Powstanie tajpingów, w którym zginęło ponad 20 mln ludzi, było najkrwawszym konfliktem zbrojnym XIX w. Po jego zakończeniu w Chinach zapanował wreszcie spokój – ale już pod egidą zachodnich mocarstw.

Unia Europejska i Stany Zjednoczone przekonują się właśnie o tym, jak słabnąca przewaga gospodarcza w połączeniu z ekspansją innych państw przekłada się na sytuację wewnętrzną. Jak może się zakończyć taka sytuacja, pokazuje przykład Chin, które w połowie XIX w. stały się obiektem ekspansji zachodnich mocarstw.

Na celowniku Londynu

Wraz ze wzrostem produkcji przemysłowej rząd Zjednoczonego Królestwa zaczął szukać nowych rynków zbytu. Mając najpotężniejszą flotę na świecie, nie musiał się bawić w długie negocjacje. „Już w 1838 r. Wielka Brytania narzuciła Turcji układ znacznie redukujący taryfy celne. W następnych latach podobne umowy narzucono Egiptowi, Sudanowi i Persji. Wzmógł się eksport brytyjski do Indii, co doprowadziło do ruiny tamtejszych tkaczy” – wylicza w „Kronice kryzysów gospodarczych” Wojciech Morawski. Wymuszając zniesienie barier celnych i otwarcie wewnętrznych rynków na słabych państwach spoza Europy, Londyn zapewniał swojemu przemysłowi możliwość pomnażania zysków. Zarazem starał się chronić gospodarkę przed cyklicznie powracającymi kryzysami spowodowanymi nadprodukcją. Przez pewien czas przedsiębiorstwa wytwarzały towary poniżej kosztów, po czym na londyńskiej giełdzie wybuchała panika i następowały masowe bankructwa. Robotnicy lądowali na bruku i dochodziło do protestów. Rząd brutalnie je tłumił z pomocą policji i wojska. A wtedy kryzys ekonomiczny przeradzał się w polityczny.

Siła nabywcza mieszkańców Egiptu czy Sudanu była jednak zbyt skromna, aby skonsumować owoce rozwoju brytyjskiego przemysłu. Londyn musiał szukać nowych celów w coraz odleglejszych zakątkach świata. Jego uwagę przyciągnęło Państwo Środka. „Przełomowym wydarzeniem z punktu widzenia otwierania nowych rynków była pierwsza wojna opiumowa” – zauważa Wojciech Morawski. Wybuch tej wojny w 1840 r. miał związek z tym, że olbrzymie plantacje maku w Indiach, kontrolowane przez Brytyjską Kompanię Wschodnioindyjską, potrzebowały większego rynku zbytu. Z powodu szkodliwości narkotyku utworzony w 1835 r. rząd lorda Melbourne’a nie życzył sobie, aby stało się nim Zjednoczone Królestwo. Chiny z 400-milionową populacją i zgromadzonym przez wieki bogactwem wydawały się doskonałym celem. Z Państwa Środka pochodziła wówczas ponad jedna czwarta światowej produkcji dóbr, szczególnie jedwab, porcelana, wyroby rzemieślnicze i herbata. Jednocześnie jego rynek był niemal całkowicie zamknięty na brytyjskie towary. Opium trafiało do Chińczyków za pośrednictwem jedynej brytyjskiej faktorii handlowej, zlokalizowanej w porcie w Kantonie. A także dzięki przemytnikom. Proceder ten polecił jednak ukrócić cesarz Daoguang. Na zajęcie zapasów opium przez cesarskiego urzędnika rząd lorda Melbourne’a odpowiedział wysłaniem na Daleki Wschód eskadry okrętów wojennych wraz korpusem ekspedycyjnym.

Pierwsza wojna opiumowa zakończyła się szybkim zwycięstwem niewielkiego kontyngentu, który zademonstrował, jak wielką przewagą technologiczną i organizacyjną dysponują Brytyjczycy. Cesarz Daoguang zaakceptował warunki pokoju podyktowane pod koniec sierpnia 1842 r. przez agresorów podczas rokowań w Nankinie. „Wielka Brytania uzyskała wyspę Hongkong oraz koncesje handlowe w pięciu portach. Rozpoczął się proces stopniowego otwierania rynku chińskiego dla handlu europejskiego” – podsumowuje Morawski.

