Po zabójstwie 22-letniej studentki Włoszki wzięły na sztandary rewolucyjne hasła, a ze strony ich partnerów, braci i ojców posypały się samooskarżenia. „Postępowi mężczyźni nie istnieją” – ogłosił znany pisarz Francesco Piccolo.

Normalny chłopak, praktycznie ideał. Zawsze był dobry w nauce, nigdy nie miał problemów z nauczycielami czy kolegami. Nawet się z nikim nie pokłócił. Był dobrym, bardzo spokojnym chłopcem – tak Nicola Turetta opisał swojego syna, 21-letniego Filippo, sprawcę brutalnej zbrodni, którą przez ostatni miesiąc żyły całe Włochy.

Dziennikarze z drobiazgową dokładnością rekonstruowali zwieńczony tragicznym finałem ciąg zdarzeń, a znani psychoanalitycy, neurolodzy i filozofowie w wywiadach urządzali wiwisekcję narcystycznego umysłu przestępcy, spekulując, czy gdyby wcześniej otrzymał profesjonalną pomoc, to jego była dziewczyna Giulia Cecchettin świętowałaby właśnie ukończenie studiów.

Zabójstwo we Włoszech

22-latkę, studentkę inżynierii biomedycznej na Uniwersytecie w Padwie, ostatni raz widziano żywą 11 listopada, gdy Filippo przyjechał samochodem do jej rodzinnego domu, żeby zabrać ją na obiad w McDonald’s. Po trwających tydzień poszukiwaniach policja odnalazła owinięte w plastikowy worek ciało porzucone w rowie niedaleko jeziora Barcis w regionie Friuli-Wenecja Julijska.

Kamera monitoringu zarejestrowała, jak na opustoszałym parkingu Filippo dopada uciekającą dziewczynę, popycha ją na ziemię z taką siłą, że ta przestaje się ruszać. W końcu podnosi jej bezwładne ciało z betonu i wlecze kilka metrów, aż oboje znikają z kadru. Kolejne ujęcie pokazuje, jak mężczyzna zatrzymuje się swoim fiatem punto obok zakrwawionego ciała Giulii, by załadować je na tylne siedzenie auta. Sekcja zwłok wykazała, że w ciągu 22 min, przez które katował swoją eksdziewczynę, zadał jej ponad 20 ciosów nożem w szyję i głowę. Bezpośrednią przyczyną zgonu kobiety był wstrząs krwotoczny.

Dzień po odkryciu ciała przez włoskie służby na autostradzie w okolicach Lipska niemieccy policjanci zatrzymali Filippa na podstawie europejskiego nakazu aresztowania. Sprawca usłyszał zarzuty zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i uprowadzenia. W trakcie przesłuchania oświadczył, że zabił Giulię, bo nie chciała do niego wrócić. – Nie wiem, co się zadziało w mojej głowie, coś we mnie wybuchło – wyznał sędziemu śledczemu.

Z zeznań wyłania się obraz zaborczego, zazdrosnego i niedojrzałego mężczyzny, który nie jest w stanie pogodzić się z tym, że jego związek definitywnie się zakończył i nie ma już żadnej kontroli nad swoją byłą dziewczyną. – Giulia była tylko moja, nie mogła należeć do nikogo innego – mówił na przesłuchaniu. Nie wyobrażał sobie, że „będzie dalej żyła, spędzała czas z przyjaciółmi i zbierała doświadczenia z dala od niego”.

Dokładnie tego samego dnia, w którym włoska policja odnalazła zwłoki Giulii, funkcjonariusze w mieszkaniu na krakowskiej Krowodrzy odkryli ciało 20-letniej kobiety z obrażeniami wskazującymi na zabójstwo. Prokuratura odmówiła ujawnienia wyników sekcji zwłok, ale według nieoficjalnych informacji ofiara została najprawdopodobniej uduszona. Podejrzenie padło na 21-letniego Jakuba K., partnera kobiety. W trakcie poszukiwań policjanci dowiedzieli się, że krótko po zabójstwie mężczyzna wyleciał z lotniska w Balicach do Londynu. Został zatrzymany 21 listopada, gdy wraz z adwokatem zgłosił się do krakowskiej prokuratury, aby złożyć wyjaśnienia. Następnego dnia na podstawie zgromadzonych dowodów śledczy postawili mu zarzut zabójstwa, a sąd wyraził zgodę na tymczasowe aresztowanie. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.

