Jest krótka odpowiedź i długa odpowiedź. Krótka: nie prognozuj przyszłości.
Przyszłość pieniądza wiążę z używaniem określonych typów instrumentów. To jak z angielskim – jeśli nie jest to dla nas pierwszy język, używamy go jako mechanizmu transgranicznego. Taką rolę w świecie pieniądza odgrywa teraz dolar. Jeśli robimy coś wykraczającego poza granicę jednego państwa, to w pewnym momencie okazuje się, że punktem odniesienia jest dolar. W dającej się przewidzieć przyszłości nadal będziemy mieć krajowe waluty. Bo pieniądz to kwestia polityczna. Standardowa, podręcznikowa definicja, która ma 150 lat, mówi, że to nośnik wartości, jej miara oraz środek wymiany. Z prawnego punktu widzenia pieniądze to czyjeś zobowiązanie.
Większość pieniędzy na świecie nie ma postaci banknotów. One zawsze stanowiły tylko część agregatu monetarnego. Kolejna sprawa to płatności. Wykorzystanie banknotów i monet spada od dziesięcioleci.
W ostatnich latach wielu bankierów centralnych opowiadało się za wprowadzeniem CBDC – cyfrowego pieniądza banku centralnego. Postrzegają go jako odpowiedź na nieuniknioną cyfryzację. CBDC to cyfrowa forma istniejącego euro, dolara czy złotówki. Prezesi banków widzą spadek znaczenia gotówki i poszukują cyfrowego odpowiednika, który zachowa unikatowe cechy fizycznego pieniądza. Argument za utrzymaniem banknotów często opiera się na wolności i samostanowieniu. Niektórzy mają na uwadze również „włączenie finansowe”, bo nie każdy ma smartfon, a niektóre osoby, zwłaszcza starsze, nie czują się komfortowo z bankowością cyfrową.
Bankierzy centralni interesują się CBDC z dwóch głównych powodów. Po pierwsze, mogą cyfrowo odtworzyć cechy banknotu; ta cyfrowa waluta byłaby suwerennym pieniądzem. Drugim powodem, dla którego bankierzy wspierają CBDC, są transakcje hurtowe. W hurcie zastosowanie CBDC jest bardziej oczywiste. Pieniądz jest jak środek transportu. Jeśli drogi są kontrolowane przez określone podmioty i z jakiegoś powodu nie możemy z nich korzystać, rozwiązaniem jest posiadanie alternatywy. I CBDC lub blockchain oferują tę alternatywę. Kto kontroluje drogi? Zachód. USA i Europa mają zbieżną politykę. Ale inne narody chcą robić to, co uważają za dobre dla siebie. Dziś do transakcji transgranicznych używają istniejącego systemu finansowego, ale zdają sobie sprawę, że nie mają nad nim kontroli. Dlatego prawie każdy kraj poza USA ma projekt CBDC. Tak jest w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, w Arabii Saudyjskiej, Indiach czy Chinach. Częściowo jest tak dlatego, że te kraje chcą mieć dla płatności transgranicznych opcję, która nie opiera się na tradycyjnych bankach. Lub firmach technologicznych w przypadku płatności krajowych.
Jeśli państwo chce wiedzieć, co dzieje się na czyimś koncie, musi przejść określoną procedurę prawną, aby np. zamrozić czyjeś środki. Dzięki CBDC proces ten może być szybszy. Jednak ostatecznie wszystko sprowadza się do zaufania. W społeczeństwach oraz krajach o wysokim zaufaniu do instytucji, jak Norwegia czy Szwecja, kwestia wprowadzenia waluty cyfrowej jest prostsza. Ale tam, gdzie zaufanie do instytucji jest niskie, ludzie są bardziej sceptyczni wobec wszelkich nowych rozwiązań. Nie jestem wielkim fanem detalicznych CBDC, ale problemem nie jest kwestia bycia inwigilowanym… Jeśli rząd tego chce, a ty jesteś w kraju bez dobrych regulacji, to CBDC nic nie zmieni. To kwestia zasad obowiązujących w danym kraju. Spójrzmy z innej perspektywy. W niektórych krajach występują znaczne „wycieki” w systemie finansowym. Kiedy pieniądze płyną od rządu do odbiorców, np. w ramach programów społecznych czy pomocy dla rolników, nie cała kwota dociera do beneficjenta. W niektórych krajach Azji czy Afryki znaczna część pieniędzy przepada. Bardziej wydajny, scentralizowany system mógłby zapewnić, że prawie wszystkie pieniądze dotrą do użytkownika końcowego.
Indyjski system identyfikacji cyfrowej, mimo krytyki, doprowadził do uszczelnienia systemu. 80 proc. Hindusów ma już konta bankowe, to daje możliwość szybkiej weryfikacji tożsamości. Tak samo z CBDC. Tu będą korzyści, zwłaszcza w krajach o niższych dochodach, gdzie infrastruktura i instytucje nie są tak dobre jak w Europie. Ale problem z CBDC polega na tym, że są to projekty odgórne. Nikt nie podchodzi do tego jako projektu oddolnego. Nie potrzebuję, aby rząd narzucał mi konieczność korzystania z telefonu. Sam dzwonię do innych ludzi, czytam na telefonie książki, słucham muzyki. To właśnie oddolna adaptacja.
Bywa przesadnie reklamowany. Problem lub wyzwanie związane z tą technologią polega na tym, że dotyczy ona wartości finansowej i przechowywania oraz dystrybucji informacji. A wszystko, co ma związek z finansami, podlega znacznie większej kontroli i regulacjom.
