"Praca tymczasowa pociąga mnie, dając iluzję zróżnicowania. To zupełnie jak z mokrą karmą dla kotów. Ludzie zmieniają kurczaka z wątróbką na okonia morskiego. Chociaż to wszystko i tak tylko aromatyzowane odbyty”. Prawda, że ładne? Niestety nie moje. Ten cytat pochodzi z książki Halle Butler. I choć „Nowa ja” nie jest ani klasyczną pracą ekonomiczną, ani nawet literaturą faktu, warto poświęcić jej trochę uwagi. W tej stylizowanej na dziennik powieści autorce udało się uchwycić kawałek nastroju społecznego, który wynika ze zjawisk ekonomicznych opisywanych na łamach tej kolumny.
Amerykańska krytyka od razu wyczuła pismo nosem, nazywając książkę Butler „powieścią biurową ery prekariatu” oraz „manifestem stanu ducha pokolenia milenialsów”, którzy zaczęli się brać z dorosłym życiem za bary już w nowym tysiącleciu. I nie idzie im to, mówiąc delikatnie, najlepiej. Co cały czas owocuje nowymi pracami pełnymi jęków i stęków dzisiejszych 30-latków. Cierpiących z powodu braku zawodowych perspektyw, drogich mieszkań, rozpadu głębszych więzi międzyludzkich i ogólnego osamotnienia. Oczywiście tego jęczenia jest tak dużo, że wywołuje ono nie tylko gesty solidarności. W krytyce (społecznej i literackiej, za granicą i w Polsce) dorobiliśmy się już niejednej debaty. Zazwyczaj toczą się one tak, że jeden milenials jęczy i stęka, a inny milenials (lub co gorsza dziaders) oskarża go/ją o użalanie się nad sobą, brak przedsiębiorczości etc.