Polska nie chce być dłużej określana w języku azerbejdżańskim słowem pochodzenia rosyjskiego.

MSZ chce przekonać Azerbejdżan, by zastąpił rosyjsko brzmiącą „Polşę” zachodnią „Polonyą”. Baku jest otwarte na rozmowy. Podobne kampanie, sprowadzające się do ingerencji w zasady obowiązujące w obcych językach, prowadzą też inni. Choćby ostatnio Turcja, która zastępuje anglojęzyczny wyraz „Turkey”, tożsamy ze słowem oznaczającym indyka, macierzystą nazwą „Türkiye”.

Popieramy was

Na pomysł zmiany nazwy na „Polonya” wpadł jeszcze poprzedni rząd. W grudniu 2023 r. propozycją zajęła się Komisja Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami RP (KSNG), która zwykle zajmuje się polskimi nazwami na mapie świata. Z pisma, które komisja otrzymała z MSZ, wynika, że nasza ambasada w Baku zaproponowała, żeby wystąpić do Instytutu Językoznawstwa im. Nasimiego, który zajmuje się kodyfikacją języka azerbejdżańskiego, z propozycją derusyfikacji tamtejszej nazwy naszego kraju.

„Zdaniem MSZ zmiana nazwy oznaczać będzie zerwanie kulturowe z dziedzictwem ZSRR i będzie podkreślać związek Azerbejdżanu z państwami turkijskimi” – czytamy w stenogramie z posiedzenia KSNG. Komisja zasięgnęła także opinii znawcy języków regionu, prof. Andrzeja Pisowicza, który „poparł inicjatywę zmiany nazwy, uznając za zasadne usuwanie archaicznych wpływów języka rosyjskiego”. „Proponowana azerbejdżańska nazwa Polski («Polonya») jest dobrze uzasadniona paralelą tureckojęzyczną, ukształtowaną pod wpływem włoskiej (więc zachodnioeuropejskiej, bliższej nam kulturowo) nazwy «Polonia»” – czytamy.

Członkowie komisji jednogłośnie poparli propozycję MSZ. Po zmianie władzy, która nastąpiła tydzień po obradach, resort dyplomacji podtrzymał pomysł poprzedników. „Kwestia ewentualnej zmiany nazwy Polski w języku azerbejdżańskim z «Polşa» na «Polonya» jest wstępnie omawiana z naszymi partnerami z Baku. Celem inicjatywy jest przywrócenie historycznej nazwy Rzeczypospolitej w języku azerbejdżańskim. Sprawa wymaga dalszych konsultacji z językoznawcami i instytucjami zajmującymi się kwestiami norm językowych zarówno w Polsce, jak i Azerbejdżanie” – czytamy w niepodpisanej imieniem i nazwiskiem odpowiedzi biura rzecznika Pawła Wrońskiego.

MSZ nie odpowiedziało za to na pytanie, czy wniosek w tej sprawie został już w Baku złożony ani jaka była reakcja. Zapytałem więc też tam. Resort dyplomacji tego kraju nie odpowiedział na pismo. Ale Nadir Mǝmmǝdli, szef Instytutu im. Nasimiego, odpisał krótko: „Popieramy was”. Innymi słowy można się spodziewać, że – o ile sprawa nie ugrzęźnie w biurokratycznym błocie – z używanych w Azerbejdżanie map zniknie rusycyzm „Polşa”.

Profesor Mǝmmǝdli jest nie tylko dyrektorem instytutu, lecz także specjalistą w zakresie zapożyczeń w nowoczesnym języku azerbejdżańskim. Tego dotyczył jego doktorat. Dlatego można założyć, że jego zdanie będzie miało dużą wagę, gdy przyjdzie czas decyzji. Chociaż z tezą polskiego MSZ, że „celem inicjatywy jest przywrócenie historycznej nazwy Rzeczypospolitej w języku azerbejdżańskim”, można by podyskutować.

Taktowny sposób

Aby wytłumaczyć kontrowersje, trzeba sięgnąć głęboko do historii. Azerbejdżański jest językiem turkijskim, podobnie jak kazachski czy turecki. Dzisiejsza nazwa tej mowy została ukuta pod koniec XIX w., a przyjęła się dopiero bliżej połowy ubiegłego wieku. Ale korzenie języka sięgają czasów odleglejszych. Ba, był to język o znaczeniu znacznie przewyższającym to, jakie ma obecnie. Dotyczyło to zwłaszcza czasów, gdy Persją rządziła dynastia Safawidów (1501–1736). Safawidzi prawdopodobnie byli rodem pochodzenia kurdyjskiego – nie ma co do tego pewności, za to na pewno byli turkijskojęzyczni. Tym samym używana przez nich mowa dominowała na perskim dworze i w dyplomatycznej korespondencji. Safawidzi mówili językiem będącym bezpośrednim przodkiem dzisiejszego azerbejdżańskiego. Jednym z przykładów jest pismo, które panujący w latach 1694–1722 szach Persji Soltan Hosejn wystosował do króla Augusta II Mocnego. W apostrofie listu napisanego po turkijsku pismem arabskim wymieniono – jak to było w zwyczaju – wszystkie ziemie, nad którymi August panował: „Polonija wa Litwanija wa Rusija wa Purusija wa Maskawija…”.

