Trudno robić kabaret bez oglądania się na politykę. Ale satyrycy mają dylemat: jak rozbawić widzów i nie rozgniewać organizatorów.

Ponad 10 mln wyświetleń na YT w ciągu miesiąca – tak wysoką oglądalność miał skecz „Wigilia 2022” Neo-Nówki. Nie jest to nowa produkcja, bo wrocławski kabaret wystawiał podobne przedstawienie trzy lata temu. Ale pod koniec lipca w Koszalinie grupa zaprezentowała nową wersję: tym razem dziadek, ojciec i syn rozmawiają o inflacji, wydatkach rządowych oraz „tępej propagandzie TVP”, która „urabia ludzi”. Syn (sympatyk opozycji) mówi do ojca (zwolennik rządzących): „Najbardziej to się boisz gejów. A nic ci nie przeszkadza, że rząd cię r…a codziennie”.
Po koszalińskim występie o Neo-Nówce zrobiło się głośno. Dyskusja na temat skeczu wylała się poza internet. Analizą zajęli się także prawicowi publicyści. W programie satyrycznym „W tyle wizji”, nadawanym na kanale TVP Info, prowadzący uznali skecz za mało śmieszny, narzekali, że Neo-Nówka nie raczyła kpić z poprzedniej władzy, zaś „ataki na PiS” dowodzą wysokich standardów demokratycznych w Polsce, gdzie jest wolność słowa i nikt nikogo nie zamyka za publiczne wyrażanie poglądów. – Może oni chcą, by ich ktoś zamknął? – wypalił jeden z prowadzących. – Nie chcę być brutalny, ale mamy wolność, więc jak ktoś chce się zamknąć, to niech się po prostu zamknie – odpowiedział mu drugi.

