Włoska premier Giorgia Meloni zaproponowała, by w czerwcu zorganizować szczyt z udziałem liderów dużych państw UE, urzędników KE i przedstawicieli administracji Trumpa. Jednak na drodze do zawarcia umowy między najbliższymi ekonomicznymi sojusznikami – biorąc pod uwagę skalę handlu oraz wzajemnych inwestycji – wciąż piętrzy się masa przeszkód.
Jak Trump postrzega Unię?
Jedną z poważniejszych jest podejście Trumpa do UE. W swoich wpisach w mediach społecznościowych amerykański prezydent przedstawia Unię jako organizację, która powstała po to, żeby oszukiwać Stany Zjednoczone na handlu. Zarzuca Brukseli m.in. piętrzenie pozacelnych barier, manipulowanie kursami walut, a procesy wytaczane korporacjom z USA nazywa „śmiesznymi”. W komentarzach dotyczących gospodarki Trump gorzej przedstawia jedynie Chiny.
Duże znaczenie ma też wielkość amerykańskiego deficytu w handlu towarami z UE. Na koniec marca 2025 r. wyniósł on, biorąc pod uwagę dane za 12 miesięcy, aż 277 mld dol. Uwzględniając nadwyżkę USA w wymianie usług (niecałe 80 mld) łączny bilans Ameryki w handlu z UE to minus 200 mld. Na tym tle propozycja Brukseli – zwiększenie zakupów amerykańskich towarów o 50 mld euro (57 mld dol.) rocznie – wygląda skromnie. Wzajemna wymiana wciąż będzie daleka od równowagi, nawet jeśli uwzględnimy, że część deficytu wynikała z intensywnej wysyłki towarów do USA na początku 2025 r., by zdążyć przed podwyżkami ceł. Analitycy Goldman Sachs oceniają, że UE mogłaby zwiększyć import ze Stanów Zjednoczonych o 100 mld euro rocznie, kupując więcej surowców energetycznych.
Podwyższone cła nie ułatwiają dialogu
Na przeszkodzie w zawarciu porozumienia stoi też postrzeganie dotychczas wprowadzonych przez USA ceł. Odkąd Trump objął urząd prezydenta, podniósł taryfy na 70 proc. unijnych towarów eksportowanych na amerykański rynek. Od połowy marca obowiązują 25-proc. stawki na stal, aluminium i produkty pochodne, a na początku kwietnia weszły w życie 25-proc. taryfy na samochody i 10-proc. cło wyrównawcze na pozostały import. Według Amerykanów negocjacje z UE dotyczą utrzymania stawek na obecnym poziomie. Z kolei UE ocenia, że to maksymalny poziom taryf, które należy obniżyć, jeśli USA chcą uniknąć odwetu. W zawieszeniu do 9 lipca, prócz groźby 50 proc. stawek, jest też kolejne 10-proc. cło wyrównawcze. Z podwyższonych stawek wyłączone są na razie niektóre sektory, ale w przyszłości ma się to zmienić. W odwecie na posunięcia Waszyngtonu, Bruksela zagroziła podniesieniem ceł na jedną trzecią amerykańskiego eksportu do UE.
USA dają za przykład Indie
Według unijnych urzędników problemem w negocjacjach są także niejasne żądania Waszyngtonu. Zdaniem sekretarza stanu Scotta Bessenta unijne propozycje „nie dorównują jakością tym, które otrzymaliśmy od innych ważnych partnerów handlowych”. Stwierdzenie to wydaje się potwierdzać tezę o niesprecyzowanych oczekiwaniach Trumpa. Jak wynika z przecieków z rozmów dotyczących umowy handlowej między USA a Indiami, Indusi zaoferowali Stanom znaczącą redukcję ceł na amerykańskie produkty. Przed startem negocjacji różnica między taryfami pobieranymi przez Indie i cłami stosowanymi przez USA wynosiła 13 pp. Teraz ma spaść do 4 pkt proc. Jednak gdy Trump ogłosił, że Indie natychmiast zredukują do zera wszystkie cła na amerykańskie produkty, Indusi zaprzeczyli. W efekcie porozumienia handel między Indiami a USA ma wzrosnąć do 0,5 bln dol. rocznie. Jak na tym tle wygląda UE? Wzajemne cła, przed dojściem Trumpa do władzy, znajdowały się na niemal takim samym poziomie, a wartość wzajemnej wymiany towarowej już teraz ma wartość 1 bln dol.
W umowach z Arabią Saudyjską i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, które nie dotyczyły bezpośrednio ceł, Trump uzyskał zobowiązanie do zainwestowania na terenie USA setek miliardów dolarów. Wpisuje się to w jego program gospodarczy, zakładający odbudowę produkcji przemysłowej w Stanach Zjednoczonych. Unia nie dysponuje kontrolowanymi przez państwo funduszami, które mogłaby ulokować kapitał w USA. Ale w ostatnich latach europejskie firmy stały się największymi inwestorami za Atlantykiem. Jak wyliczyli eksperci Goldman Sachs, czołowe europejskie firmy wchodzące w skład indeksu Euro Stoxx 600, ok. 30 proc. aktywów mają ulokowane w USA. W ciągu dekady udział ten zwiększył się o 10 pp. Stany są też dla nich największym rynkiem zbytu, z którego pochodzi ponad 20 proc. przychodów. To dlatego Bernard Arnault, prezes działającej w obszarze dóbr luksusowych firmy LVMH, przekonywał we francuskim Senacie, że Unia powinna pójść na ustępstwa wobec USA, byle tylko doszło do podpisania umowy handlowej. Jedną czwartą przychodów LVMH realizuje na amerykańskim rynku.
Czy jest szansa, że USA dogadają się z Unią?
W kategorii trudnych do spełnienia oczekiwań amerykańskiej administracji mieści się np. VAT, którego odliczanie od towarów sprzedawanych na eksport, uważane jest przez Trumpa za nieuczciwą praktykę handlową, choć lokalne i stanowe podatki od sprzedaży naliczane w USA są odpowiednikiem europejskiego podatku od wartości dodanej. Brukseli trudno też zgodzić się na wycofanie z podatku cyfrowego, pobieranego przez niektóre unijne państwa. Do kategorii trudnych problemów we wzajemnych relacjach należy też kwestia produktów farmaceutycznych. Ceny podstawowych leków na receptę są w USA 250–300 proc. wyższe niż we Francji, Niemczech czy Włoszech. Dlatego jest bardzo prawdopodobne, że farmaceutyki, na razie wyłączone z ceł, zostaną w przyszłości objęte podwyższonymi stawkami.
Ekonomiści Goldman Sachs uważają, że ostatecznie USA i UE dojdą do porozumienia, ale nie znaczy to, że warunki wzajemnego handlu wrócą do punktu wyjścia, sprzed prezydentury Trumpa. Eksperci oceniają, że stawki na unijny eksport pójdą w górę o 15 pp. i będą najwyższe od niemal 100 lat. W odwecie Bruksela podniesie cła na niektóre amerykańskie produkty. W takim scenariuszu zarówno amerykańska, jak i unijna gospodarka poniosą znaczące straty. ©Ⓟ