Europejskie dziedzictwo jest wynikiem stuleci pracy, walk, wstrząsów i podbojów, a także prawnych i politycznych bitew toczonych przeciwko wszelkim próbom pozbawiania jednostek ich praw.

Pragnąc dokonać refleksji nad duszą Europy, porywamy się bez wątpienia na onieśmielające zadanie, jakie stawiało sobie wielu wybitnych myślicieli. Niektórzy wiązali ją z chrześcijańskimi korzeniami kontynentu. Kilkadziesiąt lat po Robercie Schumanie Jacques Delors – również żarliwy katolik, ojciec jednolitego rynku – argumentował, że sam rynek ani instytucje nie wystarczą, gdyż projekt europejski potrzebuje duszy, na którą złożą się kultura, duchowość i etyka. Inni, jak bystry obserwator George Steiner, również dostrzegali tę duszę, która poza metafizycznym poszukiwaniem sensu kryła się także w towarzyskiej kulturze kawiarnianej, literaturze, muzyce i wielojęzyczności. Pojawiały się również propozycje zakotwiczenia jej w przeszłości, na przykład zamieszczone dwie dekady temu w projekcie konstytucji europejskiej wyraźne nawiązanie do chrześcijańskich początków. W 2016 r., kiedy Nagrodę Karola Wielkiego przyznano papieżowi Franciszkowi, ówczesny przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker przypomniał, że dusza Europy tkwi w jej wartościach, wśród których najważniejsza jest godność człowieka.

ikona lupy />
Materiały prasowe

Kolejny wymiar stanowi połączenie tej duszy z cywilizacją europejską, która stanowi koncepcję odrębną, lecz powiązaną. Francuski pisarz Mirabeau ukuł termin „cywilizacja” w połowie XVIII w., w erze oświecenia, na określenie dochodzenia do poziomu „ogłady” cechującego wersalską arystokrację bądź ostatecznego wyniku tego procesu. Zarazem przedstawił jednak krytyczną ocenę tego zjawiska i ten krytycyzm okazuje się istotną cechą tejże cywilizacji. Drogę przetarli już wcześniejsi myśliciele oświeceniowi, tacy jak Monteskiusz ze swoimi „Listami perskimi”, w których wszedł w perspektywę cudzoziemców ze Wschodu, by zaprezentować ironiczny ogląd obyczajów i zachowań Europejczyków. Jak czyniło to przed nim wielu innych, Jean-Jacques Rousseau przeciwstawił żyjącego w stanie natury „szlachetnego dzikusa” zepsuciu oraz uciskowi panującemu w europejskich państwach i społeczeństwach.

Tendencje te podsycała oczywiście zwiększana przez podróże i odkrycia świadomość „inności”, a także zainteresowanie Orientem, skutkujące zwróceniem uwagi na inne, pozaeuropejskie formy cywilizacji oraz podważeniem przekonania, jakoby ta europejska była szczytowym osiągnięciem w dziedzinie kultury, sztuki i obyczajów. Mimo to w XIX wieku, który był zarazem erą romantyzmu, cywilizacja europejska znalazła swój najdoskonalszy wyraz. W swoim wystąpieniu przed Izbą Parów w 1846 r. – w czasie gdy Rzeczypospolitej Polskiej nie było na politycznej mapie Europy – francuski powieściopisarz i poeta Victor Hugo określił Francję oraz Polskę jako „dwie siostry, które wspólnie walczyły o cywilizację europejską […] naród francuski zrodził jej misjonarzy, a polski rycerzy”. Cywilizacja i dusza oznaczają różne rzeczy dla różnych ludzi, więc bez względu na to, jak podejdziemy do tej kwestii, trudno będzie uniknąć subiektywizmu.