Sasin i Suski idą do kabaretu

Jaki rodzaj żartu bawi publicystów TVP? Prowadzący „W tyle wizji” wspominali lata 60. i Kabaret Owca Jerzego Dobrowolskiego, którego teksty (pisał tam również m.in. Stanisław Tym) wygłaszali Wojciech Pokora, Jerzy Turek czy Andrzej Stockinger. Owca miała „Numer polityczny”, który miał być niby prowokacją niepasującą do występu – o co spierali się satyrycy, rozśmieszając widzów – a okazał się wiązanką popularnych pieśni radzieckich. I na tym dowcip polegał: na śpiewaniu po rosyjsku. – Przeleciało, i z głowy. A tyle gadania było – spuentowali numer kabareciarze, a publiczność konała za śmiechu. Podobnie zarykiwała się widownia na Neo-Nówce, tylko to inne czasy, inne tematy do dyskusji, inne kabarety.
Robert Górski, lider Kabaretu Moralnego Niepokoju i współtwórca sukcesu serialu „Ucho Prezesa”, przyznaje, że wychował się na dowcipach Kabaretu Tey, wspomina skecze z programu „Z tyłu sklepu”, a monologi Zenona Laskowika czy teksty Stanisława Tyma (poza Owcą, pisywał dla kabaretów Dudek, Lopek czy Wagabunda) uważa za esencję kabaretu zaangażowanego. Bo, jak przekonuje, kabaret nie może być obojętny na rzeczywistość, a polityka jest jej częścią. – Naturalną rolą kabaretu jest punktowanie władzy, choć zdaję sobie sprawę, że w ten sposób narażamy się niektórym ludziom, którzy tę władzę popierają. W domu rodzinnym dostaję burę od ojca, jak śmiem naigrywać się z prezesa Kaczyńskiego. Przecież on robi tyle dobrego dla Polski. Mówię wtedy: „Tato, jak zagłosujesz na Tuska, będę śmiał się z Tuska” – opowiada Górski.
O Tusku i jego gabinecie politycznym zrealizował serial kabaretowy „Posiedzenie rządu”, z którego kilka tekstów, jak ten o „harataniu w gałę”, zadomowiło się w mowie potocznej. Później było jeszcze bardziej popularne „Ucho prezesa” – dla odmiany satyra wymierzona w rząd Zjednoczonej Prawicy, a sardoniczna ksywa Adrian na dobre przylgnęła do prezydenta Andrzeja Dudy. Jedni się dobrze bawili, drudzy byli niezadowoleni. – Kiedy śmialiśmy się z PO, słyszałem zarzuty, że torujemy PiS drogę do władzy. Ale jak tu się nie śmiać z rządzących? Ze słabszych nie fair jest stroić sobie żarty – kontynuuje Górski, który jednak nie ukrywa zmęczenia polityką. Zarzeka się, że Kabaret Moralnego Niepokoju uprawia satyrę społeczno-obyczajową.
Inni też miewają dość. Łukasz Rybarski z Kabaretu pod Wyrwigroszem powtarza na koncertach, że nie będzie żartował z polityków, bo nie jest w stanie wymyślić nic śmieszniejszego niż oni sami. – Innym powodem, przez który kabarety niechętnie sięgają po politykę, jest krótki żywot takich żartów i konieczność nadążania za politykami i ich absurdami. A to pociąga za sobą ciągłe wymyślanie czegoś nowego – dopowiada Rybarski.
Ale politycy potrafią żartować na swój temat. Kiedyś z obozu PiS, który właśnie stracił władzę, wypłynął taki dowcip: „Przez lata śmiano się z rządzących, czas to zmienić i kpić z opozycji”. Żart nie śmieszył jednak prawicowych polityków. Był skargą, że są niesprawiedliwie traktowani przez kabareciarzy. Zastanawiam się, czy polityczna satyra w Polsce jest rzeczywiście jednego koloru. Krzysztof Daukszewicz, piosenkarz i kabareciarz, występujący na stałe w programie satyrycznym „Szkło kontaktowe” w TVN24, odpiera takie zarzuty. – Oczywiście, że się śmiałem z PO. Mało tego, zdarzało się, że po emisji „Szkła” wydzwaniał do mnie Stefan Niesiołowski z pretensjami, co się go tak czepiam. Kłopot z obecną opozycją jest taki, że wielu polityków jest bezbarwnych. A PiS z reguły dostarcza groteskowe postaci. Sasin, Suski czy Czarnek sami się pchają do piosenek – uważa Daukszewicz.
Polityka dzieli społeczeństwo. Kabaret go nie poskleja. – Nie ma w tej chwili żartu politycznego, który śmieszyłby obie strony – podkreśla Jacek Fedorowicz, aktor, kabareciarz, twórca programów satyrycznych „60 minut na godzinę” i „Dziennik Telewizyjny”. – I trudno to zmienić. „Na bieżąco” może najwyżej sprawić frajdę jednej stronie, oburzając drugą. Skecz Neo-Nówki wzbudził – według mnie zasłużony – aplauz widowni, ale zapewniam, że zwolennicy prezesa oglądali to z zaciśniętymi zębami i bez uśmiechu. Jeżeli w ogóle oglądali.
Branża zasadniczo nie dopatruje się w skeczu Neo-Nówki niczego zdrożnego. To był granat rzucony w publiczność – tak twierdzi Daukszewicz – i stąd te dyskusje, stąd taki rozgłos. No i podział na rozbawionych i oburzonych. – Oburzeniem zareagowali ci, o których jest ten skecz – dodaje Piotr Bukartyk, autor i kompozytor piosenek, a także artysta kabaretowy. I zauważa, że „Wigilia 2022” to po prostu reakcja twórców skeczu na rzeczywistość, a nie wynik koniunkturalnej kalkulacji, aby przypochlebić się politykom i ich wyborcom. – Neo-Nówka nigdy nie rezygnowała z poruszania tematów społecznych. I ja taką postawę doceniam. „Wigilia” nie jest więc niczym nowym w wykonaniu kolegów. Zawsze tak reagowali, z tą różnicą, że tym razem przekaz wymagał wyostrzenia – uważa.
W skeczu Neo-Nówki faktycznie padają grube słowa – nie każdy uprawia satyrę w takim stylu. – Nigdy nie mówię do odbiorcy wprost. Ale może te czasy wymagają brutalniejszego języka? I może z tego wzięło się powodzenie Neo-Nówki – zastanawia się lider Kabaretu Moralnego Niepokoju.

