Ukraina zamierza odgrywać aktywniejszą rolę w regionie, więc naturalnym polem jej zainteresowania jest Białoruś, która pod rządami Alaksandra Łukaszenki udostępniła Rosji terytorium, infrastrukturę i sprzęt do ataku na Kijów.

– Naszym strategicznym celem powinno być sformowanie na Białorusi przewidywalnego reżimu – mówi DGP Dmytro Hromakow, ukraiński polittechnolog, który wziął na siebie prowadzenie półformalnych rozmów z białoruskimi dysydentami. Kijów na bazie części opozycji i ochotników walczących u jego boku chce stworzyć nowy ośrodek polityczny. Alternatywny zarówno wobec administracji Łukaszenki, jak i ekipy Swiatłany Cichanouskiej.

Radio Swoboda zapytało nawet, czy Ukraina szykuje dla Białorusi juntę.

Konsolidacja

Białorusin Wasil Parfiankou formalnie jest na liście zaginionych, bo jego ciało nie zostało odnalezione. Rosyjskie materiały publikowane w sieci potwierdzają jednak, że 38-latek zginął w czerwcu 2022 r. pod Lisiczańskiem. Był żołnierzem pułku Kastusia Kalinouskiego, najbardziej znanej białoruskiej formacji ochotniczej, nazwanej na cześć dowódcy powstania styczniowego na ziemiach wschodnich. Parfiankou w latach 2010–2014 dwukrotnie siedział w łukaszenkowskim więzieniu za działalność opozycyjną. Za pierwszym razem napisał do prezydenta prośbę o ułaskawienie. Drugą karę odsiedział w całości, by po dwóch tygodniach od wyjścia na wolność wyemigrować do Kijowa. Akurat zaczynał się Euromajdan. Parfiankou zakolegował się z ukraińskimi nacjonalistami i przeszedł z nimi cały szlak od rewolucji po wojnę z Rosją. We wrześniu 2015 r. został ranny w bojach pod Donieckiem.

Nad Dnieprem poznał wolontariuszkę Ołenę Herhel, która wyszła za niego i urodziła dwójkę ich dzieci. Połączyło ich wspólne spojrzenie na politykę. Dla Parfiankoua wojna z Rosją była kontynuacją działalności opozycyjnej z Białorusi. Gdy w lutym 2022 r. rozpoczęła się inwazja, znów sięgnął po broń. Tym razem w szeregach pułku Kalinouskiego. Choć oddział formalnie podlega ukraińskiemu ministerstwu obrony, to faktycznie władze poszły na pewne ustępstwa. Ochotnicy nie składają przysięgi na wierność Ukrainie, lecz Białorusi; jej treść nawiązuje do tradycji oręża Wielkiego Księstwa Litewskiego, bitew pod Orszą i Smoleńskiem, powstań kościuszkowskiego i styczniowego, a kończy się patriotycznym okrzykiem „Żywie Biełaruś!”. Ochotnicy z pułku mają prawo rozwiązać kontrakt z siłami zbrojnymi, a w oddziale działa Sejm, będący czymś na kształt organu ds. politycznych, choć normalnie w wojsku nie ma miejsca na politykę. Do tego ukraińscy rządzący konsultowali z przedstawicielami pułku nowelizację przepisów migracyjnych.

Kijów z własnej inicjatywy uznał więc białoruskich ochotników za podmiot polityczny. Sami Białorusini utrzymują, że w jego skład wchodzi ponad 1 tys. żołnierzy, ale prawda jest inna. Nasi rozmówcy twierdzą, że realna liczba żołnierzy oscyluje wokół 200–300 osób. Podobna liczba Białorusinów walczy w innych oddziałach. W dodatku w czasie jego krótkiej historii w pułku doszło do kilku rozłamów, zaś jego kadra oficerska została zdziesiątkowana w czerwcowej bitwie o Lisiczańsk. Tego samego dnia, co Parfiankou, zginął dowódca Iwan Marczuk „Brest”, cieszący się wyjątkowym autorytetem. Sam Parfiankou nie był jedynym poległym za Ukrainę „dekabrystą”, jak nazywano więźniów Łukaszenki, którzy trafili za kraty po pacyfikacji manifestacji z grudnia 2010 r. W styczniu pod Wuhłedarem zginął Eduard Łobau z 72 brygady zmechanizowanej. Łobau także siedział w więzieniu w latach 2010–2014. Pochowano go na Powązkach Wojskowych. W Warszawie mieszkają jego rodzice, jedni z setek tysięcy przedstawicieli kolejnych fal białoruskiej emigracji politycznej.

Część żołnierzy trafiła do pułku Kalinouskiego za pośrednictwem innych struktur. Alaksiej Balankou „Maks Biłorus”, z którym rozmawialiśmy, wywodzi się z ruchu punkowo-anarchistycznego, a jego przygoda z Ukrainą też rozpoczęła się od wyjazdu na Majdan w 2014 r. Po 24 lutego 2022 r. wstąpił do terytorialsów, gdzie razem z kolegami anarchistami z różnych krajów Europy służył w Międzynarodowym Oddziale Antyautorytarnym. – To zwykły batalion obrony terytorialnej, do którego po prostu kolektywnie wstąpiliśmy – mówi. – Z punktu widzenia anarchisty demokracja liberalna nie jest ideałem, ale jest bardziej produktywna niż rosyjski czy białoruski autorytaryzm. Wspieramy Ukrainę, bo widać tu obiecujące zalążki naprawdę demokratycznego społeczeństwa – dodaje.

W sierpniu 2022 r. antyautorytaryści przeszli do pułku Kalinouskiego. Nikomu nie przeszkadzało, że jego zręby tworzyli żołnierze wcześniej służący w nacjonalistycznym ukraińskim Azowie („Wszystkie wojny pułku Azow”, Magazyn DGP z 27 maja 2022 r.). Nie wszyscy Białorusini walczą w szeregach pułku Kalinouskiego, a pułk ten nie jest jedyną zbrojną strukturą zrzeszającą ochotników z białoruskim paszportem. Poza nim są też bataliony Teror – powstały w wyniku rozłamu w pułku Kalinouskiego, oraz Pahonia, której współzałożycielem był Waleryj Sachaszczyk, były oficer białoruskiego desantu w stopniu podpułkownika, potem wzięty biznesmen z branży deweloperskiej. Sachaszczyk w 2022 r. wszedł w skład gabinetu Cichanouskiej, który miał być czymś na kształt rządu emigracyjnego. Dzięki zaangażowaniu w sprawy ukraińskie miał przełamać nieufność Kijowa i pułku wobec liderki. Nie udało się.

W styczniu żołnierzy pułku Kalinouskiego odwiedził w Bachmucie Zianon Pazniak. 78-latek jest nestorem białoruskiego odrodzenia narodowego przełomu lat 80. i 90. Na czele frakcji Białoruskiego Frontu Ludowego udawało mu się forsować w zdominowanym przez komunistów parlamencie zmiany, które położyły fundamenty pod niepodległość. W 1994 r. przegrał wybory z Łukaszenką, a z końcem stulecia musiał opuścić kraj w obawie przed jego szwadronami śmierci. Dzisiaj Białorusini są podzieleni w ocenie Pazniaka. Jedni uważają go za duchowego lidera ruchu narodowego. Inni podśmiewują się z jego podejrzliwości i hojnego rozdawania innym działaczom tytułu rosyjskiego agenta. Wyjazd do Bachmutu, najgorętszego punktu na linii frontu, zrobił jednak wrażenie na obu grupach. Poza spotkaniem z ochotnikami Pazniak i towarzyszący mu ludzie – politolog Pawieł Usau i psychiatra Dzmitryj Szczyhielski – prowadzili rozmowy polityczne. Cel? Konsolidacja narodowej prawicy.

Zdrada

Ukraińcy dostrzegli w tym szansę wykorzystania podziałów w opozycji do realizacji własnych interesów. – My rozumiemy ich, oni rozumieją nas – mówi o pułku Dmytro Hromakow. – Litwini goszczą biuro Cichanouskiej, wy macie w Warszawie Pawła Łatuszkę i jego Ludowy Zarząd Antykryzysowy. My chcemy mieć własne centrum polityczne, zgodne z naszymi interesami – dodaje inny rozmówca z Kijowa.

