Po pół roku wszczynania przez Donalda Trumpa starć ekonomicznych z kolejnymi państwami nie widać, aby Waszyngtonowi udawało się osiągnąć coś więcej poza chaosem. Cła, embarga i blokady okazują się bronią obosieczną. Najlepiej pokazał to odwrót od drakońskich restrykcji handlowych nałożonych na Chiny. Po raz kolejny okazało się, że zmuszenie przeciwnika do uległości za sprawą wpędzenia go w gospodarczy kryzys, bez ponoszenia samemu ofiar, jest niezwykłą rzadkością. Ta sztuka nie udała się nawet Napoleonowi Bonapartemu, choć słusznie cieszył się renomą „boga wojny”.
Napoleoński plan - wojna gospodarcza
„My, Napoleon, cesarz Francuzów, król Włoch, etc... oświadczamy, co następuje: Anglia narusza prawa narodów, uznane ogólnie przez inne narody” – tymi słowami 21 listopada 1806 r. cesarz Francuzów rozpoczął specjalny dekret. Ogłaszał w nim, iż nakłada na Wielką Brytanię blokadę kontynentalną. Dekret Napoleona ustanawiał, iż „wszelkie związki handlowe i pocztowe z Wyspami Brytyjskimi są zakazane”. Jako że francuska armia miała pod swoją kontrolą sporą część Europy, nowe prawo dotykało de facto gospodarki całego kontynentu. Zwłaszcza że w momencie ukazania się dekretu cesarz kończył militarną rozprawę z Prusami. Wedle snutych przez niego planów po kapitulacji Berlina, w obliczu zablokowania wymiany handlowej z głównymi odbiorcami towarów, Londyn zgodzi się na rokowania pokojowe. Tak uznając prawo Francji do dominacji na Starym Kontynencie.
Wkrótce cesarz przekonał się, że Europa jest wielkim zbiorem naczyń połączonych. „Decyzja (dekret – red.) uderzała również w Rosję, dla której Wyspy Brytyjskie były wielkim rynkiem zbytu. Przystąpienie do blokady kontynentalnej cara Aleksandra I byłoby równoznaczne z ruiną gospodarczą jego kraju. Poza tym dla Rosji niepokojąca wydawała się sytuacja na ziemiach polskich zajętych przez Francuzów” – pisze w opracowaniu „Między Napoleonem a Aleksandrem I” Arkadiusz Serwa. „W tej sytuacji car Aleksander I zdecydował się wystąpić zbrojnie przeciw Francji” – dodaje. Zamiast pilnować, czy blokada jest respektowana, Bonaparte musiał z armią pomaszerować na wschód, żeby pokonać Rosjan. Dopiął swego 14 czerwca 1807 r. w bitwie pod Frydlandem.
Po klęsce car zgodził się na rokowania i dziesięć dni później obaj władcy spotkali się na tratwie zacumowanej na środku rzeki Niemen. Aleksander I przystąpił do blokady, potwierdzając to podpisem pod traktatem zawartym w Tylży. „Stanowiło to zagrożenie dla Royal Navy – odcinało ją m.in. od głównego źródła konopi (używanych przy pleceniu lin), lnu (żagle) czy drewna. Dawało w dłuższej perspektywie szansę marynarce francuskiej na odbudowę i ponowne rzucenie wyzwania (Anglii – red.)” – zauważa Dominik Kaczkowski w opracowaniu „Wpływ blokady kontynentalnej na gospodarkę europejską oraz jej rola w polityce międzynarodowej”.
Zatem Londyn musiał szybko podkopać hegemonię Francji. Na początek, już 3 sierpnia 1807 r., potężna, brytyjska flota zjawiła się niespodziewanie u wejścia do portu w Kopenhadze. Zaś minister spraw zagranicznych Zjednoczonego Królestwa przesłał rządzącemu Danią księciu Fryderykowi krótkie ultimatum: albo Duńczycy zgodzą się na sojusz i oddadzą pod angielską komendę swoją, liczącą 127 okrętów wojennych, flotę, albo Brytyjczycy zabiorą ją sobie sami. Fryderyk odmówił. Wówczas najeźdźcy wysadzili desant i rozpoczęli ostrzał Kopenhagi. Po dwóch tygodniach walk na lądzie i morzu Duńczycy skapitulowali, oddając zwycięzcom 18 wielkich okrętów liniowych i ponad pół setki mniejszych jednostek.