Niezależnie od tego, czy chodzi o cywilizację, czy o duszę, nie można pominąć dziedzictwa chrześcijańskiego – o ile samo słowo „Europa” pozostawało przez całe wieki nieobecne w leksykonie, o tyle kontynent został całkowicie schrystianizowany jeszcze przed końcem XIV w. Niemiecki pisarz Goethe uznawał chrześcijaństwo za „język ojczysty Europy”, a francuski autor Chateaubriand zauważył, że wszystkie uniwersytety założyli chrześcijańscy władcy lub biskupi. To samo można powiedzieć o ogromnej spuściźnie artystycznej i kulturalnej od katedr po obrazy. Wiele z jej elementów trafiło na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO, a sądząc po emocjach wywołanych pożarem katedry Notre-Dame w 2019 r., wizerunek tej świątyni wciąż silnie oddziałuje na ludzką wyobraźnię.

Jednak definiowanie Europy wyłącznie na podstawie chrześcijańskich korzeni, co sugerują niektórzy, nie pozwala uchwycić wszystkich jej cech. Kontynent czerpie bowiem również z wcześniejszego wkładu Grecji (demokracja i rząd przedstawicielski, nie wspominając już o nauce), Rzymu (prawo rzymskie, instytucje republikańskie i koncepcja obywatelstwa), a także judaizmu (monoteizm, godność ludzka, świętość życia i linearny charakter historii). Zasługi w dziedzinie nauki oraz filozofii położyła też cywilizacja arabska.

Wojna jako europejski nałóg

Spuścizna ta nie jest wszakże w żadnym razie tak jednoznaczna, jak niektórzy chcieliby ją przedstawiać. Chociaż ludzkość toczyła konflikty zbrojne bez względu na kulturę czy religię, konsolidacja katolicyzmu pod rządami Świętego Cesarstwa Rzymskiego – za czasów Karola Wielkiego, a później Ottona I – nastąpiła w rezultacie serii wojen. Zjednoczenie katolickich władców pod koroną cesarską usankcjonowało nawracanie pogan ogniem i mieczem podczas wojen z Sasami, Słowianami oraz Węgrami, a później północnych wypraw krzyżowych, ale nie zapobiegło wcale wojnom między tymi władcami. Niezależnie od tego, czy koronę otrzymali od papieża czy od arcybiskupów, katoliccy królowie rościli sobie boskie prawo do rządzenia – i podbojów. Podbijanym był zaś najczęściej sąsiad. Te nieustanne waśnie doprowadziły amerykańskiego socjologa Charlesa Tilly’ego, który zgłębił 11 wieków europejskiej historii (900–1990), do wniosku, że „wojna stworzyła państwo, a państwo stworzyło wojnę”.

Rabunki oraz okrucieństwa towarzyszące konfliktom skłoniły teologów i uczonych do opracowania zasad, które uczyniłyby wojny bardziej zgodnymi z zasadami religii – szóstym przykazaniem „nie zabijaj” bądź podstawową nauką chrześcijaństwa traktującą o pokoju. Rozmyślając nad pismami św. św. Augustyna i Tomasza z Akwinu na temat wojen sprawiedliwych oraz warunków, jakie muszą one spełniać, hiszpański dominikanin Francisco de Vitoria nakreślił zarys uniwersalnego prawa narodów (ius gentium) i odnoszącego się do toczenia wojny (ius in bello oraz ius ad bellum). Przemyślenia te, przełożone potem na płaszczyznę świecką przez holenderskiego humanistę Hugona Grocjusza, dały podwaliny prawu międzynarodowemu. Francuski teolog abbé de Saint-Pierre przedstawił później „projekt wiecznego pokoju”, którego celem było konstytucyjne zjednoczenie 18 chrześcijańskich monarchii Europy w zarządzaną przez kongres stałą Unię. Nie trzeba dodawać, że rozważania te ignorowano w prawdziwym świecie, gdzie w dogodnych chwilach i często z błogosławieństwem narodowych episkopatów, a nawet papieży, toczono wojny, z których wiele nie dawało się zakwalifikować jako obronne czy „sprawiedliwe”. Na klamrach pasów pruskich żołnierzy przez całe wieki widniało hasło „Gott mit uns”. Sojusz krzyża i miecza stał się najściślejszy podczas I wojny światowej, kiedy to większość prowadzących wojnę mocarstw była narodami chrześcijańskimi, a ich Kościoły narodowe wspierały bez zastrzeżeń wewnętrzną „świętą unię”.

