Edwin Bendyk, autor źródłowo dopracowanych książek i artykułów o współczesności, prezes zarządu Fundacji Batorego, otrzymał ode mnie taki list: „Prezesie, Drogi Kolego, czy aktywni politycznie Polacy nienawidzą się? A może mamy do czynienia z narracją niewielkich grup, których emocje nie współgrają z odczuciami większości głosujących? Od dwudziestu lat, od parlamentarnych i prezydenckich wyborów w 2005 r., zmagamy się z rozpadem PO-PiS. Liderzy tych ugrupowań wskazali kierunek – walka ze Złem aż do ostatecznego zwycięstwa. Wspierani są zaś przez jakąś grupę swoich zwolenników spod znaku krucjaty. Reszty, jak się zdaje, nie porywa to krucjatowe wezwanie. Głosują na PO albo PiS z przyziemnych powodów. Mijają dekady, a postawa głębokiego i bezapelacyjnego odrzucenia przeciwnika wydaje się tak stabilnym elementem polskiej polityki, jak przywództwo Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Nigdy się to nie zmieni? Porozmawiajmy”. I porozmawialiśmy.
Nie odpowiem, czy ten trzon to większość czy mniejszość, bo nie ma narzędzi mierzących głębię emocjonalną.
W rdzennych elektoratach PiS oraz PO, w tych 30 proc. konsekwentnie głosujących na swoich, są komponenty, można powiedzieć, fanatyczne. W tym rozumieniu, że głosują na swoich nawet wtedy, kiedy swoi rozczarowują. W 2023 r. analizowaliśmy m.in. elektorat PiS-u. Wyszło, że jego część stanowili ludzie, którzy mieli sporo za złe swojej partii, a nie głosują na konkurencję, bo ta ich nie przekonała. Wśród zarzutów, które stawiali PiS, niektóre mogły dziwić, np. krytykowali zbyt duże wpływy Kościoła w państwie. Wydawałoby się, że gdzie, jak gdzie, ale w PiS takie zagadnienie nie budzi niechęci.
Krytykowali też – i znowu wydawałoby się, że nie powinno im to przeszkadzać – nachalność propagandy TVP. Istotny i nieoczekiwany był też zarzut wobec zapowiadanego programu 800+ jako rozdawnictwa nieograniczonego obowiązkiem świadczenia pracy. Czyżby przejaw odruchu obronnego pisowskiej klasy średniej?
Krytyka rozdawnictwa – powtarzam to słowo za badanymi – łączyła ponad podziałami partyjnymi. Natomiast elektorat bezkrytyczny, a w każdym razie mało krytyczny wobec partii, stanowił jakieś dwie trzecie zwolenników PiS. Czyli 20 proc. popierających PiS tworzyło na początku kampanii zaplecze postaw mogących się kojarzyć z postawą wyznawców, nieraz fanatycznych. Co do PO, to przypomnę badania Pauliny Górskiej z Centrum Badań nad Uprzedzeniami z 2019 r. Pokazały, że to elektorat partii opozycyjnych miał bardziej negatywne emocje wobec zwolenników PiS i bardziej był skłonny do ich odczłowieczania niż elektorat pisowski.
Wnioski z badań Górskiej uczą pokory: posługiwanie się stereotypem czy sympatią właściwą swojej bańce nie jest przypisane jednemu obozowi, chociaż właśnie tak chcieliśmy postrzegać rzeczywistość. Oraz siebie. À propos – kampania po stronie, powiedzmy, zwolenników Trzaskowskiego jest skoncentrowana na Nawrockim. Ma pokazywać, że jest taki, jaki jest. Potem pojawiają się wątki, nazwijmy je, polityczne, w tym podkreślanie, jak trudno będzie dobrze rządzić z prezydentem związanym z opozycją. Z kolei Trzaskowski w analogicznej krytyce obozu pisowskiego jest złem mniejszym – symbolem zła niezmiennie pozostaje Donald Tusk. Tak było w kampanii parlamentarnej w 2023 r., kiedy przedstawiono Tuska jako uosobienie systemu liberalnego i agentury. I tak jest w kampanii 2025 r., widocznie z analiz PiS wynika, że symboliczna funkcja lidera PO jest nie do zastąpienia. Sam Trzaskowski jest w jakimś sensie trudny do zaatakowania, gdyż raczej skutecznie przybrał pozę tego, który łączy, a nie dzieli. Tusk, widzimy to też w ostatnim tygodniu kampanii, jest tym złym policjantem, a przez to postacią wygodniejszą do atakowania.