Napoleon nie mógł pozostawić tego bez reakcji. Zatem postanowił zaszachować Brytyjczyków, przejmując kontrolę nad Hiszpanią. Tak krok po kroku blokada kontynentalna zamiast rujnować Wielką Brytanię, zmuszała go do otwierania kolejnych frontów.
Angielska determinacja. Jak Brytyjczycy sfinansowali wojnę?
„Wielka Brytania była jedynym mocarstwem europejskim będącym członkiem wszystkich koalicji antyfrancuskich od 1793 r.” – podkreśla Kaczkowski. Jednocześnie pozostawała jedynym państwem, wobec którego Francja okazywała się bezradna. Cóż z tego, że armie Bonapartego budziły postrach na Starym Kontynencie, skoro Wyspy były niezdobyte. Dzięki dominacji na morzach i oceanach Wielka Brytania mogła czerpać bogactwo z kolonii. Skutecznie pomnażała je najpotężniejsza spółka handlowa świata, będąca głównym narzędziem brytyjskiej ekspansji kolonialnej – Kompania Wschodnioindyjska.
Poza zdominowaniem światowego handlu Zjednoczone Królestwo zaczęło również czerpać olbrzymie zyski z rewolucji przemysłowej. Maszyny parowe, inne urządzenia mechaniczne i fabryki umożliwiły masową produkcję tanich wyrobów. Zalewały one europejskie rynki (wchłaniały ok. 40 proc. towarów z Wysp Brytyjskich), przynosząc bogactwo przemysłowcom, a Anglii środki finansowe niezbędne do prowadzenia długiej wojny. Niczego bowiem w Londynie nie obawiano się bardziej niż tego, że Bonaparte podporządkuje sobie kontynent europejski. Dzięki czemu będzie dysponował wystarczającymi środkami, żeby zniszczyć imperium brytyjskie.
Zatem każdy rząd w Londynie był zdeterminowany, aby wszelkimi środkami przyczynić się do klęski Francji. „Brytyjczycy odgrywali rolę strony finansującej kolejne koalicje antyfrancuskie. Podczas trzech lat największych subsydiów Wielka Brytania wydawała 13,5 mln funtów rocznie” – zauważa Kaczkowski. Wymagało to zgody społeczeństwa na płacenie coraz wyższych podatków – i faktycznie obywatele godzili się na bezprecedensowy wzrost obciążeń fiskalnych. Ordynował je najmłodszy premier w dziejach Wielkiej Brytanii William Pitt (urząd objął w wieku 24 lat). Jego gabinet zaczął od nałożenia akcyzy na masowo konsumowane towary, m.in. cukier i tytoń, po czym dorzucił opłaty od okien. Im więcej dom ich posiadał, tym podatek od nieruchomości był wyższy. Po nim pojawiły się podatki od posiadania lokajów, psów i zegarów ściennych. Wreszcie w 1799 r. William Pitt uzyskał zgodę parlamentu na nałożenie na obywateli innego równie prekursorskiego podatku: od dochodów osobistych. Osoby wykazujące się rocznym dochodem większym niż 200 funtów musiały oddać państwu 10 proc. z tej sumy. Uboższych podatników obłożono niższymi stawkami. Gdy i to nie wystarczało, rząd nie wahał się zadłużać, a Bank Anglii wyprzedawał rezerwy złota.
Natomiast Paryż, zaślepiony sukcesami militarnymi, podobnej determinacji nie wykazywał. Napoleon trzymał dyscyplinę budżetową i wydawał tyle, ile wynosiły wpływy z podatków. Francuski dług w 1813 r. wynosił ok. 20 proc. dochodu narodowego. Brytyjski zaś przekroczył 275 proc.
Triumf korupcji, czyli bitwa o europejskie porty
„Na blokadę kontynentalną Wielka Brytania odpowiedziała morską blokadą wybrzeży europejskich. W listopadzie 1806 r. Brytyjczycy zaczęli kontrolować statki państw neutralnych zmierzających do Francji, opodatkowywać je oraz ograniczać ich dostęp do portów francuskich” – relacjonuje Kaczkowski. Napoleon odpowiedział dekretem mediolańskim: wszystkie statki płynące do Zjednoczonego Królestwa, nawet te z krajów neutralnych, zaczęły być traktowane na równi z brytyjskimi. Czyli francuska marynarka wojenna mogła je konfiskować, a okręty korsarskie mogły na nie bezkarnie napadać.
