Jeszcze dalej w interpretacji siły amerykańskich konsumentów idzie Stephen Miran, szef doradców ekonomicznych Białego Domu – w jego opinii są oni elastyczni, więc w miejsce dóbr importowanych mogą wybrać rodzime zamienniki, natomiast dostawcy zagraniczni nie mają możliwości szybkiego znalezienia innych kupców. W ten sposób, jego zdaniem, zagranica zostanie zmuszona do obniżek cen eksportowych. Tu jednak pojawia się wątpliwość: czy firmy z Indonezji bądź Wietnamu, z „parszywej piętnastki”, jak sekretarz handlu Howard Lutnick określa rynki mające duże nadwyżki w handlu z USA, mają wystarczająco wysokie marże, by móc obniżać ceny? Nałożenie ceł przez Waszyngton na te kraje może być szczególnie bolesne. Nie dość, że są już zalewane towarami z Chin, to stracą możliwość sprzedaży w USA.

Po przystąpieniu Państwa Środka do Światowej Organizacji Handlu (WTO) w 2001 r. amerykańskie i europejskie firmy zaczęły przenosić tam produkcję. Spowodowało to zamykanie fabryk w krajach macierzystych – to ów „chiński szok”, który spowodował ogromne zmiany w ekonomicznej strukturze m.in. USA. Potem nastąpił etap, kiedy Pekin zaczął być postrzegany jako atrakcyjny rynek, a zachodnie korporacje chciały go przejąć. Jednocześnie powstawały również silne chińskie przedsiębiorstwa, zasilane lokalną przedsiębiorczością, subsydiami oraz know-how firm zagranicznych. I szybko skończyło się eldorado dla zachodniego biznesu. Nie dość, że o wiele trudniej mu działać na tamtejszym rynku, to ma też problem z chińską konkurencją na swoich tradycyjnych rynkach eksportowych, a nawet macierzystych (np. producent e-aut BYD dobrze sobie radzi w Niemczech). Teraz podniosła się wrzawa o to, w jaki sposób chronić europejskich i amerykańskich producentów. A co mają zrobić firmy z Wietnamu czy Peru, które nie posiadają silnych marek i nie mogą liczyć na wsparcie instytucjonalne? A na dodatek mają złożone stosunki polityczne z Państwem Środka?

Na przykład Indonezja musi balansować między dwiema potęgami ekonomicznymi. To dlatego prezydent Prabowo Subianto z pierwszą po wyborach wizytę zagraniczną udał się do Pekinu, a później do Waszyngtonu. Sytuacja kraju jest trudna – jest zalewany chińskimi towarami i władze rozważają nałożenie 200 proc. ceł na niektóre produkty z Państwa Środka. Wolniej od oczekiwań rozwija się również w ostatnich kwartałach gospodarka Indii. Mimo iż eksport do USA nie stanowi dużej wartości w stosunku do PKB, zawirowania w gospodarce światowej z pewnością będą negatywnie wpływać na tamtejszy wzrost gospodarczy. Dlatego władze w Nowym Delhi starają się uniknąć bezpośredniej konfrontacji z USA i rozważają obniżenie ceł na produkty importowane z tego kraju.

Zresztą wszyscy starają się chronić własne rynki. UE ogranicza kontyngenty bezcłowe na import stali, by zapobiec zalaniu rynku przez dostawy przekierowane z USA, które już nałożyły 25 proc. cła na stal i aluminium. Chodzi o uniknięcie sytuacji, w której nie dość, że Unia ograniczy eksport do Ameryki, to jednocześnie stanie się podatna na nadmierny import. Zmiany weszły w życie 1 kwietnia, na dzień przed ogłoszeniem dużego pakietu ceł przez USA. Można to określić jako działania prewencyjne Unii, bo ewentualne cła odwetowe ze strony Wspólnoty zapowiedziane są w terminie późniejszym – po analizie działań Waszyngtonu.

Jedną z przyczyn amerykańsko-chińskiej wojny handlowej jest nadprodukcja Państwa Środka powiązana z niskim poziomem konsumpcji. Powoduje to, że zwiększająca się produkcja w tym kraju musi znajdować rynki zbytu za granicą. Już na początku swojego przywództwa Xi Jinping wskazał na konieczność zwiększenia konsumpcji krajowej celem zmniejszenia zależności od innych państw. Ale efekty podjętych działań są mocno ograniczone – Chińczycy wciąż dużo zarabiają na eksporcie, lecz zyski odkładają, miast konsumować krajowe lub importowane dobra. W obliczu wojny handlowej z USA chińscy decydenci znów przy pomnieli sobie o wewnętrznej konsumpcji.

Ale Chiny oprócz stymulacji krajowej konsumpcji, mogą też odegrać rolę łagodzącą nierównowagi w innych państwach. W ostatnich tygodniach Brazylia zwiększyła eksport produktów rolnych do Państwa Środka, które nałożyło cła odwetowe na produkty amerykańskie. Również dla Afryki Chiny stały się największym partnerem handlowym, odpowiedzialnym za ok. 20 proc. eksportu i 16 proc. importu (analiza Światowego Forum Ekonomicznego). Problemem jest jednak struktura tego handlu. Państwa afrykańskie czy Brazylia eksportują do Chin nisko przetworzone dobra, z kolei Pekin sprzedaje produkty przemysłowe. Tym samym zwiększa się siła chińskiej wytwórczości, a ograniczane są możliwości rozwoju mniejszych gospodarek, szczególnie w zakresie bardziej zaawansowanych produktów – w grudniu 2024 r. w brazylijskich portach zalegało ponad 70 tys. samochodów elektrycznych z Chin.

Gospodarka światowa to złożony mechanizm, którego funkcjonowanie potrafi zaskoczyć. Choć amerykańskie cła na samochody mają uderzyć w zagraniczne firmy, po ogłoszeniu zamiaru ich wprowadzenia amerykańska branża motoryzacyjna straciła relatywnie więcej ze swojej giełdowej kapitalizacji niż ich europejska czy japońska konkurencja. Również Indie, które nie eksportują wielu samochodów do USA, mogą dużo stracić, ponieważ są dużym dostawcą części dla amerykańskich producentów.

USA wybrały chyba najgorszy – choć z ich punktu widzenia naj korzystniejszy – czas na wywieranie nacisków na inne państwa. Jeszcze kilka tygodni temu USA wydawały się być na fali ekonomicznego wzrostu. Z kolei wielu partnerów handlowych USA boryka się z niskim poziomem wzrostu, podwyższoną inflacją i napięciami geopolitycznymi. Taktyka ta powinna być skuteczna dla USA, ale przez system naczyń połączonych wpływa już negatywnie na tamtejszą gospodarkę.

Działania protekcjonistyczne USA będą niosły skutki dla innych. Jednak światowy handel nie znosi próżni i nastąpią dostosowania do nowej struktury geograficznej i wolumenów zamówień. Problemem jest jednak okres przejściowy. Pojawiają się już koncepcje nowych porozumień handlowych. Pod koniec marca, po raz pierwszy od pięciu lat, spotkali się przedstawiciele Chin, Japonii i Korei Południowej, aby omawiać sprawy wzajemnych ułatwień handlowych. Może to spowodować efekt odwrotny od zamierzonego przez USA. Zamiast osłabić siłę ekonomiczną Chin, wepchną w orbitę Pekinu swoich bliskich sojuszników. ©Ⓟ

Autor jest profesorem Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu