dwa okrutne zamachy dżihadystów na nauczycieli – najpierw Samuela Paty’ego pod Paryżem w 2020 r. (mord połączony z dekapitacją), a trzy lata później Dominique’a Bernarda w Arras. To nie przypadek. Właśnie na polu edukacji rozgrywa się walka o dusze.

Bój o szkolnictwo

Od lat przedmiotem gorących sporów nad Sekwaną są religijne stroje muzułmańskich uczennic. W 2004 r. w imię świeckości zabroniono noszenia przez uczniów i nauczycieli jakichkolwiek znaków religijnych w szkołach podstawowych i średnich (nie tylko islamskich chust, lecz także np. chrześcijańskich krzyżyków oraz żydowskich kip). Z kolei w ubiegłym roku francuski rząd zabronił noszenia przez uczennice długiej muzułmańskiej szaty – abaji. Za każdym razem restrykcje wywołują protesty ze strony rygorystycznych wyznawców islamu, w tym Braci Muzułmanów, choć dziś prawo z 2004 r. jest generalnie przestrzegane.

Inna kwestia to prywatne szkoły muzułmańskie we Francji. Według wspomnianego rządowego raportu w całym kraju działa ich tylko 74 (dla porównania: jest 8,5 tys. katolickich i 300 żydowskich). Z tego około jednej trzeciej (i 4,2 tys. uczniów) pozostaje pod kontrolą Braci Muzułmanów.

Tylko pięć szkół muzułmańskich ma podpisaną umowę z państwem, co oznacza, że w zamian za publiczne dofinansowanie ich program nauczania podlega ministerialnej kontroli. Jak podaje raport o „freryzmie”, niektóre z tych szkół odznaczają się wysokim poziomem nauczania. Jednocześnie inspektorzy zarzucają im, że często „głoszą wartości sprzeczne z republikańskimi”, np. wyższość mężczyzn nad kobietami czy supremację prawa boskiego (szariatu).

Spory rozgłos zyskał przypadek renomowanego liceum muzułmańskiego im. Averroesa w Lille. Po inspekcji tej szkoły miejscowa prefektura uznała, że łamie się tam świeckie wartości (dowodem na to miała być m.in. lista lektur proponowanych tamtejszym uczniom), i rozwiązała kontrakt na dotacje. Dyrekcja odwołała się i wygrała – sąd uznał działania urzędników za bezpodstawne.

Pod egidą Braci Muzułmanów działa też Europejski Instytut Nauk Humanistycznych (IESH) oferujący kursy z Koranu i kultury arabskiej przeznaczone dla przyszłych imamów. IESH prowadzi dwie szkoły – jedną w Château-Chinon (małej miejscowości w Burgundii), drugą w podparyskim Saint-Denis, mieście, w którym mieszka ogromna liczba muzułmanów. Każda ze szkół kształci kilkuset studentów.

Obie placówki są dzisiaj jednak na celowniku organów ścigania. Według tygodnika „Marianne” burgundzkiej odnodze grozi rychłe zamknięcie. Z kolei długoletni szef paryskiej szkoły IESH Ahmed Jaballah, imam i teolog pochodzący z Tunezji (i były przewodniczący UOIF), otrzymał w ubiegłym roku nakaz wyjazdu z kraju pod zarzutem zakłócania porządku publicznego i nielegalnego pobytu we Francji. Nie czekając na deportację, opuścił Francję.

Według Gérarda Daveta i Fabrice’a Lhomme’a, redaktorów głośnej książki „Inch’Allah” o wpływach islamistów na paryskich przedmieściach, siedziba IESH w Saint-Denis kilka lat temu służyła za „skrzynkę pocztową” dla jednej z komórek dżihadystów.

Bez paniki moralnej

Większość specjalistów zgadza się z ministrem Retailleau w jednym: radykalizm islamistyczny stanowi, o czym mowa też w raporcie, zagrożenie dla spójności kraju. Nawet jeśli Bracia Muzułmanie tracą dziś na znaczeniu, to inni religijni fundamentaliści, np. salafici, trzymają się mocno. Jednocześnie warto pamiętać, że radykałowie są wśród francuskich wyznawców islamu znikomą mniejszością. Zgodnie z ankietą ośrodka Insee (ostatnie dostępne dane z lat 2019–2020) prawie połowa muzułmanów znad Sekwany nie modli się. Regularną modlitwę deklaruje 58 proc., a tylko 20 proc. chodzi do meczetu.

