Jedynym demokratycznym krajem w Europie, w którym zdelegalizowano partię komunistyczną, była Republika Federalna Niemiec.

Za delegalizacją AfD, i to przed przyspieszonymi w Niemczech wyborami, czyli przed 23 lutego 2025 r., opowiada się 113 posłów do Bundestagu. To ponadpartyjna grupa, którą zebrał polityk chadeckiej CDU Marco Wanderwitz (dominują w niej Zieloni – 56 posłów oraz socjaldemokraci – 31).

Szanse poparcia inicjatywy przez większość parlamentarną są minimalne. Sprzeciwił się jej szef CDU Friedrich Merz, kanclerz Olaf Scholz uznał pomysł za „przedwczesny”. Liderzy partii głównego nurtu boją się gniewu wyborców, bo ok. 20 proc. z nich chce oddać głos na skrajną prawicę. Uczciwe wybory dają szansę, by rozładować frustrację Niemców zaniepokojonych kryzysem migracyjnym i recesją.

Dlatego zapewne nadal najbardziej spektakularną polityczną delegalizacją w historii RFN będzie rozprawianie się z Komunistyczną Partią Niemiec.

Rozpacz czerwonych

„KPD żyje, precz z delegalizacją” – tymi słowami zaczynała się odezwa do obywateli RFN ogłoszona 17 sierpnia 1956 r. „Zakaz działalności wydany został w myśl życzeń niemieckich monopolistów, militarystów i amerykańskiej finansjery (…) Bismarck ani Hitler nie zniszczyli partii klasy robotniczej. Partia komunistyczna przetrwa również Adenauera” – grzmiało kierownictwo KPD, choć wcześniej uciekło do Berlina Wschodniego.

Tuż po tym, jak Federalny Trybunał Konstytucyjny ogłosił wyrok, do akcji przystąpiła policja, którą kierował minister spraw wewnętrznych Gerhard Schröder (nie był to przyszły kanclerz). Funkcjonariusze wkroczyli do 215 biur KPD, aresztując ponad stu czołowych działaczy ugrupowania. Zamknięto redakcje 13 dzienników wydawanych w RFN przez partię komunistyczną oraz zlikwidowano ponad 30 innych związanych z nią czasopism. Cały majątek zdelegalizowanego ugrupowania skonfiskowano. Wyrok Trybunału usuwał członków KPD z parlamentów landowych.

Oszołomiona partia nie stawiała żadnego oporu. Jedynie jej lider Max Reimann na falach nadającego z NRD radia Deutsche Freiheitssender 904 wygłosił płomienne przemówienie. „Jedenaście zaledwie lat minęło, odkąd tyrania hitlerowska załamała się w poniżeniu i hańbie. Nie starczyło jedenastu lat, by uciszyć ból sierot i wdów, by ulżyć doli ofiar wojennych, by całkowicie zabliźnić rany naszych zniszczonych miast. Tymczasem winowajcy nieszczęść naszego narodu, magnaci wielkich koncernów zbrojeniowych, militaryści i generałowie hitlerowscy uważają, że nadszedł czas zakazu KPD” – grzmiał. W sukurs przyszła mu, oczywiście, Moskwa. Władze KPZR oznajmiły, iż „władze Niemiec zachodnich dokonały brutalnego zamachu na prawa i swobody demokratyczne narodu niemieckiego, delegalizując Komunistyczną Partię Niemiec, najbardziej ofiarną bojowniczkę o pokojowe zjednoczenie swej ojczyzny, o prawa i interesy wszystkich ludzi pracy, o pokój i socjalizm”.

Jednak ani pogróżki Kremla, ani przyrównywanie przez lewicowe media Konrada Adenauera do rządzącego Hiszpanią Francisca Franco i Portugalią Antónia Salazara (obaj dyktatorzy zdelegalizowali partie komunistyczne) nie osłabiły determinacji starego kanclerza. Dopóki rządził w RFN, nie zamierzał odpuszczać komunistom. Według wyliczeń opublikowanych przez Uwe Klußmanna na łamach „Der Spiegel” w 2021 r., nim Adenauer odszedł na polityczną emeryturę, prokuratorzy przeprowadzili ponad 100 tys. śledztw dotyczących KPD. Prawie 7 tys. jej członków usłyszało wyroki skazujące.