Ukraińcy nie ufają Cichanouskiej. Uważają, że nie ma im nic konkretnego do zaoferowania, bo nie ma wpływu ani na sytuację na Białorusi, ani ludzi, którzy mogliby pomóc w walce z Rosją. Kijów pozwala sobie przy tym na wrogie demonstracje. Odpowiadający za relacje z Ukrainą przedstawiciel Cichanouskiej Waleryj Kawaleuski kilka razy nie został przepuszczony przez ukraińską granicę. Ukraińcy zablokowali możliwość złożenia wieńca przez Cichanouską podczas warszawskich obchodów 160. rocznicy wybuchu powstania styczniowego, a Wołodymyr Zełenski w liście, który odczytał ambasador, pominął Białorusinów, stwierdził, że bunt miał miejsce „na terytorium współczesnej Ukrainy, Polski i Litwy”.

– To błąd osoby, która pisała mu ten list – macha ręką Ihar Tyszkiewicz, białoruski analityk pracujący w prorządowym Ukraińskim Instytucie Przyszłości. I dowodzi, że oficjalne stanowisko zapisano w komunikacie rządu. „Powstanie styczniowe, które odbyło się pod hasłem «Za naszą i waszą wolność», jest wspólnym doświadczeniem historycznym narodów polskiego, litewskiego, białoruskiego i ukraińskiego. Pamięć o powstaniu jest szczególnie ważna dziś, w warunkach przeciwstawiania się agresji nowego rosyjskiego imperializmu” – czytamy w nim.

Ukraińskie władze blokują też starania o zorganizowanie wizyty Cichanouskiej w Kijowie. Już w 2021 r. ówczesny wiceszef dyplomacji Wasyl Bodnar mówił DGP, że ta kwestia jest na porządku dziennym, lecz ostateczna decyzja nie zapadła. Nasi rozmówcy przekonują, że liderka mogłaby przyjechać prywatnie, nie oczekując honorów należnych oficjalnej delegacji. Na to jednak nie ma zgody jej otoczenia. – Pazniak po prostu wsiadł w samochód i przyjechał, a Cichanouska stawia żądania. Nie będziemy grać w jej grę – mówi Hromakow. – Cichanouską chronią litewskie służby. Nie może po prostu pojechać wszędzie tam, gdzie chce – odparowuje Alaksandr Dabrawolski, jej doradca ds. zagranicznych.

W tej niechęci pobrzmiewają inne, bardziej niepokojące echa. – Część białoruskiej opozycji, o czym mówią nasze służby, to przedstawiciele służb Federacji Rosyjskiej. Nie mam tu na myśli Cichanouskiej ani jej otoczenia – zastrzegał Bodnar dwa lata temu. I dodawał, że antyprezydenckie protesty na Białorusi z 2020 r. były zgodne z „rosyjskim scenariuszem”. – Słyszymy czasem w Kijowie nieoficjalne sugestie: nie do końca wiemy, kogo reprezentujecie. A nam nie chodzi nawet o formalne uznanie, ale o racjonalne podejście. Co wy, Ukraińcy, chcecie zrobić, żeby ze strony Białorusi nie leciały na was rakiety? Chcecie, żeby dalej rządził Łukaszenka? W porządku. Ale po Łukaszence będzie ktoś inny. Co chcecie zrobić, żeby nie były to siły antyukraińskie? – pytał Waleryj Kawaleuski w rozmowie z DGP z sierpnia 2022 r. Takie argumenty nie zdobywają wielu zwolenników nad Dnieprem.

Hromakow pisał dwa i pół roku temu w analizie dla Międzynarodowego Centrum Obrony i Bezpieczeństwa w Tallinnie, że wyłącznym beneficjentem, a może i organizatorem antyłukaszenkowskiego buntu w 2020 r. była Rosja. Spośród potencjalnych rywali Łukaszenki Wiktar Babaryka i Siarhiej Cichanouski trafili do aresztu, a Waleryj Capkała wyemigrował, ale ich sztaby połączyły siły i zorganizowały kampanię żonie Siarhieja. Jak pisał Hromakow, pierwotnie „Cichanouski miał sformować opozycyjny ruch à la Aleksiej Nawalny i zostać liderem antysystemowej młodzieży i miejskich subkultur. Capkała, przedsiębiorca i biznesmen, miał pracować z audytorium przemysłowców i producentów. Finansista Babaryka powinien był wziąć pod kontrolę system finansowy i kontrolować przepływ pieniędzy”. Zachód nie zgadza się z tą wersją, ale taka jest bazowa perspektywa ukraińskich polityków. – Dla Ukrainy podejście do Krymu i Rosji to czerwona linia, tymczasem Cichanouska długo unikała jednoznacznychdeklaracji w tej sprawie. Brak zaufania do niej to częściowo efekt błędów jej biura – komentuje Tyszkiewicz.

