O większe zainteresowanie naszymi północnymi sąsiadami liczni eksperci apelowali od dawna, wskazując rozliczne korzyści, które mogłyby płynąć z pogłębiania takiej współpracy. Polscy politycy co prawda nie odżegnywali się od tego wprost, ale w praktyce przez długie lata preferowali format kooperacji środkowoeuropejskiej.

Po części z powodu wspólnych postkomunistycznych doświadczeń i traum oraz wyzwań ery transformacji, a po części z uwagi na ułatwiające komunikację podobieństwa kulturowe. Pewnie też dlatego, że nad Wisłą po cichu liczono na rolę hegemona w tym układzie. W obliczu skokowego wzrostu zagrożenia ze strony Rosji stało się jasne, że na uzgodnienie stanowisk w ramach grupy wyszehradzkiej jednak nie możemy liczyć. Zarówno Węgry, jak i Słowacja realizują politykę sprzeczną z naszymi interesami bezpieczeństwa i niestety – z uwagi na ich wewnętrzne uwarunkowania – jest to raczej trwały trend. Z Czechami łączy nas obecnie więcej, ale nikt nie zagwarantuje, jak długie będą tam rządy polityków zdecydowanie proatlantyckich i zajmujących twarde stanowisko wobec Moskwy.

Zupełnie inna jest sytuacja w krajach nordyckich i bałtyckich. Litwa, Łotwa i Estonia znajdują się pod tak silną i wielopłaszczyznową presją rosyjską, że orientowanie się na Unię, NATO i USA (a przy okazji ścisła kooperacja z Polską) jest oczywistym wymogiem ich racji stanu. Finowie i Szwedzi, a przynajmniej ich kręgi eksperckie, także od dawna zdają sobie sprawę z zagrożeń płynących ze Wschodu. Pod wpływem otwartej i pełnoskalowej agresji Putina przeciw Ukrainie dokonali strategicznej wolty, wchodząc do paktu północnoatlantyckiego i z marszu stając się filarami jego północno-wschodniej flanki. Dołączyli w ten sposób do Norwegów i Duńczyków, którzy też wykazują się sporą determinacją w powstrzymywaniu rosyjskich zapędów, bo te naruszają ich interesy bezpieczeństwa, szczególnie w Arktyce. Nie jest przypadkiem, że łączna pomoc dla Ukrainy krajów reprezentowanych w środę i czwartek na spotkaniu w szwedzkim Harpsund jest największa na świecie w stosunku do ich PKB, zaś licząc w wartościach bezwzględnych – druga (po Stanach Zjednoczonych)

Nowa kompatybilność

W tym towarzystwie nie trzeba więc nikogo przekonywać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, ani o jak wysoką stawkę toczy się gra. A przy tym baza społeczna dla rozbudowy wpływów Kremla jest tu zasadniczo o wiele mniejsza niż w małych państwach środkowoeuropejskich. W pewnym stopniu wyjątkiem jest tutaj Łotwa z jej dużą mniejszością rosyjską, ale i tak ryzyko trwałego przechwycenia władzy w którymś z państw regionu przez populistyczne ugrupowania prorosyjskie jest bliskie zeru. No i rzecz nie bez znaczenia dla perspektyw współpracy – dla nowych pokoleń polskich polityków, urzędników, ekspertów i przedsiębiorców kraje Północy wcale nie są bardziej odległe kulturowo niż państwa wyszehradzkie.

Nie jest przypadkiem, że łączna pomoc dla Ukrainy krajów reprezentowanych na spotkaniu w Harpsund jest największa na świecie w stosunku do ich PKB, zaś licząc w wartościach bezwzględnych – druga

Litwa, Łotwa i Estonia z oczywistych względów nie aspirują do bycia poważnymi graczami militarnymi, ale uczciwie budują własne zdolności, wydając od lat na cele obronne grubo powyżej 2 proc. PKB (i plasując się pod tym względem w ścisłej czołówce w NATO). Oznaką ich zaangażowania jest także goszczenie ważnych instytucji paktu – Centrum Doskonalenia Cyberobrony w Estonii oraz równie ważnego w dzisiejszych uwarunkowaniach Centrum Kompetencji Bezpieczeństwa Energetycznego na Litwie. Natomiast Finlandia i Szwecja to jak na standardy europejskie wojskowa i wywiadowcza waga ciężka. To profesjonalne siły lądowe, morskie i powietrzne ze świetnie zorganizowanym systemem rezerw, o wysokim stopniu interoperacyjności z USA i partnerami NATO, w dodatku z zapleczem w postaci własnego nowoczesnego przemysłu zbrojeniowego. Norwegowie i Duńczycy pod względem militarnym wypadają mniej imponująco, ale ich siły polityczno-gospodarczej nie można lekceważyć.

Przy tym klub państw Północy, współpracujący coraz intensywniej w różnych formatach, w tym właśnie jako Nordic-Baltic Eight (NB8), reprezentuje bardzo niski poziom korupcji, efektywne systemy edukacyjne i wysoką innowacyjność, zarówno technologiczną, jak i społeczną, a do tego dobre warunki prowadzenia biznesu i duży zakres wolności osobistej (co sprzyja przyciąganiu i zatrzymywaniu wysoko wykwalifikowanych kadr). Łączny potencjał demograficzny – 33 mln ludzi – nie jest może imponujący, ale już wartość połączonego PKB, grubo przekraczająca 2 bln dol., jak najbardziej. Podobnie jak to, że gospodarki krajów nordyckich i bałtyckich są po kryzysie pandemicznym w o wiele lepszym stanie niż południowoeuropejskie.

Na deser jeszcze kilka dobrych wiadomości: największe znane złoże ciężkich metali ziem rzadkich w Europie znajduje się w Szwecji, w Norra Kärr. Niewiele mniejsze, na razie nieeksploatowane, na Grenlandii – geograficznie co prawda poza Europą, ale jednak (wciąż jeszcze) na terytorium zależnym Danii. Kilkanaście miesięcy temu w pobliżu szwedzkiej Kiruny (znanej głównie z eksploatacji wysokiej jakości rud żelaza) tamtejsze przedsiębiorstwo LKAB odkryło zaś nowe złoża tych pierwiastków, ponoć jeszcze większe od dwóch wymienionych. O potencjalnym znaczeniu tych zasobów dla przemysłu elektronicznego, wyścigu kosmicznego, zielonej transformacji oraz bezpieczeństwa pewnie nie trzeba nikogo przekonywać. Podobnie jak o wzroście międzynarodowej roli ich dysponentów.

Bezpieczeństwo i nie tylko

Szwecja odgrywa w nordycko-bałtyckim klubie rolę dyskretnego, acz zdecydowanego lidera – i dobrze się stało, że Donald Tusk pojechał na szczyt NB8 w Harpsund właśnie na zaproszenie premiera Ulfa Kristerssona. Jeszcze lepiej, że przy okazji doszło do zawarcia porozumienia o strategicznym partnerstwie polsko-szwedzkim. Rzecz jasna ogólne ramy tego układu przyjdzie teraz wypełniać konkretnymi treściami (co wcale nie będzie łatwe), ale i tak jest to bardzo mocny sygnał polityczny. I dla podmiotów wewnątrz obu krajów, i dla otoczenia zewnętrznego. „Mamy ze sobą wiele wspólnego, obecny rząd w Polsce prowadzi bardzo podobną politykę do naszej” – zaznaczył Kristersson.

Nasi sąsiedzi zza Bałtyku od dawna z zainteresowaniem spoglądali na Polskę, traktując ją jako potencjalnego partnera m.in. w kwestiach bezpieczeństwa ekologicznego, ale także komunikacyjną bramę na południe Europy. Z uwagi na wielkość populacji i jej względną zamożność jesteśmy też atrakcyjnym rynkiem zbytu, o czym Kristersson nie omieszkał napomknąć w jednym z wywiadów tuż przed szczytem. Możemy również stać się miejscem większych niż dotychczas szwedzkich inwestycji bezpośrednich (na razie, z wynikiem nieco przekraczającym 2 proc., Szwedzi są w połowie drugiej dziesiątki krajów inwestujących w Polsce, pozostałe państwa nordyckie wypadają jeszcze słabiej). Nie należy więc tracić z oczu szans, jakie dla wszystkich stron tworzy pogłębianie kooperacji ekonomicznej, a także wymiany naukowej i kulturalnej czy turystyki. Tym bardziej że kraje z północy Starego Kontynentu to kopalnia dobrych praktyk instytucjonalnych, które – rzecz jasna po dostosowaniu do uwarunkowań – warto przenosić na polski grunt.

Tymczasem jednak na pierwszy plan wysuwa się temat bezpieczeństwa. Przede wszystkim – solidarna presja na kluczowych partnerów w NATO i Unii Europejskiej w celu podtrzymania lub nawet zwiększenia pomocy dla walczącej Ukrainy. Wspólny głos polsko-nordycki ma tu znacznie większą siłę niż te same argumenty podnoszone przez poszczególne państwa odrębnie. Jedziemy z grubsza na tym samym wózku, jeśli chodzi o perspektywę „poszerzania się Atlantyku”, czyli rozjazdu strategicznych polityk USA i UE. Generuje on podobne ryzyka dla gospodarek i bezpieczeństwa państw skandynawskich i Polski, a bodaj jeszcze większe dla krajów na wschodnim wybrzeżu Bałtyku. Wspólną odpowiedzią może być w tej sytuacji dążenie do łagodzenia pojawiających się napięć, ale też tworzenie sobie narzędzi na czarną godzinę w postaci pogłębionej kooperacji ekonomicznej i obronnej. A także policyjno-wywiadowczej, bo w obliczu przeróżnych wyzwań o naturze asymetrycznej – od terroryzmu i dywersji przez niekontrolowane migracje po zorganizowaną przestępczość transgraniczną – i przy możliwym spadku wsparcia ze strony partnerskich instytucji amerykańskich musimy pilnie zwiększyć swoje zdolności także w tym zakresie.

Patrząc w przyszłość

Na marginesie – państwa nordyckie tradycyjnie podtrzymują szczególne stosunki w zakresie bezpieczeństwa z Wielką Brytanią. W nowej, złożonej sytuacji geostrategicznej warto wykorzystać i ten aspekt.

Nasi nordyccy przyjaciele zyskują zaś w Polsce istotnego partnera w grze o wpływy w Unii Europejskiej. Od dawna spora część skandynawskich elit uważa, że ich głos jest za mało brany pod uwagę w Brukseli. Teraz rysuje się wyjątkowa szansa, by to zmienić, z uwagi na skokowy spadek siły ekonomicznej i politycznej Niemiec czy wewnętrzne problemy Francji. Przy odrobinie szczęścia i wysiłku wszyscy możemy więc zagrać o wyższe stawki w kolejnych rozdaniach, a objęcie przez Estonkę Kaję Kallas jednej z kluczowych funkcji w nowej Komisji Europejskiej – wysokiego przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa – jest niewątpliwie optymistycznym sygnałem.

Na razie jednak na poziomie operacyjnym istotne będzie zwłaszcza zapewnienie pełnego bezpieczeństwa żeglugi oraz działania podmorskiej infrastruktury energetycznej i telekomunikacyjnej na Morzu Bałtyckim. To potrzeba paląca, choćby w kontekście rosnącego uzależnienia Polski od dostaw skroplonego gazu, ale również z powodu roli tej drogi morskiej w dostarczaniu pomocy dla Ukrainy, a także zaopatrzenia sił NATO na flance wschodniej w przypadku eskalacji konfliktu z Rosją. Sygnały o możliwym sabotażu rosyjskim w tym zakresie mamy już bardzo wyraźne, a to zapewne dopiero przygrywka do prawdziwej ofensywy. Niepokoić musi ewentualne wsparcie dywersyjnej działalności Moskwy przez Pekin, co część ekspertów sugerowała w związku z rolą odegraną niedawno przez statki pływające pod banderą ChRL.

Dobra wiadomość jest taka, że akurat Szwedzi i spółka dysponują w tym zakresie sporymi zdolnościami obrony, zarówno pod względem wyposażenia i wyszkolenia swoich marynarek wojennych, służb granicznych, jak i zaawansowanych systemów kontroli informacyjnej (czyli nadzoru elektronicznego oraz umiejętności pracy ze starą dobrą agenturą osobową). Swoją drogą szkoda by było, gdyby Polska miała pod tym względem odgrywać docelowo jedynie rolę „konsumenta”, a nie „producenta bezpieczeństwa”. Warto mieć świadomość, że w nowym rysującym się układzie strategicznym owa zdolność do aktywnego rozwiązywania wspólnych problemów wprost przełoży się na siłę polityczną i wpływy. Bo mimo licznych wspólnych interesów prędzej czy później pojawią się między nami także te sprzeczne.

Ale na razie cieszmy się tym, co mamy. Bo w Harpsundzie zrobiliśmy duży krok w bardzo dobrym kierunku. ©Ⓟ