Wprowadzamy kolejne sankcje, ale Moskwa i tak ma sporą nadwyżkę finansową. Wciąż kupując rosyjską ropę czy gaz, płacimy za bomby spadające na Mariupol.

Ursula von der Leyen zapowiedziała 5 kwietnia zakaz importu węgla z Rosji, co będzie kosztować kremlowski reżim około 4 mld euro rocznie. Nowymi restrykcjami ma też zostać objęty transport drogowy i morski, a kolejni rosyjscy oligarchowie mają trafić na czarną listę. Aby sankcje weszły w życie, muszą zostać zaakceptowane przez wszystkie państwa członkowskie. Pakiet ma zostać przegłosowany w najbliższych dniach.
Na dzień przed wystąpieniem przewodniczącej KE prezydent Francji Emmanuel Macron mówił, że „to, co wydarzyło się w Buczy, wymaga nowego pakietu sankcji i bardzo wyraźnych środków”. Wspomniał o ewentualnym embargu na import ropy i gazu. Choć więc takich propozycji brakuje w zapowiedziach KE, prawdopodobnie rozmowy na ten temat toczą się w europejskich kuluarach.
Fale restrykcji
To już piąty pakiet sankcji nałożony na Rosję w związku z inwazją na Ukrainę. Pierwszy został uruchomiony jeszcze przed atakiem rosyjskich wojsk, w odpowiedzi na decyzję Federacji Rosyjskiej o uznaniu niekontrolowanych przez rząd obszarów obwodów donieckiego i ługańskiego za niezależne podmioty oraz o wysłaniu tam armii. 25 lutego, dzień po rozpoczęciu działań zbrojnych, UE zamroziła aktywa prezydenta Władimira Putina i ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa oraz nałożyła sankcje na członków Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. W kolejnych dniach wspólnota zakazała rosyjskim przewoźnikom lotów nad przestrzenią powietrzną UE. W następnym pakiecie znalazło się m.in. wykluczenie siedmiu rosyjskich banków z systemu transakcyjnego SWIFT. Kilka dni później to samo spotkało banki białoruskie. Poszerzono też do niemal 900 grono osób objętych obostrzeniami. Kolejny pakiet oznaczał ograniczenia w handlu żelazem i stalą. USA i Wielka Brytania nałożyły swoje embarga na rosyjskie ropę i gaz. Zachód zamroził ponad 600 mld dol. rosyjskich rezerw walutowych.
Jednym z bardziej dotkliwych obostrzeń było ograniczenie możliwości importu przez Rosję wysokich technologii. Uważa się, że obecnie jest ona najbardziej izolowanym gospodarczo krajem świata. Wyprzedziła nawet Koreę Północną. Pod naciskiem opinii publicznej z terenu Federacji wycofały się setki międzynarodowych korporacji. Wraz z nimi również technologie i know-how. Wiele z firm zdecydowało się pomóc w wyjeździe swoim rosyjskim pracownikom. Szacuje się, że z Rosji od początku inwazji uciekło nawet ponad 200 tys. osób – głównie zatrudnionych w sektorze technologicznym, inżynierów, czyli świetnie wykształconych przedstawicieli klasy średniej. Exodus o takiej skali przez międzynarodową prasę jest określany jasno jako gospodarczy drenaż mózgów. Negatywne skutki tego procesu będą się odbijać na rosyjskiej gospodarce przez lata.
Załamanie i odbicie
Polski Instytut Ekonomiczny na początku marca liczył, że wprowadzone sankcje tylko w ciągu tego roku będą dla Rosji oznaczały obniżenie PKB o 15–20 proc. Chodziło o efekty wprowadzenia „zaledwie” trzeciego pakietu obostrzeń. W pierwszej połowie marca instytucja szacowała już, że przez pierwsze dwa tygodnie wojny rosyjska gospodarka straciła 15 mld dol. Do końca roku straty miałyby przekroczyć 250 mld dol., co stanowi odpowiednik dwuletnich dochodów budżetowych Polski. PIE uważa również, że do 21 marca 2022 r. majątek objętych sankcjami 28 najbogatszych oligarchów był wart niemal 150 mld dol. To nie znaczy, że wszystkie te środki zostały objęte sankcjami, a tym bardziej nie oznacza, że oligarchowie zostali ich trwale pozbawieni. To pokazuje tylko skalę zamożności osób, których dotknęły obostrzenia.