To nie jest po prostu zabójstwo

Biuro ONZ ds. Narkotyków i Przestępczości szacuje, że każdej godziny z rąk swoich partnerów lub członków rodziny ginie pięć kobiet i dziewcząt. Spośród 81,1 tys. żeńskich ofiar morderstw, które odnotowano na całym świecie w 2021 r., 45 tys. zostało zabitych przez osoby im bliskie. Najwięcej w państwach azjatyckich (17,8 tys.) i afrykańskich (17,2 tys.), a najmniej w Europie (2,5 tys.).

O ile zdecydowana większość ofiar zabójstw to mężczyźni i chłopcy (81 proc.), o tyle kilkakrotnie rzadziej tracą życie w wyniku przemocy ze strony krewnego lub partnera (11 proc.). W tym tygodniu włoskie ministerstwo spraw wewnętrznych podało, że od stycznia na Półwyspie Apenińskim zamordowano 110 kobiet, z czego w 91 przypadkach sprawcami byli partnerzy lub krewni. Giulia Cecchettin była 103. ofiarą.

Kobietobójstwo – jak określa się szczególny typ morderstwa ze względu na płeć – to nie tylko śmiertelna przemoc ze strony życiowego partnera. To także zabójstwa honorowe popełniane przez męskich członków rodziny, którzy uznają, że ich siostra czy kuzynka sprowadziła na nich hańbę, np. odmawiając zawarcia aranżowanego małżeństwa albo starając się o rozwód. W Indiach, Pakistanie czy Bangladeszu co roku tysiące mężatek jest zabijanych bądź doprowadzanych torturami do samobójstwa przez małżonków i teściów na tle konfliktów o posag.

W krajach Ameryki Łacińskiej szczególnie często zabójstwa kobiet popełniane są przez zorganizowane grupy przestępcze, których wyjątkowa brutalność znajduje oparcie w głęboko zakorzenionych normach machismo i marianismo tworzących kulturę męskiej dominacji. Hasło „ani jednej mniej” (wł. „non una di meno”), które wykrzykiwały uczestniczki demonstracji po śmierci Giulii, wymyśliła zresztą Susana Chávez Castillo, meksykańska poetka i obrończyni praw człowieka, gdy protestowała przeciwko niewyjaśnionym zabójstwom kobiet w swoim rodzinnym Ciudad Juárez w latach 90. W 2011 r. sama została zamordowana.

Diana Russell, feministyczna autorka i aktywistka, która od lat 70. XX w. prowadziła kampanię na rzecz popularyzacji terminu „kobietobójstwo”, pisała, że nie jest to po prostu okrutna zbrodnia, lecz doprowadzony do skrajności wyraz władzy mężczyzn nad kobietami. Uważała, że neutralne płciowo pojęcia nie wychwytują specyfiki i dynamiki przemocy, której motywami są: mizoginia, pragnienie kontroli, stereotypy związane z rolami płciowymi czy przeświadczenie, że „kobieta jest własnością mężczyzny”.

Kryminolodzy podkreślają, że kobietobójstwo rzadko jest wynikiem jednorazowego, szaleńczego wybuchu agresji. Zwykle to ostatni moment narastającej przemocy fizycznej i psychicznej: stalkingu, grożenia, szantażu emocjonalnego, gwałcenia, znęcania się. Może się też łączyć z przemocą ekonomiczną – zabieraniem pieniędzy czy niszczeniem rzeczy.

