Sceptycyzm Czechów wobec Rosji nie zaczął się 24 lutego i można mieć nadzieję, że nie zakończy się wraz z działaniami wojennymi. A o to można podejrzewać Francuzów

Długo przed 24 lutego było wiadomo, że dla mieszkańców zachodniej części Starego Kontynentu Rosja to ważny partner biznesowy, który zapewnia tanie surowce i sponsorów dla klubów piłkarskich, a sami Rosjanie byli tam postrzegani jako zamożni i kulturalni ludzie nabywający nieruchomości w prestiżowych miejscach. Dla większości krajów Europy Środkowej i Wschodniej Rosja to przede wszystkim agresywny reżim, który bywa przyjazny i kulturalny tylko po to, by zebrać siły i zbudować sobie siatkę sojuszników. Wojna w Ukrainie jedynie wyciągnęła na wierzch tę różnicę w perspektywie. Słowa prezydenta Francji, zgodnie z którymi należy wspierać Ukrainę możliwie delikatnie, by przypadkiem „nie upokorzyć Rosji”, w naszym regionie zostały odebrane jako powrót do polityki appeasementu, czyli ustępstw wobec imperialnych zapędów agresywnego reżimu. Tyle że już 1 lipca Francuzi kończą swoją prezydencję w Radzie Unii Europejskiej, a zastąpią ich Czesi.

„Ne” dla Rosatomu

Różnice w podejściu do wojny między odchodzącą a nową prezydencją widać chociażby w publicznych wystąpieniach czołowych polityków znad Wełtawy. Minister spraw zagranicznych Jan Lipavský (z lewicującej Czeskiej Partii Piratów) w programie Terezie Tománkovej w CNN Prima News jednoznacznie wyraził swój sceptycyzm wobec słów prezydenta Francji. „Rosja jest agresorem, więc nie powinniśmy się przejmować tym, jak jej nie upokorzyć lub nie poniżyć. Macron prawdopodobnie nie rozumie, że Putina nie interesuje, jak jest odbierany na Zachodzie” – stwierdził. Wspomniał o konferencji w Monachium, podczas której pozbawiono Czechosłowację części terytorium, by ułagodzić Niemców. Powtórka z tamtej historii jest niedopuszczalna. „Negocjacje pokojowe powinny być prowadzone przez samych Ukraińców, a my musimy utrzymać ich w grze” – dodał polityk.
Według Lipavskiego dostawy broni nad Dniepr – nawet jeśli uszczuplają bieżące zasoby ich armii – wzmacniają bezpieczeństwo Czech, hamując ekspansję Kremla. „Może nam ona zalegać w magazynie albo może pomagać Ukraińcom” – powiedział minister, dodając, że większe i zamożniejsze państwa UE, w tym Niemcy, powinny bardziej wspierać Kijów.
Czechy robiły to jeszcze przed rozpoczęciem przez Rosję działań wojennych. W styczniu bezpłatnie przekazały Ukrainie 4 tys. sztuk pocisków artyleryjskich. Na początku marca, a więc już w trakcie wojny, nad Dniepr trafiły z Pragi karabiny szturmowe i maszynowe, a w ostatnim czasie także broń ciężka, m.in. czołgi T-72 i bojowe wozy piechoty. I to pomimo ostrzegawczych not ze strony Rosji, że nie mają zgody na wysyłkę nad Dniepr broni radzieckiej produkcji. Czesi w odpowiedzi do czołgów i BWP dorzucili jeszcze śmigłowce bojowe Mi-24.
Generalnie można na nich liczyć także w zakresie wprowadzania wymierzonych w Rosję sankcji, chociaż w przypadku embarga na ropę Czechy zapewniły sobie wyłączenie dla rurociągu Przyjaźń i okres przejściowy na import produktów rafineryjnych. Od początku popierały jednak odcięcie rosyjskich banków od SWIFT. Jako jedno z pierwszych w Europie państw zamknęły niebo przed rosyjskimi samolotami. Do tego doszły mniej znaczące, ale efektowne działania, takie jak zamiana nazwy ulicy, przy której znajduje się rosyjska ambasada, na Bohaterów Ukrainy.
W zeszłym roku, jeszcze za premiera Andreja Babiša, Praga wydaliła 18 rosyjskich dyplomatów w związku z dwoma wybuchami w składzie amunicji we Vrběticach. Przy okazji Czechy wykluczyły także rosyjskie i chińskie podmioty z przetargów na budowę bloku jądrowego w Dukovanach. Rosyjskosceptyczna postawa Czechów nie zaczęła się więc 24 lutego i można mieć nadzieję, że nie zakończy się wraz z działaniami wojennymi nad Dnieprem, o co niestety można podejrzewać Francuzów.