Młoda republika i naziści

„W pierwszych wyborach społeczeństwo Niemiec Zachodnich poparło wprawdzie partie demokratyczne, a ugrupowania ekstremistyczne zostały zepchnięte na margines sceny politycznej, niemniej w obliczu ogromnych problemów stojących przed młodym państwem niemieckim trudno było jednoznacznie prognozować na przyszłość” – zauważa Aleksandra Moroska w opracowaniu „Delegalizacja partii politycznych jako instrument bezpieczeństwa wewnętrznego państwa. Analiza na przykładzie Niemiec”.

Na tereny RFN trafiło ok. 10 mln uciekinierów. Ewakuowali się oni ze wschodnich ziem III Rzeszy, nim wkroczyła na nie Armia Czerwona, lub zostali wysiedleni z nich przez komunistyczne rządy Polski i Czechosłowacji. Jednocześnie wielkie miasta dopiero podnosiły się ze zniszczeń wojennych – prawie 6 mln Niemców straciło dach nad głową z powodu alianckich nalotów. Bieda i bez robocie były na porządku dziennym. Swoje miejsce w państwie usiłowało też znaleźć ponad 2 mln urzędników, policjantów i członków innych służb, którzy należeli do NSDAP i często byli gorliwymi nazistami. Do tego dochodziło kilka milionów weteranów wojennych. Zatem ludzki rezerwuar, z którego partie radykalne mogły pozyskać elektorat, był pokaźny. „To, że ów potencjał mógł przeobrazić się w poparcie wyborcze, udowodniła utworzona w 1949 r. Socjalistyczna Partia Rzeszy (SRP). W maju 1951 r. w wyborach do parlamentu krajowego w Dolnej Saksonii otrzymała 11 proc. głosów, w październiku w wyborach do Senatu Bremy 7,7 proc.” – zauważa Moroska.

Na czele SRP stał Otto-Ernst Remer, awansowany na stopień generała przez Adolfa Hitlera w podzięce za zdradzenie spiskowców, którzy 20 lipca 1944 r. usiłowali zabić Führera. Po wojnie wojskowy przekwalifikował się na murarza, a jednocześnie gorąco pragnął wyrwać ojczyznę z rąk „zdrajców”. „Narodowosocjalistyczna propaganda partii, mająca na celu przyciągnięcie dawnych działaczy NSDAP, okazała się owocna, gdyż SRP osiągała dobre wyniki przede wszystkim na tych terenach, gdzie wcześniej sukcesy odnosili naziści” – podkreśla Moroska. Remer postulował odbudowę zjednoczonej Rzeszy, jako państwa usytuowanego na styku Zachodu ze Wschodem, bez wiązania się na stałe z żadnym z tych światów. „Wyrażając pogląd, iż formalnie III Rzesza nadal funkcjonuje, podważał prawomocność istniejącego w powojennych Niemczech systemu politycznego” – uzupełnia Moroska.

Gdy Remer nazywał publicznie spiskowców, którzy usiłowali zabić Hitlera, „zdrajcami narodu”, proces o zniesławienie w czerwcu 1951 r. wytoczył mu minister spraw wewnętrznych Robert Lehr. Po czym w listopadzie kanclerz Adenauer przeforsował w Bundestagu wniosek, by przeciw SRP użyć art. 21 konstytucji, stanowiącego, że „partie, które poprzez swoje cele lub zachowania zwolenników zmierzają do naruszenia lub obalenia wolnościowego demokratycznego porządku ustrojowego albo zagrażają istnieniu Republiki Federalnej Niemiec, są sprzeczne z konstytucją. O sprzeczności z konstytucją orzeka Federalny Trybunał Konstytucyjny”. Dowodów na winę SRP było tak wiele, że wyrok mógł być jeden. Obradujący w Karlsruhe Trybunał zdelegalizował ugrupowanie 23 października 1952 r.

Pora na komunistów

„W trzy dni po złożeniu wniosku o zakaz SRP rząd Adenauera wniósł o delegalizację Komunistycznej Partii Niemiec” – relacjonuje Moroska. Tym razem nie chodziło o polityczną efemerydę, lecz powstałe w 1918 r. stronnictwo, które likwidowano w Niemczech już dwa razy – po I wojnie światowej, a następnie po dojściu do władzy Hitlera. O gwarancję istnienia KPD na okupowanych przez aliantów niemieckich ziemiach upomniał się podczas konferencji w Poczdamie Józef Stalin.

„KPD miała różne oblicza (…) W strefie brytyjskiej, a także amerykańskiej, (…) bardzo głośno mówiła o demokracji, uczuciach narodowych i jedności Niemiec” – zapisał na kartach wspomnień „Erinnerungen 1945–1953” Konrad Adenauer. „Jednak w strefie sowieckiej, gdzie KPD pod naciskiem Rosji zmusiła SPD do połączenia się z nią w SED, nie zachowywała się ona demokratycznie, a jej płaszcz narodowy okazał się bardzo dziurawy. Przez wszystkie lata po 1945 r. KPD okazała się w 100 proc. marksistowską, zasadniczo totalitarną partią walki klasowej” – dodawał kanclerz.

Tymczasem komuniści w pierwszych wyborach do landtagów zdobyli od 4 proc. do nawet 14 proc. głosów. Przedstawiciele zrzeszającej ponad 300 tys. członków partii po wyborach ogólnokrajowych w 1949 r. zasiedli też w Bundestagu – choć uzyskane 5,7 proc. głosów nie imponowało. W parlamencie KPD działało ramię w ramię z SPD, starając się zablokować wejście RFN do Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali oraz do NATO. Zamiast tego komuniści i SPD proponowali wyborcom właściwie to samo, co Remer – dążenie do odrodzenia zjednoczonych Niemiec jako państwa zawieszonego między blokami zachodnim i wschodnim.

Co ciekawe, w 1952 r. Stalin położył na stole propozycję dla Adenauera: godził się na zjednoczenie państw niemieckich w zamian za ich polityczną i militarną neutralność. Jednak kanclerz nie zamierzał robić interesów z Moskwą, zaś komunistów uznawał za zagrożenie dla jego planów odbudowy Niemiec.

Próbującą w tym przeszkadzać KPD pierwsze represje dotknęły już we wrześniu 1950 r. Wówczas ogłoszono dekret, zabraniający zatrudniania komunistów w administracji państwowej, a rok później rząd wymusił likwidację Wolnej Niemieckiej Młodzieży, przybudówki KPD. Aż nadeszła pora na próbę zdelegalizowania KPD bez łamania prawa.

Rzecz nie prezentowała się łatwo. Komuniści posiadali struktury w całym państwie i mogli liczyć na wsparcie Kremla oraz krajów mu podporządkowanych. Wedle wiedzy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych RFN subsydia, jakie do 1956 r. przekazano KPD z Niemieckiej Republiki Demokratycznej, wynosiły 135 mln marek. Jednocześnie Moskwa zapewniała zachodnioniemieckim towarzyszom dyskretną opiekę agentury oraz poparcie części lewicowych mediów. Poza tym Stalin, przewidując nadciągającą rozgrywkę, zadbał o spoistość Komunistycznej Partii Niemiec oraz zmotywowanie jej przywódców do walki. W marcu 1950 r. zaprosił do Berlina Wschodniego wiceszefa KPD, a zarazem posła do parlamentu Nadrenii Północnej-Westfalii Kurta Müllera w towarzystwie trzech innych członków kierownictwa ugrupowania. Zaraz po przybyciu zostali aresztowani, po czym radziecki sąd wymierzył im długoletnie wyroki za zdradę i odchylenia trockistowskie. Na koniec pechowych komunistów wywiezio no do ZSRR. Po tak pokazowym ukaraniu „zdrajców” przewodniczący KPD Max Reimann okazywał Kremlowi ślepe posłuszeństwo.

Przed trybunałem

Nim Trybunał Konstytucyjny zajął się delegalizacją KPD, już pod koniec stycznia 1952 r. MSW zaczęło gromadzić dowody winy komunistów. Do partyjnych lokali i mieszkań jej członków wchodziła policja i konfiskowała dokumenty. A pod kierownictwem wiceministra spraw wewnętrznych Hansa Rittera von Lexa pracowano nad aktem oskarżenia. Już podczas procesu von Lex wystąpił w roli głównego oskarżyciela.

Wybór ten okazał się, delikatnie mówiąc, niezręczny z powodu przeszłości działacza bawarskiej CSU. Dysponując zespołem dobrych prawników i wsparciem lewicowych mediów, komuniści natychmiast zaczęli wykorzystywać propagandowo fakt, że Ritter von Lex w 1933 r., jako członek Bawarskiej Partii Ludowej, głosował w Reichstagu za delegalizacją KPD. Potem wódz III Rzeszy docenił chadeka, gdy ten jako starszy radca w MSW odpowiadał za zabezpieczanie olimpiady w Berlinie w 1936 r. Przypominano, że choć nie wstąpił do NSDAP, to zajmował wysokie stanowisko w ministerstwie do końca wojny.

Jednocześnie prawnicy KPD przy taczali kolejne dowody na to, iż w RFN nie tylko toleruje się, ale nawet faworyzuje organizacje neofaszystowskie. Media w Europie Zachodniej informowały, że w RFN legalnie działają ponad 680 stowarzyszeń byłych żołnierzy Wehrmachtu i 42 wydawnictwa wydające książki, które wybielają III Rzeszę. W końcu prawnicy KPD próbowali delegitymizować Trybunał, skarżąc się, że wśród 23 zasiadających w nim sędziów czterech było wcześniej urzędnikami pracującymi w różnych ministerstwach z ramienia CDU, a łącznie jedenastu posiada różne związki z tą partią.

Pomimo tych ataków von Lex konsekwentnie prezentował kolejne dowody na to, że KPD wykonuje polecenia Kremla. Przy tej okazji otrzymuje stałe subwencje, próbując obalić rząd i zniszczyć demokrację. Mimo to proces przez Trybunałem wzbudzał coraz większe kontrowersje. Komuniści przypominali, że byli prześladowani i mordowani zaraz po narodzinach Republiki Weimarskiej, zaś w III Rzeszy masowo osadzano ich w obozach koncentracyjnych. Poza tym dowodzili, iż swoją działalnością nie łamali prawa. Zatem to nie oni zagrażają demokracji, lecz rządząca CDU/CSU oraz militaryści i kapitaliści. Trybunał przeprowadzał więc kolejne rozprawy, nakazywał uzupełnianie materiału dowodowego i zwlekał z wydaniem wyroku.

Ale upływ czasu nie osłabiał uporu Adenauera. Kanclerzowi przybywało też atutów. W 1952 r. produkcja przemysłowa w RFN osiągnęła poziom sprzed wybuchu II wojny. Gospodarka wsparta planem Marshalla nabierał rozpędu i obywatelom zaczynało się żyć lepiej. Działania policji i proces w Karlsruhe zaczęły też skutecznie zniechęcać Niemców do wiązania się z ruchem komunistycznym. Liczba członków KPD szybko spadała, by w 1956 r. wynosić już 78 tys. Ponadto w kwietniu 1953 r. zjawił się w Bonn nowy sekretarz stanu USA John Dulles, zwolennik jak najtwardszej polityki wobec ZSRR. Adenauer bardzo szybko znalazł z nim wspólny język. Zwłaszcza gdy gość zaprezentował mu swoją koncepcję wypychania wpływów komunistów z Europy Zachodniej. Delegalizacja KPD znakomicie się w nią wpisywała.

Jednocześnie zmieniała się sytuacja polityczna. Najpierw zmarł Stalin, a w połowie czerwca 1953 r. wybuchło w NRD robotnicze powstanie, krwawo spacyfikowane przez Armie Czerwoną. Nim przywrócono porządek, ponad ćwierć miliona Niemców zbiegło do Niemiec Zachodnich. W dokładnie odwrotnym kierunku niedługo potem uciekł Max Reimann, zostawiając partię bez przywódcy. Gdy we wrześniu 1953 r. przeprowadzono nowe wybory parlamentarne, skompromitowana KPD otrzymała 2,22 proc. głosów. W nowej sytuacji jej delegalizacja zaczęła wydawać się zbyteczna. Jednak Adenauer miał w tej kwestii dokładnie odwrotne zdanie, choć opłacało mu się nieco poczekać.