Podsumowując, wyjątkowość kontynentu europejskiego polega na tym, że w minionym tysiącleciu był on najczęściej pustoszonym przez wojny regionem świata, a jeszcze bardziej wyróżniał się ogromną liczbą ofiar tych konfliktów, gdyż charakterystyczną cechą postępu technicznego w Europie było nieustanne, szybkie doskonalenie technologii wojskowych.

Bezradność humanizmu wobec zła

Kolejne niejednoznaczne dziedzictwo dotyczy relacji z jednostkami. Zakorzeniony w reprezentowanej przez Platona filozofii greckiej i uosabianej przez Pawła z Tarsu tradycji judaistycznej postulat jedności oraz uniwersalności ludzkości jest centralnym elementem wiary chrześcijańskiej. Leżał on też u podstaw koncepcji prawa naturalnego i praw naturalnych, które narodziły się u zarania renesansu i zgodnie z którymi wszystkim istotom ludzkim przysługują ze względu na ich racjonalną naturę pewne nieodłączne prawa. Prawo do godności stało się w ten sposób fundamentem humanizmu i konsekwencją tego, co francuski filozof Michel de Montaigne nazywa „kondycją ludzką”.

Postulaty te są trudne do pogodzenia z działaniami obserwowanymi po raz pierwszy podczas dokonywanej przez zakon krzyżacki i inflanckich kawalerów mieczowych ewangelizacji Europy polegającej na nawracaniu pogańskich plemion w obszarze Morza Bałtyckiego. Podobne praktyki wprowadzili później w Nowym Świecie konkwistadorzy, a następnie misjonarze, co zapowiadało epokę kolonializmu. Przyznając katolickim monarchom prawo do zakładania osad, papieże uczynili w swych bullach chrystianizację jednym z uzasadnień kolonizacji obydwu Ameryk. Przedsięwzięcie to obejmowało kampanie wojskowe zmierzające do zniszczenia rdzennych organizmów politycznych, w tym także imperiów, przy czym konfrontacja była nierówna w związku z lepszym uzbrojeniem przybyszów. Nastąpiły wojny, masakry, przemoc i unicestwienie bytów, które również można było określić mianem cywilizacji, a następnie zazwyczaj przymusowe nawrócenia. Elementem kolonizacji było jednak też wynagradzanie konkwistadorów przez zaprowadzenie systemu pracy przymusowej w kopalniach i na plantacjach. Gdy zaś ten reżim, który wiązał się również z importem chorób, zakończył się zdziesiątkowaniem tubylców, doszło do zniewolenia poddawanych również siłą chrystianizacji Afrykanów.

Postępowanie to niepokoiło europejskich myślicieli renesansowego humanizmu, takich jak hiszpański dominikanin Bartolomé de Las Casas, który był świadkiem nadużyć i potępiał okrucieństwa wobec rdzennej ludności obu Ameryk. „Każdy człowiek nosi w sobie całkowitą postać ludzkiego stanu” – pisał przesiąknięty również tym humanizmem Montaigne, sugerując, że barbarzyńcami nie są wcale masakrowani tubylcy; to my, Europejczycy, przewyższamy ich we wszelkiego rodzaju barbarzyństwie. Debata ta nie ustawała do końca ery oświecenia, a stanowisko w niej zajęli także Monteskiusz, Diderot i Rousseau.

Mimo to Europejczycy przez wieki niewolili ludzi i chociaż praktyka ta była powszechna w różnych częściach świata, takich jak Imperium Osmańskie, Azja czy Afryka, to jej powszechność w Europie oraz stanowiącym jej rozszerzenie Nowym Świecie – obydwu Amerykach – doprowadziła do utożsamienia z niewolnictwem właśnie mieszkańców kontynentu.