Coraz smutniejsze Opole

Na pewno minęły czasy telewizyjnej świetności kabaretów. W latach 90. opanowały telewizję. Publiczny nadawca dostrzegł w rozśmieszaniu społeczeństwa misję. TVP 1 przez 15 lat pokazywała „Śmiechu warte”, a Dwójka emitowała na antenie „Lalamido”. Prywatne stacje też dostrzegły komercyjny potencjał w promowaniu satyryków: TVN przez 10 sezonów nadawał „Maraton uśmiechu”, a Polsat zapraszał przed ekrany na spotkanie z „Dyżurnym satyrykiem kraju”. W końcu ten format się wyczerpał. Gdzie więc można się wyśmiać przed kamerami? Na ogół podczas dużych festiwali (Festiwal Kabaretu w Koszalinie, na którym w te wakacje „zabłysnęła” Neo-Nówka, do 2017 r. transmitowała TVP 2). Podczas Top of the Top w Sopocie w bloku Comedy Fest wystąpili m.in. satyrycy „Szkła kontaktowego”, Jerzy Kryszak, Marcin Daniec czy znana z Kabaretu Moralnego Niepokoju Katarzyna Pakosińska.
Kabarety pojawiły się także w Opolu (Kabaret Skeczów Męczących, Kabaret Młodych Panów czy Kabaret Moralnego Niepokoju), ale nie w czerwcowym terminie festiwalowym, tylko miesiąc wcześniej – w ramach trasy Polska Noc Kabaretowa. Na opolskim festiwalu kabaretonu nie ma od kilku sezonów. Do 2015 r. odbywały się występy satyryków na żywo, później wyparły je widowiska muzyczne albo koncerty piosenek literackich i kabaretowych. W tym roku na opolskim festiwalu „rodzinę satyryków” reprezentowali Kabaret OT.TO, Andrzej Rosiewicz oraz Jan Pietrzak – z piosenką, bez uszczypliwych monologów. Kiedyś satyra była gwoździem programu festiwalu w Opolu – tu rozwijały skrzydła Kabaret Tey czy Pod Egidą. Teraz wielu kabareciarzy omija opolską imprezę szerokim łukiem z powodu – jak przyznają zainteresowani – patronatu „partyjnej telewizji publicznej” nad tym wydarzeniem. – Trudno robić kabaret w Opolu. Dotąd wyśmiewano tam władzę. A teraz trzeba by było śmiać się z opozycji. To nie leży w naturze satyryków – komentuje Górski. – Żaden szanujący się artysta nie wystąpi w opolskim kabaretonie. Mnie swego czasu gorąco namawiano, ale dyplomatycznie odmówiłem: „Nie wiem, co będę robił w tym terminie, ale zapewne będę chory” – tłumaczy Bukartyk.
Ale artyści szanują pracę i pieniądze. I zasady, „że w telewizji promującej czerwony pasek i rzeczywistość równoległą się nie występuje”, idą wtedy na bok. – Nie mogę podać źródła informacji, ale wiem, że stawki za obecnej władzy w TVP są kosmiczne. Za jeden udział w programie cyklicznym kabareciarz ze średniej ligi dostaje 25 tys. zł. Próżno więc wyczekiwać w tej telewizji żartów z władzy, która tak dobrze płaci – mówi Rybarski. I dodaje, że sam kilkukrotnie odmówił występu w TVP.
Ale nawet tam żarty się jednak zdarzają. Na festiwalu opolskim w 2016 r. sytuacja wymknęła się spod kontroli, bo Elektryczne Gitary zaśpiewały „Killera lepszego sortu”. Do znanego przeboju Kuba Sienkiewicz dodał nieoczekiwanie nową zwrotkę: „Polska w ruinie, siedzę na minie, kiedy to minie? / Same zakręty, Kiler wyklęty, Kiler skazany / Na dobre zmiany / Czy to dla sportu, lepszego sortu / W tej kategorii nowej historii / Jak naród Polan powstaje z kolan / I Łuk Triumfalny”.
Zaktualizowany „Killer” szedł na żywo, więc nikt nie mógł interweniować czy opóźnić emisji. – Mój żart służył wytknięciu języka manipulacji, który dla wielu Polaków jest obraźliwy, tak samo jak obraźliwe są określenia „Polska w ruinie” czy „gorszy sort”, ponieważ wielu ludzi pełniących również funkcje publiczne zrobiło wiele, aby nasz kraj lepiej wyglądał i funkcjonował. Obrażanie ich nie było w porządku. Dlatego musiałem to wytknąć, nie mogłem się powstrzymać – przyznaje Sienkiewicz.

