Nic tak nie zaskakuje jak teraźniejszość. Dlatego igrzyska często serwują widzom to, czego się kompletnie nie spodziewali.

„Ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich, która odbyła się 26 lipca w Paryżu, spotkała się z ostrą krytyką środowisk konserwatywnych i religijnych, szczególnie ze względu na udział artystów queer, drag queens, ale także scen, które naśmiewały się z chrześcijaństwa” – informował 29 lipca portal francuskiego telewizyjnego kanału informacyjnego Les Observateurs de France 24, szczegółowo przytaczając głosy oburzenia, płynące z różnych stron świata. Co ciekawe, odnotowano szczególne ich nasilenie na amerykańskiej prawicy, wspierającej Donalda Trumpa. Wkrótce potem nawet zawsze postępowy papież Franciszek, starający się na nic nie oburzać, wydał oświadczenie. Oznajmił, że „Stolica Apostolska była zasmucona pewnymi scenami podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu i może jedynie przyłączyć się do głosów, które podniosły się w ostatnich dniach, aby ubolewać nad obrazą wielu chrześcijan i wyznawców innych religii”.

Jednak żadne z konserwatywnych środowisk tak dosadnie nie podsumowało ceremonii otwarcia jak tygodnik „Charlie Hebdo”, sam siebie charakteryzujący jako „lewicowo radykalny”. Pismo, które kpienie ze wszelkich świętości i religii uczyniło znakiem firmowym i jako jedne z nielicznych na Zachodzie odważyło się umieścić na okładce karykaturę Mahometa i serię rysunków kpiących z islamu. W odpowiedzi znani z braku poczucia humoru w odniesieniu do własnej religii islamscy terroryści zastrzelili w styczniu 2015 r. 12 członków redakcji. Tym razem „Charlie Hebdo”, zamiast jak zwykle dokopać bezsilnie oburzającym się chrześcijanom i konserwatystom, na okładce zamieścił rysunek, o którym powiedzieć, że jest dosadny, to mało powiedzieć.

Widać na nim, jak na płynącej po Sekwanie barce ustawiono część ludzkiego korpusu. Używając języka medycznego – z tyłu, tam, gdzie znajduje się odbyt, wychynąwszy z tegoż otworu osoba (płci trudnej do określenia), śpiewa z wielką werwą jakiś przebój. Z przodu znajduje się członek w stanie wzwodu ze ślicznym kwiatuszkiem zatkniętym na jego końcu. To wskazywałoby na płeć męską korpusu, ale ubrano go w pas do pończoch (w stylu BDSM) i pończochy. Na brzegu wiwatują na ten widok tłumy. A podpis brzmi: „Ceremonia zamknięcia będzie jeszcze piękniejsza”.

Polityka zamiast sportu

Najbardziej zaskakujące w ceremonii otwarcia igrzysk okazały się reakcje na nią. Jej olbrzymi przepych, wspaniałość i rozmach na iście mocarstwową miarę, światowa opinia publiczna potraktowała wzruszeniem ramion. Skupiono się za to na ideowych szczegółach i niuansach. Organizatorzy zadbali bowiem o to, żeby przybrały kształt manifestu francuskiego republikanizmu oraz liberalizmu. Notabene V Republika, wzorem wcześniejszych, wciąż chciałaby wytyczać najmodniejsze trendy ideowe dla świata. Identycznymi zresztą ambicjami emanuje od początku swojej prezydentury Emmanuel Macron, którego zwycięstwo wyborcze siedem lat temu zostało przyjęte przez środowiska liberalne, centrowe i lewicowe, jako zwiastun odwracania się wyborców od populizmu. Ówczesny szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker nazwał w maju 2017 r. wybór Macrona „sygnałem nadziei dla Europy”.

Można nawet założyć, że gdyby wtedy w Paryżu odbywały się igrzyska w ich obecnej oprawie, to wzbudziłyby dużo mniejsze kontrowersje. Ale od tamtego czasu liberalne centrum bardzo osłabło na Starym Kontynencie. Gdy więc urządzono jego publiczny manifest ideowy, głosy zachwytu są niemrawe i ciche, natomiast głosy potępienia są silne i słyszalne. Co ciekawe, nie tylko po prawej, lecz także po lewej stronie. I to na tyle mocno, że być może z paryskich igrzysk najlepiej zostanie zapamiętane otwarcie, a cała reszta pozostanie tłem. Czy tak się stanie, zadecydują przemiany zachodzące w świecie na naszych oczach, gdyż olimpiada jest zawsze niczym papierek lakmusowy. Wraz z zachodzącymi zmianami sama zmienia swoją postać.