Ryzyko krytycznego umysłu

Przezwyciężając scholastyczny dogmatyzm średniowiecza, kiedy to naukę podporządkowano teologii, filozofowie tacy jak angielski franciszkanin Roger Bacon utorowali drogę do wyłonienia się krytycznego myślenia, czyli swobodnego kwestionowania ugruntowanych przekonań. W ten sposób stworzyli dalszą podbudowę dla humanizmu i potężnego przewrotu nie tylko naukowego, ale także teologicznego. Zainspirowane przez kataryzm kolejne herezje, takie jak lollardyzm zwolenników Johna Wycliffe’a w Anglii czy husytyzm w Czechach, choć brutalnie tłumione, zapoczątkowały ostatecznie reformację wraz z jej następstwami, takimi jak toczone w całej Europie krwawe wojny religijne.

Powstały jednak również nowe ramy dla krytycznego myślenia w dziedzinie nauk ścisłych i humanistycznych, choć w czasach inkwizycji nawet posługiwanie się wiedzą niosło ze sobą niebezpieczeństwo. Rewolucyjne dzieło Kopernika na temat heliocentryzmu zostało opublikowane dopiero po jego śmierci, a później trafiło na indeks ksiąg zakazanych. Giordano Bruno spłonął żywcem na stosie, a Galileusz musiał wyrzec się swych odkryć, by ocalić życie. Wielkiego pedagoga i filozofa Komeńskiego zmuszono do ucieczki z Polski, gdzie spłonęła jego biblioteka oraz będące owocem dwudziestu lat pracy rękopisy. Lewiatan – najważniejszy traktat angielskiego filozofa Thomasa Hobbesa – został uznany za bluźnierczy i heretycki zarówno przez Kościół katolicki, jak i Kościół Anglii. Ten krytyczny sposób myślenia przenika całą historię intelektualną Europy. Szwajcarski filozof Denis de Rougemont uznał go za element o kapitalnym znaczeniu, a urodzony na Litwie francuski myśliciel Emmanuel Levinas wychwalał potęgę „ducha wolności”, który poza demokracją obejmuje odrzucenie przeznaczenia i z góry określonej przyszłości, a także potrzebę otwarcia na nowe możliwości.

Plusy i minusy europejskiej cywilizacji

Niezależnie od potężnego wkładu humanizmu renesansowego i oświeceniowego w uniwersalistyczny obraz ludzkości, koncepcja cywilizacji służyła głównie uzasadnieniu wyższości jej europejskiej wersji nad społeczeństwami prymitywnymi. Czasami porównania tego dokonywano w dobrej wierze: jako zachęty do dzielenia się korzyściami z mniej rozwiniętymi społeczeństwami pod sztandarem misji cywilizacyjnej. Zaprzysięgły zwolennik takich działań Victor Hugo odpowiedział głęboko konserwatywnemu generałowi Bugeaudowi, który wrogo odnosił się do pomysłu kolonizacji Algierii: „nasz nowy podbój jest przedsięwzięciem wspaniałym i wielkim. To cywilizacja miażdżąca barbarzyństwo. To oświecony lud, który dotrze do ludzi pozostających w mroku. Jesteśmy Grekami świata i do nas należy jego oświecenie” . Zadanie powierzono jednak właśnie temu generałowi, a rezultatem były masakry, okrucieństwa oraz głód, które przyniosły łącznie od 500 tysięcy do miliona ofiar wśród rdzennej ludności. Po nadejściu darwinizmu koncepcja ta utorowała też drogę pseudonaukowym uzasadnieniom rasizmu i twierdzeniom o nierówności ras. Takie postulaty dawały wszystkim europejskim mocarstwom alibi dla kolonialnych przedsięwzięć i imperialistycznych ambicji, które realizowano pod pozorem niesienia cywilizacji. Dążenia te osiągnęły punkt kulminacyjny podczas konferencji berlińskiej w 1885 roku, kiedy wspomniane mocarstwa uzgodniły podział Afryki, otwierając tym samym nową epokę okrucieństw.