Trudno o diagnozę

ONZ zastrzega, że jej statystyki prawdopodobnie są mocno zaniżone, bo średnio w czterech przypadkach na dziesięć brakuje informacji, które pozwoliłby określić, jaka relacja łączyła ofiarę z oprawcą. Problem ten odnosi się również do Polski. Nie wiemy, ile dokładnie kobiet ginie u nas rocznie z rąk bliskich im mężczyzn. Policja odnotowuje w swoich bazach (i to dopiero od kilku lat) jedynie płeć ofiar zabójstwa – w 2018 r. było to 168 kobiet (w sumie stwierdzono 531 morderstw). O ich relacji z oprawcami wiadomo jedynie w sytuacjach, gdy do zbrodni doszło w rodzinie, która miała wcześniej założoną Niebieską kartę.

Żeby rzetelnie ocenić skalę śmiertelnej przemocy wobec kobiet, policja i inne instytucje musiałyby systematycznie zbierać dane, które rzuciłby więcej światła na kontekst zbrodni. A tego nie robią. Ponieważ nie mamy pełnych, sprawdzonych informacji, które pozwoliłyby na postawienie miarodajnej diagnozy, nie jesteśmy też w stanie dobrać i prowadzić skutecznych działań zapobiegawczych.

Polska nie jest zresztą na Starym Kontynencie wyjątkiem – kategorię kobietobójstwa w swoich statystykach wyodrębnia niespełna połowa członków UE, uwzględniając m.in. charakter relacji ofiary i sprawcy czy historię przemocy. Robią to m.in. kraje skandynawskie, Hiszpania, Niemcy, Czechy i Włochy. Co więcej każde państwo unijne nieco inaczej definiuje i klasyfikuje poszczególne typy przestępstw, których ofiarami padają kobiety.

Brak jednolitych, spójnych danych na szczeblu europejskim uniemożliwia zaś prowadzenie wiarygodnych badań porównawczych. Te dostępne mogły zaś stracić na aktualności, choćby dlatego że nie biorą pod uwagę nasilenia się przemocy domowej w warunkach lockdownów i innych pandemicznych restrykcji. Europejski Instytut ds. Równości Kobiet i Mężczyzn (EIGE), unijna agencja odpowiedzialna m.in. za gromadzenie i analizę danych o przestępczości związanej z płcią, opublikowała swój ostatni raport na temat kobietobójstwa dwa lata temu na podstawie statystyk z roku 2018. Następny ma powstać w 2024 r.

Polskie statystyki nie są miarodajne m.in. dlatego, że uwzględniają jedynie zabójstwa. Tymczasem spory odsetek kobiet i dziewcząt ginie w wyniku czynów, które sądy kwalifikują jako nieumyślne spowodowanie śmierci lub pobicie ze skutkiem śmiertelnym

Luki przynajmniej częściowo próbują wypełniać organizacje pozarządowe i dziennikarze, a ich analizy sugerują, że rządowe statystyki mogą być znacząco niedoszacowane. W marcu 18 redakcji należących do European Data Journalism Network opublikowało wyniki śledztwa przeprowadzonego m.in. na podstawie danych uzyskanych od służb w 20 krajach UE (z wyżej podanych powodów nie ma w tej grupie Polski). Wynika z niego, że w co najmniej kilku z nich od pandemii znacząco przybyło spraw o kobietobójstwo – szczególnie w Grecji, Słowenii, Niemczech i we Włoszech.

W Polsce działające przy Instytucie Psychologii Zdrowia PTP stowarzyszenie Niebieska Linia opublikowało rok temu „Czarną księgę ofiar przemocy domowej”, w której na podstawie samych doniesień medialnych doliczyło się 119 śmiertelnych przypadków w 2021 r. Dwie trzecie ofiar (74) stanowiły kobiety i dziewczynki. W ponad połowie spraw napastnikami byli mężowie lub partnerzy, rzadziej dzieci lub dziadkowie. Autorzy raportu podkreślają, że do nasilenia zagrożenia dochodzi zwłaszcza wtedy, gdy jedna ze stron – najczęściej żona lub dziewczyna – decyduje się na zakończenie przemocowego związku.

