Nawet podczas wojny domowej Rosja nie pogodziła się z niepodległością narodów zniewolonych przez imperium Romanowów.

Posiadanie władzy nad rozległymi ziemiami stanowi największą z obsesji imperialnej Rosji – w tym upatruje własnej potęgi. Dlatego już w kwietniu 2005 r. Władimir Putin ogłosił, iż „rozpad ZSRR był nie tylko największą katastrofą geopolityczną XX w., lecz również prawdziwym dramatem dla Rosjan”. Przy czym sedno dramatu stanowiło nie pogorszenie się warunków codziennego życia, ale ból z powodu utraty sporych części imperium. Ich odzyskiwaniu rosyjski prezydent poświęcił dwie dekady rządów, aż po najazd na Ukrainę. Jednak nacje, które uciekły z „więzienia narodów”, nauczyły się w końcu skutecznie bronić.
Amnestia dla narodów
„W epoce caratu narody Rosji systematycznie podjudzano przeciwko sobie. Znane są następstwa takiej polityki: rzezie i pogromy z jednej strony, niewola narodów – z drugiej. Nie ma i być nie może powrotu do haniebnej polityki podjudzania. Winna ją odtąd zastąpić polityka dobrowolnego i uczciwego związku narodów Rosji” – głosiła deklaracja Rady Komisarzy Ludowych z 15 listopada 1917 r. Tekst, który przygotował komisarz ds. narodowościowych Józef Stalin, obiecywał wszystkim nacjom prawo do suwerenności oraz „swobodnego samookreślenia aż do oderwania się i utworzenia samodzielnego państwa”. Trzy tygodnie później wydano niemal identyczną odezwę zatytułowaną „Do wszystkich ludzi pracy – muzułmanów Rosji oraz Wschodu”. Aby ją uwiarygodnić, Lenin nakazał przekazanie w ręce wyznawców islamu Koranu Osmana. Była to relikwia zagrabiona przez gen. Konstantina Kaufmana i przechowywana w bibliotece petersburskiej.
„W ślad za deklaracjami politycznymi poszły pierwsze kroki praktyczne. Jeszcze w 1917 r. bolszewicy postanowili uznać niezależność Finlandii i Ukrainy. W kwietniu 1918 r. Ludowy Komisariat ds. Narodowości wystosował do rad w Kazachstanie, Ufie, Orenburgu, Jekaterynburgu i Turkiestanie posłanie, w którym była mowa o konieczności uznania i tworzenia autonomii narodowych” – pisze Wojciech Zajączkowski w monografii „Rosja i narody”. Tak bolszewicy starali się na początku rządów radzić sobie z faktem, iż liczne nacje, zmuszone żyć w granicach imperium Romanowów, pragnęły niepodległości. Danie im autonomii miało osłabić chęć całkowitego wyrwania się spod władzy państwa, które zyskało miano „więzienia narodów”. Tymczasem rewolucja stworzyła idealny moment do ucieczki. „W chaosie, który ogarnął kraj na przełomie lat 1917 i 1918, niektóre regiony próbowały zapewnić sobie względny spokój, ogłaszając autonomię” – podkreśla Zajączkowski. W tym czasie niezależność proklamowały m.in.: Republika Czarnomorska zlokalizowana wokół Noworosyjska, Kubań oraz Krym, przemianowany na Republikę Taurydzką.
Bolszewicy, toczący boje o utrzymanie zdobytej władzy, początkowo przyglądali się temu bezradnie. Pierwsi walkę z tendencjami odśrodkowymi rozsadzającymi Rosję podjęli więc biali. Wojska carskich generałów zamiast maszerować na Moskwę i Petersburg (Piotrogród), zajęły się pacyfikowaniem buntujących się narodów. Na Kaukazie Armia Ochotnicza walczyła z Gruzją i równocześnie starała się opanować Dagestan, Czeczenię i Inguszetię. „W Kazachstanie walcząca z bolszewikami nacjonalistyczna organizacja kazachska Ałasz Orda zwróciła się do admirała Kołczaka z prośbą o broń i instruktorów, by stworzyć armię u boku białych” – pisze Zajączkowski. Admirał, który ogłosił się wielkorządcą państwa rosyjskiego, odrzucił prośbę i nakazał wojskom uderzyć na jednostki Ałasza Ordy. Wkrótce potem Kazachowie, a wraz z nimi Baszkirowie, przeszli na stronę czerwonych.
Ukraina pierwszą ofiarą
Gdy bolszewikom wszystko wymykało się z rąk, pomocną dłoń wyciągnęli Niemcy. Berlin pragnął jak najszybciej zakończyć wojnę na dwa fronty, by zgromadzone na Wschodzie armie przerzucić do Francji. Takie rozwiązanie odpowiadało Leninowi, który 5 grudnia 1917 r. podpisał rozejm. Dzięki temu komuniści mogli skupić swoją uwagę na Ukraińskiej Republice Ludowej – wprawdzie uznali jej niepodległość, lecz nie zamierzali się na nią godzić.
Już 11 grudnia 1917 r. ukraińscy komuniści próbowali wzniecić w Kijowie rewolucję, lecz bunt bez trudu stłumiono. Sześć dni później Rada Komisarzy Ludowych przysłała ultimatum – żądano podporządkowania się władz URL bolszewickiej Rosji. Przy czym nie czekano na odpowiedź i licząca 30 tys. żołnierzy armia pomaszerowała na Kijów. Zajęci wewnętrznymi sporami Ukraińcy okazali się zupełnie niegotowani na obronę młodego państwa – już w lutym 1918 r. północna część Ukrainy oraz stolica znalazły w rękach bolszewików. Ci zajęli się wówczas rozstrzeliwaniem tych Ukraińców, którzy najbardziej zaangażowali się w budowanie zrębów niepodległości. Na początek zamordowano 5 tys. osób.
Los URL byłby przesądzony, gdyby nie Niemcy. W tym czasie w Brześciu trwały negocjacje pokojowe prowadzone przez przedstawicieli państw centralnych z wysłannikiem Rady Komisarzy Ludowych Lwem Trockim. Niespodziewanie stawili się tam delegaci Ukraińskiej Republiki Ludowej z ofertą dla Berlina. W zamian za ochronę obiecywali dostawy żywności i węgla. Zarządzający niemiecką gospodarką wojenną gen. Erich Ludendorff przeforsował „pokój chlebowy” podpisany 9 lutego 1918 r. Niemcy roztoczyły protektorat nad Ukrainą, w zamian rekwirując żywność i surowce. Berlin nie zamierzał przy tym obdarzać zaufaniem władz URL. Wkrótce Ludendorff nakazał dowódcy sił okupacyjnych dokonanie wymiany rządzących w Kijowie. Władzę przekazano w ręce byłego carskiego generała Pawło Skoropadskiego, który mianował się hetmanem. „Okazał się on zbyt słabym politykiem, niecieszącym się poparciem jakiejkolwiek grupy społecznej, nie był zatem w stanie przetrwać na czele «hetmanatu» do końca I wojny światowej” – zauważa Zajączkowski.
Gdy w listopadzie 1918 r. wojna się zakończyła i Niemcy rozpoczęli ewakuację wojsk, wówczas Ober-Ost, dowództwo frontu wschodniego, zawarło ciche porozumienie z Leninem. Niemieccy żołnierze w spokoju pakowali się do pociągów, zaś opuszczane przez nich miejscowości przejmowała Armia Czerwona. Dla Ukrainy oznaczało to wyrok śmierci. „Zmienne koleje wojenne w latach 1917–1920, kiedy to Ukrainą rządziło dziesięć różnych reżymów, raczej nie sprzyjały narodowej jedności” – podsumowuje w książce „Tragedia narodu. Rewolucja rosyjska 1891–1924” przyczyny słabości państwa ukraińskiego Orlando Figes.
Czynnik polski
Z początkiem 1919 r. URL znalazła się w groźnej sytuacji. Od północy nacierała Armia Czerwona, od południa białogwardziści gen. Antona Denikina. „Katastrofie nie zapobiegło ani ustanowienie dyrektoriatu pod wodzą Semena Petlury, ani bohaterski bój kilkuset studentów ukraińskich, którzy na próżno usiłowali pod Krutami powstrzymać nacierających na Kijów bolszewików” – opisuje Zajączkowski.
Petlura szukał porozumienia z Denikinem, lecz ten odmówił uznania ukraińskiej niepodległości. Kierował się przy tym nakazami Kołczaka. „Uważam, że ani ja, ani Denikin, ani żaden inny rząd rosyjski nie ma prawa przesądzać z góry granic ani stosunków z regionami pogranicznymi kosztem rosyjskiego terytorium” – pisał wielkorządca państwa rosyjskiego. Biali pomogli więc zgnieść wojska Petlury bolszewikom. Ci zaś przystąpili do tworzenia Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. „Ukraińska nacjonalistyczna inteligencja była setkami osadzana w więzieniach podczas czerwonego terroru 1919 r. «Burżuazyjne mienie» wysyłano do Moskwy całymi pociągami. Niemal wszystkie bolszewickie stanowiska na Ukrainie obsadzano Rosjanami, którzy rządzili krajem niczym kolonialni władcy” – opisuje Figes. Przy okazji rozprawy z URL Armia Czerwona również na północy zaczęła wkraczać na ziemie wcześniej wchodzące w skład imperium Romanowów. Wszędzie działano wedle podobnego schematu: wyzwalano, by zniewolić. Białorusinów postanowiono uszczęśliwić Białoruską Socjalistyczną Republiką Sowiecką, którą po zajęciu Wilna 28 lutego 1919 r. przekształcono w Litewsko-Białoruską Republikę Sowiecką.
Śledzący sytuację na Wschodzie Józef Piłsudski w marcu 1919 r. w wywiadzie dla francuskiej gazety „Le Petit Parisien” przewidywał marsz bolszewickiej Rosji na zachód. „Ich atak na Polskę zależny jest w pierwszym rzędzie od kwestii ukraińskiej. Na politykę Sowietów wpływają względy materialne, a przede wszystkim głód. Muszą się zaopatrywać w bogatej Ukrainie. Jeżeli sprawa Ukrainy będzie załatwiona na ich korzyść, wówczas pójdą na Polskę” – twierdził.
Główną przeszkodą ku temu okazała się Armia Ochotnicza gen. Denikina, która w lipcu 1919 r. rozpoczęła z Ukrainy ofensywę na Moskwę. Piłsudski posłał do kwatery jej dowódcy trzy misje. Miały one wysondować nastawienie białych do kwestii polskiej niepodległości. „Sprawy granic, jak i w ogóle spraw politycznych Denikin nie chce poruszać, uważając, że tylko konstytuanta rosyjska może o nich w Rosji decydować. Co zaś się tyczy poglądów osobistych na tę kwestię, to znakomita większość tutejszych sfer wpływowych stoi na stanowisku przyznania Polsce czysto etnograficznych granic (w wąskim znaczeniu tego słowa)” – napisał w raporcie we wrześniu 1919 r. szef drugiej misji gen. Aleksander Karnicki.
Otoczenie Denikina w prywatnych rozmowach nie kryło, iż maksymalnie, na co mogą liczyć Polacy, to państwo w granicach Królestwa Polskiego wyznaczonych 100 lat wcześniej na kongresie wiedeńskim. To przesądziło o tym, że Piłsudski nie wsparł białych w ofensywie przeciw bolszewikom.
Świętość rosyjskich zdobyczy
Naczelnik nie widział więc przeciwwskazań, by po cichu negocjować z drugą stroną. W październiku 1919 r. w miejscowości Mikaszewicze na Białorusi reprezentujący Piłsudskiego hrabia Michał Kossakowski i kpt. Ignacy Boerner spotkali się z Julianem Marchlewskim, wysłannikiem Lenina. „Negocjacje nie doprowadziły do przełomu, ale pozwoliły bolszewikom sądzić z dużym prawdopodobieństwem, że wojska polskie nie podejmą działań ofensywnych na wielką skalę” – podkreśla Zajączkowski. To dawało możność Armii Czerwonej rzucenia wszystkich sił przeciw Denikinowi. Z kolei Polacy mieli czas lepiej przygotować się do i tak nieuchronnej wojny z bolszewikami.
Elementem tych przygotowań stało się zaproszenie na początku grudnia 1919 r. przez Piłsudskiego do Warszawy Semena Petlury i zawarcie z nim sojuszu – odbudowanie niepodległej Ukrainy miało zabezpieczyć II RP przed Rosją. Ale podjęta wiosną 1920 r. wyprawa na Kijów zakończyła się klęską i przyniosła ofensywę Armii Czerwonej. Tę z kolei udało się powstrzymać w Bitwie Warszawskiej. Ostatecznie podczas rozmów pokojowych w Rydze polska delegacja zgodziła się na podział Ukrainy i Białorusi. To oznaczało otwartą furtkę do wysuwania przez Kreml roszczeń wobec ukraińskich oraz białoruskich ziem, które weszły w skład II Rzeczypospolitej.
Dwie przekąski
Drugim regionem o kluczowym dla Rosji znaczeniu był Kaukaz, bo jego posiadanie otwierało Moskwie drogę do Turcji, Persji oraz Indii. Jednocześnie tamtejsze ziemie skrywały cenne bogactwa naturalne. „Krótka niepodległość trzech państw kaukaskich (Armenii, Azerbejdżanu oraz Gruzji) była niemal całkowicie zależna od przejściowej powojennej słabości Rosji i Turcji, tradycyjnych potęg w tym regionie” – zauważa Figes. Z racji strategicznego znaczenia Kaukazu bolszewicy nie zamierzali tolerować istnienia tam suwerennych państw.
Na pierwszy ogień poszedł Azerbejdżan. „Kryzys ekonomiczny w Baku, spowodowany załamaniem się głównego eksportowego rynku naftowego w Rosji (…), stworzył bolszewikom bazę poparcia wśród bezrobotnych muzułmanów i Rosjan” – pisze Figes. Wówczas z inicjatywy Stalina 11 lutego 1920 r. powołano Komunistyczną Partię Azerbejdżanu, która zaczęła nawoływać do przyłączenia państwa do rządzonej przez komunistów Rosji. Kiedy azerskie władze próbowały temu przeciwdziałać, aresztując wywrotowców, Armia Czerwona przyszła im z pomocą. „27 kwietnia 1920 r. silna 11 Armia zaatakowała Baku; ogłoszono utworzenie Azerbejdżańskiego Wojskowo-Rewolucyjnego Komitetu, a jego przedstawiciel doręczył parlamentowi ultimatum, żądając przekazania całej władzy w ciągu dwunastu godzin. Parlament ultimatum przyjął. 29 kwietnia 1920 r. Komitet ogłosił i zawiadomił Lenina o utworzeniu niezawisłej Azerbejdżańskiej Republiki Radzieckiej” – opisuje w opracowaniu „O tworzeniu republik parlamentarnych na Zakaukaziu po Wielkiej Wojnie” Adam Lityński.
Kolejną ofiarą bolszewików stała się Armenia, tocząca wojnę z próbująca ją podbić Turcją. Sposób działania Kremla był podobny. „Nikomu nieznana grupa komunistów, niepodpisanych zresztą pod dokumentem, mianując się Komitetem Rewolucyjnym Armenii, proklamowała Armenię Socjalistyczną Republiką Radziecką” – relacjonuje opisuje Lityński. Dalej pisze: „Tego samego dnia, 29 listopada 1920 r., sowiecki poseł w Erewaniu wręczył rządowi Demokratycznej Republiki Armenii ultimatum z żądaniem niezwłocznego przekazania władzy Komitetowi Wojskowo-Rewolucyjnemu Socjalistycznej Radzieckiej Republiki Armenii, który to komitet – jak stwierdzał dokument – przebywał aktualnie w Azerbejdżanie” – dodaje. Aby nadać pismu odpowiednią rangę, wraz z jego przekazaniem granicę armeńską przekroczyły pierwsze oddziały 11 Armii. Zastraszony rząd Armenii ugiął się.
Nadzorujący „odzyskiwanie” ziem na południu Rosji szef Biura Kaukaskiego Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików), Sergo Ordżonikidze, w wysłanej do Moskwy depeszy napisał krótko: „A zatem jeszcze jedna republika radziecka”.
Ostatni do wyzwolenia
Metoda szybkiego podboju, jaka sprawdziła się w przypadku Azerbejdżanu i Armenii, zawiodła w trzeciej z kaukaskich republik. „W samej Gruzji bolszewicy nie mieli prawie żadnego poparcia” – zauważa Figes. „W maju 1920 r., gdy bolszewicy z Tyflisu (Tbilisi – red.) podjęli próbę zorganizowania zamachu, by nakłonić 11 Armię (…) do przypuszczenia ataku, uporano się z nimi z łatwością” – dodaje. Rozpoczęta wówczas inwazja została przerwana przez Lenina. W Ukrainie polska armia zbliżała się do Kijowa i bolszewicy ściągali zewsząd posiłki na najważniejszy z frontów. Ale gdy jesienią 1920 r. w wojnie z Polską nastąpiło zawieszenie broni, jednostki Armii Czerwonej znów przerzucono na Kaukaz. „Dłuższą rozmowę miałem z komisarzami wojskowymi pp. Frumkinem i Kwantaljani. Na wyrażone przez mnie zdumienie, iż wbrew zawartej umowie z rządem Republiki Gruzińskiej, armija czerwona szykuje się, by dokonać zbrojnego napadu na Gruzję, otrzymałem odpowiedź, iż żadne umowy nie mogą przeszkodzić do zbierania ziem rosyjskich pod czerwonym sztandarem” – napisał w depeszy przesłanej w lutym 1921 r. do MSZ w Warszawie polski dyplomata Józef Łaszkiewicz.
Mając świadomość, że Gruzini stawią opór, bolszewicy zgromadzili 100 tys. żołnierzy wspartych ciężką artylerią, lotnictwem, a nawet czołgami. Siły Gruzji były dwukrotnie mniejsze, cały kraj został okrążony. Kremlowi udało się bowiem wzniecić powstanie Osetyjczyków oraz porozumieć z Turcją. Ta zgodziła się dołączyć do inwazji w dogodnym dla siebie czasie.
Atak nastąpił na wezwanie związanego naprędce Komitetu Rewolucyjnego Gruzji (kłopotem okazało się znalezienie do niego rodowitych Gruzinów). W dniu 14 lutego 1921 r. z terytorium Armenii uderzyła 11 Armia, od strony Soczi 9 Armia. Głównodowodzący gruzińskich wojsk gen. Giorgi Kwinitadze nie widział szans na zwycięstwo, jednak zdecydował, że należy bronić się do końca. Gruzińskie wojska stawiły więc zaciekły opór najeźdźcy. Front pękł dopiero po tygodniu walk – Turcy zaczęli oblegać Batumi, zaś czerwonoarmiści znaleźli się na przedmieściach Tyflisu.
Wówczas wyróżnili się gwardziści gen. Aleksandra Koniaszwilego. W dwudniowej bitwie powstrzymali rosyjską 11 Armię przed wzięciem stolicy z marszu. Pomimo tego taktycznego sukcesu gen. Kwinitadze zdecydował o opuszczeniu Tyflisu i próbie organizowania oporu w głębi kraju. W końcu resztki armii i rząd wycofały się do Batumi. Tam czekano na francuskie okręty wojenne, których przybycie Paryż obiecał gruzińskim władzom.
Przed wyjazdem gruziński premier Noe Żordania posłał jeszcze do Kutaisi delegację na rokowania z wysłannikami Lenina. Po krótkich negocjacjach 18 marca 1921 r. strona sowiecka narzuciła Gruzinom umowę kutaiską. Przedstawiciele premiera Żordaniego zgodzili się zakończyć działania zbrojne oraz oddać administrację i majątek państwa w ręce Rewkomu, Komitetu Rewolucyjnego Gruzji. W zamian gruziński rząd i żołnierze mogli spokojnie wsiąść na pokład francuskich okrętów. Po trzech latach bolszewicy kończyli proces podporządkowywania Rosji ziem i nacji, które usiłowały uciec z „więzienia narodów”. Ta sztuka udała się jednie Polakom, Finom i Bałtom i to na zaledwie dwadzieścia lat.