Po wojnie amerykańsko-hiszpańskiej z 1898 roku brytyjski pisarz Rudyard Kipling wezwał w słynnym wierszu Stany Zjednoczone do przejęcia „brzemienia białego człowieka” z rąk znużonej Wielkiej Brytanii oraz do podboju i kolonizacji Filipin. „Wojna mordercza o pokój”, do której nawoływał Kipling, kosztowała życie 100 tysięcy tubylców. Woodrow Wilson – wówczas profesor w Princeton – wychwalał powstały w wyniku europejskiej ekspansji politycznej i handlowej „nowy ład światowy”, w którym „żaden naród nie może już żyć dla siebie”, a „Wschód zostanie otwarty i przekształcony […] będą mu narzucone standardy Zachodu” .

Rozpowszechniane przez takich autorów jak Francuz Arthur de Gobineau, Anglik Houston Chamberlain czy Niemiec Paul de Lagarde teorie wyższości rasowej kładły nacisk na koncepcję rasy aryjskiej, która miała być powiązana z germańską, zasiewając w ten sposób ziarno ideologii w rodzaju ruchu völkisch w Niemczech, dążenia do przestrzeni życiowej (Lebensraum) dla narodu niemieckiego, a później, po nacjonalistycznej erupcji I wojny światowej, nazizmu.

Dziedzictwo zmagań

Tak więc gdy były premier Polski Mateusz Morawiecki stwierdził w 2023 roku w wygłoszonym w Heidelbergu przemówieniu: „Chrześcijańska Europa zrodziła najbardziej życzliwą człowiekowi cywilizację. Jest ona warta szacunku i ochrony” , twierdzenie to trzeba, delikatnie mówiąc, bardzo wnikliwie zbadać. Nie należy wszakże wylewać dziecka z kąpielą: europejskie doświadczenie zaowocowało obfitością idei, koncepcji, wiedzy i metod, które inspirują, uwodzą oraz kształtują umysły daleko poza granicami Europy czy Zachodu.

Dzisiejsze dziedzictwo europejskie jest wynikiem stuleci pracy, walk, wstrząsów i podbojów, a także prawnych i politycznych bitew toczonych przeciwko absolutyzmowi, nadużyciom, uciskowi, samowoli, niesprawiedliwości, cenzurze i dogmatom – wszelkim próbom pozbawiania jednostek ich praw. Wysiłki te nie były podejmowane przez Kościół katolicki jako instytucję, lecz przez jednostki lub grupy wyznające wartości i ideały, takie jak wolność, prawda, sprawiedliwość, pokój, godność, równość praw, solidarność, autonomia oraz odpowiedzialność, które przynoszą korzyści każdemu człowiekowi bez wyjątku, a zatem mają uniwersalny zasięg. Zasady te mogły wywodzić się z Aten, Jerozolimy, Rzymu czy Nowego Testamentu, ale wierzący i niewierzący musieli o nie często walczyć z władzami religijnymi czy świeckimi, zanim mogły one zostać uchwalone jako prawo bądź zaakceptowane jako norma. Wysunięte przez Morawieckiego twierdzenie, że chrześcijaństwo jest matrycą cywilizacji europejskiej, trzeba je zatem rozpatrywać w kontekście tej walki między jego najbardziej reakcyjnym czy obskuranckim obliczem z jednej strony a bardziej postępowym ze strony drugiej.