Cóż z tego, że inicjator współczesnego olimpizmu baron Pierre de Couber tin pragnął, aby igrzyska stały się uosobieniem wszystkiego, co najszlachetniejsze. A za taką rzecz uważał uczciwą rywalizację. „W życiu ważny jest nie triumf, lecz walka, istotną rzeczą jest nie zwyciężać, lecz umiejętnie toczyć rycerski bój” – twierdził. Tymczasem niemal od razu na własnej skórze przekonał się, że najważniejsze jest to, kto wygrywa. Stało się to jasne zaraz po tym, jak baronowi udało się wskrzesić starożytną ideę. Wszystko dlatego, że politycy i osoby wykazujące ambicje wpływania na kształt otaczającego je świata dostrzegły, że olimpiada może być bardzo przydatnym narzędziem.

Amerykanie podczas igrzysk w Saint Louis wykluczyli z imprezy zawodników kolorowych – w zamian zaoferowano im towarzyszące olimpiadzie „Dni Antropologii”

Zauważono to wręcz błyskawicznie. W czerwcu 1894 r. Międzynarodowy Kongres na rzecz Przywrócenia Igrzysk, zwołany z inicjatywy de Coubertina, podczas obrad na Sorbonie, powołał Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl). Baron bardzo chciał, by pierwsza olimpiada odbyła się w Paryżu. Najlepiej w 1900 r. podczas wystawy światowej. Jednak pierwsi działacze MKOl uznali, że nie można czekać aż sześciu lat z tak dobrym pomysłem. Postulowali, aby igrzyska odbyły się już w 1896 r. w Londynie lub Budapeszcie. Zgorszony takim pomysłem de Coubertin, w sojuszu z pierwszym przewodniczącym MKOl Grekiem Dimitriosem Wikielasem, przeforsował pomysł, że ich gospodarzem powinny zostać Ateny. Tak nawiązując do starożytnych korzeni imprezy.

Powiadomiony o tym premier Grecji Charilaos Trikupis wpadł w panikę. Jego kraj w 1894 r. ogłosił bankructwo i żaden bank nie zamierzał udzielać mu kredytu. Wydanie choć jednej drachmy na sfinansowanie fanaberii de Coubertina uznał za szaleństwo. Innego zdania byli jednak król Jerzy I Grecki oraz następca tronu Konstantyn. Obaj dojrzeli w igrzyskach narzędzie polityczne, bardzo potrzebne tonącej w długach i otoczonej przez wrogów Grecji.

Rywalizacja mało pokojowa

Z racji niewypłacalności rządu imprezę zgodził się sfinansować milioner Ewangelos Zapas, a następca tronu przejął nad nią pełną kontrolę, odsuwając na boczny tor de Coubertina. Nie pozwolono mu nawet przemówić podczas ceremonii otwarcia, bo ten przywilej zarezerwowano dla monarchy. Potem nazwisko barona usunięto nawet z wykazu osób, którym po olimpiadzie wysłano podziękowania. Choć było za co. Fakt przeprowadzenia zawodów w Grecji, na które przyjechali sportowcy aż z 13 innych krajów, wzniecił narodową euforię. Po kilku latach depresji z powodu biedy i krachu gospodarczego Grecy rwali się do czynu. Także na okupowanej i kolonizowanej przez Turków Krecie, gdzie miejscowa ludność zerwała się do powstania.

Jak tylko igrzyska dobiegły końca, Ateny przyszły pobratymcom na wyspie z pomocą. Po czym wybuchła wojna grecko-turecka. Armia i flota imperium osmańskiego, dowodzone przez niemieckich oficerów, sprawiły Grekom tęgie lanie. Jednak Wielka Brytania oraz Francja zorganizowały interwencję rozjemczą europejskich mocarstw. Wobec przybycia na miejsce zdarzeń floty brytyjskiej Turcji nie pozostało nic innego, jak zgodzić się na oddanie Krety pod międzynarodowy nadzór i uznać przekształcenie jej w 1897 r. w auto nomiczne państwo, zarządzane przez Radę Admirałów (członków delegowało sześć europejskich mocarstw). Dziesięć lat później Grecja i Kreta ogłosiły unię, a następnie w roku 1913 r. nastąpiła aneksja wyspy. Olimpiada okazała się dla małego, zbankrutowanego królestwa punktem zwrotnym, zaś pokojowe igrzyska przyspieszyły serię wojen prowadzących do wypchnięcia Turcji z Bałkanów.