Te działania przynosiły skutki odczuwalne w całej Europie. Na przykład o ile w 1804 r. przypłynęły do Gdańska 322 statki z Anglii, o tyle w 1809 r. tylko 51. Bonaparte liczył, że widmo bankructwa skłoni brytyjskich kupców i przemysłowców do buntu przeciwko rządowi. Wówczas władzę przejmie gabinet, który zechce podpisać pokój na warunkach cesarza Francuzów. Jednak w swym planie nie przewidział, iż blokada może się okazać aż tak nieszczelna. Działo się tak dlatego, że dawała szansę wzbogacenia się ludziom za jej szczelność odpowiadającym.
„Przekupstwo oraz korupcja sięgnęła niewyobrażalnych rozmiarów” – opisuje Kaczkowski. Symbolem tego stał się Hamburg, będący jednym z kluczowych portów. Tam nawet były osobisty sekretarz Napoleona, Louis Antoine Fauvelet Bourrienne, mianowany gubernatorem miasta, dał się skorumpować. W zamian za certyfikaty handlowe legalizujące przemycone z Anglii towary zainkasował tylko w 1810 r. ok. 8 mln franków. „Miasto Hamburg już trzy lata wcześniej, w 1807 r., wydało na łapówki 1,5 mln franków. Jak widać, z biegiem czasu ich wysokość tylko rosła. Na Łabie kursowało w tym czasie ok. 1,5 tys. łodzi przemytniczych” – pisze Kaczkowski.
Pokusie brania łapówek nie oparł się nawet brat cesarza Ludwik Bonaparte, który zawdzięczał Napoleonowi to, iż zasiadł na holenderskim tronie. Pod koniec życia na wyspie św. Heleny cesarz opowiadał Emmanuelowi de Las Cases (co ów umieścił w „Pamiętniku ze Świętej Heleny”), iż Ludwik „oddał się całkowicie w ramiona partii angielskiej, ułatwiał przemyt i paktował z wrogami Francji”. Żadne upomnienia ni groźby nie pomagały. Król Holandii sabotował walkę z przemytem, woląc dobrze żyć z poddanymi. W jednym z listów Napoleon upominał go: „Nie przychodź więcej, żeby zasłaniać się ubóstwem; znam dobrze Holendrów (…). Tylko kobiety płaczą i narzekają, mężczyźni działają. Jeśli nie będziesz postępował bardziej energicznie, skończysz w takim położeniu, że pożałujesz swej słabości. Więcej energii, więcej energii!”. Ale te wezwania nic nie dawały, więc cesarz sam zaczął działać.
Od Hiszpanii po Rosję
Dzięki pokojowi z Rosją w Tylży Napoleon mógł się skupić na zwalczeniu brytyjskich wpływów w Europie. Na początek zajął się Półwyspem Iberyjskim. Z jednej strony stanowił on jedno z najsłabszych ogniw blokady kontynentalnej. Przez portugalskie porty towary z Wysp Brytyjskich wlewały się do Europy. W 1807 r. wartość eksportu Portugalii szacowano na 30 tys. funtów, rok później było to ponad 2,3 mln funtów. Jednocześnie przejęcie kontroli nad portugalskimi i hiszpańskimi portami bardzo ułatwiłoby francuskim statkom omijanie brytyjskiej blokady. Zatem Bonaparte doprowadził do obalenia rządzącego Hiszpanią króla Ferdynanda VII i przekazał koronę swojemu bratu Józefowi.