Nie oznacza to, że wszystko, co określa siebie jako postępowe, staje się tym samym szlachetne. Należy w istocie pamiętać, że oprócz tego, iż stała się wylęgarnią faszyzmu i nazizmu – dwóch pokrewnych ideologii, które wpędziły kontynent w najbardziej śmiercionośną wojnę w dziejach ludzkości – Europa stanowiła także kolebkę komunizmu: najpierw ideologii, a później totalitarnego ustroju władającego u szczytu potęgi niemal jedną trzecią ludzkości. Choć fascynował on znaczną część wyborców w wielu krajach europejskich, nigdy nie wybrali oni komunizmu jako formy rządów dobrowolnie. Swój zasięg na kraje Europy Środkowej rozszerzył on dopiero wtedy, gdy został im narzucony przez Stalina po klęsce nazistów. Nadużycia tego ustroju skłoniły narody regionu – przede wszystkim Polskę – do zrzucenia jarzma Moskwy. Dokonały one tego właśnie w imię europejskich wartości wolności i demokracji, które komuniści podeptali zaraz po dojściu do władzy. Z pewnością uzasadnia to wykluczenie komunizmu z dziedzictwa Europy, gdyż jest on nie do pogodzenia z jakimikolwiek europejskimi wartościami. Mimo to poza Rosją, która przywróciła wiele metod znanych z poprzednich reżimów, pod rządami pięciu pozostałych leninowskich państw pozostaje ponad 1,5 miliarda ludzi, czyli około 20% ludzkości.

Świt Europy

O kształcie powojennej Europy zadecydował wynik II wojny światowej, która spustoszyła przede wszystkim właśnie ten kontynent, a także potrzeba stawienia czoła komunistycznemu zagrożeniu. Pierwszym zrębem nowej budowli była ochrona ze strony Stanów Zjednoczonych zapisana w ustanawiającym sojusz atlantycki traktacie waszyngtońskim z 1949 r., drugim zaś plan Schumana z 1950 r., który dał początek Europejskiej Wspólnocie Węgla i Stali. Ta druga inicjatywa – będąca wynikiem spotkania z dwoma innymi chadeckimi przywódcami Konradem Adenauerem i Włochem Alcidem de Gasperim – miała stworzyć podstawy trwałego pokoju między historycznymi wrogami, którego nie zdołał wcześniej zapewnić żaden zestaw wartości chrześcijańskich.

Chociaż Wspólnota gromadziła początkowo tylko sześć krajów, zrealizowała ten cel i stała się zalążkiem, w rezultacie ekspansji zarówno funkcjonalnej, jak i geograficznej projektu europejskiego. Niezwykłym osiągnięciem było pokojowe uwolnienie z okowów komunizmu wszystkich krajów Europy Środkowej – pomimo sporów terytorialnych i dzięki perspektywie przystąpienia do Unii Europejskiej – co wyraźnie kontrastowało z losem Jugosławii w pierwszych latach po zimnej wojnie. Luuk van Middelaar, filozof z doświadczeniem praktycznym w sprawach europejskich, porównał ten proces do chrystianizacji średniowiecza: „podobnie jak obszar cywilizacji chrześcijańskiej stopniowo rozprzestrzeniał się na północ i wschód od Imperium Rzymskiego, ustanowiony traktatem rzymskim acquis communautaire dopełnia teraz swojego dzieła” .

Siła projektu europejskiego nie płynie wszakże z dobrej woli, lecz z praworządności i wzajemnego zaufania, jakie on wygenerował. Niepowodzenie opartego na pakcie Ligi Narodów międzywojennego systemu bezpieczeństwa zbiorowego skłoniło zwycięzców – głównie Stany Zjednoczone – do zapisania w wiążącej Karcie Narodów Zjednoczonych zasady suwerennej równości państw oraz zakazu groźby lub użycia siły. Francuski prawnik René Cassin był zaś współautorem Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka przyjętej w 1948 r. rezolucją Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych. Chociaż nie miała ona mocy wiążącej, jej zapisy zamieszczono i rozwinięto w kolejnych traktatach europejskich, od Europejskiej konwencji praw człowieka (1950) po Kartę praw podstawowych Unii Europejskiej (2000), którą później włączono do traktatu o Unii Europejskiej, dzięki czemu stała się dokumentem obowiązującym dla jej państw członkowskich.