Tymczasem de Coubertin przejął szefostwo MKOl i spełnił marzenie, organizując w 1900 r. olimpiadę w Paryżu. Trwała od maja aż do października w totalnym chaosie, bo jej inicjator, z racji zachwytu dla wzniosłych idei, nie miał głowy do drobiazgów. Nie zadbał więc nawet o nagrody dla zwycięzców poszczególnych dyscyplin. Kiedy się zorientowano, iż warto by jednak ich jakoś uhonorować, jak to czyniono w Atenach, kupowano im w pośpiechu ranne pantofle, parasolki, grzebienie itp.

Same igrzyska zdominowały konkurencje strzeleckie. Rząd Francji bardzo zadbał o to, aby obywatele dobrze władali bronią palną na wypadek kolejnej wojny z Niemcami. Przeprowadzono więc aż osiem konkurencji z różnymi typami pistoletów i karabinów. Na przykład na dystansach od 50 m do 300 m strzelano do gołębi. Wypuszczano ptaka ze skrzynki, a zawodnik oddawał strzał na oczach rozentuzjazmowanej publiczności. Ubity gołąb dawał punkt. Łącznie we wszystkich zawodach wzięło udział 72 strzelców, którzy ukatrupili prawie pół tysiąca tych ptaków. O ile zwycięzcy innych zawodów mogli się potem chwalić bamboszami, to dla najlepszych snajperów zebrano pulę 20 tys. franków do podziału. Szlifowane wówczas umiejętności przydały się 14 lat później na froncie, podczas strzelania do ludzi.

Znamiona nowoczesności

Już po pierwszych dwóch olimpiadach dało się zauważyć, do czego mogą się one przydać politykom. Dawały szansę do podniesienia popularności przywódcy kraju goszczącego igrzyska oraz wzmożenia poczucia dumy narodowej wśród obywateli. Impreza mobilizowała także do czynów. Stała się też atutem w grze o prestiż, jaką toczyły kraje między sobą.

Zupełnie na marginesie igrzyska okazały się też czynnikiem przyspieszającym rozwój farmakologii. Pragnący wygrywać za wszelką cenę sportowcy zmuszali się do coraz większego wysiłku. Przez stulecia ludzie bawili się w rywalizację sportową na sposób amatorski, co nie wymuszało udoskonalania metod zwiększania wydolności organizmu. Dopiero olimpijska rywalizacja przyniosła przełom. Prekursorem tej odmiany nowoczesności stał się Thomas Hicks, zwycięzca biegu maratońskiego na igrzyskach w Saint Louis w 1904 r. A właściwie jego trener, który, gdy zawodnik słabł, zaserwował mu najpierw koktajle białkowe, a kiedy to nie pomagało, wstrzyknął mu małą dawkę strychniny. Wreszcie przed finiszem dał do wypicia mocną brandy. Hicks stracił przytomność, ale już za metą. Notabene wyprzedził go na finiszu Fred Lopez, który zamiast inwestować w środki dopingujące, wolał zapłacić za podwiezienie samochodem przez połowę trasy. Jednak dał się przyłapać na oszustwie.

Podobnie jak w przypadku poprzednich olimpiad ta w Saint Louis również stała się papierkiem lakmusowym swoich czasów. Rząd USA, „zachęcony” falą protestów organizowanych przez American Society for the Prevention of Cruelty to Animals i dziesiątek innych organizacji broniących praw zwierząt, zmusił MKOl do wydania zakazu strzelania podczas zawodów do gołębi. Zniesiono też narzucony przez Greków zakaz startu w igrzyskach kobiet, pozwalając im konkurować w łucznictwie. Dla odmiany Amerykanie wymusili wykluczenie z imprezy zawodników kolorowych – w zamian zaoferowano im towarzyszące olimpiadzie „Dni Antropologii”. Wszyscy chętni o innym kolorze skóry niż biały mogli w ich trakcie zmierzyć się w sportowej rywalizacji w swoim gronie. Poza biegami i strzelaniem z łuku dodano jeszcze zapasy w błocie i wspinanie się na słup.

