Nie tak dawno temu pisałem o strukturalnych problemach ukraińskiej gospodarki, które – nawet przy założeniu, że rosyjska inwazja niedługo się zakończy – mogą bardzo utrudnić naszym sąsiadom powrót do normalnej ścieżki rozwoju. Badacze tego zagadnienia, jak były główny ekonomista Banku Światowego Simeon Djankow i ukraiński analityk Ołeksij Blinow, nie odpuszczają tematu. W swojej nowej pracy przyglądają się demografii kraju. I nie wygląda to – ich zdaniem – zbyt dobrze.

We współczesnej ekonomii demografia jest zagadnieniem pierwszoplanowym. Dawno, dawno temu – przed rewolucją przemysłową – wzrost gospodarczy i wzrost populacji szły ze sobą (w zasadzie) w parze. Co niektórych myślicieli (np. Malthusa) doprowadziło wręcz do wniosku, że zbyt duży przyrost naturalny nie pozwala na odpalenie maszynerii szybkiego wzrostu. Z drugiej strony wielu współczesnych autorów – choćby ekonomista Oded Galor (jego nową książkę recenzowałem przed tygodniem) – uważa, że bez osiągnięcia przez ludzkość odpowiednio dużych rozmiarów, nie byłoby szans na rewolucję przemysłową czy globalizację.
Współczesny świat idzie jednak w kierunku ograniczania przyrostu naturalnego. Wiele krajów rozwiniętych doszło na tym polu wręcz do przeciwległej ściany. Grozi im depopulacja, która stanowi czynnik hamujący tempo rozwoju gospodarczego. Do takich państw należy właśnie Ukraina. I to nie od dziś.
W 1990 r. – czyli u progu państwowości – mediana wieku mieszkańców Ukrainy wynosiła 35 lat. Na początku 2022 r. – jeszcze przed wybuchem wojny – sięgała już 41 lat. Liczba urodzeń stale spadała przez całą dekadę lat 90. Około 2000 r. zaczęło się odbicie, które trwało do lat 2013–2014. Następnie – także z powodu wybuchu pierwszej wojny o Donbas – dzieci znów rodziło się coraz mniej. Na dodatek w latach 2019–2021 (COVID-19) znacznie zwiększyła się śmiertelność. Efekt jest taki, że w 2020 r. populacja Ukrainy skurczyła się o 320 tys. ludzi. A w 2021 r. ubytek populacji sięgnął 442 tys.
Wpływ rosyjskiej inwazji na demografię nie jest jeszcze w pełni znany. Na razie wiemy tylko, że (według danych UNHCR z 28 czerwca) od początku wojny granicę kraju przekroczyło ponad 8 mln ludzi i prawie 5,5 mln z nich wciąż przebywa poza ojczyzną. To oznacza, że od lutego populacja Ukrainy zmniejszyła się o jakieś 12–15 proc. Co gorsza (zwłaszcza z demograficznego punktu widzenia) większość dorosłych uchodźców stanowią kobiety. Nawet gdyby przyjąć konserwatywne założenie, że po wojnie za granicą zostanie 15 proc. z nich, i tak będzie to miało negatywny wpływ na tendencje demograficzne – również na relację osób w wieku produkcyjnym i nieprodukcyjnym. I to przez lata.
Djankow i Blinow przypominają, że zagadnienia demograficzne mają olbrzymie znaczenie w kontekście odbudowy krajów zniszczonych wojną. Dzieje się tak dlatego, że konfliktom zbrojnym towarzyszy nieuchronne niszczenie kapitału przemysłowego i finansowego (co też jest strategicznym celem Rosji). W literaturze często przywoływany jest przykład powojennych Niemiec, a więc kraju, który dobrze poradził sobie z odbudową m.in. dzięki sprzyjającym czynnikom demograficznym, tj. wysokiemu przyrostowi naturalnemu i przyjęciu ogromnej liczby uchodźców z terenów utraconych przez Rzeszę Niemiecką na Wschodzie. Niestety Ukraina nie może liczyć ani na jedno, ani na drugie. Pozostaje jej więc podjęcie kroków politycznych mających na celu odwrócenie niekorzystnych trendów. Problem w tym, że we współczesnym świecie rozwiniętym brak dobrych i sprawdzonych patentów na takie cuda.
W 1990 r. – czyli u progu państwowości – mediana wieku mieszkańców Ukrainy wynosiła 35 lat. Na początku 2022 r. sięgała już 41 lat. Liczba urodzeń stale spadała przez całą dekadę lat 90. Około 2000 r. zaczęło się odbicie, które trwało do lat 2013–2014. Następnie dzieci znów rodziło się coraz mniej. W 2021 r. ubytek populacji sięgnął 442 tys.