Będziemy prawie dokładnie rok po wyborach. Potrzebujemy nowego otwarcia i nowej dynamiki.
Powołamy komitet wykonawczy, który wzmocni wielu młodych i dynamicznych posłów. To będzie nasz nowy wehikuł operacyjny...
Pierwsze wyobrażenie może być takie, jak pan przedstawił. Ale jestem pewien, że takie wątpliwości będą mobilizujące dla udowodnienia, że będzie zupełnie inaczej. Zobaczy pan w praktyce. Trzeba promować tych, którzy są aktywni, skuteczni, którzy mają wiedzę, którzy chcą i potrafią wygrywać. Pokazujemy poprzez zmiany nową dynamikę, a także odrobienie w PiS lekcji z wyborów sprzed roku.
Wcisnął, choć na efekty trzeba poczekać. Kluczowe wyzwanie przed nami to wybory prezydenckie. Do tego się przygotowujemy. Wychodzimy z naszą strategią do przodu. Dotychczasowe spory z czasów III RP wypaliły się albo wypalają: wygasł dawny spór postkomunistów z Solidarnością, nie ma nawet tego, co było mocno aktualne w roku 2015 r., czyli sporu beneficjentów transformacji z tymi, którzy zostali w tyle. Na tym polu nasze rządy zmieniły bardzo wiele. Ale dziś musimy spojrzeć szerzej i dalej. Dziś spór wchodzi w nowe definicje, nowe podziały, nowe obszary. To odpowiedź na pytanie, kto i jak działa na rzecz państwa polskiego.
Prawie 35,3 proc. w ostatnich wyborach. Trzeba dbać o tych, którzy nam zaufali. Ale przyjmuję częściowo zarzut – prawica nie będzie rządzić, jeśli będzie zakotwiczona wyłącznie w przeszłości, jeśli będzie zajmować się dotarciem do przekonanych. To bardzo ważny odcinek, nie można z niego rezygnować, ale nie odzyskamy władzy, jeśli nie odpowiemy na wyzwania współczesności i wyzwania dnia jutrzejszego.
Jeżeli mamy obecne w przestrzeni publicznej takie tematy, jak np. alkoholowe tubki czy kierowców morderców, to powinniśmy od razu wchodzić w te obszary, nadawać ton, pokazywać rozwiązania. To zresztą staram się robić. Być blisko spraw i tematów, które wychodzą z politycznych baniek, o których ludzie rozmawiają. Inny przykład. Widzimy spór wokół polskiej nauki i zespołów pracujących nad sztuczną inteligencją. Hasło IDEAS NCBR czy reakcja naukowców PAN wszystko mówią. Dlaczego PiS nie może być aktywniejsze w takich obszarach? Może, i głęboko wierzę, że zmiany, o których mówiłem wcześniej, także podczas mojego trzeciego exposé, na to pozwolą. Musimy inwestować w naukę, by być gotowymi na galopujący rozwój technologiczny. Musimy wiedzieć, co chcemy zrobić z gospodarką, w której reguły gry coraz częściej narzucają już nie tylko duże państwa, lecz także ponadnarodowe korporacje. Musimy z tym wszystkim wziąć się za bary. Jeśli Polska ma być wielka, a to jest moje polityczne credo, to musi być silna technologicznie, musi sama wytwarzać nowe technologie. Przyda się to nam zresztą do umocnienia naszego bezpieczeństwa. Główna oś podziału politycznego to dziś spór między globalistami i kosmopolitami a suwerenistami i tymi, którzy kładą nacisk na wspólnotowość.
Odpowiem tak: w ramach tak dużej partii jak PiS każdy ma swoje zdanie, a różnice dotyczące strategii są czymś naturalnym. Moja opinia w tej sprawie też nie jest żadną tajemnicą. Wyrażałem ją wiele razy. Na kongresie włączymy do PiS posłów SP. Takie decyzje zapadły w kierownictwie partii i ja je rozumiem w kontekście jedności i zbliżających się wyborów prezydenckich. W Prawie i Sprawiedliwości mieszczą się i Michał Dworczyk, i Patryk Jaki.