Ten zestaw zasad, którym muszą się podporządkować wszystkie państwa członkowskie, reguluje stosunki między nimi i ich relacje z krajami trzecimi, lecz także, co ważniejsze, gwarantuje w sferze wewnętrznej liberalizm polityczny we wszystkich jego aspektach. Co ciekawe, traktat z Maastricht z 1992 r. wprowadził w życie obywatelstwo europejskie, zapewniając obywatelom Unii jej ochronę. Zgodnie ze wspomnianym zestawem zasad, chociaż nie zawarto w nim wyraźnego wymogu uchwalenia pisemnej konstytucji, przepisy traktatów muszą się znaleźć w ramach konstytucyjnych gwarantujących podział władzy i niezależne sądownictwo. Praworządność musi zatem obejmować w każdym kraju ochronę godności ludzkiej oraz wszystkich wolności: myśli, sumienia, religii, wypowiedzi, informacji, gromadzenia się i stowarzyszania. Ma ona gwarantować obywatelom prywatność, równość wobec prawa, a także równość kobiet i mężczyzn oraz brak dyskryminacji mniejszości. Chociaż solidarność i opieka społeczna pozostają prerogatywami krajowymi, państwa członkowskie zgodziły się na europeizację niektórych norm w tych obszarach. Wreszcie, praworządność to także gwarancja praw politycznych umożliwiających funkcjonowanie demokracji przedstawicielskiej, odpowiedzialności osób wybieranych na stanowiska przed obywatelami i pluralizmu politycznego.

Zapewnienie praworządności

Zapisany w traktatach system prawny opiera się na mechanizmie instytucjonalnym, którego celem jest zapewnienie przestrzegania zasad przez państwa członkowskie. Po tym, jak wdrażana przez partnerów procedura art. 7 okazała się nieskuteczna w odniesieniu do Węgier i Polski, które uchyliły się od swoich zobowiązań, prawdziwymi strażnikami traktatów pozostają Komisja Europejska oraz Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Otwieranie kolejnych postępowań w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego i wstrzymanie wypłaty funduszy unijnych zadziałało w przypadku Polski o tyle, że wybory parlamentarne jesienią 2023 r. wygrał nowy, proeuropejski rząd. Premier Węgier nie ugiął się jednak, posługując się szantażem na forum Rady Europejskiej. Mimo to groźba zastosowania tego mechanizmu działa odstraszająco. Taka siatka bezpieczeństwa jest niezbędna, aby chronić praworządność, która stanowi trzon projektu europejskiego, przed pokusą państw członkowskich do stopniowego przejmowania prerogatyw UE. Oprócz prób podejmowanych przez dwa wymienione powyżej kraje roszczenia w tym obszarze – dotyczące hierarchii unijnych i krajowych norm prawnych – bywały też wysuwane przez polityków głównego nurtu szermujących hasłami suwerenności, by konkurować z ugrupowaniami narodowo-populistycznymi. Regres w tej dziedzinie osłabiłby praworządność, która stanowi kamień węgielny prawnej oraz politycznej integralności Unii.

Jeżeli duszę Europy ucieleśniają wolność i godność, ideały te są dziś bardziej namacalne dla jej obywateli niż kiedykolwiek w historii. Dzięki swojej uniwersalności przemawiają zaś do narodów świata, który staje się w coraz większym stopniu oceanem rządów nieliberalnych, autokracji oraz dyktatur. Liczba demokracji liberalnych zmniejszyła się z 43 15 lat temu do 32 obecnie. Większość z nich funkcjonuje w Europie, która pozostaje archipelagiem na tym oceanie oraz światłem przewodnim wolności i demokracji dla walczących o te same wartości i ideały społeczeństw obywatelskich. Podążają one za tym światłem, usiłując się bronić przed nieustannymi, masowymi naruszeniami przez państwa praw człowieka zapisanych w licznych wielostronnych dokumentach.