Nas oczywiście interesuje „Polonija”. Dziś poza – co oczywiste – językami romańskimi łacińskie słowo na określenie naszego kraju stosują w tym regionie właśnie Turcy (Polonya). Ale w języku azerbejdżańskim ten wyraz zaginął na przestrzeni dziejów. Gdy po rewolucji październikowej i ponownym podboju Kaukazu Północnego swoje porządki, także lingwistyczne, zaczęli wprowadzać Rosjanie, w Azerbejdżanie stosowano już zupełnie inny termin: „Lehistan”. Także nieobcy Turkom; język polski do dziś nosi tam nazwę „Lehçe”. Nad Wisłą znamy anegdotę o krześle dla „posła Lechistanu”, rzekomo utrzymywanym na ottomańskim dworze podczas zaborów. Ta nazwa – Lechistan – pochodzi od plemienia Lędzian, które niegdyś zamieszkiwało dzisiejsze pogranicze polsko-ukraińskie i zostało uwiecznione w pogardliwym rosyjskim słowie „lach” oraz w parahistorycznych bajkach o Wielkiej Lechii, mającej toczyć wyrównane boje z Juliuszem Cezarem.

Na początku XX w., gdy na Kaukazie w ślad za Zachodem odkrywano nacjonalizm i tożsamości etniczne, szczególne zasługi w kodyfikacji języka używanego w Azerbejdżanie miał Sultan Məcid Qənizadə. Był on pisarzem, pedagogiem i działaczem politycznym efemerycznej, ale postępowej jak na tamte czasy Azerbejdżańskiej Republiki Demokratycznej. Istniejące w latach 1918–1920 państwo było pierwszym w świecie islamu, które przyznało kobietom prawa wyborcze (choć wyborów nie zdążono przeprowadzić). Qənizadə był deputowanym parlamentu, a w międzyczasie układał słowniki ojczystego języka, choć nie było nawet zgody co do tego, jaką ten powinien nosić nazwę. Jego słownik z 1904 r. był „tatarsko-rosyjski”. Polska nosi w nim nazwę „Lehistan”. W 1922 r., w słowniku „rosyjsko-turkijskim”, zapisano to słowo nieco inaczej („Löhistan”).

O „Lehistanie” wspomina też pisarz Abbasqulu ağa Bakıxanov, gdy opowiada o swojej podróży z 1833 r. W Warszawie powstał jeden z jego najbardziej znanych wierszy, „Xəyalın uçuşu” (Lot marzeń). Można w nim poczytać o urodzie polskich szlachcianek, ale też o „sławnego imienia” namiestniku Iwanie Paskiewiczu, który w naszej historiografii zapisał się zgoła inaczej. Poemat zaczyna się dwuwersem „Çox gəzmişəm mən səyahət edərək, / Rusiyyədən–Lehistana gedərək” (Wiele podróżowałem z Rosji do Polski; ortografia współczesna). Znów więc mamy „Lehistan”. To zresztą wyraz tożsamy z używanym w kilku innych językach regionu: perskim („Lahestan”), ormiańskim („Lehastan”) czy tadżyckim („Lahiston”). Gdyby MSZ zaproponowało Azerom „Lehistan”, mogłoby użyć argumentu o nawiązaniu do znacznie bliższych tradycji. Ale wówczas nie działałby argument o międzynarodowym zasięgu „Polonyi”.