„Amerykańskie statystyki dotyczące okoliczności zabójstw kobiet pokazują, że największe prawdopodobieństwo śmiertelnego ataku ze strony partnera pojawia się w czasie przygotowań ofiary do odejścia lub zaraz po rozstaniu” – dodają. Przykładem może być sprawa, która wydarzyła się w Sokołowie Podlaskim: 30-latek udusił swoją 34-letnią żonę po tym, jak ta zażądała rozwodu i wraz z malutką córką wyprowadziła się z domu. Zabójstwo było kulminacją długiej historii przemocy ze strony mężczyzny: znęcania się, kradzieży, wyzwisk.

Ekspertki Centrum Praw Kobiet na podstawie analizy akt sądowych oszacowały liczbę żeńskich ofiar przemocy domowej na 400–500 rocznie. Ich zdaniem policyjne statystyki nie są miarodajne, choćby dlatego, że uwzględniają jedynie zabójstwa (art. 148 kodeksu karnego). Tymczasem spory odsetek kobiet i dziewcząt ginie z rąk bliskich im mężczyzn w wyniku czynów, które sądy kwalifikują jako nieumyślne spowodowanie śmierci (art. 155 k.k.) czy pobicie ze skutkiem śmiertelnym (art. 156 k.k.).

Także wyroki przy takiej kwalifikacji są znacznie łagodniejsze niż w przypadku zabójstw. Ekspertki CPK zwracają uwagę, że polskie przepisy wciąż nie uwzględniają uwarunkowań kulturowych, które często leżą u źródła przemocy wobec kobiet, a policja praktycznie nie stosuje tzw. narzędzi do szacowania zagrożenia życia lub zdrowia (to kwestionariusze z pytaniami np. o to, czy sprawca groził ofierze zabiciem, czy ją dusił lub zaatakował niebezpiecznym narzędziem, czy jest chorobliwie zazdrosny, nadużywa alkoholu itd.).

Taka kultura

Być może zabójstwo Giulii nie wywołałoby protestów na taką skalę ani nie stałoby się przyczynkiem do ogólnonarodowej debaty o toksycznej męskości i żywotności włoskiego patriarchatu, gdyby nie głos jej 24-letniej siostry Eleny. List, który opublikowała w „Corriere della Sera” po zatrzymaniu Filippa, dla tysięcy mieszkanek Italii stał się nieformalnym wezwaniem do buntu. Elena sprzeciwiła się nazywaniu zabójcy Giulii „potworem”, bo, jak tłumaczyła, sugeruje to, że jest zaburzonym odszczepieńcem, od którego czynów społeczeństwo ma prawo się odciąć.

W rzeczywistości przestępcy tacy jak Filippo – pisała – to „zdrowe dzieci patriarchatu i kultury gwałtu, która legitymizuje krzywdzące kobiety zachowania, poczynając od tych uznawanych czasem za nieistotne, jak kontrolowanie, zaborczość, wyzywanie”. „W patriarchalnym społeczeństwie, które zapewnia mężczyznom przywileje i władzę, na każdym z nich spoczywa odpowiedzialność za edukowanie i zwracanie uwagi kolegom, kiedy zauważą u nich choćby najmniejszy przejaw seksistowskiej przemocy” – przekonywała Elena.

W reakcji na te słowa Włoszki wzięły na sztandary rewolucyjne hasła, a ze strony ich partnerów, braci i ojców posypały się samooskarżenia. Na łamach prasy wpływowi mężczyźni – ludzie kultury, mediów, akademii – analizowali mroczne rejony psyche swojej płci. „Każdy z nas chociaż raz w życiu był tym, który kogoś zakrzyczał, nie pozwolił mówić innym i jako pierwszy musiał zabrać głos. Tym, który tłumaczył, jak należy się zachowywać, co robić, a nawet jak powinno się żyć. Tym, który narzucał swoje zdanie i wpadał w największą wściekłość, bo wiedział, że się myli” – przyznawał na łamach dziennika „La Repubblica” pisarz i scenarzysta Francesco Piccolo w eseju o wymownym tytule: „Postępowi mężczyźni nie istnieją”. „Im więcej arogancji, przewagi, bezpieczeństwa i dominacji odbiera się mężczyznom, tym czujemy się kruchsi; a im czujemy się kruchsi, tym bardziej desperacko walczymy” – napisał. Wtórował mu znany dziennikarz Michele Serra: „Bycie mężczyzną jest dla wielu mężczyzn chorobą. Uświadomienie sobie, że każda kobieta należy wyłącznie do samej siebie, powoduje, że szaleją ze strachu”.