Po obejrzeniu zawodów podczas „Dni Antropologii” baron de Coubertin nazwał je „tragiczną farsą”. Jednak gospodarze igrzysk byli wielce zadowoleni. Założyciel amerykańskiej Amateur Athletic Union (AAU), a zarazem przewodniczący komitetu organizacyjnego igrzysk James E. Sullivan, w wydanej potem broszurze zapisał: „Przez lata wmawiano nam, że przeciętny dzikus był zwinny, silny, celny w posługiwaniu się łukiem i strzałami oraz biegły w rzucaniu kamieniami”. Zdaniem Sullivana olimpiada w zestawieniu z „Dniami Antropologii” rozwiała te nienaukowe przesądy. „Dowiodła niezbicie, że dzikus był bardzo przereklamowanym człowiekiem z punktu widzenia sportowego” – podsumowywał triumfalnie główny organizator igrzysk w 1904 r. Tak dobrze wpisując się w dominujący wówczas klimat ideowy.

Ideologia ponad wszystko

To, że olimpiady są wydarzeniem mogącym się znakomicie wpisywać w dominujące trendy ideowe, stało się jeszcze mocniej widoczne, gdy igrzyska znów zorganizowano w Europie. W tamtym czasie ideologią rządzących elit, którą ze wszystkich sił starano się zaszczepiać masom, był nacjonalizm. Zatem zupełna odwrotność współczesnego liberalizmu. Acz metody zaszczepiania idei wydają się dziwnie znajome.

„W całej Europie poprawiano lub pisano na nowo historię z punktu widzenia państwa jako naturalnej formy organizacji, w której naród oraz społeczność wyrażają się politycznie” – podkreśla w monografii „Europa. Dzieje kultury” Peter Rietbergen. W ocenie autora idee nacjonalistyczne stanowiły dla rządzących atut pomagający im oddziaływać na sposób postrzegania świata przez obywateli. Chodziło o przekonanie ich do zwycięskiego wyścigu z innymi państwami. Temu celowi podporządkowywano wszystko.

Kłopot polegał na tym, że promowanie własnego nacjonalizmu prowadziło do kolizji z nacjonalizmami innych państw. Stało się to widoczne w 1908 r. podczas ceremonii otwarcia igrzysk w Londynie za sprawą sporu o flagi. Brytyj czycy nie wywiesili flagi Stanów Zjednoczonych, tak okazując byłej kolonii swoją niechęć, nasilającą się, od kiedy potęga floty wojennej USA zaczęła dorównywać Royal Navy. Jednocześnie o wywieszenie swojej flagi mocno naciskali Finowie, których kraj 100 lat wcześniej, w 1808 r., został anektowany przez imperium Romanowów. Rosyjska ambasada zrobiła więc wszystko, co było w jej mocy, by ten pomysł zablokować – co też się jej udało. Tymczasem samych Anglików rozwścieczyli z kolei sportowcy z Irlandii, bo odmówili występowania pod flagą brytyjską.

Nawet niemająca precedensu w ówczesnych dziejach rzeź, jaką była I wojna światowa, nie zmieniała tego, że w czasie olimpiad kto mógł, ten promował idee nacjonalistyczne. Podczas igrzysk w Antwerpii w 1920 r. nie pozwolono wystartować sportowcom z krajów, które przegrały wojnę. W ten sposób zwycięzcy postarali się jeszcze raz upokorzyć Niemców, Austriaków, Węgrów, Bułgarów i Turków.

Po czym na Zachodzie na arenę dziejów wkroczył faszyzm, przekształcony w Niemczech w wersję z „turbodoładowaniem”, nazwaną nazizmem. Już na długo przed rozpoczęciem igrzysk w Berlinie powszechnie wiedziano, że zawody zostaną wykorzystane przez III Rzeszę. Mimo to znalazł się tylko jeden członek MKOl domagający się odebrania Niemcom możliwości goszczenia sportowców. Był nim Ernest L. Jahncke, były sekretarz marynarki wojennej w administracji prezydenta USA Herberta Hoovera. „Ani Amerykanie, ani przedstawiciele innych krajów nie mogą wziąć udziału w Igrzyskach w nazistowskich Niemczech bez wyrażenia zgody na pogardę nazistów dla uczciwej gry i ich podłą eksploatację Igrzysk” – napisał w liście wysłanym 25 listopada 1935 r. przewodniczącemu MKOl Belgowi Henriemu de Baillet -Latourowi.

Olimpiadę organizował kraj, który rasizm i antysemityzm miał już zapisane w swoim prawodawstwie, podobnie jak tezy o wyższości rasy aryjskiej, reprezentowanej przez Niemców. W tym czasie opozycjoniści umierali już w obozach koncentracyjnych. Jednocześnie ogromne kwoty przekazano do dyspozycji ministra propagandy Josepha Goebbelsa, żeby nadał zawodom pożądaną przez Führera oprawę ideową. Ukazując światu nie tylko potęgę nazizmu, lecz także zachęcając do jego przeszczepiania na własny grunt.