Tak było. Przygotowane przez prezydenta i zaakceptowane przez nasze kierownictwo zmiany były gotowe do wdrożenia. Za pięć dwunasta zostały jednak zmienione przez koalicjanta i wywróciły stolik naszego porozumienia. Nigdy się nie dowiemy, co by było gdyby, ale jestem pewny, że tamte regulacje uzgodnione i wypracowane przez prezydenta i nasz zespół przy udziale Komisji Europejskiej byłyby honorowane przez Brukselę. Mieliśmy na to dowody. Gdyby jednak nawet nie były respektowane, to przynajmniej złapalibyśmy ich na spalonym, bo wycofaliby się z czegoś, co było podpisane. Moglibyśmy ten fakt mocno wykorzystać w kampanii i zmobilizować wyborców.
Może nie wszystkim zależało, by ten sukces został skonsumowany.
To już pytanie nie do mnie.
Prezes Kaczyński jest liderem naszej formacji. Olaf Scholz też nie jest szefem SPD, a jest kanclerzem. Generalnie polityka finansowa, gospodarcza, finanse publiczne czy cyfryzacja były moją domeną.
Tak, ale to rzecz naturalna, że szef obozu politycznego ma ostatnie słowo w niektórych kwestiach. Spory między nami nie były częste. Na pewno zresztą takim problemem nie było KPO, bo zielone światło na kompromis z Brukselą dali przecież prezes i kierownictwo PiS. Jeśli zatem ktoś krytykuje tamte decyzje, to musi mieć świadomość, kogo krytykuje.
Na przykład TVP. Albo sposobu realizacji niektórych reform.
Ponieważ prezes powiedział, że będzie kontynuował swoją misję, to temat jest zamknięty.
Pomidor. Wrócimy do tego pytania w odpowiednim czasie.
Tak zwanej afery Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Według mojej wiedzy nie ma tam żadnych zarzutów korupcji czy łapówkarstwa. W czasie pandemii, kryzysu na granicy z Białorusią i wojny w Ukrainie oczekiwałem właśnie tego, by instytucje państwowe szybko realizowały swoje zadania. Sam wymagałem odwagi w podejmowaniu decyzji. Bo taka odwaga ratowała życie, zdrowie i wzmacniała nasze bezpieczeństwo. Powiem więcej – przy powodzi też słyszał pan od Donalda Tuska, że procedury nie mogą być wymówką dla urzędników. I właśnie o to chodzi. W czasie kryzysu, przy trybie nadzwyczajnym, też jako premier oczekiwałem od urzędników przede wszystkim działania.
Zadam pytanie: co ma pan zrobić, jak trzeba odnowić rynek w Głuchołazach i firmy dają oferty kilkadziesiąt procent wyższe niż zazwyczaj? Słyszałem, że uniwersyteckie analizy wykazywały, że marża wynosiła ok. 25–30 proc., biorąc pod uwagę koszty ubezpieczenia, gwarancje, serwis pogwarancyjny czy koszty transportu. Marża za espresso, które pan pije w Warszawie, to pewnie 500 proc. Marże deweloperów to pewnie 40 proc. Rozumiem, że dla niektórych ta sprawa stała się maczugą, ale zapewniam, że z moich ust nie będzie kontestowania wydatków na odbudowę po powodzi, doposażenie służb czy inne zakupy. Możemy się obrazić na działania przedsiębiorców albo działać tak, by np. lokalna OSP była wyposażona w odpowiedni sprzęt.
Po to mamy służby, aby informowały premiera o ewentualnych nieprawidłowościach czy ryzykach. Nic mi nie wiadomo o tym, by w tym raporcie był zarzut korupcji. Cała obecna historia polega na upolitycznianiu tego typu spraw. Trzeba przykryć nieudolność rządu, trzeba przykryć podwyżki cen energii, gazu, ciepła, trzeba przykryć brak realizacji 100 konkretów na 100 dni, a nawet na 300 dni od powołania rządu.
Zupełnie się tego nie boję. Jestem przekonany, że wszyscy, z którymi współpracowałem, są uczciwi. Siłą rzeczy, gdy kupowałem odzież z emblematami na różne okoliczności, to chwilę rozmawialiśmy.