Władze radzieckie przyniosły Azerbejdżanowi ustalenie ostatecznej nazwy języka, ale też jego rusyfikację. Do dziś część nazw państw to ortograficzne przybliżenie tych obowiązujących w rosyjskim. To nie tylko „Polşa”, ale i „Hollandiya”, „Rumıniya” czy „Xorvatiya”. To samo dotyczy słów z życia codziennego, jak „avtovaqzal” („awtowokzał”, dworzec autobusowy), „baqajnik” (bagażnik), „kuxna” (kuchnia) czy nazwy miesięcy, w komplecie wzięte z rosyjskiego („yanvar, fevral, mart, aprel…”). Ten proces nigdy się nie skończył; do języka potocznego wciąż trafiają rusycyzmy, choć po upadku ZSRR ten proces znacząco spowolnił. I tak jednak w Baku często można usłyszeć słowo „astanovka” (ros. „ostanowka”) zamiast literackiego określenia „dayanacaq” oznaczającego przystanek autobusowy. Z tego punktu widzenia oczyszczenie języka z zapożyczeń przez wielu mieszkańców jest postrzegane jako działanie pożądane, patriotyczne. Warszawa, proponując – w taktowny, dodajmy, sposób – zmianę „Polşy” na „Polonyę”, sprawnie wpisuje się w ten trend.

Inni też derusyfikują

Azerbejdżan nie jest jedynym państwem, do którego nazwa naszego kraju trafiła przez rosyjski. To samo dotyczy Kazachstanu, Kirgistanu (w obu przypadkach „Polsza”), Mongolii („Polsz”), Turkmenistanu („Polşa”) i Uzbekistanu („Polsha”). Zapytałem MSZ, czy planuje wystąpić do władz tych państw z podobnymi wnioskami, ale to pytanie biuro rzecznika zignorowało. Nieoficjalnie słyszę, że nie. Rosyjska nazwa Polski wywodzi się z miejscownika „w Polszcze”, który nie raziłby naszych uszu jeszcze na początku XIX w. „Jeden pan wielomożny niedawno powiedział: / „W Polszcze ślachcic jakoby też na karczmie siedział; / Bo kto jedno przyjedzie, to z każdym pić musi, / A żona, pościel zwłócząc, nieboga się krtusi” – pisał przecież Jan Kochanowski. Ale do rosyjskiego słowo trafiło niebezpośrednio, bo przez język ruski, z którego później miały się wyodrębnić białoruski i ukraiński. W obu tych językach Polska wciąż jest „Polszczą”.

Wniosek polskiego MSZ nie jest czymś niespotykanym. KSNG, zwiększając siłę naszych argumentów w rozmowach z Baku, podała, że zgodnie z oczekiwaniami Azerbejdżanu sprecyzowała, jak ma się nazywać język używany w tym kraju. „A. Pisowicz wyjaśnił, że poprawną formą jest «język azerbejdżański», odpowiada ona formie lokalnej «Azərbaycan dili», zaś formę «język azerski» należy uznać za potoczną” – czytamy w protokole z grudniowego posiedzenia komisji.

Jednocześnie w trakcie dyskusji „zwrócono uwagę, że takie wnioski kierowane do Polski często były odrzucane, np. by dla Mołdawii stosować nazwę «Mołdowa»”. Kiszyniów przekonywał, że „Mołdawia” to rusycyzm, ale akurat w przypadku polszczyzny to nazwa zakorzeniona, zanim jeszcze język rosyjski został skodyfikowany. Szlachta, która w XV w. „za króla Olbrachta wyginęła” pod Koźminem, napotkała swój przykry los w walce z Mołdawią, a nie Mołdową.

Obecny szef KSNG Maciej Zych pisał 10 lat temu na łamach „Prac Językoznawczych”, że w 1997 r. ambasada Holandii zwróciła się do polskiego MSZ z notą, by nazywać ten kraj Niderlandami. Ten wniosek też odrzucono. „Po powstaniu współczesnego państwa holenderskiego w 1830 r. w języku polskim używano niemal wyłącznie nazwy «Holandia» («Hollandyja», «Holandyja», «Hollandja», «Holandja»), zaś nazwa «Niderlandy» wyszła z użycia w tym znaczeniu (w drugiej połowie XIX w. była jeszcze sporadycznie stosowana, ale w XX w. praktycznie już jej nie spotykamy)” – pisze Zych. Za to długa nazwa państwa, zgodnie z zaleceniami komisji, brzmi „Królestwo Niderlandów”. Także dlatego, że poza europejską Holandią obejmuje ono trzy posiadłości na Karaibach – Arubę, Curaçao i Sint Maarten.

Jednak to nie był koniec zamieszania. W 2020 r. władze w Hadze ogłosiły, że w anglojęzycznej komunikacji nie będą już używać słowa „Holland”, a jedynym stosowanym choronimem (nazwą kraju) będzie „The Netherlands”. Oba terminy dotychczas stosowano wymiennie (choć z przewagą tego drugiego). Część polskich mediów zinterpretowała to stanowisko jako zmianę nazwy państwa. KSNG poczuła się w obowiązku, by doprecyzować, co się wydarzyło. „Decyzja ta ma charakter wyłącznie wewnątrzkrajowej instrukcji i nie wiąże się z apelem do innych państw o dostosowanie się do tej zmiany (…). W związku z tym stosowanej w języku polskim nazwy Holandii sprawa ta nie dotyczy, a całe zamieszanie wynikło z nierzetelnego tłumaczenia doniesień z agencji anglojęzycznych piszących o zmianie nazwy angielskiej i bezrefleksyjnego przełożenia tego na nazwę polską” – czytamy.

