Czy Szymon Hołownia jest gruby? Wygląda na to, że nie, ale co tam, nie lubię typa i chcę o nim czytać, że jest lichy i tłusty, a nie złotousty. Chcę... i mam. Raduję się, a napiwek zostawiam na stoliku. Właśnie taka refleksja naszła mnie podczas lektury stosunkowo popularnego portalu. Na końcu artykułu dopisek: „Podobają Ci się moje artykuły?”. I ciekawe rozwinięcie: „Możesz zostawić napiwek. Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość”.

Przeglądam raport o domniemanych powiązaniach Nawrockiego z przestępcami. Potem opis kłopotów sprzedawców mieszkań. Recenzję filmu (pochlebną). Wszędzie grzecznie pytają o napiwek. Powiedzmy, że zostawię. Czy wiąże to piszących ze mną, a jasno mówiąc, czy pisząc następny tekst o polityce, biznesie i filmie, nie powinni oni poważać wyrażonych w żywej gotówce wskazań co do stylu i treści? No, jeżeli ideę napiwku brać poważnie, to powinni – przynajmniej wtedy, kiedy klient nieskąpiradło.

Napiwkowy program – który, jak napisała celnie Paulina Januszkiewicz („Krytyka Polityczna”), wygląda jak „zbiórka na podwyżki dla dziennikarzy” – przetrwał już ponad rok. Przestał być pilotażowy, chociaż nie stał się jeszcze standardowy, poza nieszczęsnym portalem Tomasza Lisa, który nie dostrzega sprzeczności między wiarygodnością a uniżonością. Jakoś w licznych innych redakcjach nawet nie rozważano tej innowacji przełamującej schematy.

Pomysł z napiwkami to odpał, ale przecież tak w ogóle indywidualizacja mediów i swoiste pay-per-view dzieje się i tak. Czas rządów Zjednoczonej Prawicy był o tyle sprzyjający indywidualizacji, że media publiczne zostały przewrócone, ludzie tracili pracę, a Piotr Gliński zniszczył nawet radiową Trójkę (jakże musiał żałować, że nie dostał okazji zmarnowania TVN, bo na pewno by sobie poradził!). Ale i bez żadnego PiS-u kultura podcastów, kanałów youtuberskich, podstron rośnie – oburzanie się na to przypomina próbę zablokowania rozwoju motoryzacji przez XIX-wiecznych jej wrogów. I doceńmy, że sporo jest tam treści ogromnie wartościowych, trzymających poziom prawdziwego dziennikarstwa.

Widzimy jednak, że ten ruch idzie w stronę rozbudowywania opinii, a nie ustalania faktów. Szefowie będący zwolennikami napiwków w mediach mają zatem przed sobą świetlaną przyszłość. Jak bardzo jest bowiem jasne, że uśmiechnięci klienci docenią treści... z którymi się zgadzają. Cała sztuka będzie polegała na tym, by opracować dane: z czym zgadzają się najchętniej. To nie takie trudne. I cóż, nikt nie poradzi sobie z tym zadaniem lepiej niż sztuczna inteligencja. Kochana, naprawdę, cały napiwek odda szefowi. ©Ⓟ