Za komuny było śmieszniej

– Znam doskonale ten rodzaj determinacji – mówi mi Krzysztof Daukszewicz, kiedy wspominam opolski koncert Elektrycznych Gitar. – Wykonałem kiedyś podobny numer na koszalińskim festiwalu pokazywanym w Dwójce. Rządziła nią wtedy Nina Terentiew, a rządem – Leszek Miller. Usłyszałem przed występem: „Ani słowa o polityce”, więc na próbie zaśpiewałem inną piosenkę, a na koncercie wykonałem pastisz utworu Seweryna Krajewskiego „Uciekaj moje serce”. Bohaterem tekstu był Miller, lecz refren pozostał niezmieniony: „Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd”. Piosenka poszła na żywo. Zrobiła się afera. Po koncercie moje drogi z „carycą polskiej rozrywki” rozeszły się definitywnie – opowiada Daukszewicz.
Jego zdaniem telewizyjna satyra „zdechła” za pierwszych rządów PiS, a kiedy do władzy doszła PO, nic się pod tym względem w TVP nie zmieniło. Pojawiła się za to cenzura. – Odbierałem telefony od telewizyjnych decydentów i słyszałem: „Panie Krzysiu, gdyby mógł pan podesłać, co zamierza śpiewać…”. Po przeczytaniu tekstu, który był niewygodny, dzwonili, że tekst nie pasuje do koncepcji programu – wspomina Daukszewicz. Jego zdaniem „za komuny” było śmieszniej, a wraz z nastaniem demokracji ludzie doszli do wniosku, że nie ma sensu niczego nikomu wytykać, bo od teraz będzie już „tylko mądrzej”, dlatego żarty z polityków bywają uważane za „w złym tonie”.
Celem organizatorów, którzy zapraszają kabareciarzy, jest więc kontrolować przekaz. – W telewizji musimy dawać teksty na co najmniej miesiąc przed planowanym programem i tam już jest pełna ingerencja w to, co powiemy czy zaśpiewamy. Kiedyś z programu telewizyjnego skreślono mi kawałek „Wieże dwie”. Redaktor powiedziała, że piosenka rozwaliłaby system. Ale obiecała, że jak się zmieni władza, to na pewno dla piosenki znajdzie się miejsce na antenie – opowiada współtwórca Kabaretu pod Wyrwigroszem.
Bukartyk kilka lat temu naraził się mediom publicznym. Był czas, kiedy gościł z gitarą w audycji „Zapraszamy do Trójki” u Wojciecha Manna, gdzie co tydzień prezentował nową piosenkę. W pewnym momencie obecność Bukartyka na antenie przestała być pożądana, ale nie przez słuchaczy. – Ktoś z decydentów Trójki zadzwonił do Wojtka z sugestią, abym w swoich piosenkach łagodniej wypowiadał się o rządzących. Po czym zagrałem na żywo kawałek „Hej, hej, hej” – o osobach znikających z anteny. Stałem się więc persona non grata w Trójce, ale nadal przychodziłem do Wojtka. Zapowiadał mnie jako starego znajomego, którego właśnie zobaczył za oknem, więc prosił, żebym wpadł, skoro już przechodzę. I nadal dyskutowaliśmy. Później powstał Duet Egzotyczny Bukman, a w końcu przenieśliśmy się do Radia Nowy Świat – opowiada Bukartyk.
Ale cenzura, jak mówią satyrycy, nie dotyczy tylko występów w mediach publicznych. – Współpraca z każdą telewizją, nawet niepubliczną, zaczyna się od informacji, że ma nie być polityki. Więc żarty polityczne dzisiaj są dla odważnych albo dla silnych marek kabaretowych, tudzież nazwisk z mocną pozycją, które mogą sobie pozwolić na ryzyko skazania na banicję. Na pewno Neo-Nówka do takich grup należy – twierdzi Rybarski.
Obawa przed cenzurą przybiera formę ostrożności i kalkulacji. Współtwórca Kabaretu pod Wyrwigroszem przed występem robi rozeznanie, kto usiądzie na widowni, kto jest organizatorem, jaka frakcja rządzi w mieście i czy ma poczucie humoru na swój temat. Ostatnio coraz częściej w umowach pojawia się paragraf o zakazie żartów politycznych. Oglądam taką umowę: „Wykonawca oświadcza, że przygotowany repertuar nie będzie obejmował akcentów politycznych zarówno w ujęciu krajowym, jak i międzynarodowym oraz lokalnym”. – Nie wyobrażam sobie wykastrowanego z żartów występu i zawsze przed koncertem upewniam się, co twórca umowy miał na myśli. Przeważnie chodzi mu o dupochron. W większości przypadków otrzymuję od włodarzy ustne przyzwolenie na żarty polityczne, ale znamienne jest to, co mówią: „Panie Łukaszu, tylko tak nie za mocno, żeby nas tu wszystkich z pracy nie powyrzucali” - opowiada Rybarski.
Uprawianie polityki przez kabarety rzeczywiście bywa nie do zniesienia przez część odbiorców. Robert Górski opowiada mi o koledze z branży, który napisał sztukę dla objazdowego teatru, w której pojawiły się żarty z PiS. Grupa pojechała w Polskę, ale nie miała dobrego przyjęcia. Artyści poprosili więc autora, aby wyciął albo chociaż stonował newralgiczne fragmenty, bo widowni ubywa, a oni przecież grają, żeby zarobić.