Europa w świecie

Nic dziwnego zatem, że projekt europejski napotyka liczne wyzwania wynikające nie tylko z ryzyka rozpadu spowodowanego siłami odśrodkowymi, lecz także z sił tektonicznych geopolityki. Symbolizowany przez rosyjską agresję na Ukrainę rozpad systemu bezpieczeństwa zbiorowego opartego na prawie międzynarodowym obsadził Unię Europejską w nowych rolach, na które nie była przygotowana. Chociaż ciężar zapewnienia bezpieczeństwa na kontynencie europejskim spoczywa głównie na barkach Sojuszu Północnoatlantyckiego, to Europejczycy muszą przewidzieć wszystkie ewentualności, a Luuk van Middelaar stwierdził, że Europa powinna stać się samodzielnym podmiotem geopolitycznym. Odwołując się do religijnej metafory, wezwał on, aby projekt europejski „uwolnił się od koncepcji czasu św. Pawła”, w której teraźniejszość definiuje się jako czas między wydarzeniem założycielskim – zmartwychwstaniem – a zbawieniem. Przeniesione na grunt UE takie ujęcie polega na cierpliwym wyczekiwaniu – poza zwykłym czasem historycznym – na nowy porządek polityczny. Middelaar argumentuje, że taką eschatologię trzeba porzucić, aby UE mogła się stać w swoim „momencie makiawelicznym” podmiotem geopolitycznym zdolnym stawić czoła światowym wstrząsom.

Według francuskiego moralisty La Rochefoucaulda „obłuda jest hołdem, jaki występek składa cnocie”. Dowodząc słuszności tej słynnej maksymy, niektóre mocarstwa postanowiły zakwestionować zachodnie twierdzenie o uniwersalności praw człowieka, pozorując zarazem ich poszanowanie. W istocie ironicznie brzmi wspólne oświadczenie prezydentów Władimira Putina i Xi Jinpinga z 4 lutego 2022 r., w którym stwierdza się, że „demokracja jest uniwersalną wartością ludzką, nie zaś przywilejem niewielkiej liczby państw” oraz że „Rosja i Chiny jako światowe mocarstwa o bogatym dziedzictwie kulturowym i historycznym mają wieloletnie tradycje demokracji oparte na tysiącletnim doświadczeniu rozwoju, szerokim poparciu społecznym oraz uwzględnieniu potrzeb i interesów obywateli”… Odnosząc się do praw człowieka, wskazano pokrętnie, że „ich uniwersalny charakter należy postrzegać przez pryzmat rzeczywistej sytuacji w każdym konkretnym kraju, a prawa człowieka powinny być chronione zgodnie z konkretną sytuacją panującą w danym kraju i potrzebami jego ludności” . Aby dać odpór zachodniemu dyskursowi, przedstawiono koncepcję „państwa-cywilizacji” sugerującą, że niektóre wielkie państwa stanowią coś więcej niż tylko naród: cywilizację samą w sobie, która uzasadnia inny zestaw zasad i wartości. Przed chińskimi i rosyjskimi naukowcami postawiono zadanie rozwinięcia tej koncepcji oraz sformułowania teorii mających ją uczynić nieodłączną częścią stosownych doktryn polityki zagranicznej. Jak dotąd wyniki tych działań są dość mętne i pozbawione treści.

Kolejne wyzwanie dotyczy sposobów, w jakie to uniwersalistyczne przesłanie jest głoszone poza granicami naszego kontynentu. Zbyt często ponosimy winę za prozelityzm i protekcjonalność, co skutkowało – nie zawsze nieuzasadnionymi – zarzutami o stosowanie podwójnych standardów. Częściowo wyjaśnia to wrogą reakcję, jakiej „kolektywny Zachód” doświadcza od pewnego czasu ze strony tak zwanego „globalnego Południa”. Aby skierować te relacje na właściwe tory, niezbędne jest nowatorskie podejście – nie porzucając obrony praw człowieka, Europejczycy powinni nawiązać ze społeczeństwami obywatelskimi świata dialog przesycony krytycznym myśleniem – najważniejszym czynnikiem umożliwiającym wyłonienie się tych wartości i zasad, które definiują dziś europejską duszę. ©Ⓟ

Fragment pochodzi z książki „Dusza Europy. Co dzieli i jednoczy nas Europejczyków?”, wydanej przez OEES i Kulturę Liberalną