Do tej pory na całym świecie wniesiono ok. 2,6 tys. pozwów związanych z klimatem. Ale już sama groźba procesu powoduje, że firmy zmieniają swoje praktyki.
Z Agatą Szafraniuk rozmawia Anita Dmitruczuk
Kiedy pozwy strategiczne są skuteczne? Przegrana jest często wpisana w takie procesy.
ikona lupy />
Agata Szafraniuk, członkini zarządu Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi, kierowniczka programu ochrony przyrody 
w Europie, adwokatka / Materiały prasowe / Fot. mat. prasowe

Rola pozwów strategicznych nie ogranicza się tylko do kwestii wygranej czy przegranej w sądzie. To, co dzieje się przy okazji, jest nawet ważniejsze. Jeśli przyjmiemy, że rolą litygacji strategicznej jest inicjowanie zmian czy zwiększanie świadomości społecznej na temat jakiegoś problemu, to samo zwycięstwo może być tutaj bez znaczenia. Chyba że chodzi nam o pociągnięcie danego podmiotu do odpowiedzialności lub ukształtowanie pewnej praktyki działania władzy – wtedy treść orzeczenia może być wystarczająca. Najczęściej zmiana polityczna czy prawna zachodzi jakby pośrednio, na skutek widoczności sprawy w przestrzeni publicznej i presji, jaką ona wytwarza. Dlatego dla takiej organizacji jak nasza istotne są różne zasoby – nie tylko kompetencje prawnicze, lecz także umiejętność budowania rzecznictwa czy prowadzenia kampanii.

Nie ma znaczenia to, czy przegrywacie?

Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że wynik sądowy często jest dla tego typu spraw negatywny. Ale jednocześnie rośnie znaczenie skutków pobocznych. Obserwujemy zmianę praktyk w poszczególnych sektorach: na rynkach finansowych, w sferze ubezpieczeń, w ochronie konsumentów. Samo narażenie na pozwy związane z klimatem powoduje zmianę sposobu działania, niezależnie od ryzyka przegranej. Od porozumienia paryskiego w 2015 r. liczba procesów rośnie. Do tej pory na całym świecie wniesiono ok. 2,6 tys. pozwów związanych z klimatem. Pojawiły się też nowe trendy, np. pozywanie firm prywatnych za ich wpływ na środowisko czy sprawy w obronie bioróżnorodności. Z ostatnich przykładów: złożyliśmy pozew dotyczący firmy Danone za brak strategii ograniczenia zanieczyszczenia plastikiem, a także skargę do francuskiego organu nadzoru finansowego przeciwko funduszowi Black Rock, dlatego że nazywa swoje instrumenty finansowe zrównoważonymi, choć jednocześnie inwestuje w branżę paliw kopalnych. Wspieraliśmy też pozew przeciwko firmie lotniczej KLM, która reklamowała „zrównoważone latanie”, uprawiając greenwashing, co naruszało prawa konsumentów. Sąd przyznał nam rację. To z pewnością wpłynie na praktykę całego sektora.

Z drugiej strony mamy wygraną szwajcarskich seniorek w sprawie bezczynności państwa odnośnie do klimatu. O sprawie pisały media na całym świecie, ale zmiany polityki jakoś nie widać. W kraju, który działa na zasadzie demokracji bezpośredniej, sądy wymuszają zatem zmiany, na które wcześniej nie zgodzili się obywatele. To uczciwe?

W tym przełomowym orzeczeniu Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPC) stwierdził, że niewystarczające wysiłki i bezczynność rządu szwajcarskiego w walce ze zmianą klimatu naruszyły konwencję. W ten sposób po raz pierwszy uznał w prawie europejskim związek między zmianą klimatu a zobowiązaniami w zakresie praw człowieka. To ogromny sukces. W październiku tego roku Szwajcaria przedstawiła harmonogram osiągnięcia neutralności węglowej, w którym uwzględniła cele pośrednie i konkretne ścieżki działań zgodnie z globalnymi zobowiązaniami klimatycznymi. Pokazała też, jak zamierza zrealizować wyrok. W ocenie organizacji pozarządowych jej plan jest tylko plasterkiem na ranę i nie spełnia warunków orzeczenia. Przy Europejskim Trybunale Praw Człowieka działa Komitet Ministrów, który będzie ten harmonogram oceniał, a potem monitorował. Są więc narzędzia do tego, by popchnąć Szwajcarię do ambitniejszych działań. Sukces sądowy nie zmienia tego, że ludzie wciąż postrzegają zmianę klimatu w dość abstrakcyjny sposób. Szwajcaria przyznała, że ETPC ma w takich sprawach kompetencje. Czy to uczciwe, że wymusza zmiany? Należałoby porównać wcześniejsze działania rządu, które były przedmiotem referendów, z tym, do czego w istocie zobowiązał Szwajcarię sąd. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy to uczciwe. Można zapytać: wobec kogo?