– Nie chcieliśmy w 2020 r. otwierać drugiego frontu z Rosjanami – replikuje Alaksandr Dabrawolski. I przypomina, że po 24 lutego Cichanouska zajęła jednoznacznie antyputinowskie stanowisko. Jeden z naszych rozmówców z kręgów polskich władz wspomina przy tym, że administracja Zełenskiego nie jest monolitem. Skłonny do większego otwarcia na biuro Cichanouskiej jest minister dyplomacji Dmytro Kułeba. Twarde „nie” mówi szef biura prezydenta Andrij Jermak – realnie osoba numer dwa w państwie. A jego doradca Mychajło Podolak, który przez 16 lat mieszkał na Białorusi, w rozmowie z agencją Delfi pogardliwie sprowadzał możliwości Cichanouskiej jedynie do organizowania manifestacji przed białoruskimi ambasadami. Co innego drugi nurt: pułk Kalinouskiego realnie walczy o wolną Ukrainę, a w razie potrzeby może zostać wykorzystany do działań zaczepnych na terenie Białorusi. Kojarzony z Pazniakiem Szczyhielski oferuje zaś porozumienie z Cyberpartyzantami, czymś na kształt opozycyjnego wywiadu elektronicznego, którego wartość z punktu widzenia ukraińskiej armii trudno przecenić.

– Naszym filarem politycznym będzie Rada Bezpieczeństwa, której powołanie szykujemy – zapowiada Pawieł Usau. – Strona ukraińska ma duże zaufanie do pułku Kalinouskiego, podstawą tej więzi jest hasło: żadnych kompromisów z Rosją – dodaje. Polityczna nadbudówka ma uzasadnić wielkie plany na okres powojenny. A te są ambitne także po stronie Kijowa. Podczas okrągłego stołu zorganizowanego w lutym w ukraińskiej stolicy z udziałem przedstawicieli obu nacji niektórzy uczestnicy snuli wizje zainstalowania w Mińsku proukraińskiego reżimu i narzucenia mu konstytucji zakładającej federalizację. Propozycja rzucona przez nacjonalistycznego ukraińskiego historyka Pawła Haj-Nyżnyka spotkała się z oburzeniem drugiej strony. – Czym wy się w takim razie różnicie od Rosjan? – pytał Tyszkiewicz. Analityk zachowuje dystans do Cichanouskiej i ma dość zukrainizowany pogląd na tematy białoruskie, ale także dla niego aroganckie podejście Haj-Nyżnyka było przekroczeniem granic. Tego typu arogancja ma jednak swoje przyczyny. Ukraińcy uznali zachowanie Łukaszenki w 2022 r. za zdradę. Trudno się więc dziwić, że podchodzą do Białorusinów niczym oszukany partner.

Szum

Przed stłumieniem protestów w 2020 r. Łukaszenka był nad Dnieprem najpopularniejszym politykiem. W 2019 r. pozytywnie oceniało go 67 proc. Ukraińców, którzy byli skłonni wierzyć, że czyste pobocza i równe drogi świadczą o tym, że białoruski przywódca umie zadbać o porządek. Temu pozytywnemu wizerunkowi sprzyjała postawa Mińska po 2014 r. Łukaszenka nie uznał aneksji Krymu i zaklinał się, że z Białorusi mogą ruszyć na południe traktory, a nie czołgi. Był honorowym gościem zaprzysiężenia prezydenta Petra Poroszenki. Po latach zdjęcia, na których Łukaszenka stoi oklaskiwany przez siedzącego nieopodal wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych Joego Bidena, robią surrealistyczne wrażenie. Kijów odwdzięczał się dystansem wobec zachodnich sankcji. Łukaszenka nawiązał dobre relacje także z Zełenskim, czego przykładem demonstracyjnie ciepłe spotkanie w Żytomierzu w 2019 r.