Tym pociągnięciem znów naruszył równowagę na kontynencie. 2 maja 1808 r. w Madrycie wybuchło powstanie przeciw Francuzom, a Brytyjczycy przyszli mu z wsparciem, przerzucając morzem korpus ekspedycyjny do Portugalii. A opanowując Lizbonę, de facto przełamali blokadę kontynentalną. „Blokada spowodowała także upadek kolejnego mitu, być może najważniejszego – podczas kampanii iberyjskiej upadł nimb niezwyciężoności armii francuskiej. Armia cesarska 22 lipca 1808 r. skapitulowała pod Bailén przed otaczającymi ją siłami hiszpańskimi” – zauważa Kaczkowski. W tej sytuacji Napoleon musiał posłać do Hiszpanii większość swoich sił stacjonujących w krajach niemieckich oraz Holandii i samemu stanąć na czele ekspedycji. Wkrótce ugrzązł na Półwyspie Iberyjskim, bo choć wygrywał bitwy, to nie potrafił zniszczyć hiszpańskiej partyzantki.
Tymczasem Brytyjczycy w 1809 r. wysłali kolejny korpus ekspedycyjny, tym razem do Holandii. Wprawdzie mobilizując wszelkie dostępne jednostki stacjonujące we Francji inwazję odparto, nie zmieniało to jednak faktu, iż cesarz Francuzów miotał się po całym kontynencie. Zmuszony gasić kolejne pożary, jak choćby nagłe wystąpienie przeciwko niemu w 1809 r. Austrii. I tę wojnę wygrał, lecz wszędzie w Europie rządzący knuli, jak pozbyć się Bonapartego. Mogli też liczyć na wsparcie ludzi interesu, bo blokada niszczyła wymianę handlową i najbogatsze miasta szybko ubożały.
Na własnej skórze skutki wojny ekonomicznej zaczęli też odczuwać zwykli Francuzi. Z rynku zniknęły towary, do których zdążyli się przyzwyczaić. „Nie mając dostępu do dóbr kolonialnych, starali się znaleźć substytuty, m.in. zastępowali cukier trzcinowy produkowanym z buraka, i choć rozwiązanie to okazało się skuteczne, odkrycia tej miary nie występowały na tyle często, by zrekompensować wszystkie braki” – opisuje Kaczkowski.
Jednak odcięcie od Wysp Brytyjskich najbardziej zaczęło boleć Rosję. Statki handlowe brytyjskich armatorów pełniły rolę głównego przewoźnika rosyjskiego zboża, drewna, skór, rozwożąc je po całym świecie. W 1804 r. ponad 60 proc. eksportu z imperium Romanowów przeszło przez ręce angielskich kupców, biorących na siebie rolę pośredników. Napoleon, wprowadzając blokadę kontynentalną, odcinał de facto Rosję od rynków zbytu. Nic dziwnego, że w Petersburgu dosłownie wszyscy, włącznie z siostrą i matką cara Aleksandra I, żądali zerwania traktatu podpisanego w Tylży. Już we wrześniu 1808 r., choć na zjeździe monarchów w Erfurcie Bonaparte zrobił wszystko, by podkreślić swoją wielką atencję dla cara, ten po cichu zaczął sabotować blokadę. Acz nie odważył się jeszcze otwarcie wystąpić przeciwko władcy Francji. Jednak nowa wojna była już tylko kwestią czasu.
Bankructwo boga wojny
„Pod koniec 1810 r. Rosja zmieniła polityczną orientację; wpływy angielskie zaczęły zyskiwać na znaczeniu, ukaz carski zezwolił na nawiązanie kontaktów handlowych, co Napoleon przyjął jako przerwanie blokady kontynentalnej” – relacjonuje Las Cases w „Pamiętniku ze Świętej Heleny”.
Bonaparte, widząc, że blokada kontynentalna rodzi zgubne dla niego skutki, postanowił zastąpić ją gruntownie przemyślanym systemem licencyjnym. Zezwalał on na wznowienie transakcji z kupcami z Wysp Brytyjskich. Ale za pozwolenia i towary musieli płacić złotem. Napoleon zamierzał wydrenować z kruszcu imperium i tak wpędzić je wreszcie w głęboki kryzys ekonomiczny. Trafił celnie. Bank Anglii tracił ostatnie rezerwy złota. To zaś groziło utratą zaufania obywateli do emitowanych przez niego papierowych banknotów. Wartość funta spadała, a w parze z tym rosła inflacja. Jednocześnie zapaść dotknęła instytucje finansowe londyńskiego City. Latem 1810 r. rozpoczął się krach. Najpierw upadł jeden z największych na Wyspach banków Brickwood & Co. Niedługo potem w jego ślady poszedł inny londyński dom bankowy Devaynes, Nobles & Co., a potem wiele innych.
