Otóż dyktatura potrafi przynieść korzystny obrót wydarzeń, choć jakąś cenę zawsze przyjdzie za nią zapłacić. Groźba wojny domowej, bezwład państwa wynikający z chaosu, bezsilność społeczeństwa wobec mafijnej oraz pospolitej przestępczości – nietrudno znaleźć przykłady kociokwików, którym kres przyniosło wprowadzenie rządów silnej ręki, nieraz przy powszechnym aplauzie.

Dyktatura jako pozornie skuteczne rozwiązanie kryzysu

Na dłuższą metę bardzo trudno jednak sprawić, aby dyktatura nie dotknęła innych sfer życia niż te, co do których była zgoda, że mają zostać poddane nadzwyczajnej presji. Skoro udało się zastraszyć młodzieżowe gangi grasujące w autobusach, to czemu nie dopilnować nauczycieli, by promowali ideę silnej (naszej) władzy? I czemu nie kontrolować sędziów, aby ci niepotrzebnie nie gmerali przy paragrafach i procedurach, tylko mądrze wydawali surowe i słuszne wyroki?

Polsce, jak się wydaje, prawdziwa dyktatura nie grozi. Demokracja z elementami „korekty” na rzecz grupy aktualnie sprawującej władzę i szukającej dróg na skróty, to, niestety, od ładnych paru lat stan permanentny. Jej immanentną cechą jest apoteoza polaryzacji – im straszniejsi są Oni, tym mniej skrupulatni w przestrzeganiu dobrych obyczajów możemy być My. Niestety, taki model demokracji ułomnej zyskuje sporo zwolenników, także po tej stronie, która lubi nazywać się demokratyczną.

Polska demokracja w wersji „po korekcie”

O ile jednak jazda po bandzie ekipy Kaczyński–Ziobro czy Tusk–Żurek jest łatwa do opisu, trudniej wychwycić skutki polaryzacji paraliżujące wolności obywatelskie. A tak się właśnie dzieje w polskim wymiarze sprawiedliwości. Jego znane sprzed 2015 r. przywary – głównie mnożenie komplikacji, co stawia w uprzywilejowanym położeniu silniejsze podmioty w starciu ze słabszymi – obudowane zostały potem nowymi. Do tego stopnia, że adwokaci wprost sugerują klientom podważanie legalności sądu (a mówiąc wprost: sędziego!) jako jedną z metod odwlekania niekorzystnego werdyktu. Co jest szczególnie zwyczajowo nieprzyjemnego w rządach dyktatury? To, że sądownictwo nie stoi ponad decyzjami polityków. Nie trzyma się ducha i litery prawa, chwieje się wskutek działań polityków. Osiągnęliśmy ten okropny stan bez zamachu stanu, bez mknących po ulicach czołgów. Wystarczył paraliżujący wymiar sprawiedliwości format głębokiej polaryzacji.

Z zaciekawieniem słuchałem zatem orędzia Karola Nawrockiego. Jednak, jak dla mnie, jedyna jego ważna część mogła dotyczyć sporu, w którym prezydent jest istotną częścią całej maszynerii, czyli wymiaru sprawiedliwości. Usłyszeliśmy zatem wszyscy, że tak w ogóle cenne są zgoda i współpraca, dla dobra kraju, rzecz jasna. Tyle że w sądownictwie jej nie będzie. Mniej więcej to samo słyszymy z ust Donalda Tuska. Dyktatura Polsce nie grozi, ale rolowanie obywateli przez polityków żyjących z polaryzacji będzie się pogłębiać. ©Ⓟ