Utrata mandatu niebios

„Chińczycy byli przekonani, że żyją w samym środku wszechświata. Otaczające ich niższe rasy pławiły się w ich blasku, zyskiwały status, okazując im posłuszeństwo i składając daniny. Ten triumfalizm kulturowy w połączeniu z małostkową tyranią doprowadził do tego, że Chiny niechętnie cokolwiek poprawiały i kiepsko się uczyły” – pisze David S. Landes w książce „Bogactwo i nędza narodów. Dlaczego jedni są tak bogaci, a inni tak ubodzy”. Ale były też inne powody. W połowie XVII w. Państwo Środka podbili Mandżurowie, którzy obalili dynastię Ming. Miejscowa ludność długo uznawała ich za okupantów, choć władcy z nowej dynastii Qing szybko się zasymilowali i przejęli chińską kulturę jako własną. Zmianie rządzącej elity towarzyszyły inne ważne przemiany. „W Chinach przed podbojem mandżurskim w 1644 r. nie było posiadającej ziemi, dziedzicznej arystokracji, a wielka własność ziemska była nietypowa. Raczej wykształcenie niż posiadanie kwalifikowało do przynależności do elity” – podkreśla Jürgen Osterhammel w monografii „Historia XIX wieku. Przeobrażenie świata”. Pod panowaniem Mandżurów Chiny stały się państwem feudalnym, a warstwa rządząca zamkniętą kastą. Urzędnikom bardziej od kształcenia opłacało się brać łapówki. To z kolei powodowało wybuchy lokalnych rebelii, krwawo pacyfikowanych przez władze.

Mimo to codzienność za Wielkim Murem Chińskim nie przedstawiała się tak źle. Na początku XIX w. przeciętny Chińczyk cieszył się zamożniejszym i bezpieczniejszym życiem niż mieszkańcy najbogatszych krajów Europy. „Mandżurska dynastia zdobywców, Qing, czerpała część swej legitymizacji jako władcy Chin ze swego sukcesu w zapewnieniu pokoju wewnętrznego i dobrobytu publicznego” – zauważa Osterhammel. Stan równowagi zburzyli Brytyjczycy, wygrywając pierwszą wojnę opiumową i zdobywając dostęp do chińskiego rynku.

Cesarz Daoguang zlekceważył wagę tego zdarzenia. Sądził, że przejęcie przez Wielką Brytanię małej, zamieszkanej przez rybaków wyspy Hongkong i otwarcie pięciu faktorii handlowych nie może zagrozić państwu niewiele mniejszemu niż cała Europa. A jednak uchylenie drzwi miało olbrzymie konsekwencje. „Szok klęski był dla Chin o tyle silniejszy i podwójnie bolesny, że nie dotyczył porażki w rywalizacji między równymi lub niemal równymi sobie partnerami, lecz upadku mitu o własnej niepodważalnej wyższości. Kiedy Chiny «spadły z piedestału» do kategorii państw słabych i poniżanych, załamał się tradycyjny, od tysiącleci ukształtowany i pielęgnowany wizerunek świata” – pisze w opracowaniu „Problemy chińskiego nacjonalizmu do chwili proklamowania Chińskiej Republiki Ludowej” Jerzy Bayer. „Na fali wrogości wobec zagranicy narodził się ruch antymandżurski i dążenie do przywrócenia narodowej dynastii chińskiej Ming” – dodaje.

Tak oto Londyn, dbając o swe ekonomiczne interesy, przy okazji przyczynił się do pozbawienia dynastii Qing autorytetu i mandatu do sprawowania władzy. Swoje trzy grosze dorzucili Amerykanie, wymuszając dla siebie w 1844 r. przywileje podobne do tych, jakie na mocy traktatu nankińskiego otrzymali Brytyjczycy. Seria upokorzeń, której towarzyszyło zalanie Chin opium i tanimi wyrobami przemysłowymi, skończyła się wrzeniem ludu.

„Przywódcą powstania był 23-letni Hong Xiuquan, wywodzący się z chłopskiej rodziny z prowincji Guandong w południowo-zachodnich Chinach, być może geniusz, być może szaleniec, a możliwe, że i jedno, i drugie” – pisze w książce „Krótka historia opium” Thomas Dormandy. „Kilka razy z rzędu nie zdał państwowych egzaminów (na urzędnika – red.), co go wpędzało w okresy rozpaczy czy katatonicznych transów i popychało do studiowania Biblii. W końcu ogłosił się bezpośrednim dziedzicem Chrystusa, Mahometa i Buddy” – charakteryzuje przywódcę powstania tajpingów. Nazwa ta pochodziła od Niebiańskiego Królestwa Wielkiego Pokoju (Taiping Tian Guo), którego cesarzem ogłosił się Xiuquan. „Nauki Honga wyłoniły się ze stopienia chrześcijańskiego purytanizmu, społecznych idei rewolucji francuskiej, monastycznej segregacji płciowej (która nie dotyczyła założyciela) oraz zakazu nadużywania substancji odurzających, w tym opium” – wyjaśnia Dormandy.

W okresie wewnętrznego kryzysu, gdy cesarz i otaczająca go arystokracja utracili swój autorytet, ta specyficzna mieszkanka idei porwała miliony ludzi do walki. Pomogła w tym trwająca trzy lata susza, która spowodowała lokalne klęski głodu. W tym czasie Hong Xiuquan rozpoczynał karierę jako wędrowny kaznodzieja w górzystej prowincji Guangxi na zachód od Kantonu. Kiedy na początku 1851 r. zgromadził wokół siebie 20 tys. wyznawców, proklamował powstanie Niebiańskiego Królestwa Wielkiego Pokoju. „Po uważnych przygotowaniach zajęli (tajpingowie – red.) miasto Yongan wraz z jego bogatymi magazynami, przy czym ich armia rozrosła się do sześćdziesięciu tysięcy” – pisze Jonathan Fenby w książce „Chiny. Upadek i narodziny wielkiej potęgi”. Gdy dotarli nad rzekę Jangcy, armia Hong Xiuquana liczyła już ponad 100 tys. ludzi. Zdobyła trzy miasta Wuhanu, a tysiące ich mieszkańców zmasakrowała.

Sto tysięcy ściętych głów

Rządzący od roku młody cesarz Xianfeng okazał się władcą równie nieudolnym jak jego ojciec. Cesarska armia, wyposażona głównie w łuki i broń białą, walczyła z dużo mniejszym zaangażowaniem niż rebelianci. „Posuwając się na wschód, tajpingowie osiągnęli swój główny cel – zajęli letnią siedzibę cesarską w Nankinie, a znalezionych tam Mandżurów sukcesywnie wymordowano” – podkreśla Fenby. Był to dopiero początek rzezi. Skoro rządowe wojska przegrywały bitwy, sprawy w swoje ręce brali lokalni możnowładcy, walcząc o własne przetrwanie. „Powiązania między przywódcami arystokracji w poszczególnych prowincjach, umożliwiły im wspólne wystawienie licznych armii lokalnej proweniencji, co stanowiło zdecydowaną przewagę w porównaniu z wojskami mandżurskimi, osadzonymi w garnizonach z dala od rodzinnych stron” – tłumaczy Fenby.

Rządzące elity doczekały się w końcu zdolnego wodza, Zenga Guofana. Pod jego komendą siły zbrojne możnowładców zaczęły odnosić zwycięstwa. A niżsi rangą dowódcy dbali, aby wyrzynać buntowników. „Mandaryn odpowiedzialny za tłumienie rewolucji w Kantonie chlubił się ścięciem symbolicznej liczby stu tysięcy głów, żałując przy tym jedynie, że nie był w stanie «wyciąć w pień całej tajpińskiej hołoty». Uważa się, że łączna liczba zabitych w prowincji Guangdong sięgała miliona” – relacjonuje Fenby. Lata upływały, a wojna domowa wciąż nie zmierzała ku końcowi. Aż postanowili na niej skorzystać Europejczycy.

Rozjemcy gorsi od wrogów

„Załoga statku «Arrow», mającego długą i mętną przeszłość, co nie przeszkadzało mu pływać pod brytyjską banderą, została zatrzymana w porcie przez chińskich celników, prawdopodobnie omyłkowo. Marynarze, w przeważającej liczbie Chińczycy, trafili do aresztu na lądzie, ale wypuszczono ich po nocie protestacyjnej wydanej przez brytyjskiego konsula, sir Harry’ego Parkesa” – tak Thomas Dormandy opisuje incydent, który wydarzył się na początku października 1856 r. w Kantonie. „Wynikła z tego wymiana oskarżeń, prowokacji, gróźb i w końcu działań zbrojnych, a obracała się wokół publicznych przeprosin (o ile w ogóle można określić, wokół czego obracały się podjudzania). W końcu Parkes rozkazał kontradmirałowi sir Michaelowi Seymourowi zająć zarówno zatokę kantońską, jak i całe miasto” – dodaje Dormandy.

Brytyjskie siły na krótko przejęły kontrolę nad jednym z najważniejszych portowych miast Chin. Jego mieszkańcy odpowiedzieli podpalaniem domów cudzoziemców. Incydent rozpalił nastroje w brytyjskim parlamencie. Posłowie żądali odwetu, ale rząd lorda Palmerstona miał na głowie układanie stosunków z Rosją po zakończeniu wojny krymskiej i powstanie w Indiach. Działał więc z opóźnieniem. Aż na początku nowego roku okolice Kantonu trafiły w ręce brytyjskiego korpusu ekspedycyjnego. Bezradny cesarz Xianfeng musiał to milcząco zaakceptować, co tylko podsyciło apetyty najeźdźców. „Brytyjczycy i Francuzi zwarli szeregi w staraniach o pełne otwarcie chińskiego rynku na swe towary, w ramach demonstracji siły atakując położony na wschód od Pekinu Tianjin. Mongolski generał zorganizował skuteczną obronę miasta, lecz Europejczycy powrócili z posiłkami” – pisze Jonathan Fenby. Gdy zdobyto Tianjin, w Pekinie wybuchły rozruchy, a cesarz uciekł do swej posiadłości w Rehe za Wielkim Murem. Na przedmieściach stolicy zjawił się wtedy korpus brytyjsko-francuski. Xianfeng poprosił o rokowania pokojowe, powierzając je młodszemu bratu, księciu Gonga. Usługi mediatora zaoferowała Rosja – a w zamian zaanektowała 770 tys. km kwadratowych terytorium na północnym zachodzie Państwa Środka.

„Na papierze traktat tienciński dawał zachodnim mocarstwom wszystko, czego chciały. Co najważniejsze, zachodni podróżnicy, w tym handlarze i misjonarze, dostali pozwolenie na przemieszczanie się po imperium bez przeszkód, a w Pekinie miała być ustanowiona stała brytyjska ambasada” – podkreśla Thomas Dormandy. Mocarstwa zgadzały się co do jednego: dynastia Qing powinna pozostać na tronie. „Przejęcie władzy przez opiofobicznych wyznawców Boga, którzy obecnie władali jedną trzecią kraju i wciąż zagrażali reszcie (…) nie wchodziło w grę i trzeba było temu zapobiec” – pisze Dormandy. Nie zmieniła tego nawet podjęta przez cesarza Xianfenga próba wycofania się z ustaleń traktowych. Do porządku przywołał go w 1860 r. marsz sił brytyjsko-francuskich na Pekin pod przywództwem zaprawionych w wojnach kolonialnych generałów: sir Jamesa Hope’a Granta i Charlesa Cousina-Montaubana. „Tym razem zachodni alianci wygrali walkowerem” – zauważa Dormandy. Żołnierze armii dowodzonej przez księcia Gonga natrafili na olbrzymi magazyn opium ukryty w buddyjskim klasztorze i natychmiast zabrali się do jego konsumpcji. „W ciągu kilku godzin wielu leżało już nieprzytomnych. Oficerowie byli tak samo uzależnieni jak ich podkomendni. To, co pozostało z armii, stopniało w ciągu kilku następnych nocy” – relacjonuje Dormandy. Francuscy żołnierze, którzy znaleźli kilkaset martwych ciał, opowiadali potem, że było to najdziwniejsze pole bitwy, jakie widzieli. Reszta cesarskich sił zdezerterowała. A potężne niegdyś Chiny pogrążały się w coraz głębszej zapaści.

Zachodnie porządki

„Jestem zdumiony, zachwycony, oszołomiony tym, co widziałem. Tysiąc i jedna noc wydaje mi się teraz doskonale realna” – tak hrabia de Tassin de Moligny opisywał wrażenia z wkroczenia swojego oddziału do kompleksu budynków pod Pekinem, nazywanego cesarskim Pałacem Letnim. „Przez ostatnie dwa dni przechadzałem się wśród setek, a może tysięcy milionów franków, bo tyle muszą być warte jedwabie, klejnoty, porcelana, brązy, rzeźby, nieskończone skarby! Nie wierzę, że ktoś oglądał coś takiego od czasu złupienia Rzymu przez barbarzyńców” – zachwycał się chińskim bogactwem arystokrata z Francji. Uczestnicy marszu na stolicę Chin zabrali z pałacu tyle, ile udało się upakować do plecaków i stu wozów, które powiozły łupy do Szanghaju. Po szabrze Pałac Letni spalono.

W zaledwie kilka dekad Chiny nie tylko utraciły status najbogatszego kraju świata, lecz także padły ofiarą kolonizatorów z Europy. Wobec lepiej zorganizowanych i technologicznie rozwiniętych państw okazały się całkowicie bezradne. Na zakończenie drugiej wojny opiumowej Francja i Wielka Brytania porozumiały się w sprawie podziału Szanghaju. Brytyjczycy przejęli zaś nadzór nad ujściem rzeki Jangcy i ciągnącym się przez 1,8 tys. km Wielkim Kanałem łączącym Pekin z pięcioma rzekami. Dzięki temu kontrolowali kluczowy szlak komunikacyjny w Państwie Środka, a przy okazji czerpali gigantyczne dochody z roli pośrednika w handlu jedwabiem i herbatą. Kiedy w wieku 30 lat w sierpniu 1861 r. zmarł cesarz Xianfeng i na tronie zasiadł jego sześcioletni syn, zachodni kolonizatorzy poparli wdowę, która wyeliminowała radę regencyjną i przejęła władzę wspólnie z księciem Gongiem. Dzięki posiłkom francuskim i brytyjskim uniemożliwiono tajpingom zdobycie Szanghaju w 1862 r.

W listopadzie 1863 r. armia cesarstwa pod dowództwem Zenga Guofana wraz z żołnierzami z Europy otoczyła pod Nankinem siły Honga Xiuquana. Rebeliantów pokonano głodem. Gdy skończyły się im zapasy żywności, żywili się chwastami. Z powodu zatrucia pokarmowego w czerwcu 1864 r. zmarł ich wódz. Miesiąc później oddziały rządowe dorżnęły resztki armii Xiuquana. Gdy próbowano się doliczyć, ilu ludzi zginęło w powstania tajpingów, okazało się, że był to najkrwawszy konflikt zbrojny w XIX w. – liczba ofiar przekroczyła 20 mln osób. Po jego zakończeniu w Chinach zapanował wreszcie spokój, ale już pod egidą zachodnich mocarstw. ©Ⓟ

Na zakończenie drugiej wojny opiumowej Francja i Wielka Brytania porozumiały się w sprawie podziału Szanghaju. Brytyjczycy przejęli zaś nadzór nad ujściem rzeki Jangcy