Dużo zarzutów w jednym zdaniu. Jeśli władza praktycznie nie ma kontroli mediów nad sobą jak obecny rząd, to może robić wszystko. My mieliśmy przeciw sobie większość mediów, dużych samorządów, wymiaru sprawiedliwości, zagranicy. W takiej sytuacji da się wmówić wszystko, a jeśli nie wszystko, to wiele. Odrzucam tę metodę. Natomiast zgadzam się z zarzutami o „tłustych kotach”. To był jeden z istotnych czynników w kampanii, zarówno demobilizujący naszych wyborców, jak i mobilizujący wyborców PO. Dociska pan, ale ja odwrócę pytanie: czytał pan o desancie ludzi dzisiejszej koalicji, kumpli z partii albo z boiska na Totalizator Sportowy? Widział pan, jak potraktowano Roberta Kostrę z Muzeum Historii Polski po 18 latach dobrej pracy dla Polski? Dostrzegł pan, jak koleżanki minister Leszczyny dostają fuchy dyrektorskie w systemie ochrony zdrowia? Albo ostatnia bulwersująca sprawa, o której wspomniałem, IDEAS NCBR. Wyrzucono jednego z najlepszych naukowców świata, by zrobić miejsce dla znajomka bez poważnego dorobku naukowego.
Nie będę bronił każdej decyzji personalnej, to jasne. Ale chcę zwrócić uwagę na skalę zjawiska. Miotła dziś zamiata w stopniu nieporównywalnie większym i szybszym niż za czasów PiS. Kolejny przykład – prokuratura daje papiery dziennikarzom, a potem sama potwierdza informacje sprzedawane w mediach. Co to za państwo? Środkowa Azja? Nie – Polska 2024.
Upieram się, że jednak nie. Inna rzecz, że wszyscy w naszym obozie zastanawiają się nad tym, co powinniśmy zmienić, jeśli wrócimy do władzy. Jak winny być zarządzane i obsadzane spółki Skarbu Państwa, co zrobić z NFZ, jak kierować TVP – daję panu słowo, że ta refleksja istnieje.
Nie możemy udawać, że nic się nie stało w Prokuraturze Krajowej. Sporządzoną na kolanie opinią prawną wyrzucono w powietrze dotychczasowe kierownictwo mimo jasnego stanowiska Sądu Najwyższego. Najpierw prokuratorzy przychodzą bronić swojego stanowiska, a jak wyrok jest nieprzychylny, to uważają, że sędziowie, przed którymi występowali, nie są sędziami. Jak mają się czuć obywatel czy firma w starciu z takim rywalem, który może unieważnić wyrok, jeśli jest nie po jego myśli? Powiem więcej: łamanie zasad dociera też coraz częściej poza naszą bańkę, także do naszych partnerów z rynków finansowych, potencjalnych inwestorów, ale i wielu polityków z zachodniej Europy. Słyszę to od znajomych z Londynu czy Nowego Jorku, z którymi mam kontakt. To jest naprawdę przekroczenie reguł gry. Zemstę czy odwet trudno nazwać przywracaniem praworządności. Przyjmuję część krytyki pod adresem mojego obozu, wie pan też dobrze, że nie najlepiej oceniam sposób przeprowadzenia reformy sądownictwa, mówiłem o tym nieraz. Ale my zawsze, nawet przy największej awanturze, ustawę zastępowaliśmy ustawą, czekając na podpis prezydenta. Dziś rządzący idą totalnie na rympał. Uchwała Sejmu albo nawet rozporządzenie ministra stoi ponad ustawą, ponad konstytucją. Natomiast zgadzam się, że w szerszej perspektywie istnieje konieczność nowego otwarcia. Powinniśmy porozumieć się ponad podziałami w sprawach, które są naszą racją stanu, jak atom, sztuczna inteligencja, demografia, obronność czy nowoczesny układ komunikacyjny, czyli m.in. CPK. Opozycja winna uczestniczyć w takim pakcie o nieagresji politycznej, by poszczególne projekty przetrwały jedną kadencję. I my zaproponujemy taki pakt, jak wrócimy do władzy.