Pod wpływem społecznego wrzenia politycy prześcigali się w deklaracjach o konieczności położenia kresu przestępczości ze względu na płeć. 20 listopada parlament jednogłośnie przyjął pakiet przepisów lansowany jako wzmocnienie ochrony ofiar i skuteczny instrument prewencji. Była to korekta ustawy z 2019 r., popularnie nazywanej „czerwonym kodeksem” (codice rosso), która wprowadziła szybką ścieżkę dla spraw dotyczących przemocy domowej, zgwałcenia i innych przestępstw wymierzonych w kobiety (np. molestowanie seksualne i stalking).

Po otrzymaniu zgłoszenia policjant ma natychmiast zawiadomić prokuratora, a ten w ciągu trzech dni przesłuchać osobę pokrzywdzoną. Ponadto zaostrzono dolne i górne granice kar m.in. za znęcanie się (z 2–6 lat więzienia do 3–7 lat) i napaść na tle seksualnym (z 5–10 do 6–12 lat), a także dodano nowe typy przestępstw, jak rozpowszechnianie nagich zdjęć czy filmików z zemsty na byłej partnerce (tzw. revenge porn). Listopadowa nowelizacja daje prokuraturom możliwość wyznaczenia śledczego wyspecjalizowanego w postępowaniach dotyczących przemocy wobec kobiet. Funkcjonariuszy wysyła na obowiązkowe szkolenia. Ma także poprawić koordynację działań między organami ścigania a sądami.

Problemem nie jest prawo, a jego stosowanie

Środowiska kobiece twierdzą jednak, że we Włoszech problemem nie jest prawo, lecz jego stosowanie. A główną przeszkodą jest maczystowska, szowinistyczna kultura, która w organach ścigania i sądach ma się wciąż świetnie. Korekty w „czerwonym kodeksie” uważają za kosmetykę na potrzeby polityczne – wprawdzie ustawa obiecuje szkolenia służb, ale nie idzie za tym odpowiednie, wieloletnie finansowanie. „Niewykluczone, że to kolejna zapowiedź bez konkretnego rozwiązania” – oświadczyła organizacja Donne in Rete Contro la Violenza. Według niej walka z przestępczością ze względu na płeć wymaga polityk i działań, które przyspieszą zmiany kulturowe w traktowaniu kobiet.

Feministki nie mają złudzeń, że skrajnie prawicowy rząd Georgii Meloni stanie na czele oczekiwanej przez nie rewolucji. Jednak w tym wypadku premier nie jest dla nich łatwym obiektem krytyki. Po zabójstwie Giulii pani Meloni, która wcześniej wielokrotnie uskarżała się na zgubny wpływ „ideologii gender”, nie pozostawiła wątpliwości, że przemoc wobec kobiet jest związana z kontekstem kulturowym. Porozumiała się nawet z liderką opozycyjnej Partii Demokratycznej Elly Schlein, aby ustawy, które mają przeciwdziałać tego rodzaju przestępczości, były przyjmowane z poparciem obu ugrupowań.

W szkołach ponadpodstawowych wkrótce mają się zaś pojawić pilotażowe kursy pod hasłem „nauka relacji”. Założenie jest takie, że w małych grupach uczniowie będą dyskutować z nauczycielami i psychologami m.in. o budowaniu więzi emocjonalnej, stereotypach genderowych czy szacunku dla innych. ©Ⓟ