Najbogatsze kraje świata nie potrafią poradzić sobie z problemem bezdomności. To fakt. Wśród nich prym wiodą Stany Zjednoczone. I to też jest fakt. Ilu jest w Ameryce bezdomnych? Szacunki są różne. Od 200 tys. do nawet 650 tys. osób w – jak to się teraz poprawnie mówi – kryzysie bezdomności. Ogromna grupa. Interesująca także z naukowego punktu widzenia.

Ostatnio pojawiło się na temat bezdomności – pionierskie – badanie. Jego autorami są Bruce Meyer oraz Angela Wyse z Uniwersytetu Chicagowskiego. To (w co trudno uwierzyć, ale to też fakt) pierwsza praca, która szacuje poziom śmiertelności wśród amerykańskich bezdomnych. A także zestawia ten poziom ze śmiertelnością pełnej populacji Stanów Zjednoczonych. Bazą dla badania są dane statystyczne z lat 2010–2022.

Pierwszy wniosek z pracy Meyera oraz Wyse jest taki, że ryzyko śmiertelności wśród bezdomnych jest 3,5 razy wyższe niż dla reszty populacji. Dla porównania dodajmy, że różnica między śmiertelnością czarnych a białych mieszkańców Ameryki to 1,4 (na niekorzyść czarnych), a między klasą średnią a biednymi to ok 2. Innymi słowy: w USA bezdomny czterdziestolatek jest w tej samej grupie śmiertelności, co biedny 50-latek i jak w miarę zamożny 60-letni Amerykanin. Wyrażając to samo jeszcze inaczej: aż 16 proc. z tych, którzy byli bezdomni w 2010 r., nie dożyło 2022 r. Jeżeli popatrzymy na porównywalną próbkę populacji USA, która miała w tym czasie dach nad głową, to zobaczymy, że tylko 4 proc. z nich zmarło po 2010 r. a przed 2022 r.

Drugi wniosek jest taki, że śmiertelność bezdomnych zwiększyła się od wybuchu pandemii. I to znacznie, bo o ok. 30 proc. Oczywiście pierwszy odruch każe przypuszczać, że mamy tu naturalną konsekwencję zwiększonej śmiertelności w przekroju całego społeczeństwa. Dokładniejsze badania (np. na próbce bezdomnych w San Francisco) nie potwierdzają tezy, jakoby sam koronawirus zabijał bezdomnych szczególnie łatwo. Rzecz raczej w przeciążeniu systemu opieki zdrowotnej. Czego efektem było w ostatnich latach systemowe zaniedbanie niesienia pomocy w przypadkach przedawkowania narkotyków oraz poważniejszych obrażeń ciała, które są najczęstszymi przyczynami śmierci na dole drabiny społecznej.

Trzecia nauka płynąca z badania dotyczy wartości, jaką jest posiadanie własnego lokum. Jeżeli postawimy obok siebie dwie osoby: biednego, który ma swój dach nad głową, oraz bezdomnego, to różnica w ich śmiertelności też jest olbrzymia: i wynosi 1 do 2. Wniosek z tego taki, że skuteczna polityka zwalczania bezdomności w naturalny sposób przełoży się (i to w znaczącym stopniu) na obniżenie śmiertelności na poziomie całego społeczeństwa.

I jeszcze jedno. To historia specyficznie amerykańska, bo związana z tamtejszymi relacjami na tle rasowym. Postawmy obok siebie bezdomnego o białym i czarnym kolorze skóry. Prawdopodobieństwo, że ten pierwszy umrze w ciągu najbliższych kilku lat, jest aż o 40 proc. wyższe niż tego drugiego. Dlaczego tak jest? Czarni dużo częściej lądują w USA na ulicy z przyczyn ekonomicznych – dzieje się tak dlatego, że jest to grupa mocniej narażona na biedę i wykluczenie (temat rzeka). W efekcie, gdy biały staje się bezdomny, to (znów prawem statystyki) będzie to osoba o dużo słabszym profilu zdrowotnym (choroby psychiczne, nadużywanie narkotyków itd.). Stąd wyższa śmiertelność. A także rozwiązanie zagadki, dlaczego tak wielu bezdomnych w USA ma niebiały kolor skóry. ©Ⓟ