Kanclerz zamyka sprawę

Nowy radziecki gensek Nikita Chruszczow rozpoczął polityczną odwilż, którą kanclerz postanowił wykorzystać. We wrześniu 1955 r. poleciał do Moskwy, by wynegocjować nawiązanie przez RFN stosunków dyplomatycznych ze Związkiem Radzieckim oraz doprowadzić do uwolnienia niemieckich jeńców wojennych. Chruszczow ponowił ofertę Stalina dotyczącą możliwości zjednoczenia, a nawet odzyskania przez Niemcy ziem, które przypadły po II wojnie Polsce, w zamian za wyjście ze struktur zachodnich i neutralność. Ale kanclerz nie okazał zainteresowania tym pomysłem. Uwolnienie 13 tys. żołnierzy Wehrmachtu, którym udało się przeżyć długoletni pobyt w łagrach, w zupełności mu wystarczało. Co ciekawe, wynegocjował wówczas także wypuszczenie z więzienia Kurta Müllera. A ten po powrocie do ojczyzny wstąpił w szeregi SPD.

Zakończywszy sukcesem wizytę w Moskwie, Adenauer ze zdwojoną energią zabrał się do dokończenia egzekucji KPD. Gdyby została zdelegalizowana wcześniej, wówczas dogadanie się z Chruszczowem nie poszłoby tak łatwo. Kiedy kanclerz wrócił z Moskwy, Trybunał skłaniał się do orzeczenia, iż delegalizacja Komunistycznej Partii Niemiec nie ma podstaw prawnych. Adenauer nie zamierzał się z tym pogodzić. „Rząd wywarł ogromną presję na federalny Trybunał Konstytucyjny. Świadczą o tym dokumenty archiwalne, które historyk z Fryburga Josef Foschepoth umieścił w swoim opracowaniu <<Verfassungswidrig>>” – opisywał w „Der Spiegel” Uwe Klußmann. „Minister spraw wewnętrznych CDU Gerhard Schröder wielokrotnie nalegał, podobnie jak Adenauer, aby prezes sądu (TK – red.) Josef Wintrich wydał wyrok skazujący” – dodaje. Foschepoth w monografii „Verfassungswidrig! Das KPD-Verbot im Kalten Bürgerkrieg”, podkreślił, iż podczas postępowania przez Trybunałem „nie istniała niezawisłość sądu wymagana przez konstytucję. Do końca postępowania sąd (wielokrotnie zwracał się do rządu federalnego o wycofanie wniosku, ten jednak konsekwentnie odmawiał”.

Wreszcie o poranku 17 sierpnia 1956 r. TK ogłosił wyrok taki, jakiego życzył sobie kanclerz. Minister Schröder, wiedząc, jak będzie on brzmiał, staranie przygotował operację policyjną. Rozpoczęto ją natychmiast. KPD rozbito w jeden dzień. Nieliczna resztka działaczy próbowała z marnym powodzeniem tworzyć struktury konspiracyjne. Wściekły Chruszczow mógł jedynie ogłaszać potępiające rząd RFN komunikaty. Relacje na linii Moskwa – Bonn na długie lata pozostawały lodowa te. „Niemniej jednak nielegalna partia (KPD – red.) nie radykalizowała się. Wręcz przeciwnie, nawoływała do wybrania SPD w wyborach federalnych w 1957 r. – ponieważ SPD była zaangażowana w <<zmianę polityki federalnej>>” – zauważa Uwe Klußmann.

Ciężka dola komunistów w RFN zaczęła się poprawiać po zawiązaniu w 1966 r. przez SPD koalicji z CDU. Wicekanclerz Willy Brandt marzył o rozpoczęciu nowej polityki wschodniej – wstępem do niej było zasygnalizowanie komunistom, iż mogą na nowo zarejestrować partię, choć nie mogła się nazywać KPD. Ci przystali na propozycję i we wrześniu 1968 r. ogłosili powstanie Niemieckiej Komunistycznej Partii. Niedługo potem wykonano kolejny gest, pozwalając na przeniesienie się z NRD do Niemiec Zachodnich, cieszącego się wśród komunistów szczerym szacunkiem Maxa Reimanna. Takimi pociągnięciami Brandt otworzył sobie możność nawiązania bliższych relacji z Kremlem. Co zaprocentowało w sierpniu 1970 r., gdy w Moskwie podpisał układ ze Związkiem Radzieckim, normalizujący relacje między oboma państwami z korzyścią dla RFN. Koszt tego dla Bonn nie okazał się zbyt wysoki. Na odrodzoną partii komunistyczną w zamożnych Niemczech zachodnich prawie nikt nie chciał głosować. ©Ⓟ