Kobiety i mężczyźni, również w Polsce, tak samo często z sukcesem bronią prace doktorskie i wkraczają na ścieżkę kariery naukowej. Ale z dążenia do profesury częściej rezygnują już kobiety. Zjawisko ich odchodzenia z akademii zwykło się nazywać leaky pipeline (z ang.: przeciekający rurociąg). Chciałoby się powiedzieć, za ekonomiczną noblistką z 2023 r. Claudią Goldin, że to pewnie wszystko kwestia większego zaangażowania kobiet w życie rodzinne (szczególnie gdy pojawi się dziecko). Badanie naukowców z Uniwersytetu Kolorado rzuca inne światło na problem „przeciekającego systemu”.

Badacze przyjrzeli się karierom ponad 240 tys. akademików w USA, koncentrując się na tych, którzy zdecydowali się odejść ze świata nauki. Wniosek z tej imponującej analizy to fakt istnienia znaczącej luki między kobietami a mężczyznami na każdym etapie naukowej kariery i w każdej dziedzinie nauki. Na stanowisku asystenta ryzyko rezygnacji z zawodu było o 6 proc. wyższe u kobiet niż u mężczyzn, wśród adiunktów – o 10 proc. wyższe, a wśród profesorów o 19 proc. Z analizy wynika również, że 15 lat po uzyskaniu doktoratu, w momencie w którym większość pracowników naukowych ma już stabilną pozycję i etat, kobiety zaczynają coraz częściej porzucać akademię. Trudno to zjawisko przypisywać wyłącznie macierzyństwu. Tytuł doktora otrzymuje się w wieku ok. 30 lat, a kiedy doda się kolejne 15 lat, trudno zakładać, że jest to moment pojawienia się pierwszego dziecka w życiu kobiety – naukowca. W tym czasie pociechy zazwyczaj potrzebują już coraz mniej uwagi. Jaki powód stoi więc za odchodzeniem kobiet z nauki?

Ankieta przeprowadzona wśród tych, którzy odeszli lub przeszli na emeryturę, pokazała, że kobiety zdecydowanie częściej (44-krotnie wyższa szansa) niż mężczyźni deklarują, że są z akademii „wypychane”. To oczywiście nie stoi w sprzeczność z tezą, że na przeszkodzie do rozwoju kariery naukowej stoi życie osobiste. Badacze drążyli głębiej i zapytali wprost o powód opuszczenia akademii.

O ile kobiety i mężczyźni tak samo często wskazywali chęć osiągnięcia równowagi między życiem zawodowym a prywatnym oraz „powody zawodowe”, o tyle kobiety znacznie częściej (ok. 40 proc. do 30 proc.) wskazywały jako powód rezygnacji toksyczny klimat w miejscu pracy. Dla kobiet dominującym powodem rezygnacji z pracy w nauce nie były więc dzieci, ale nieprzyjazne nastawienie przełożonych czy kolegów.

Patrząc na tę historię od drugiej strony, warto zapoznać się z wynikami badań Ollego Folkego (Uniwersytet w Uppsali) i Johanny Rickne (Uniwersytet Sztokholmski) dotyczące doceniania w miejscu pracy. Badacze – bazując na szwedzkich danych łączących informacje o pracowniku i pracodawcy – odkryli, że im większy udział kobiet w miejscu pracy, tym wyższy poziom doceniania pracownika przez współpracowników i pracodawcę. Ta zależność okazała się prawdziwa zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Dlaczego to takie ważne? Docenienie – co również pokazuje to badanie – w istotny sposób przekłada się na poziom satysfakcji z pracy oraz ogólny dobrostan pracownika.

W kontekście „przeciekającej” akademii wnioski nasuwają się (co najmniej) dwa. Po pierwsze, szwedzkie badanie podkreśla, jak istotne jest zróżnicowanie płci pracowników w miejscu pracy. Różnorodność generuje pozytywne efekty dla wszystkich. Po drugie, świat nauki, jak pokazało pierwsze badanie, trawi problem, który jest tworzony przez samą akademię. Z jednej strony uniwersalnie pozytywne jest dbanie o to, żeby zarówno mężczyźni, jak i kobiety byli obecni również w nauce. Z drugiej, wnioski z amerykańskiego podwórka pokazują, że świat nauki nie jest kobietom szczególnie przychylny. Niezależnie więc od indywidualnego wysiłku każdej naukowczyni, jakim jest łączenie pracy naukowej z opieką nad dziećmi i wychowaniem ich, największe wyzwanie stoi przed całą akademią. Zmiana atmosfery pracy, jak deklarują naukowcy, jest niezbędna, by uszczelnić przeciekający system. ©Ⓟ

Autorka jest ekonomistką GRAPE