Konsekwencją sankcji były gwałtowne spadek kursu rubla i wzrost inflacji. Według cytowanych przez PIE oficjalnych danych w ciągu zaledwie trzech tygodni od rozpoczęcia inwazji ceny w Rosji wzrosły o ponad 5 proc. Jeszcze w lutym inflacja w tym kraju wynosiła ponad 9 proc. W odpowiedzi na zbliżającą się katastrofę gospodarczą bank centralny podniósł stopy procentowe z 9,5 proc. do 20 proc. Zakazano też mieszkańcom wypłacania w twardej walucie depozytów powyżej 10 tys. dol.
W pierwszej fali paniki Rosjanie – ci bogatsi oczywiście – rzucili się do kupowania samochodów, laptopów, telefonów i innych gadżetów. Robili to z prostego powodu – takie inwestycje wydawały się lepsze niż trzymanie na kontach tracącego na wartości rubla.
Jednocześnie ratingi Rosji osiągnęły wartości śmieciowe i jeszcze w połowie marca wydawało się, że bankructwo agresora jest kwestią najbliższych dni. Do tego jednak nie doszło. Co więcej, rubel zaczął się umacniać i obecnie jego kurs względem dolara jest tylko niewiele niższy niż przed inwazją.
– Rosja cały czas ma nadwyżkę w handlu zagranicznym, a co za tym idzie, ma również środki, którymi może spłacać odsetki od swojego długu. To, że nie zbankrutowała, wcale nie jest więc dziwne, ale też pokazuje, że sankcje są dziurawe – mówi Wojciech Paczos, ekonomista z Cardiff University.
Szacuje się, że przychody ze sprzedaży surowców stanowią około 40 proc. federalnego budżetu. Europa jest przy tym odbiorcą niemal 60 proc. rosyjskiego gazu i połowy rosyjskiej ropy. Kremlowski reżim sprzedaje nam surowce, za które nie tylko spłaca zaciągnięte na międzynarodowych rynkach zobowiązania, lecz też produkuje bomby, które spadają na Mariupol czy Hostomel. Czy oznacza to, że sankcje są nic niewarte?
– Paradoksalnie to, że Rosja nie zbankrutowała, nie ma większego znaczenia ekonomicznego. Bo co właściwie idzie za bankructwem kraju, czyli za niezdolnością do regulowania zobowiązań wobec wierzycieli? Skutkiem bankructwa jest to, że dany kraj radzi sobie ekonomicznie coraz gorzej. Po pierwsze dlatego, że bankrutowi kończy się możliwość pożyczania pieniędzy. A po drugie uciekają inwestycje zagraniczne. W przypadku Rosji wszystko to de facto się wydarzyło i bez jej formalnego bankructwa – wyjaśnia Wojciech Paczos.
Ekonomista mówi, że z technicznym bankructwem kraju łączy się zazwyczaj spadek jego PKB o 4–5 proc. w roku bankructwa i dalszy uszczerbek o około 3 proc. w kolejnym. Tymczasem, jak przypomina, szacunki mówią o kilkunasto-, a niektóre nawet o 30-procentowej recesji w Rosji tylko w 2022 r. Nie ma więc większego znaczenia, czy państwo zbankrutuje czy nie. Ta kategoria jest raczej domeną publicystyki i emocji, a nie ekonomii. A mówiąc precyzyjniej, kraj może zostać o wiele bardziej dotknięty ekonomicznie w wyniku sankcji niż przez samo bankructwo. To ostatnie może być skutkiem wprowadzenia międzynarodowych obostrzeń, ale bynajmniej nie musi.
Ekonomista zwraca też uwagę na nietypowe zachowanie rynku. – Zareagował na agresję ostrzej, niż wynikałoby to z samych sankcji. Z Rosji zaczęły wycofywać się również firmy, które wcale nie musiały tego robić.
Georgi Kantchev, dziennikarz „Wall Street Journal”, pisze, że skutki sankcji są już widoczne w przemyśle naftowym. Według niego rosyjska ropa jest po inwazji niechętnie kupowana na rynkach. Wskazywać miałyby na to choćby spore przeceny. Baryłka ropy Ural kosztuje obecnie około 77 dol. i jest o wiele tańsza od benchmarkowej ropy Brent, która jest wyceniana na około 106 dol. Tymczasem od początku stycznia aż do dnia inwazji ceny ropy Ural i Brent (jak również innej benchmarkowej ropy WTI) różniło góra kilka dolarów. Żadna zresztą nie przekraczała 100 dol. za baryłkę. Dopiero po kremlowskiej agresji doszło do znacznego rozjazdu cen i rosyjska ropa zdecydowanie traci w stosunku do innych benchmarków.