Nie przeszkadza to temu, że – zwłaszcza na francuskiej prawicy i skrajnej prawicy – islam utożsamia się błędnie z islamizmem. Jak mówi prof. Roy, zjawisko awansu społecznego elit imigranckich z krajów arabskich, czasem w drugim czy trzecim pokoleniu, wywołuje strach u wielu Francuzów.

– Tych muzułmanów chciano zamknąć w „trudnych dzielnicach”, a oni wyszli z podmiejskiego getta. Wyłoniła się elita, która domaga się, by ją uznano. Są inżynierami, prawnikami, menedżerami. A także politykami w różnych partiach. Nie ma we Francji znaczącej partii politycznej o charakterze islamistycznym, bo muzułmanie nie chcą tworzyć jednego ruchu wspólnotowego. Ale już samo pojawienie się nowych elit wywołuje lęk przed wierzącymi muzułmanami, a nie tylko islamistami. Nazwałbym to efektem paniki moralnej – mówi Roy. – Kluczowe jest też to, że te nowe elity wyłaniają się w momencie, gdy Francja się dechrystianizuje. A nasz laicki francuski system polityczny, który historycznie rodził się w walce z Kościołem katolickim, bardzo źle znosi obecność religii w życiu publicznym. „Widzialność” muzułmanów oburza dwie grupy: tradycjonalistycznych katolików, ale też orędowników twardej laickości. Jedni i drudzy są przeciw islamowi, choć z całkiem innych powodów – dodaje ekspert w rozmowie z DGP.

Prezydent Macron, anonsując projekt nowej ustawy, opowiedział się jednocześnie „za złagodzeniem języka wobec tych wszystkich rodaków – wyznawców islamu”, którzy „w pełni respektują zasady Republiki”. I zapowiedział, że jesienią spotka się z przedstawicielami różnych nurtów francuskiego islamu.

Ustawa na pokaz

Eksperci podchodzą sceptycznie do zapowiedzi Macrona w sprawie ustawy o entryzmie. – Te propozycje (kary finansowe dla organizacji związanych z Braćmi Muzułmanami – red.) wydają mi się bardzo dalekie od oczekiwań Francuzów zaniepokojonych wzrostem siły islamizmu. Sankcje finansowe nie mają sensu, bo te struktury działają zawsze pod przykrywką, np. jako organizacje przeciw islamofobii czy pomocy szkolnej – mówi DGP Bergeaud-Blackler.

Także prof. Roy uważa, że trudno będzie wprowadzić w życie proponowane sankcje finansowe. Jego zdaniem nowa ustawa „jest tylko na pokaz”. – Jak zwykle we Francji, gdy jest problem, to tworzy się nową ustawę, a kiedy już ujrzy ona światło dzienne, okazuje się, że albo powiela stare przepisy, albo nie da się jej wcielić w życie – komentuje badacz.

Nie znaczy to, że władze francuskie próżnują. W 2020 r. ówczesny szef MSW Gérald Darmanin zlikwidował związany z muzułmanami Kolektyw przeciw Islamofobii we Francji (CCIF), uznawany za „przybudówkę islamizmu”. Nakazano też deportację z Francji radykalnych imamów bliskich Braciom, w tym Marokańczyka Hassana Iquioussena.

Policyjne akcje, choć konieczne, nie zahamują szerzenia się ideologii islamistów. Tym bardziej że instrumentalizują oni słuszne oburzenie na skalę tragedii cywilów w Gazie, w tym dzieci i kobiet, ginących masowo nie tylko od bomb, lecz także z głodu wskutek blokady pomocy humanitarnej prowadzonej przez rząd Beniamina Netanjahu.

– Młodzi francuscy muzułmanie nie idą dziś do Braci Muzułmanów, tylko słuchają fundamentalistycznych kaznodziejów na TikToku i YouTubie. To oni notują miliony odsłon. Trzeba walczyć z tą wielką operacją wpływu w internecie, a dotąd nic się z tym nie robi – skwitował El Karoui, autor raportu „Fabryka islamizmu” dla liberalnego Instytutu Montaigne’a, w trakcie debaty w telewizji publicznej France 5. Nie wyjaśnił, jak to zrobić. ©Ⓟ