24 lutego 2022 r. ten układ legł w gruzach. Rosyjskie kolumny pancerne pomaszerowały na Kijów z obwodu homelskiego. Łukaszenka udostępnił Rosjanom kolej, bazy wojskowe i szpitale, wsparł ich dyplomatycznie, a startujące z jego lotnisk samoloty ostrzeliwały miasta. Ukraiński wywiad wojskowy podawał, że Białorusini przekazali Rosjanom czołgi i amunicję. Pojawiają się też doniesienia, że Mińsk może stać się pośrednikiem w dostawach broni z Chin i Iranu. W efekcie w czerwcu 2022 r. Łukaszenkę dobrze oceniało tylko 2 proc. Ukraińców. Media zaczęły pisać „Białoruś” i „Łukaszenka” małą literą. Po dawnej sympatii do Baćki nie pozostał ślad. W sensie prawnomiędzynarodowym Białoruś stała się współuczestnikiem agresji.

– Białoruś nie jest współagresorem, tylko pierwszą ofiarą rosyjskiej „specoperacji” – przekonywał wprawdzie Alaksiej Franckiewicz, szef Białoruskiego Centrum Kryzysowego we Lwowie, jeden z liderów tutejszej diaspory. Ale takie argumenty w Ukrainie mało kto kupuje. Niechęć odbiła się na jego rodakach. W pierwszych miesiącach inwazji zdarzało się, że ukraińscy pogranicznicy niszczyli uciekającym przed wojną na Zachód obywatelom Białorusi paszporty, rysując w nich tryzuby i hasła patriotyczne. – To się zaczęło zmieniać latem 2022 r., gdy do świadomości Ukraińców przebił się fakt istnienia pułku Kalinouskiego, a media zaczęły mówić o tym, że białoruskie społeczeństwo, w przeciwieństwie do rosyjskiego, nie chce wojny – mówi Ołena Herhel. – W zrozumieniu, że Białorusini to nie to samo, co Łukaszenka, pomogła też akcja w Maczuliszczach – dodaje. Białoruscy partyzanci zaatakowali na podmińskim lotnisku samolot, który koordynował ataki rakietowe na ukraińskie miasta.

Tyszkiewicz sam został kiedyś zatrzymany na punkcie kontrolnym i przewieziony na komisariat. Gdy komendant zorientował się, kim jest, rzucił tylko: „I na ch...j mi go tu przywieźliście?”. Jednak problemy Białorusinów mają też charakter systemowy. Obywatelom tego kraju o nieuregulowanym statusie (a także wielu o uregulowanym) zablokowano konta bankowe. Aby je odzyskać, trzeba poprosić bank centralny albo służby specjalne. Białorusini nie mają możliwości przedłużania pobytu czasowego, więc jeśli komuś kończy się ważność „propiski”, ryzykuje deportację. Problemy mieli nawet Białorusini zajmujący się wolontariatem albo pomocą dla wojska. A przed 2022 r. zdarzały się deportacje tych, którzy walczyli na Donbasie. Jak mówi Ołena Herhel, takie sprawy też rozwiązuje się indywidualnie, przy czym największe szanse mają osoby popularne w mediach społecznościowych. Im więcej szumu ktoś potrafi narobić na Facebooku, tym większą ma szansę na rozwiązanie sprawy.