Kantchev pisze również o ropociągu Caspian Pipeline Consortium, który został uszkodzony kilkanaście dni temu. Spowodowało to zmniejszenie przesyłu surowca o około 1 mln baryłek dziennie, co stanowi prawie 1 proc. światowego zużycia. Rosja, która współtworzy konsorcjum, ma problemy z naprawieniem instalacji właśnie z uwagi na sankcje. I z takimi konserwacjami będzie jej coraz trudniej. Z kraju wycofują się m.in. takie firmy naftowe jak Halliburton, Baker Hughes i Schlumberger. A to właśnie one dysponują know-how i technologiami.
Jest tylko jedno narzędzie
– Problem w tym, że te sankcje działają powoli. To nie jest tak, że wszystkie instalacje naftowe psują się raz w roku, tak jak nie psują się wszystkie ciągniki, kombajny czy samochody. Sankcje, które przekładają się na problemy technologiczne, nie wiążą Moskwie rąk tu i teraz – mówi Wojciech Paczos. – Rosję mogłoby powstrzymać natychmiastowe embargo na ropę i gaz, ponieważ to od razu odcina Kreml od ogromnych funduszy. To utrudniłoby prowadzenie działań wojennych, bo Federacja nie mogłaby wypłacać pensji i żołdu. Mało tego, straciłaby również możliwość opłacania części instytucji publicznych. I tego nie dałoby się łatwo zastąpić innymi zasobami. Można by oczywiście próbować drukować ruble, ale to dość szybko skończyłoby się hiperinflacją – stwierdza ekonomista z Cardiff University.
Jego zdaniem wprowadzenie tego typu sankcji wcale nie jest wykluczone, na co wskazywałoby przesunięcie ciężaru debaty publicznej w Europie. Zwłaszcza po wypłynięciu na światło dzienne obrazów z Buczy spora część europejskich społeczeństw przychyla się do tego, by Rosja zapłaciła za swoje zbrodnie. Nawet jeżeli będzie to kosztować również nas – Europejczyków.
Nie ma większych wątpliwości, że takich obrazów będzie coraz więcej, tak jak co do tego, że Bucza nie była „wybrykiem degeneratów”. Eksperci zwracają uwagę, że tego typu akcje nie są czymś niezwykłym w rosyjskich działaniach wojennych. W „najlepszym” wypadku jest to po prostu pogarda dla ludzkiego życia i dezynwoltura wojskowych decydentów w podejściu do zachowania podwładnych. W najgorszym – taktyka nastawiona na złamanie morale atakowanego państwa.
Nie ma też wątpliwości, że za embargiem na surowce pójdą jeszcze wyższe ceny na europejskich półkach. To właśnie ceny energii są najważniejszą zmienną, która podbiła „popandemiczną” inflację. Wojna w Rosji jedynie tę presję zwiększy. Wyższe ceny gazu i ropy rozleją się po całej gospodarce. Więcej będą kosztować transport, produkcja, więcej będą kosztować nawozy, do których produkcji niezbędny jest gaz ziemny. Na końcu więcej będzie kosztować żywność.
– Stanowisko ekonomistów w sprawie embarga na surowce jest dość jasne. Mówią oni: tak, to będzie kosztować. Ale mniej niż pandemiczna recesja. Kryzys covidowy pokazał zresztą, że z takimi kosztami można sobie radzić. Istnieją narzędzia polityki społecznej i gospodarczej, które pozwalają łagodzić skutki tego typu szoków dla zwykłych ludzi – konkluduje Wojciech Paczos.
Będzie więc drożej, ale wydaje się, że jest to cena, którą po prostu należy ponieść. Nie tylko z powodów etycznych. Trudno jest dzisiaj nie rozumieć, że płacąc za rosyjskie surowce, finansujemy również naboje do rosyjskich kałasznikowów. Tę cenę należy ponieść po to, by jak najszybciej pozbawić rosyjski reżim zdolności mobilizacyjnych. Co jest w naszym interesie.
Tuż po agresji na Ukrainę na moskiewskich ulicach zaczęli się pojawiać cinkciarze. Potem rubel zaczął się umacniać i obecnie jego kurs względem dolara jest tylko niewiele niższy niż przed inwazją