Coraz więcej ludzi ma dość polaryzacji i układu opartego na nienawiści wobec przeciwnika. To nam już wychodziło w badaniach wiosną 2023 r. Są te „obozy bazowe” i te „rdzenne elektoraty”, które polaryzacją się karmią, ale w początkach 2023 r. zwiększał się odsetek zniechęconych do nieustannego i ostrego sporu. Duża część zniechęconych do polityki wskazywała, że nie odpowiada im gra w polaryzację i okładanie się kijem. W rezultacie na pół roku przed wyborami zapowiadała się niska frekwencja.
Także dlatego, że im bliżej było wyborów, tym energiczniej mniejsze partie zaczęły formułować pozytywny przekaz, o mniejszym ładunku, jak mówisz, krucjatowym. Upowszechniło się przekonanie, że nie tylko chodzi w wyborach o to, by uruchamiać emocje przeciwko władzy i pogonić PiS. Sporo ludzi uznało, że te wybory pomogą podjąć działania, jakby zamrożone w czasach PiS, a może nawet zamrożone od 2005 r. Także w głosowaniu w I turze obecnych wyborów młodzi zaskoczyli. Frekwencja w grupie 18–29 wynosiła ok. 73 proc., była sporo wyższa niż frekwencja ogółem. W różnych badaniach młodzi deklarują rozczarowanie polityką, ale pozytywnie traktują zaangażowanie sprawami społecznymi. A jednak poszli do urn. Natomiast wyborcy w grupie 60+, czyli najwierniejszego elektoratu dwóch największych partii, zazwyczaj wyróżniającego się frekwencją, zaskakująco często zostali teraz w domach. Przypomnijmy, że w 2023 r. do urn poszło 67 proc. wyborców w wieku 60+ i 68,8 proc. w grupie najmłodszej. Teraz udział seniorów zmalał do 59 proc. Najwyraźniej wyborcy zniechęceni sposobem prowadzenia polityki i propozycjami formacji, którym byli wierni, mają dość, a motywacja negatywna polegająca na strachu przed politycznym przeciwnikiem już nie działa.
Pewnie bywa tak i w starszym pokoleniu. Jednak wielu seniorów, tracąc przekonanie do partii, na którą zawsze głosowali, teraz po prostu się wycofało. Sygnalizując, że są zmęczeni wieczną wojną. Nie wiem, czy tak jest na pewno, ale myślę, że warto tym tropem pójść. Gdyby potwierdziło się, że nawet w wiernym elektoracie utworzyły się białe plamy, to pojawia się szansa rekonstrukcji oferty politycznej. Bo tu nie chodzi o przesunięcia programowe czy personalne, ale zmianę stylu przekonywania. Poważna rzecz. Jeżeli wygra Trzaskowski obóz władzy skonsoliduje się na jakiś czas. Tusk scementuje KO kosztem przystawek. Czy jednak uzyska przestrzeń do odnowienia przekazu i programu partii, i czy będzie chciał to zrobić, tego nie wiem.