Gra

Przez lata władze w Kijowie nie wypracowały przy tym strategii wobec Mińska, co podczas okrągłego stołu przyznali wprost przedstawiciele resortu kultury i polityki informacyjnej. To się zaczęło zmieniać pół roku temu. W Radzie Najwyższej istniała już grupa O Demokratyczną Białoruś, ale była uznawana za zabawkę ukraińskiej opozycji, ponieważ w jej skład nie wszedł żaden poseł rządzącej partii Sługa Narodu (SN), a na czele stał Ołeksij Honczarenko, człowiek Poroszenki. Ale jesienią 2022 r. do grupy przystąpiło jednocześnie ośmioro deputowanych SN, a jeden z nich, Wadym Hałajczuk, został jej współprzewodniczącym. Od tej pory stała się ona nieformalnym kuratorem relacji władz z białoruską opozycją. Drugim pośrednikiem stał się Dmytro Hromakow. W grudniu 2022 r. jako wiceszef Międzynarodowego Centrum Przeciwdziałania Rosyjskiej Agresji (MCPRA) zorganizował grę strategiczną w rumuńskim kurorcie Sinaia. MCPRA – jak mówił Hromakow – stworzyli byli wojskowi specjaliści od operacji informacyjnych. Zaproszenia były imienne. Część gości zaprosiło Centrum, innych – poseł SN Bohdan Jaremenko, były szef komisji spraw zagranicznych i wielki zwolennik pułku Kalinouskiego.

– Współpracujemy z nim. Biuro prezydenta Zełenskiego o tym wie, powiedzieli Jaremence, żeby się tym zajął – przyznaje Hromakow. Do Rumunii zjechali: Alaksandr Dabrawolski, Alaksandr Azarau, szef MSW w gabinecie Cichanouskiej, ale też ostro z nią skłócony Waleryj Capkała, Pawieł Usau, od lat mieszkający w Kijowie Siarhiej Bulba z nacjonalistycznego Białego Legionu, Wadzim Kabanczuk z pułku Kalinouskiego i inni.

Ukraińcom udało się coś, co nie udało się nikomu z Białorusinów: zebrali w jednym miejscu niemal wszystkie nurty opozycji, zamknęli w hotelu i kazali ze sobą rozmawiać. Nie udało się tylko zaprosić współpracujących z reżimem ekspertów z Białorusi, choć – jak mówią dwa nasze źródła – takie zaproszenia zostały wysłane do co najmniej dwóch osób. Na miejscu byli też ukraińscy specjaliści, sympatyzujący zarówno z władzami, jak i z opozycją. – Nikt z nas, mimo zakazu wyjazdu mężczyzn z kraju z powodu mobilizacji, nie miał problemu z przekroczeniem granicy, co dowodzi, że sprawa cieszyła się błogosławieństwem najwyższych czynników – zwraca uwagę jeden z nich.

Przebieg spotkania był oryginalny. Wynajęci trenerzy zaaranżowali grę strategiczną rozpisaną na dwa scenariusze. W jednym Łukaszenka jest poddawany coraz silniejszym sankcjom Zachodu, ale nie udaje się go obalić. W drugim dyktator jedzie do Moskwy i już z niej nie wraca, zaś w Mińsku tworzy się polityczna próżnia. Opozycjoniści zastanawiali się, jak się odnaleźć w nowej sytuacji. Ukraińcy zaś przyglądali się wszystkiemu i oceniali ich kreatywność, zdolność do nieszablonowego myślenia i współpracy. – To wyglądało jak casting. Ukraińcy sprawiali przy tym wrażenie, jakby faworyzowali pułk Kalinouskiego – mówi jeden z uczestników. – W efekcie spotkania Białorusini zobaczyli, że mogą ze sobą współpracować i się nie pozabijać nawzajem – podsumowuje Hromakow. – To nie była próba rozbicia opozycji, tylko reakcja na podziały wewnątrz niej – przekonuje Ihar Tyszkiewicz.

Ukraińcy liczą na to, że jeśli uda się otoczyć pułk Kalinouskiego polityczną przybudówką i stworzyć nad Dnieprem informacyjną konkurencję dla Biełsatu, Kijów stanie się nową stolicą białoruskiej diaspory. Ukraina chce być po wojnie regionalnym liderem i mieć wpływ na decydowanie, kto i na jakich zasadach będzie rządził postłukaszenkowską Białorusią. – Białorusini sami sobie nie poradzą, wszystko zależy od trzech centrów: Kijowa, Warszawy i Wilna. Jeśli zdołają one skoordynować działania i znaleźć sobie miejsce w nowej Europie w ramach nowej unii hadziackiej, wszystko będzie dobrze. Niestety w czasie wojny nie ma czasu o tym myśleć – mówi sympatyzujący z opozycją Roman Bezsmertny, były ukraiński ambasador w Mińsku. – Jeśli Ukraina ma ambicje stania się regionalnym liderem, mogłaby pomagać innym narodom w ich walce o wolność – wbija szpilkę Kawaleuski. – Chcemy pomóc im w budowie protoinstytucji, porozumieć się z tymi, którzy myślą o dojściu do władzy, by uświadomić im interesy Ukrainy – tłumaczy Hromakow.