Zszokowany listem Jahncke’a przewodniczący de Baillet-Latour doprowadził do wyrzucenia autora memorandum z MKOl. Wszelkie próby bojkotu spacyfikowano w zarodku. Widząc, co ludzie rządzący światem uczynili z jego ideami, baron de Coubertin miałby prawo przewracać się w grobie. Tyle że wówczas wciąż jeszcze żył.

W służbie mocarstw

Po II wojnie światowej faszyzm i nazizm zostały wyklęte jako zbrodnicze ideologie, nacjonalizm zaś przestał pasować do nowej rzeczywistości – w czasach zimnej wojny kraje Zachodu musiały ograniczyć rywalizację na rzecz w miarę zgodnej kooperacji. Z racji stałego zagrożenia, jakie stwarzał, zbudowany na konkurencyjnej dla nazizmu ideologii totalitarnej, Związek Radziecki. Niestawienie na czas czoła III Rzeszy przyniosło olbrzymie koszty i potworne zbrodnie. Zatem Zachód musiał się diametralnie zmienić, by nie powtarzać błędów, tym razem w zetknięciu z sowieckim komunizmem.

Zamiana się dokonała, igrzyska zaś za nią podążyły, znów przeżywając transformację. Aż do końca lat 80. ubiegłego wieku stały się polem zmagań dwóch wielkich bloków militarno-ideowych. Prowadzono je za pośrednictwem sportowych reprezentacji. Nie cofano się już też przed bojkotem zawodów, kiedy druga strona mogła na nich zbyt wiele zyskać propagandowo. USA i sojusznicy nie pojawili się zatem w 1980 r. na igrzyskach w Moskwie, cztery lata później ZSRR z krajami satelickimi zrewanżował się tym samym podczas igrzysk w Los Angeles.

Znamienne, że gdy sowieckie imperium upadło, a Zachód za prawdę uznał wieszczby Francisa Fukuyamy o „końcu historii” – bo przecież teraz nastąpi nieodwracalny triumf demokracji, wolnego rynku i nowoczesnych idei liberalnych – uwierzył również, iż sensem igrzysk stanie się sportowa rywalizacja. Ślepo wierzono w to jeszcze w 2008 r., gdy znakomicie udała się olimpiada w Pekinie. Choć komunistyczne mocarstwo nie okazywało krzty litości ani Tybetańczykom, ani Ujgurom, ani nawet kobietom w ósmym miesiącu ciąży, jeśli naruszyły „politykę jednego dziecka” (dla przypomnienia: Tybetańczyków eksterminowano, Ujgurom „zapewniano” pracę w obozach koncentracyjnych, a kobiety czekała przymusowa aborcja). W tamtym czasie aresztowania i tortury czekały także członków liczącej kilkadziesiąt milionów ludzi sekty Falun Gong. Ponieważ partia komunistyczna nie toleruje w Państwie Środka ideowej konkurencji.

Tkwiącego w sennym „końcu historii” Zachodu, tak kochającego także zwierzęta, nie wzruszyła nawet eksterminacja pół miliona zamieszkujących Pekin kotów. Z jakichś bliżej niejasnych powodów chińskie kierownictwo uznało, że te sympatyczne futrzaki mogą być nosicielami groźnych chorób. Nakazano więc służbom oraz mieszkańcom stolicy zabijanie kotów. „Na ulicach rozgrywają się dantejskie sceny. Sześć bezdomnych kotów, w tym ciężarne kotki, zostały zatłuczone kijami przez wychowawców z przedszkola. Nawet zwierzęta, które mają właściciela, często kończą na ulicy – ich dotychczasowi opiekunowie mają dla nich tyle litości, że sami ich nie zabijają, ale wyrzucają wprost za drzwi” – donosił tuż przed uroczystością otwarcia igrzysk „The Daily Mail”.

Tak oto olimpiady wciąż ewoluowały wraz z dominującymi prądami ideowymi, żegnając stopniowo stare oraz witając nowe czasy. Nie inaczej dzieje się w Paryżu, który wciąż jest piękny za sprawą dawnej potęgi oraz bogactwa Francji. Jednak to, jak bardzo nie zachwycił, mimo imponującej oprawy, oficjalny manifest ideowy igrzysk wskazuje, iż zmiana już trwa. Dokąd będzie prowadziła, pokażą kolejne igrzyska. Na razie cieszmy się ceremonią zamknięcia, bo, faktycznie, może być jeszcze piękniejsza niż ta na otwarcie. ©Ⓟ