„Ano” dla Ukrainy

Jednym z głównych punktów agendy Czech na czas ich prezydencji w UE jest oczywiście wojna w Ukrainie i wszystko, co się z nią wiąże. Znów widać dużą zbieżność interesów między Warszawą a Pragą, która zamierza m.in. zabiegać o uruchomienie wsparcia finansowego dla państw przyjmujących uchodźców. Według premiera Petra Fiali Czesi mają ich u siebie 360 tys., więc proporcjonalnie tyle samo co Polska („Potrzebne są nam realne zastrzyki finansowe, które pomogą nam sobie poradzić z zapewnianiem potrzeb uchodźców” – stwierdził premier podczas rządowych konsultacji polsko-czeskich w czerwcu). Poza tym Czesi planują zaangażować się w zbieranie funduszy na odbudowę Ukrainy po wojnie.
Jeśli wysiłek wojenny Ukraińców nie ma iść na marne, to powinni nie tylko obronić swoją państwowość, lecz także zapewnić sobie otwartą drogę do integracji ze strukturami Zachodu, a w szczególności z UE. To właśnie dążenie do Europy jest ością w gardle Kremla, a dla Ukraińców jedną z głównych motywacji do walki. Zarzewiem słynnego Euromajdanu z przełomu 2013 i 2014 r. była decyzja ówczesnego prezydenta Janukowycza o niepodpisaniu umowy stowarzyszeniowej z UE. Od tamtego czasu proeuropejskie postawy nad Dnieprem jeszcze się upowszechniały, m.in. dzięki otwarciu unijnego rynku dla pracowników z Ukrainy, którzy przywozili do domu nie tylko euro, złote i korony, lecz także przeświadczenie, że można żyć lepiej i zasobniej. Z punktu widzenia Kremla integracja ta zagraża całej koncepcji ruskiego miru, gdyż zachęci inne narody byłego ZSRR do wyboru demokratycznej drogi, zamiast gospodarczej stagnacji i politycznego zamordyzmu. Co zresztą już się dzieje, gdyż swoje europejskie aspiracje zgłosiły także Mołdawia i Gruzja.
Szczególnie ważne jest więc dla Ukraińców uzyskanie statusu kandydata. Nawet jeśli to gest symboliczny – nie decyduje o przyszłej akcesji, a same negocjacje można prowadzić i bez tego – to będzie miał olbrzymie znaczenie chociażby dla morale. Wicepremier Ukrainy Olha Stefaniszyna stwierdziła nawet, że odmowa statusu kandydata będzie odebrana jako zdrada. Zachód jest wobec szybkiej ścieżki dla Ukrainy dosyć sceptyczny. Oficjele francuscy opowiadają o dekadach, snując plany jakichś alternatywnych wobec UE bytów. Niejednoznacznie wypowiadają się również Niemcy. „Scholzowi udała się trudna sztuka poskąpienia jasnych słów bardziej niż ciężkiej broni. W sprawie historycznej decyzji, jaką jest utorowanie Ukrainie – na pewno trudnej – drogi do UE, powinien postępować inaczej” – napisał dziennik „Sueddeutsche Zeitung”, komentując wystąpienie kanclerza w Bundestagu.
Czesi wypowiadają się jasno. Premier Fiala podczas kwietniowej wizyty w Warszawie zapewnił, że wspólnie z Polakami będą naciskać na państwa Europy, by zgodziły się na przyznanie statusu kandydackiego Ukrainie. Sprawa ta znalazła się również w agendzie na nadchodzącą prezydencję.