Karykatury się nie skarykaturuje

Czy w ogóle jest możliwe opowiadanie dowcipów bez oglądania się na politykę? Moi rozmówcy wskazują na scenę zielonogórską oraz działający na przełomie lat 80. i 90. Kabaret Potem. Jego „Bajki dla potłuczonych” były komiczną rozprawą ze śmiertelnie poważnym etosem rycerza czy księżniczki uwięzionej w wieży. Artyści uciekali od polityki, skupiali się na przełamywaniu konwencji, na zabawie słowem. Po pewnym czasie założyli działający do dziś Kabaret Hrabi. Inne przykłady? Kabaret Mumio żonglujący absurdem – nie tylko na scenie, lecz także w reklamach telewizyjnych sieci komórkowych.
Od polityki dystansuje się na ogół Kabaret OT.TO. – Od kilku już lat unikamy tematów, które dzielą Polaków. Nie chcemy opierać twórczości na krytyce i złych emocjach. Co do nawyków branży trudno mi się wypowiadać, bo jesteśmy trochę na marginesie, lawirując między estradą muzyczną a kabaretową. Jednak z moich obserwacji wynika, że współczesne kabarety bardziej zajmują się socjologiczną obserwacją głównie wad stereotypowych Polaków niż analizą sceny politycznej – twierdzi Wiesław Tupaczewski, założyciel OT.TO.
Ale czy ludzie potrzebują oddechu? Jest takie powiedzenie, że jeśli próbuje się uciec do polityki, to polityka prędzej czy później i tak nas dogoni. Teraz akurat dogoniła. – Widzowie chcą posłuchać o węglu, cukrze, o zatrutej Odrze. Abstrakcyjne tematy nie są w cenie. A im więcej jest propagandy w TVP, tym większy głód prawdy po stronie odbiorców. I satyra ich zaspokaja – tłumaczy Górski.
Tylko czy kabarety z politycznym przesłaniem są do tego potrzebne? Może politycy już nie podlegają satyrycznej ocenie, bo wieloma publicznymi wypowiedziami sami się ośmieszają? – Z moich doświadczeń: politycy pierwszych lat po odzyskaniu niepodległości jeszcze wiedzieli, co to wstyd, kompromitacja, niewiedza, strach przed ośmieszeniem czy strach, że im ktoś udowodni kłamstwo. Robiłem wtedy program w TV polegający na celowych i jawnych manipulacjach: brałem wypowiedź polityka, logiczną, sensowną, ale wstawiałem pytanie, które zmieniało kontekst wypowiedzi i wychodziło na to, że polityk powiedział bzdurę. Z biegiem lat politycy sami z siebie stopniowo mówili coraz większe bzdury i w pewnym momencie ten typ żartu stracił sens, bo nie dawało się tych bzdur przeskoczyć. Karykatury się nie skarykaturuje – uważa Jacek Fedorowicz.
Satyrycy zapewniają, że nie zamierzają unikać drażliwych tematów. Czy to się komuś podoba, czy nie. – Programy kabaretowe piszą ludzie inteligentni i wolni. Robią to z troski o kraj. Dopóki Chuck Norris nie zgra całego internetu na dyskietkę, nie zamknie jej w szufladzie, a następnie nie wstąpi w szeregi PiS, jestem spokojny o kabareciarzy i o wolność słowa – mówi w swoim stylu Bukartyk. ©℗
Współpraca z każdą telewizją, nawet niepubliczną, zaczyna się od informacji, że ma nie być polityki. Więc takie żarty są dziś dla odważnych albo dla silnych marek kabaretowych, które mogą sobie pozwolić na ryzyko banicji