Wpływowa w USA organizacja National Retail Federation (NRF, skupia podmioty handlu detalicznego) co roku przed Halloween publikuje raport. Według najnowszej analizy Amerykanie w 2024 r. wydadzą na to święto 11,6 mld dol. (rekord padł w ubiegłym roku: 12,2 mld) – najwięcej na kostiumy (4,1 mld) oraz słodycze (3,6 mld). Według zestawienia NRF najchętniej są kupowane przebrania czarownic, wampirów, kotów, piratów i Batmana. Poza pierwszą piątkę wypadły kostiumy duchów, choć pierwotnie było to ich święto.
Tyle wyrywki z raportu NRF, będącego znakomitym źródłem wiedzy dla pragnących prześledzić, jak ewoluuje masowa zabawa. Halloween stało się bowiem nieodłączną częścią nowoczesnej kultury masowej. Oraz, paradoksalnie, najtrwalszą spuścizną, jaką pozostawili po sobie Celtowie.
Duchowi przywódcy
„Zajmują się sprawami bóstw, troszczą się o ofiary publiczne i prywatne, objaśniają kulty: do nich garnie się po nauki wielka liczba młodych ludzi i darzy ich wielkim szacunkiem. Wykonują bowiem sądy prawie we wszystkich spornych sprawach publicznych i prywatnych” – opisywał druidów Juliusz Cezar w dziele „O wojnie galijskiej”. Rzymski wódz i późniejszy władca imperium zetknął się z tajemniczą grupą kapłanów, podczas podboju zamieszkanej przez Celtów Galii.
Jako bystry obserwator zwrócił uwagę na wierzenia, które druidzi starali się zaszczepić podopiecznym. „Przede wszystkim chcą przekonać do tego, że dusza nie umiera, lecz po śmierci od jednych (ciał – red.) przechodzi do drugich, nadto uważają, że fakt ten najbardziej pobudza do męstwa i usuwa lęk przed śmiercią. Wiele także rozprawiają o gwiazdach i ich ruchach, o świecie i wielkości ziemi, o sprawach natury, o nieśmiertelnych bóstwach i ich potędze, a wiedzę ową przekazują młodzieży” – odnotowywał rzymski wódz.
W starożytnych czasach, pełnych różnorodnych religii, ta, z którą zetknął się Cezar w Galii, stanowiła dla niego jedynie ciekawostkę. Wartą poznania, bo podczas wojny druidzi starali się nakłonić wodzów, by wspólnie walczyli przeciwko najeźdźcy. Ale rzymskie legiony górowały nad plemiennym pospolitym ruszeniem. Zwłaszcza gdy dowodził nimi tak wybitny strateg jak Juliusz Cezar. Po siedmiu latach walk, w 51 r. p.n.e., podbój Galii został zakończony. Po czym imperium rzymskie rozpoczęło sukcesywne wykorzenianie kultury celtyckiej najpierw z dzisiejszej Francji, a następnie z podbitej za czasów rządów cesarza Klaudiusza Brytanii.
Tak znikał lud, który o mały włos nie zbudował własnego imperium, konkurencyjnego dla rzymskiego. „Celtowie wywierali odczuwalny wpływ na dzieje starożytnej Europy przez co najmniej dwa stulecia: od podboju północnej Italii w V w. (atak na Rzym nastąpił ok. roku 390) do splądrowania sanktuarium Apollona w Delfach ok. roku 279 p.n.e.” – wyjaśnia w monografii „Historia wierzeń i idei religijnych” Mircea Eliade. „Wkrótce potem historyczny los Celtów został przypieczętowany: z jednej strony ekspansja plemion germańskich, z drugiej zaś naciski Rzymu coraz bardziej osłabiają ich potęgę” – pisał. W końcu ze zdobywców zamienili się w ofiary – ich przegrana wynikała prawdopodobnie z tego, że pozostali federacją skłóconych plemion.
Przy czym należy używać słowa „prawdopodobnie”, bo starożytnych Celtów opisywali jedynie ich wrogowie. Jak wyjaśnia Eliade, stało się tak „z powodu rytualnego (wśród nich – red.) zakazu używania pisma”. Wszystko, co dotyczyło przeszłości, praw i religii, było przekazywane ustnie, o co dbali druidzi. Dla lepszego zapamiętywania ważnych treści teksty przybierały formę wierszy. Kiedy Celtowie zaczęli się asymilować, zaś druidów wytępili Rzymianie (widzący w nich siewców rebelii) wierszowane opowieści zniknęły. „Jedyne nasze źródła – to kilka zaledwie opisów grecko-łacińskich autorów i wielka ilość przedstawień figuralnych, większość z epoki galo-rzymskiej” – ubolewa Eliade. Zaś z wyrzeźbionych figur i archeologicznych wykopalisk nie da się wyczytać szczegółów dotyczących starożytnego święta wszystkich Celtów: Samhain.
Święto duchów
Według badaczy kultury celtyckiej obchody Samhain – najważniejszego ze świąt – przypadały na początek współczesnego listopada. Wedle używanego przez druidów kalendarza lunarnego rozpoczynał się wówczas nowy rok. W trakcie wigilijnej nocy wyznaczano moment, gdy stary rok już przeminął, lecz jeszcze nie nadszedł nowy. Jednocześnie kończyła się jesień, ale jeszcze nie zaczynała zima. Ta symbolika niosła za sobą magiczne połączenie życia ze śmiercią. „Wierzono bowiem, że w czasie tych świąt dusze zmarłych pojawiały się wśród żywych i brały udział w sprawowaniu kultu” – podkreśla Jerzy Gąssowski w monografii „Mitologia Celtów”.
„Noc Samhain była czasem ogólnoplemiennych zgromadzeń, podejmowania ważnych decyzji, ekstatycznych uczt, jarmarków, zabaw, ale też sprawowania rozmaitych kultów, czynności liturgicznych, praktyk magicznych czy orgiastycznych obrzędów” – twierdzi w opracowaniu „Wokół współczesnej dyskusji nad Halloween. Geneza, rozwój i cel” o. Filemon Tadeusz Janka. „Symbolem «śmierci» starego roku było wygaszanie wszystkich palenisk i ognisk, nowe zaś, rozpalane przez druidów w postaci płonących pochodni, niesiono do domostw. Tradycją tego czasu było także składanie ofiar, również ludzkich, aby zapewnić sobie pomyślność w działaniach” – dodaje.
Wiele zwyczajów kultywowanych podczas Samhain wynikało ze strachu przed nawiedzeniem przez dusze zmarłych, które mogły przejąć władzę nad żywym człowiekiem. Dlatego gaszono ogniska, aby dom wydał się duchom niegościnny. W tym samym celu zakładano maski i hałasowano. Albo wystawiano na zewnątrz jedzenie, by nim obłaskawić zjawy. Należy pamiętać, iż ta wiedza pochodzi z zaledwie kilku ogólnikowych zapisków poczynionych przez Juliusza Cezara oraz starożytnych historyków i geografów – Strabona, Diodora Sycylijczyka oraz Pliniusza Starszego. Uzupełniono ją o to, co przetrwało w Irlandii. Ta wyspa nie padła ofiarą rzymskich podbojów, zachowując celtyckie zwyczaje, zaś druidzi nadal tworzyli tam wpływową kastę aż do nadejścia chrześcijaństwa.
Co ciekawe, nowej wiary nie narzucono siłą. „Łagodny przebieg (chrystianizacji – red.) sprzyjał stworzeniu bardzo specyficznego Kościoła, w którym żywa pogańska tradycja mieszała się z nową wiarą” – podkreśla Janka. „Zderzenie jakże odmiennych «światów» sprawiło także, iż obok siebie koegzystowali: święci, herosi, królowie, pogańskie bóstwa, duchy podziemne, magowie, wróżki” – dodaje. Dzięki tak liberalnej polityce Samhain przetrwało.
Wszyscy święci
„Chrześcijanie pierwszych wieków, z obawy przed bałwochwalstwem, oddawali cześć tylko Bogu w Trójcy Jedynemu. W późniejszym okresie, z racji Bożego macierzyństwa, zaszczytu tego dostąpiła Maryja. Krwawe prześladowania chrześcijan włączyły do tego grona także wszystkich, często bezimiennych, męczenników, którzy oddali swoje życie za wiarę” – wyjaśnia Janka.
Na okazywanie atencji duchom Kościół nie zamierzał pozwalać. Zjawy przypisywano ciemnej stronie, gdzie rezydował Lucyfer. Ale chcąc oddać cześć męczennikom, w 741 r. papież Grzegorz III ustanowił 1 listopada dniem Wszystkich Świętych. Niecałe stulecie później papież Grzegorz IV przekonał władającego państwem Franków cesarza Ludwika Pobożnego, by ogłosił on ten dzień świętem dla całego imperium. Minęło kolejne stulecie i papież Jan XI nakazał obchodzenie także wigilii Wszystkich Świętych. Z czasem Kościół zaczął żałować tych decyzji, ponieważ uchyliła ona furtkę do celtyckich zabaw z duchami.
Zwyczaj nazywany „All Hallows’ Eve”, czyli wigilią Wszystkich Świętych, kopiujący obrzędy Samhain, przeniknął w średniowieczu z Irlandii do Szkocji, a następnie do Walii i Anglii. Przy czym w nowej odsłonie celtyckiego święta ludzie od grozy woleli dobrą zabawę. Przebierali się więc w kostiumy sugerujące, że są duszami zmarłych, po czym chodzili od domu do domu, śpiewając piosenki lub recytując wiersze, a w zamian domagając się poczęstunku. Kościół i władze tolerowały te brewerie, bo z przywoływaniem złych mocy nie miały one wiele wspólnego.
Zmiany zachodzące na kontynencie zaczęły sprzyjać ponownemu poznawaniu kultury Celtów. „Renesans druidów wiąże się prawdopodobnie z ponownym «odkryciem» dzieł pisarzy starożytnych w XV w. i XVI w. Wnikliwa lektura autorów starożytnych połączona z chęcią restauracji historii własnego narodu przywróciła druidów do życia w Wielkiej Brytanii, przynajmniej na kartach pisanych wówczas książek” – zauważa w opracowaniu „Dwa oblicza współczesnego druidyzmu” Adam Anczyk.
Z upływem czasu fascynacja tajemniczymi kapłanami rosła. Zaś szczątkowa wiedza, dająca poczucie tajemniczości, sprzyjała modzie. „Autorzy zaczęli przypisywać celtyckim kapłanom najrozmaitsze właściwości, począwszy od uznania ich za budowniczych monumentalnego Stonehenge, aż po dopatrywanie się ich związków z legendarnymi ludami Atlantydy i Hiperborei. Odtąd druidzi cieszyli się zainteresowaniem historyków, filologów, poetów i pisarzy. Fascynacja ta osiągnęła punkt kulminacyjny pod koniec XVIII w. i trwała nieustannie przez cały XIX w.” – podkreśla Anczyk.
Od psikusów do cukierków
„W drodze powrotnej po całonocnym piciu Jack spotyka diabła i podstępem namawia go do wspięcia się na drzewo. Bystry Jack żłobi znak krzyża na korze, w ten sposób łapie diabła. Jack zawiera układ, że szatan nigdy nie będzie mógł odebrać mu duszy” – tak zaczyna się opowieść o Jacku O’Lanternie, zamieszczona w „Encyklopedii śmierci i umierania” autorstwa Glennys Howarth oraz Olivera Leamana. „Po życiu pełnym grzechu, picia i kłamstw Jackowi po śmierci odmawia się wstępu do nieba. Dotrzymując obietnicy, diabeł odmawia wpuszczenia Jacka do piekła i rzuca w niego rozpalonym węglem prosto z ognia piekielnego. Była zimna noc, więc Jack umieszcza węgiel w wydrążonej rzepie, aby nie zgasł. Od tego czasu Jack i jego latarnia wędrują po świecie w poszukiwaniu miejsca do odpoczynku” – piszą.
Opowieść o błąkającym się Jacku i jego piekielnej latarni cieszyła się popularnością w Irlandii i na Wyspach Brytyjskich na początku XIX w. W wigilię Wszystkich Świętych rzeźbiono więc w rzepie zarys ludzkiej twarzy, wycinano otwory i wkładano do nich rozżarzone węgle. Po czym wystawiano w oknie, aby odstraszać błąkające się duchy. Ewentualnie używano piekielnej rzepy do straszenia sąsiadów.
Aż do 1845 r., gdy uprawy ziemniaków w Irlandii zniszczyła zaraza, powracająca zresztą w kolejnych latach. A jednocześnie Wielka Brytania, która wcześniej przyłączyła wyspę do swojego imperium, zablokowała dostawy zboża, chcąc w ten drastyczny sposób pozbyć się jak największej liczby zawsze skorych do rebelii Irlandczyków. Podczas straszliwej klęski głodu zmarło około miliona ludzi, drugie tyle wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych, dołączając do krewnych i znajomych, którzy udali się tam już wcześniej. Co akurat rząd Zjednoczonego Królestwa chętnie wspierał, by zrobić w Irlandii miejsce dla angielskich osadników.
Tymczasem w Ameryce jedynym stanem, w którym dominowali katolicy, był Maryland. Paradoksalnie dało to olbrzymiej rzeszy irlandzkich katolików pełną swobodę zaszczepiania swoich tradycji tam, gdzie znaleźli nowy dom. W Europie Kościół ostro zwalczał zabawy z duchami i ze światem pozagrobowym, natomiast amerykańskim protestantom zupełnie to nie przeszkadzało. Przeciwnie – bardzo szybko się spodobało. Zwłaszcza że za południową granicą co roku Meksykanie hucznie obchodzili swoje Święto Zmarłych (Día de los Muertos), które było wielkim festiwalem radości i zabawy. Przywiezione przez Irlandczyków All Hallows’ Eve trafiło więc na podatny grunt.
Ale zakorzeniając się za Atlantykiem, jednocześnie to święto zaczęło się szybko zmieniać, tracąc związki z duchowością i religią. Zaczęto od rzepy Jacka O’Lanterna, która była zbyt twarda – zastąpiono ją więc dynią. Pojawił się też zwyczaj sprawiania sąsiadom w wigilię Wszystkich Świętych psikusów, o które potem oskarżano duchy. W tym specjalizowała się młodzież. Z czasem na wsiach zrobiło się z tego powodu niebezpiecznie, bo wyścig na psikusy eskalował. Już nie wystarczało obrzucenie nocą zgniłymi warzywami domu sąsiada czy też jego samego. Policja odnotowywała przypadki wciągania na dachy wozów oraz owiec i krów, podpaleń, a nawet wysadzania budynków w powietrze przy użyciu dynamitu. Zaczęto więc ścigać i karać żartownisiów. Co ciekawe, konkurowanie w coraz bardziej brutalnych żartach ostatecznie uciął w Stanach Zjednoczonych Wielki Kryzys lat 30. XX w. W jego apogeum głód dotykający najbiedniejszych nie stanowił niczego nadzwyczajnego w wielkich metropoliach. Dzieci nauczyły się więc w noc duchów krążyć po okolicy, pukając do drzwi, by zaoferować pewien rodzaj umowy społecznej: „cukierek albo psikus”. Zaś Amerykanie, pamiętając, czym psikusy mogą się skończyć, wybierali częstowanie słodyczami. Tak rodziło się nowoczesne Halloween.
Komercyjne życie pozagrobowe
„Amerykańskie miasta i miasteczka swoim wyglądem zaczynają przypominać scenerie rodem z filmów grozy. Domostwa, tarasy, ogrody, sklepy, bary, restauracje, szkoły i urzędy stają się swoistym teatrem, odgrywającym tego dnia niezwykły spektakl, którego rekwizytami są szkielety, czaszki, nagrobki, pająki, nietoperze, czarne koty, płonące dynie, ludzkie szczątki” – opisuje o. Janka to, jak zmieniała się w połowie XX w. fetująca Halloween Ameryka.
Na zamianę święta duchów w ogólnonarodowe szaleństwo wielki wpływ miało Hollywood. W 1931 r. kinowym hitem stała się ekranizacja powieści Brama Stokera „Dracula”. W Fabryce Snów sięgnięto więc natychmiast po starą książkę Mary Shelley „Frankenstein”. Znów sukces. Odkrycie, że na filmach grozy da się mnóstwo zarobić, i to w czasach Wielkiego Kryzysu, motywowało producentów do oferowania widzom wciąż nowych produkcji. Specjalizujący się w rolach wampirów Béla Lugosi oraz Boris Karloff, wcielający się w postać monstrum doktora Frankensteina, zyskali status gwiazd kina. Zatem w każde Halloween setki tysięcy Amerykanów chciało się przebrać w ich filmowe stroje. Ta prawidłowość obowiązuje do dziś. Ilekroć Hollywood wypromuje nową postać budzącą strach, zyskuje ona w święto duchów olbrzymią rzeszę naśladowców. Dzięki czemu produkt daje się obudować kolejnymi gadżetami wprowadzanymi do sprzedaży. A poza tym na rynku wciąż są obecni tradycjonaliści, preferujący przebrania czarownic i duchów.
Tymczasem atrakcyjność kultury masowej, jaką stworzył amerykański przemysł rozrywkowy, sprawiła, że Halloween podbiło zachodni świat – ku rozpaczy Kościoła. W 1955 r. papież Pius XII zniósł obchodzenie wigilii Wszystkich Świętych, a wiernym zakazano zabaw z duchami. „Halloween we współczesnym, skomercjalizowanym wydaniu, jest jedynie odległą kalką, która nie jest w stanie, i o to zresztą wcale nie zabiega, pojąć pradawnej istoty Samhain. Powstaje tu zatem dziwny dysonans, biorąc pod uwagę zarówno rozumianą po chrześcijańsku świętość, jak i niemające z nią nic wspólnego obchody tego dnia. Upiory, duchy, zjawy dalekie są bowiem od chrześcijańskiej symboliki” – tłumaczy Janka.
Ocena przez Kościół do cna skomercjalizowanych igraszek z duchami stawała się z biegiem czasu coraz ostrzejsza. Papież Benedykt XVI w 2009 r. nazwał je „świętem antychrześcijańskim i niebezpiecznym”. W kazaniu stwierdził, że „Halloween promuje kulturę śmierci i popycha nowe pokolenia w kierunku mentalności ezoterycznej magii, atakuje święte i duchowe wartości przez diabelskie inicjacje za pośrednictwem obrazów okultystycznych”. Z tymi tezami w 2014 r. zgodził się papież Franciszek, bardzo przecież otwarty na wiele innych zmian zachodzących w społeczeństwie oraz Kościele. Proponował nawet, by Halloween zastąpić dzieciom zabawą w „Holyween”, oferując im możność przebierania się za świętych i nocnego czuwania w kościołach.
Ale ten pomysł nie miał żadnych szans w zderzeniu z atrakcyjnością nocnej zabawy z grozą. Bo ludzie lubią od czasu do czasu się bać. ©Ⓟ
Ocena przez Kościół igraszek z duchami stawała się z biegiem czasu coraz ostrzejsza. Papież Benedykt XVI w 2009 r. nazwał je „świętem antychrześcijańskim i niebezpiecznym”