W Strefie Gazy pod izraelskim ostrzałem są domy mieszkalne, szkoły oraz placówki medyczne, a nawet miejsca działania pracowników ONZ. Medycy i ratownicy mają ograniczone możliwości poruszania się po gruzowisku. Władze Izraela wypędziły milion cywilów. To wszystko informacje szanowanych międzynarodowych organizacji – Lekarzy bez Granic oraz Agencji Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie. Nie ma powodów, by im nie wierzyć.

Podobnie jak nie ma powodów, by nie wierzyć, gdy organizacje te donoszą o niedoborach wody, prądu oraz żywności. Rząd Binjamina Netanjahu blokadę Strefie Gazy narzucił oficjalnie, wstrzymanie dostaw zapowiadał minister infrastruktury Israel Katz. Wtórował mu minister obrony Yoav Galant: „Zarządziłem całkowite oblężenie Strefy Gazy. Nie będzie elektryczności, żywności, paliwa, wszystko jest zamknięte. Walczymy z ludzkimi zwierzętami i działamy zgodnie z tym”.

Karkołomne więc zadanie przed tym, kto chciałby zaprzeczać, że Izrael świadomie łamie podstawowe zapisy międzynarodowego prawa humanitarnego oraz prawa konfliktów zbrojnych. Co ważne, właśnie tak krytyczna opinia wobec działań Izraela wydaje się dominująca poza Zachodem. Wszystko powoli zaczyna też ciążyć Amerykanom, którzy początkowo byli wyrozumiali wobec nalotów Izraela w Strefie Gazy. Po wizytach sekretarza stanu Antony’ego Blinkena w krajach arabskich zmienili nieco retorykę. W wypowiedziach publicznych i komunikatach częściej przypominają teraz o konieczności stosowania się do prawa międzynarodowego i prawie Palestyńczyków z Gazy do pozostania w swoich domach. Joe Biden stwierdził, że okupacja tej enklawy przez Izrael byłaby błędem.

UE w pierwszej reakcji na brutalny atak Hamasu była chaotyczna i nieskoordynowana. Liderzy unijnych instytucji ograniczyli się do ogólnikowych deklaracji solidarnościowych z Izraelem. Zamiast zorganizować natychmiastowo w trybie kryzysowym konsultacje państw członkowskich, UE była zajęta podświetlaniem budynków flagami Izraela, a dodatkowe zamieszanie wywołała kwestia pomocy humanitarnej dla Palestyńczyków. Ostatecznie zdecydowano się na potrojenie obecnego wsparcia humanitarnego. Konsultacje liderów zorganizowano wiele dni po ataku Hamasu, a do tego czasu poszczególne stolice prezentowały własne stanowiska, pogłębiając jeszcze brukselską kakofonię, w której jastrzębie podejście proizraelskie Ursuli von der Leyen ściera się z upominaniem o prawa Palestyńczyków przez szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella. Od początku UE próbuje manewrować między lojalnością wobec największego sojusznika Izraela – USA, bez którego wojna w Ukrainie zakończy się zapewne klęską, a utrzymaniem wsparcia dla Palestyńczyków. I jak na razie te manewry przynoszą chaos.

To niepokoi w sytuacji, gdy jednym z celów Zachodu stało się przekonanie globalnego Południa do opowiedzenia się po stronie zaatakowanego przez Moskwę Kijowa. Służyć temu mają m.in. organizowane przez władze Ukrainy konferencje pokojowe. Pierwsza odbyła się w Kopenhadze. Przyciągnęła przedstawicieli zaledwie 15 państw. Drugą rundę rozmów przeprowadzono już w Rijadzie. Zachód wiedział, że tylko organizacja wydarzenia na neutralnym gruncie zachęci rozwijający się świat i jego samozwańczego lidera – Chiny – do udziału. Tak też się stało.

Do Arabii Saudyjskiej, teraz z dnia na dzień coraz mocniej potępiającej Izrael, w sierpniu zjechali się politycy z ok. 40 państw. Globalne Południe dotychczas wolało w najlepszym wypadku pozostawać neutralne wobec rosyjskiej agresji. Na Bliskim Wschodzie i w Afryce panuje bowiem często przekonanie, że Rosja jest siłą antykolonialną. W oczach tamtejszych społeczeństw, doświadczonych m.in. wojną w Iraku, to świat Zachodu jest źródłem opresji. A dziś – ich zdaniem – wykazuje się dotkliwą hipokryzją. W arabskojęzycznej przestrzeni publicznej padają pytania: dlaczego USA i Europa wspierają Ukrainę, jednocześnie pozwalając Izraelowi na odcięcie Strefy Gazy od dostaw prądu, wody i żywności oraz nieustanne ostrzały przeludnionej enklawy, w których zginęło już kilka tysięcy osób?

Rosja i Chiny, których rosnące wpływy na globalnym Południu Zachód chciał zwalczać, korzystają wizerunkowo. Bo otwarcie krytykują izraelskie zbrodnie. Powstrzymanie Izraela przed ich popełnieniem (były główny prokurator MTK Luis Moreno-Ocampo sugeruje nawet możliwość ludobójstwa) ma nie tylko wymiar moralny, lecz także praktyczny. Wojna w Ukrainie trwa. Kolejna runda rozmów ma się odbyć w Stambule. Jeśli Waszyngton i Bruksela chcą zachęcić rozwijające się gospodarki do wsparcia Kijowa, muszą udowodnić, że życie Palestyńczyków jest tak samo ważne jak życie Ukraińców.

Przemoc niszczy fundamenty izraelskiej demokracji. Trzeba ją odrzucić i potępić, trzeba ją powstrzymać – mówił Icchak Rabin na chwilę przed tym, jak w 1995 r. poniósł śmierć z rąk ultraprawicowego nacjonalisty. W kolejnym roku do władzy w państwie żydowskim doszedł Netanjahu, a proces pokojowy spowolnił. Obecny rząd uważa, że rozwiązanie kwestii palestyńskiej to zadanie właściwie wyłącznie wojskowe, a atakowanie cywilów jest uzasadnione. Głosów takich jak Rabin brakuje w Izraelu jak nigdy wcześniej. ©℗