Wykorzystać

Za tymi nadziejami kryje się jeszcze jedna potencjalnie sensacyjna historia. W styczniu Łukaszenka powiedział, że Ukraińcy proponowali mu zawarcie paktu o nieagresji. Nikt w Kijowie tego nie potwierdził, tymczasem białoruski przywódca jest znany zarówno z konfabulacji, jak i z ujawniania prawdziwych tajemnic dyplomatycznych.

Jedno z naszych źródeł w Mińsku potwierdziło, że taka propozycja padła. Jej istnienia nie wyklucza Hromakow, choć zastrzega, że dopóki nie pojawią się na to dowody, będzie uznawał informacje o niej za prowokację rosyjskich służb wymierzoną we współpracę Kijowa z białoruską opozycją. – Gdyby Łukaszenka chciał wyjść z wojny, toby nie potakiwał agresorom – mówi. – Łukaszenka lubi bazować na systemie, a nie na zasadach. Pakt wpisywałby się w jego upodobania – komentuje z kolei Tyszkiewicz. Co więcej, pozwalałby wrócić do tez propagandy o Łukaszence jako gwarancie pokoju i przywracałby mu formalne uznanie Kijowa.

– Dla Ukrainy priorytetem jest zapobieżenie ponownemu atakowi od północy, a nie kwestia demokracji na Białorusi – komentuje Tyszkiewicz. I dodaje, że z ukraińskiego punktu widzenia takie porozumienie mogłoby zawierać przepis – abstrahując od perwersyjności takiego porównania – podobny do art. 2 paktu Ribbentrop-Mołotow. Artykuł ten głosił, że „w przypadku, gdy jedna z umawiających się stron stanie się obiektem działań wojennych ze strony państwa trzeciego, druga umawiająca się strona nie okaże temu państwu poparcia w żadnej formie”. Tyszkiewicz przekonuje, że gdyby udało się nakłonić Łukaszenkę do podpisania dokumentu, wbiłoby to klin między niego a Putina. To też jednak przyczyna, dla której Łukaszenka niczego takiego nie podpisze. – On się bardziej boi Putina niż wojny. Publicznie powiedział o propozycji, żeby zmniejszyć temperaturę reakcji Kremla, gdyby sprawa wyszła na jaw w inny sposób. Może do niej wrócić, jeśli dojdzie do wniosku, że Rosja tę wojnę zdecydowanie przegrywa – uzupełnia nasz rozmówca.

Kijów i Mińsk utrzymały kanały łączności z wykorzystaniem wojska i służb. W Mińsku pracuje ukraiński ambasador. Na niewielką skalę działa przejście graniczne Mokrany-Domanowe, choć są przez nie przepuszczani wyłącznie podróżujący pieszo obywatele Ukrainy zmierzający do ojczyzny. Jak twierdzą władze, jest ich średnio 10 na dobę. Część została wcześniej deportowana z terenów okupowanych do Rosji. Inni wyjechali sami, uciekając przed wojną. Zwłaszcza dla tych, którzy po drodze stracili dokumenty, podróż przez Białoruś bywa jedyną szansą powrotu. Tutaj odbywają się też wymiany jeńców między Rosją a Ukrainą.

– Mińsk szuka kontaktu z Kijowem, starając się lobbować za zniesieniem sankcji – mówi Bezsmertny. Pawieł Usau nie ma złudzeń, że Ukraińcy będą się przy tym starać wykorzystać białoruską opozycję instrumentalnie. – To od opozycji zależy, czy na to pozwoli. Z drugiej strony tylko Ukraina może pomóc obalić Łukaszenkę, bo tylko ona dysponuje casus belli – dodaje. – Taktyka zmierzająca do rozbijania opozycji jest nierozumna, ale co mamy zrobić? Robimy swoje – podsumowuje Alaksandr Dabrawolski. ©℗

Materiał powstał dzięki wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej