"Ameryka też się sypie, to osobny rozdział” – kto pamięta „12 groszy” Kazika? Ale w rzeczywistości pogłoski o politycznym i gospodarczym zgonie USA są przedwczesne. Nikt nie zaprzeczy temu, rzecz jasna, że Wuj Sam ma problemy – to kraina wielkich nierówności społecznych, niesprawiedliwości, wzajemnej nienawiści, a także wojen kulturowych, przy których polsko-polskie starcia to dziecinna igraszka. Ale w świetle dużych liczb oraz megatrendów Stany Zjednoczone wciąż wymiatają.

Nie wierzycie? To zerknijcie do pracy Roberta McCauleya (Uniwersytet Oksfordzki) i Hiro Ito (Uniwersytet Stanowy w Portland). Ekonomiści zbadali, jak wpływ na pozycję Ameryki miało zamrożenie rezerw walutowych Centralnego Banku Federacji Rosyjskiej (CBFR), do którego doszło po rozpoczęciu putinowskiej agresji na Ukrainę.

Wielu komentatorów wieszczyło, że mamy do czynienia ze zmierzchem dolara jako globalnej waluty rezerwowej. Przewidywano, że skoro przez pierwsze 20 lat XXI w. „baksy” były w bilansach dewizowych reszty świata zastępowane (niezbyt szybko) przez inne waluty (euro), to obecnie, po wybuchu pierwszego w naszych czasach konfliktu między mocarstwami, z dolarem będzie coraz gorzej. Prognozowano, że aresztowanie zagranicznych walut należących do CBFR zniechęci niezachodnie kraje świata do tego, by trzymać swoje rezerwy w dolarze właśnie, że przerzucą się np. na renminbi albo złoto, w ostateczności na euro i funty. Tak odpalony mechanizm miał być początkiem końca „nieziemskiego przywileju”, jakim cieszyła się od II wojny światowej waluta z podobiznami amerykańskich prezydentów. Efektem tego bonusu była przewaga USA na każdym polu (od technologii po wojskowość) związana z tym, że popyt na produkowany przez nich jednym kliknięciem pieniądz (bo przecież tak się dziś produkuje pieniądz fiducjarny) nie skończy się nigdy. Bo skończyć się po prostu nie może.

Z ustaleń McCauleya i Ito wynika, że żadne zmiany od 2022 r. nie zaszły. W I kw. tego roku 58,8 proc. światowych rezerw walutowych było trzymane w dolarach amerykańskich. I jest to dokładnie tyle samo, co w czwartym kwartale 2021 r. – ostatnim okresie sprzed rozpoczęcia walutowego starcia z Rosją Putina. Pomiędzy tymi dwoma datami udział USD w globalnych rezerwach wahał się w przedziale 57–60 proc. Można więc spokojnie powiedzieć, że mamy tu constans. Ani Chiny, ani państwa BRICS nie zaczęły porzucać „zielonych”.

Zestawmy to z danymi z zupełnie innego – ale też kluczowego – obszaru. Spójrzcie na dane dotyczące największych na świecie producentów gazu ziemnego. Numer trzy to Iran, a numer dwa – Rosja. Numer jeden? Tak, dobrze myślicie, Stany Zjednoczone. Od 2009 r. to Ameryka produkuje najwięcej gazu w skali globalnej. Mowa o tym samym gazie, który – w dającej się przewidzieć przyszłości – będzie zastępował ropę i węgiel. Niby na chwilę – jako surowiec przejściowy na drodze do energetyki odnawialnej – ale wszyscy wiemy, jak to bywa z rozwiązaniami tymczasowymi. Połączcie jedno z drugim. Potęgę waluty z potęgą surowca. A zobaczycie, że Ameryka pozostaje mocarstwem. Co niby jest truizmem. Ale przecież w codziennej informacyjnej zawierusze tak często umyka to naszej uwadze. ©Ⓟ

Wuj Sam ma wewnętrzne problemy. Ale w świetle dużych liczb i megatrendów USA wciąż wymiatają