Energetyka i bezpieczeństwo

Praga zamierza się również skupić na bezpieczeństwie energetycznym. Jednym z jego filarów ma być zapewnienie UE niezależności od dostaw ze Wschodu, co jest zresztą zgodne z unijnym planem REPowerEU, według którego Europa miałaby zrezygnować z rosyjskich paliw do końca dekady. Czeska prezydencja zamierza więc pracować nad rozwiązaniami osłonowymi (w związku z wysokimi cenami energii), jak i wspólnymi zakupami gazu oraz stanem magazynów, które według unijnego planu powinny być zapełnione do 1 października. Pod względem energetyki Czechy w dużej mierze przypominają Polskę – są jednym z największym emitentów CO2 w Europie. Według electricityMap 13 czerwca produkowali jedną trzecią energii elektrycznej z węgla, co było drugim największym wynikiem w UE. Oczywiście po Polsce. W zakresie energetyki i polityki klimatycznej mamy więc wspólnotę problemów, chociaż nad Wisłą są one większe, bo Praga rozwija energetykę jądrową, budując nowy blok w Dukovanach.
Macron chciałby zacieśniać integrację wokół wspólnej waluty i stworzyć osobny budżet dla państw eurogrupy. Praga wstrzymuje się z przyjęciem europejskiego pieniądza. Pod koniec 2021 r. czeski bank centralny opublikował analizę skutków ewentualnego wprowadzenia euro i chociaż nie sformułował konkretnego stanowiska, to przedstawił czynniki przemawiające przeciw unijnej walucie. Wśród nich znalazły się m.in. utrzymująca się duża różnica w cenach (w Czechach to 77 proc. średniej UE, w strefie euro 106 proc.), jak również bardzo wysoki udział przemysłu w PKB (aż 29 proc. w Czechach i tylko 19 proc. w strefie euro). W obu tych kwestiach bardzo przypominamy naszego sąsiada. Ceny w Polsce to zaledwie 60 proc. średniej unijnej, a przemysł odpowiada za 25 proc. naszego PKB. W kwestii wspólnej waluty stoimy niemal na jednej pozycji – bardzo odległej od paryskiej.
Czesi zamierzają też skupić się na obszarze bezpieczeństwa. Celem prezydencji będzie zwiększenie możliwości wojskowych UE, ale w ramach współpracy euroatlantyckiej, a nie jako alternatywa dla NATO. Także z naszego punktu widzenia kluczowe jest, by negocjowany właśnie Kompas Strategiczny, czyli unijna polityka bezpieczeństwa zewnętrznego, był kompatybilny z Sojuszem, a nie konkurencyjny wobec niego. Suwerenność strategiczna Europy powinna zakładać uniezależnienie się od Rosji i Chin. Francuzi i Niemcy najpewniej chcieliby się jeszcze uniezależnić od USA, a to już dla państw naszego regionu, korzystających z parasola wojskowego Amerykanów, byłoby bardzo niekorzystne.
Oczywiście czeska prezydencja nie przyniesie żadnego niesamowitego przełomu w UE czy nawet w naszych dwustronnych relacjach. Zbliżenie między Warszawą i Pragą to efekt zbiegu okoliczności politycznych (ODS obecnego premiera Fiali należy do tej samej frakcji w PE co PiS) oraz geopolitycznych – wojna w Ukrainie zbliżyła wszystkie państwa regionu poza Węgrami. Prezydencja w Radzie UE ma zresztą w dużej mierze charakter organizacyjny, więc państwo ją sprawujące ma bardzo ograniczone możliwości wpływu na pozostałe. Nie mówiąc już o tym, że obecnie prezydencję sprawuje się trójkami – co oznacza tyle, że cele nakreśla się nie tylko na 6, lecz także na 18 miesięcy. W obecnej trójce są jeszcze bliscy nam pod wieloma względami Szwedzi (przejmą prezydencję 1 stycznia 2023 r.), ale też wciąż Francuzi. Nie zmienia to tego, że przejęcie pałeczki przez bliski nam obecnie rząd w Pradze daje nadzieję, że w nadchodzącym półroczu głos naszego regionu w Radzie UE będzie lepiej słyszalny. Warto byłoby wykorzystać tę szansę do przeforsowania przynajmniej jednej lub dwóch korzystnych decyzji – chociażby mocniejszego wspierania Ukrainy.