Nie da się wdrożyć blockchainu bez regulacji i zasad w gospodarce opierającej się na przestrzeganiu prawa. Blockchain nie jest też rozwiązaniem każdego problemu. W wielu przypadkach scentralizowana baza danych działa lepiej niż rozproszona, tak pewnie będzie przy CBDC. Korzyści z decentralizacji są widoczne, gdy system działa w miejscu, w którym mogą pojawić się obawy dotyczące kontroli. Jeśli system płatności w danym kraju może być zagrożony lub np. system ksiąg wieczystych dostępny w sieci nie jest fizycznie zabezpieczony – wtedy blockchain daje przewagę. Rozdziela kontrolę na wiele węzłów, co utrudnia manipulowanie. W krajach, gdzie jest zaufanie do instytucji, jak w Wielkiej Brytanii czy w Polsce, ludzie mogą nie widzieć potrzeby stosowania blockchainu.
Banki muszą nadążać za zmianami, a to może oznaczać przyjęcie nowych technologii, takich jak kryptowaluty. Ale jest coś głębszego: sposób, w jaki banki są zbudowane i zarządzane. W wielu krajach banki są tak stare, jak industrializacja czy urbanizacja. Zakładano je, by finansować wojny i handel. Zaszłości technologiczne na Zachodzie sięgają nawet lat 50. i 60. XX w. W latach 80. i 90. były pewne ulepszenia banków, ale w ciągu ostatnich 20 lat nie tak dużo – a przecież mamy do czynienia z konsumencką rewolucją w internecie. Wszystko, od neobanków po fintechy, jest jej efektem. Weszliśmy do sieci i zaczęliśmy się zmieniać szybciej niż kiedykolwiek. W kreskówkach z lat 70. czy 80. były latające samochody. Ich nie ma, ale oprogramowanie zmieniało się bardzo szybko. Do końca ubiegłego wieku technologia w biurach i fabrykach była znacznie lepsza od tej, którą mieliśmy w domu. A teraz wróciliśmy do świata, w którym przez większą część historii ludzkości technologia znajdowała się głównie w domach. A banki nadal działają w dawnym świecie. Cenna jest umiejętność szybkiego dostosowywania się, niekoniecznie o bycie pierwszym, ale o bycie szybkim naśladowcą. Chodzi o zrozumienie zachowań konsumentów i dostosowanie się do nich. Fintech rozwinął się dzięki e-handlowi. Ale kiedy 25 lat temu na całym świecie, również w Polsce, zaczynał się handel internetowy, banki i firmy obsługujące karty kredytowe myślały, że tylko źli ludzie będą robić rzeczy w sieci. Randki online też początkowo uważano za dziwne. Teraz większość ludzi w Ameryce poznaje swoich przyszłych partnerów online.
To tylko na Zachodzie. Jednym z powodów jest to, że nie chcą podlegać regulacjom, a równocześnie koncentrują się na niewielkiej liczbie kluczowych kompetencji. Za to firmy na rynkach wschodzących robią wiele rzeczy. Kolejną rzeczą jest kwestia zarabiania pieniędzy i osiągania jak najwyższej wyceny. Banki nie są już największymi przedsiębiorstwami na świecie. NVIDIA, Microsoft czy Amazon – to firmy o wartości rynkowej przekraczającej w sumie już 3 bln dol. Największy bank na świecie, JP Morgan, jest wart ok. 600 mld dol. To nic w porównaniu z trzema bilionami. Naturalnie, gdyby jutro banki przestały działać, wszyscy by to zauważyli. Dlatego je regulujemy; odgrywają kluczową rolę w społeczeństwie, podobnie jak sygnalizacja świetlna na drogach. Banki przemieszczają pieniądze tak, jak drogi przemieszczają ludzi i samochody, co czyni je ważnymi systemowo. Osoby prowadzące banki są zatem dość istotne w gospodarce.
Technologia centralizuje. Przed wejściem komputerów do życia codziennego każdy oddział banku był właściwie odrębną instytucją. Komputery umożliwiły pewną centralizację, począwszy od lat 60., w latach 80. możliwa stała się np. krajowa polityka kredytowa. Internet, który miał decentralizować, w rzeczywistości jest wysoce scentralizowany. Opieramy się w nim na niewielkiej liczbie firm technologicznych.Usługi finansowe dystrybuowane za pośrednictwem aplikacji również podlegają centralizacji. Ale wszystko zależy od przepisów. Doradzać nam będą agenci wykorzystujący sztuczną inteligencję, autonomiczni lub półautonomiczni. Ale kto będzie tym agentem? Czy będzie to agent Apple’a, aplikacja Apple’a, bot Apple’a? Albo Google’a?
Może to nie będzie Apple, ale na pewno też nie będzie to bank. Jak mówiłem, jako konsumenci polegamy na niewielkiej liczbie firm, dlatego kluczowe jest pytanie: komu zaufasz? Więc technologia centralizuje, dlatego rzeczy takie jak kryptowaluty to trochę krzyk w stylu: „Hej, chcemy wolności”. Dlatego takie rzeczy jak kryptowaluty to trochę jak krzyk nastolatka: „chcemy wolności!” Oni mają dobre intencje, ale sposób, w jaki je wyrażają, głęboko irytuje każdego, kto już nie jest nastolatkiem. „Czy nie możecie się po prostu odpowiednio zachowywać?”. To, co wyrażają, ma pewien sens. Użytkownicy kryptowalut chcą wolności oraz autonomii. Kiedy wszystko się centralizuje, pojawia się ludzka potrzeba powiedzenia: „Nie, to jest prywatne. Tego nie dostaniesz”. ©Ⓟ