Co nie znaczy, że duopol już się kończy. Choć wśród młodych rośnie zainteresowanie Konfederacją i Razem, to spadek demograficzny jest faktem, młode pokolenie nie przykryje czapkami pokoleń seniorów. Mamy potencjał nieco ponad 4 mln głosujących pośród 29 mln elektoratu. Dopiero masowe zmiany w preferencjach wśród tych starszych przyniosłyby zmianę. Najbardziej zaskoczył mnie w pierwszej turze słaby wynik Trzaskowskiego właśnie wśród młodych: w grupie 18–29 to raptem 13 proc., Nawrocki miał 11 proc. Cztery Campusy Polska Przyszłości przeprowadzone z sukcesem, robiący świetne wrażenie młodzi uczestnicy. Byłem tam bodaj każdego roku. I nie tylko mi wydawało się, że ludzie tworzący zaplecze sztabowe Trzaskowskiego, znaleźli klucz do młodych, ba, potrafią ich włączyć we wspólne działanie. I nagle ma on wśród nich 13 proc. poparcia. Niewiele więcej niż Nawrocki, który wywodzi się z „partii obciachu” dla młodych, a dostaje 11 proc. bez żadnej inwestycji w to pokolenie. A jego partia jeszcze na początku tego roku wskazana była jako preferencja wyborcza przez 8,5 proc. młodych deklarujących, że pójdą na wybory. Czyli Nawrocki jeszcze pozyskał jakby dodatkowe poparcie, o które nawet jakoś specjalnie nie zabiegał.
Trudno mi sobie wyobrazić, by nie pokuszono się o to, ale, znowu, widać rozziew między stylem działania całej PO, a tym, czego pragną bardzo młodzi wyborcy, niebędący aktywistami tej partii. Generalnie młodzi mogą być języczkiem u wagi w czasie tych i kolejnych wyborów, fundamentem nie. Chyba, że dojdzie do dekompozycji tego układu politycznego, który walkę o prezydenturę przegra. Otworzy się pole np. dla Konfederacji, aby sięgnęła z większym sukcesem po głosy 50-, 60- i 70-latków. Czy przegrany obóz pozbiera się do 2027 r.? Czy PO i PiS odnajdą przekaz poruszających młodych? Praktyka wskazuje, że partie głównego nurtu koncentrują się na konsolidowaniu bazowego elektoratu. Ale skoro na duopolu są rysy, tworzy się szansa dla Konfederatów, tyle, że nie wiadomo których, bo to środowisko czekają przetasowania. Konfederacja raczej nie przetrwa w takim składzie, w jakim jest obecnie. Sławomir Mentzen daje sprzeczne sygnały, jakby już dogadywał się z KO, ale jednocześnie nie namawia, by na Trzaskowskiego głosować. Może będzie budował teraz własną partię?
Niemniej gra się zacznie, już zaczyna. I obstawiałbym, że będzie pragmatyczna. I będzie musiała toczyć się inaczej niż przez ostatnie 20 lat. Pamiętam, że kiedy, bodaj w 2003 r., w obecności premiera Leszka Millera, otwierano odcinek autostrady A2, to uroczystość uświetnił taniec koparek. Wtedy lanie betonu na drogi – coś, co na Zachodzie, jeśli budzi emocje, to negatywne, ze względu na ekologię – traktowaliśmy jak cywilizacyjne osiągnięcie. To była miara naszego sukcesu. Dzisiaj jesteśmy gdzie indziej. Bierzemy się za CPK. I to jest jedna strona medalu. A druga, że nawet jeżeli „The Economist” napisał o nas, że jesteśmy wspaniali...
To czeka nas niedługo bolesny zakręt. Mamy niekwestionowane osiągnięcia, ale nie postrzegamy ich realistycznie, tak jak kiedyś nie docenialiśmy naszych aktywów. Porównywanie się z Włochami, które mamy zamiar prześcignąć, nie ma sensu, bo Włochy są w tej chwili – zgodnie z oceną tego samego „The Economist” – najnowocześniejszą gospodarką w Europie. Opartą na własnych technologiach, od zbrojeniówki po przemysł samochodowy i lotniczy. W Polsce najbardziej autonomiczny technologicznie, innowacyjny kawałek przemysłu, to przemysł wydobycia i przetwórstwa węgla. Ale politycy już fantazjują, że dogonimy i przegonimy, obiecując polską rakietę na Księżyc.
Nie można wykluczyć, ale bym się nie zakładał. ©Ⓟ