Będzie miał pan to wydrukowane i sprawdzi mnie pan, gdy wrócimy do władzy.
Nawet ostatnie wybory pokazały, że nie było tąpnięcia jak w przypadku AWS czy SLD. Nie było masowego odwrócenia się od PiS. Przypomnę, że ponad 7,6 mln wyborców to drugi najlepszy wynik w historii wolnej Polski. Pierwszy też należy do nas, to ten z 2019 r. Mamy więc dobry punkt wyjścia. Owszem, przegraliśmy ten wyścig w sensie możliwości sprawowania władzy, ale przegraliśmy ten wyścig o koński włos. No, może o głowę konia, a na pewno nie o kilka długości tego pięknego zwierzęcia. Trzymamy się, przebudowujemy strukturę zarządczą, będą duża dynamika, sprawozdawczość, analityka, raportowanie i wszystkie te mechanizmy, które doskonale znam ze sfery rządzenia i zarządzania.
Nie zaskoczę pana, jeśli powiem, że widzę się w roli premiera, który ma realny wpływ na rozwój państwa, na gospodarkę, na finanse, w tym finansowanie bezpieczeństwa i armii czy politykę unijną. Prezydent ma inne kompetencje. Bardzo ważne. Ale inne.
Gdybanie. Wierzę, że za kandydatem PiS – ktokolwiek nim będzie – pójdą wyborcy, a w drugiej turze realnie powalczy o zwycięstwo. Temu kandydatowi będę pomagał ze wszystkich sił.
Zdecydują Amerykanie. To po pierwsze. A po drugie, z naszej perspektywy powiem tak – na Kremlu boją się prezydenta Trumpa, bo przewidywalność ekipy Joego Bidena i Kamali Harris daje Putinowi spokój co do tego, jak planować kolejne ruchy agresji. A sam Trump? Znam jego wypowiedzi, ale myślę, że na pewno nie będzie chciał mieć na swoim koncie porażki Ukrainy, bo to uderzyłoby też w jego prestiż, jego ambicje. Wyobrażam sobie różne scenariusze, również taki, że może zaproponować tak duże dostawy broni do Ukrainy, że w Rosji uznają to za argument przemawiający za poważnym potraktowaniem rozmów pokojowych i warunków akceptowalnych dla Ukrainy.
Mam tu bardzo prostą definicję. Warunki akceptowalne dla nas są takie, jakie są dla rządzących w Ukrainie. To oni reprezentują walczący naród ukraiński.
Tak, ale ze zrozumiałych względów nie wyjdę w tej sprawie przed szereg.
Kilkanaście. W czasie, gdy rządziliśmy, dostaliśmy pierwsze zgody na ekshumacje. Potem była pauza. Niedobra pauza. W trakcie tego okresu mocno wraz z premierem Glińskim naciskaliśmy na stronę ukraińską. Wreszcie zwieńczone to zostało niewielkim sukcesem. Zgoda została dla kilku miejsc wydana. Byłem w kilku takich miejscach. Także w obwodzie tarnopolskim, gdzie po kilku miesiącach odnaleziono szczątki naszych okrutnie pomordowanych rodaków. Powiedziałem 2 lipca, w rocznicę rzezi na Wołyniu i w Galicji, że tamta zbrodnia była szczególna nawet na tle innych ludobójstw. To genocidium atrox, ludobójstwo wyjątkowo okrutne. Nigdy nie zostawię tej sprawy. Podobnie jak odszkodowań od Niemców. To kwestia nie tylko prawdy, pamięci i sprawiedliwości. To sprawa przyjaźni między naszymi narodami. Przyjaźni, która nie może się opierać na zafałszowaniu historii, zafałszowaniu rzeczywistości.
Niestety. Od obecnie rządzących oczekuję, że będą potrafili wrócić do twardych rozmów i skutecznie uzgodnić proces ekshumacji ofiar. Daję w tej sprawie wsparcie wszystkim, którzy szczerze dążą do tego, by tę sprawę załatwić. Również, jeśli przełom miałby ogłosić minister z legitymacją partyjną inną niż PiS w kieszeni. ©Ⓟ