Czasem jednak starania obcych państw trafiają na podatny grunt także nad Wisłą. Zwłaszcza jeśli w grę wchodzi derusyfikacja. Wtedy nie potrzeba nawet wniosków z zagranicy. Rok temu KSNG zastąpiła Kaliningrad Królewcem, o co obecny minister dyplomacji Radosław Sikorski zabiegał jeszcze za pierwszego rządu Donalda Tuska. Odrzucono – na czym zależało państwom azjatyckim – kolonialne nazwy „Kirgizja” i „Turkmenia”, a zamiast nich przyjęto bliższe do oryginalnych choronimy z sufiksem -stan, pochodzącym od perskiego słowa oznaczającego „państwo”. W języku rosyjskim można po tym poznać poglądy rozmówcy. Kto mówi „Biełaruś”, „Kyrgyzstan”, „Mołdowa”, „Turkmienistan” i „w Ukrainie”, raczej potępia wojnę, nie głosował na Władimira Putina i nie czuje się imperialistą. Jeśli ktoś mówi „Biełorussija”, „Kirgizija”, „Mołdawija”, „Turkmienija” i „na Ukrainie”, jest duże prawdopodobieństwo, że w powyższych kwestiach z liberałem się nie dogada. Notabene rosyjskie „na Ukrainie” ma jednoznacznie imperialną konotację, której w polszczyźnie nie było, a Kreml porzucił stosowaną uprzednio formę „w Ukrainie” w 2004 r.

Białoruś aż do 2020 r., mimo rządów Alaksandra Łukaszenki, walczyła, by w językach świata nie być „Białorosją”. Nie bez sukcesu; choćby po niemiecku udało się wykorzenić termin „Weißrussland” na rzecz neutralnego „Belarus”. Podobną walkę toczy Gruzja. Jeśli w języku niesłowiańskim jej nazwa jest zbliżona do rosyjskiego choronimu „Gruzija”, rząd prosi, by zmienić ją na międzynarodowy odpowiednik słowa „Georgia”. Polska prośba do Azerbejdżanu ma więc w zasadzie identyczną treść. Tbilisi może się pochwalić sukcesami: Izrael zmienił „Gruzię” na „Gheorghię”, Japonia – „Gurujię” na „Jōjię”. Litwa poszła jeszcze dalej i zastąpiła „Gruziję” słowem „Sakartvelas”, zbliżonym do nazwy gruzińskiej („Sakartwelo”). Tbilisi odwdzięczyło się podobnym gestem i od tej pory w oficjalnej komunikacji stosuje termin „Lietuwa” (z litewskiego „Lietuva”), a nie – jak po rosyjsku – „Litwa”. O to, jak nazywać bałtyckiego sąsiada, kłócą się sami Białorusini. Nacjonaliści uważają, że prawdziwą Litwą była dawna Białoruś, którą utożsamiają z Wielkim Księstwem Litewskim, a dzisiejsze państwo ze stolicą w Wilnie przywłaszczyło sobie nazwę WKL. Dlatego postulują, by zamiast „Litwy” stosować termin „Letuwa”. Litewska prawica widzi w tym z kolei przejaw rewizjonizmu, co prowadzi do konfliktów z białoruską diasporą. To już jednak temat na zupełnie inną opowieść. ©Ⓟ

Bo ośmiesza

Ankara chce doprowadzić do sytuacji, w której Türkiye wyprze w anglojęzycznym świecie dotychczas stosowany wyraz „Turkey”. Motywacje tłumaczy państwowy portal TRT World: „Wpisz «Turkey» w Google’a, a otrzymasz zestaw obrazków, artykułów i definicji słownikowych dotyczących indyka, znanego też jako «turkey», dużego ptaka żyjącego w Ameryce Północnej, który słynie z tego, że trafia do jadłospisu na Boże Narodzenie i Święto Dziękczynienia. Zajrzyj do słownika Cambridge, gdzie «turkey» oznacza «kogoś, kto przegrywa» albo «osobę głupią lub śmieszną». Korzenie takich skojarzeń sięgają stuleci wstecz.

Na edgp.gazetaprawna.pl • „Indyk a sprawa turecka”, DGP Magazyn na Weekend nr 254 z 31 grudnia 2022 r.