W parze za zapaścią gospodarczą przyszły niepokoje społeczne. „Podczas kryzysu 1810 r. pojawił się w Wielkiej Brytanii ruch luddystów (od nazwiska Nedda Ludda, jednego z przywódców). Luddyści niszczyli maszyny w przekonaniu, że to właśnie mechanizacja produkcji prowadzi do pogorszenia sytuacji robotników” – opisuje Wojciech Morawski w „Kronice kryzysów gospodarczych”. Premier Spencer Perceval wysłał wojsko, by rozprawiło się z buntownikami. Ale choć powieszono przywódców ruchu, nie uspokoiło to nastrojów w Zjednoczonym Królestwie. Rządzącego twardą ręką premiera 11 maja 1812 r. zastrzelił zresztą kupiec John Bellingham. Wcześniej bezskutecznie domagał się odszkodowania od rządu za poniesione straty. Swoim czynem wzbudził w Londynie powszechny entuzjazm. Choć nie uratowało to zabójcy przed szybkim osądzeniem i egzekucją.
W tym czasie wartość brytyjskiego eksportu zmalała aż o 64 proc. w porównaniu z 1809 r., a produkcja przemysłowa spadła o 25 proc. Prawie połowa floty handlowej poszła na dno lub została zarekwirowana za sprawą działań korsarzy i marynarki wojennej Francji. „Zwiększyła się też dramatycznie nie tylko skala, lecz też sama liczba bankructw. W okresie przedrewolucyjnym ich liczba oscylowała w okolicach 500 (rocznie – red.). Jednak w roku 1811 było ich 2112” – podkreśla Kaczkowski.
Imperium trwało w oporze resztkami sił, lecz nowy premier Robert Banks Jenkinson nawet nie brał pod uwagę rozpoczęcia rozmów z Napoleonem. Zwłaszcza że miesiąc po tym, jak został szefem rządu, Bonaparte na czele Wielkiej Armii 24 czerwca 1812 r. wkroczył do Rosji. W napisanej dwa dni wcześniej proklamacji wojny informował żołnierzy: „W Tylży Rosja zaprzysięgła Francji wieczne przymierze i wojnę z Anglią. Dziś łamie swoją przysięgę! Odmawia wytłumaczenia się ze swojego zadziwiającego zachowania, jeżeli francuskie orły nie wycofają się za Ren, przez co pozostawilibyśmy naszych sprzymierzeńców na łaskę nieprzyjaciela. Rosja ulega swemu losowi, jej przeznaczenie musi dopełnić się”.
W swojej kalkulacji Napoleon zakładał, że bez ponownego pobicia Aleksandra I i zmuszenia go do wojny gospodarczej przeciwko Wielkiej Brytanii, Francja nigdy nie odniesie ostatecznego zwycięstwa. Zatem francuska hegemonia w Europie nie zyska trwałych podstaw. Tymczasem premierowi Jenkinsonowi pozostało tylko czekać na to, jak jego śmiertelny wróg znajdzie się w pułapce, którą sam na siebie zastawił. Gdy nadeszła zima i Wielka Armia rozpoczęła odwrót spod Moskwy, los cesarza dopełnił się. Napoleon stracił pół miliona najlepszych żołnierzy i Francja nie posiadała już dość zasobów, by wystawić równie potężne siły. Natomiast Wielka Brytania bez problemu uzupełniała straty swojej armii, odbijającej z francuskich rąk Portugalię i Hiszpanię. Jednocześnie słane z Londynu fundusze pozwoliły zmobilizować do walki przeciwko Francji inne kraje na czele z Austrią i Prusami.
Los „boga wojny” był przesądzony. Triumf imperium brytyjskiego przypieczętował 18 czerwca 1815 r. pod Waterloo lord Wellington. Acz zaraz po bitwie wyznał, iż było to „najbardziej niepewne zwycięstwo, jakie kiedykolwiek widział”. ©Ⓟ
Brytyjczycy musieli płacić podatki m.in. od cukru i tytoniu, potem pojawiły się opłaty od okien. Następnie od posiadania lokajów, psów i zegarów ściennych