Pozwy klimatyczne odwołują się do przepisów konsumenckich, dóbr osobistych czy – jak w przypadku Szwajcarii – praw człowieka. Czy to nie dowód braku konkretnego uregulowania kwestii ochrony klimatu w ustawodawstwie krajowym? Skoro nie ma przepisów, które wprost dawałyby możliwość zaskarżenia państwa, to czy to wszystko nie jest prawniczym happeningiem?

Mądry prawnik zawsze znajdzie paragraf. Byłoby lepiej, gdyby istniała bardziej oczywista możliwość pozywania rządu za zaniechania. Często opieramy się na normach prawa międzynarodowego, które wprawdzie są zobowiązaniem państwa, ale czysto deklaratywnym. W efekcie polskie sądy kwestionują je jako podstawę pozwu. Dla mnie ważniejsze jest skupienie się na tym, co państwo powinno robić w sprawie klimatu. Prawnicy sobie poradzą. Sytuacja, w której mamy przepisy, ale nikt nie jest w stanie ich wyegzekwować, jest gorsza niż taka, w której przepisów brakuje, ale możemy zainicjować zmiany na lepsze.

Specjalizuje się pani w prawie ochrony przyrody, które opiera się na normach administracyjnych. To też pole dla pozwów strategicznych?

Ostatnio złożyliśmy pięć pozwów przeciwko Lasom Państwowym, z czego cztery już wygraliśmy. Chcieliśmy uzyskać dostęp do konkretnych informacji na temat tego, w jaki sposób zarządzane są lasy w Puszczy Karpackiej, m.in dowiedzieć się, czy przed wycinką przeprowadzono ocenę wpływu na środowisko i czy drewno wystawione na sprzedaż pochodziło z obszarów chronionych, w tym z terenów Natura 2000. Sąd przyznał nam rację, że nie wystarczy – jak zrobiły to LP – wskazać zasób internetowy, w którym sami musimy się doszukać potrzebnych danych. Trzeba konkretnie odpowiedzieć na każde z zadanych pytań. To niby prosta rzecz, czysto administracyjna, nie ma tu mowy o żadnej gimnastyce prawniczej, a jednak myślę, że zwykły obywatel już dawno by się poddał. Kumulacja takich wyroków doprowadzi do zmiany praktyki, co samo w sobie było naszym strategicznym celem. Jak widać, w działalności takiej jak nasza można wykorzystać różne ścieżki. Chodzi po prostu o to, żeby wiedzieć, do jakiej zmiany chcemy doprowadzić i jakiemu dobru ma ona służyć. Bo tylko wtedy możliwe jest określenie strategii pozwu i związanych z nim działań.

Takie pozwy to działalność misyjna czy specjalizacja prawnicza, która ma szansę się rozwijać na rynku?

Jeśli mówimy o nowych trendach globalnie, to wśród zainteresowań prawników można wymienić wylesianie, zanieczyszczenie plastikiem czy sprawy na skraju ochrony klimatu i bioróżnorodności. Na polskim rynku prawniczym coraz wyraźniejszym trendem jest greenwashing. To zapewne efekt nowych regulacji, sukcesów na tym polu i zainteresowania tematem niektórych instytucji. Ponieważ firmy budują swój wizerunek i komunikują działalność na różne sposoby – również takie mogące wypełniać definicję greenwashingu – można się spodziewać, że znajdą się zarówno ci, którzy będą chcieli skarżyć, jak i ci, którzy wezmą w obronę nowych klientów. Niezależnie od tej kalkulacji dostrzegam, że część prawników powoli przestawia się na ochronę środowiska jako swoją specjalizację. Na ważnych konferencjach prawniczych tematy związane z przyrodą pojawiają się coraz częściej. Jeszcze 10 lat temu wśród prawników ławka postaci, które zajmowały się środowiskiem, była krótka. Dzisiaj już tak nie jest, bo zmieniła się świadomość, doszły nowe regulacje. Nie bez znaczenia jest też to, że praca, w której działa się na rzecz większego dobra, przynosi olbrzymią satysfakcję. To ogromnie ważne również dla pokolenia, które wchodzi teraz na rynek. Nie da się dobrze wykonywać takiej pracy, jeśli dobra środowiska nie ma się w sercu. ©Ⓟ