Ewentualna „zdrada” PiS przez Andrzeja Dudę będzie miała konsekwencje. Wielu wyborców partii rządzącej może zwątpić w jej kierownictwo, bo nie uzyska przekonującej odpowiedzi na pytanie: po co była nam ta cała awantura?

Jutro zaczyna się tu sezon, dziewczyny nowe kiecki mierzą” – śpiewała lata temu Krystyna Prońko o miejscowościach wakacyjnych. W polskiej polityce nowy sezon zacznie się po przerwie urlopowej, w połowie września, kiedy znowu zbierze się Sejm. Wakacje parlamentarne to dla komentariatu czas podsumowań i snucia przewidywań. Dostosuję się do tej konwencji i ja. Podsumowanie dotyczyć będzie tego, z jakimi zasobami i deficytami wkroczy w nowy sezon obóz władzy, a przewidywania – nie tego, co się wydarzy, lecz tego, jakie decyzje, opierając się na posiadanych zasobach, będzie musiał podejmować i co może z tego wyniknąć.
W wyborach w 2019 r. PiS zdobył 43,6 proc. głosów. W październiku 2020 r., po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji poparcie sondażowe (średnia miesięczna wszystkich pomiarów) załamało się i od tego czasu oscyluje wokół 33 proc. Program Polski Ład, który miał się stać trampoliną dla politycznego odbicia, jak dotąd okazał się z tego punktu widzenia porażką.
Do niedawna obóz władzy dysponował stabilną większością w Sejmie; w nielicznych przypadkach, gdy wydawało się, że jest ona nadwerężona (piątka dla zwierząt, wybory kopertowe) znajdowano rozwiązanie polityczne. W sierpniu, po wypchnięciu z klubu PiS sześciu posłów Porozumienia Jarosława Gowina i głosowaniu nad lex TVN, trwałą większość zastąpiła większość określana jako patchworkowa lub transakcyjna, która w krytycznych momentach musi być negocjowana i klamrowana za pomocą rozdawnictwa synekur lub ustępstw.
Z tak uszczuplonymi zasobami politycznymi obóz władzy wkroczy w nowy sezon parlamentarny, w którym czekają go krytyczne i kosztowne decyzje. To także pewna nowość, gdyż od przejęcia władzy w 2015 r. PiS realizował swoją linię partyjną bezkosztowo – optymalizował zyski i nie był zmuszany do minimalizacji strat. Sytuacja jednak zmieniła się zasadniczo. Poniżej lista najboleśniejszych – moim zdaniem – dylematów politycznych PiS.
Bez strat się nie obejdzie
Według wszelkiego prawdopodobieństwa w październiku lub listopadzie Rada Polityki Pieniężnej, a faktycznie prezes PiS Jarosław Kaczyński, premier Mateusz Morawiecki i prezes banku centralnego Adam Glapiński będą musieli podjąć decyzję, czy podnieść stopy procentowe. Inflacja lipcowa rok do roku wyniosła 5 proc., a jej dynamika przez ostatnie miesiące wzrastała; zdaniem prezesa Glapińskiego ma ona charakter przejściowy. Także lipcowa prognoza NBP, której nie podziela większość ekonomistów, mówi, że w grudniu dynamika cen obniży się do 4,4 proc. Jeśli jednak w sierpniu i wrześniu będzie nadal wzrastać, to kierownictwo PiS stanie przed trudnym wyborem: albo podnieść stopy procentowe – co przyhamuje ożywienie gospodarcze i może być politycznie kosztowne – albo ich nie podnosić, ryzykując poważnie, że inflacja wymknie się spod kontroli. A trzeba zdawać sobie sprawę, że to inflacja, a nie pandemia czy bezrobocie jest koszmarem numer jeden Polaków. Jeśli się rozhula, to mocno wpłynie na ich zachowania polityczne. Wybór będzie bolesny.
Oczywiście wielce prawdopodobna czwarta fala COVID-19, na którą zanosi się na jesieni, może odsunąć w czasie decyzję, co zrobić z inflacją. Jednak w kwestii pandemii PiS także będzie musiał dokonać kosztownych politycznie rozstrzygnięć. Obecnie wybrał metodę odsuwania od siebie decyzji. Podczas gdy już ponad połowa państw UE wprowadziła jakieś restrykcje wobec niezaszczepionych (najbardziej znany przypadek to Francja) w celu zachęcenia ich do zastrzyków i wypłaszczenia czwartej fali, polski rząd konsekwentnie przekazuje następujący komunikat: jeśli do czwartej fali dojdzie, to wtedy się zastanowimy i ewentualnie jakieś ograniczenia wprowadzimy. Przypomina to zamysł walki z powodzią poprzez wznoszenie wałów przeciwpowodziowych, gdy rzeki już wyleją.
Powściągliwość PiS ma przyczyny czysto polityczne. Wprawdzie w ciągu ostatnich tygodni w sondażach odsetek badanych, którzy opowiadają się za restrykcjami, szybko wzrasta (z 42 proc. do 60 proc.), ale jest on nierówno rozłożony, jeśli chodzi o preferencje wyborcze. Najczęściej przeciw ograniczeniom są wyborcy Konfederacji, a potem zwolennicy PiS; w obu tych grupach jest też najwięcej niezaszczepionych. Stąd obawa kierownictwa partii rządzącej, że wprowadzenie restrykcji może spowodować przepływ elektoratu do Konfederacji. Jeśli jednak do czwartej fali dojdzie i będzie ona dolegliwa, to od PiS może się odwrócić jakaś część sympatyków, która wprowadzenia ograniczeń sobie życzyła.
Kolejny obarczony potężnymi kosztami problem do rozwiązania w najbliższych miesiącach pojawił się w związku z wycofaniem się wojsk USA z Afganistanu i błyskawicznym objęciem władzy przez talibów. Według opracowania Ośrodka Studiów Wschodnich wywoła to olbrzymią falę migracyjną, a kilkaset tysięcy Afgańczyków skieruje się do państw Unii przez republiki środkowoazjatyckie, Rosję i Białoruś. Zarówno Kreml, jak i białoruski dyktator Alaksandr Łukaszenka pokazali już, że są zdolni do wykorzystania presji migracyjnej przeciwko Litwie. Polska wraz z państwami bałtyckimi stanie się krajem frontowym w afgańskim kryzysie uchodźczym. Już teraz Stany Zjednoczone wyrażają oczekiwanie, by Stary Kontynent przyjął parę tysięcy Afgańczyków, którzy współpracowali z wojskami interwentów. Jeśli chodzi o większą liczbę uchodźców, to po sporze z Unią o politykę migracyjną, której – według PiS – nie obejmuje europejska solidarność, obecnemu rządowi będzie trudno się do niej odwoływać. Z kolei polityka, która zaowocuje wpuszczeniem do Polski uchodźców w liczbie większej niż paręset osób, musi doprowadzić do ataku na PiS jeszcze bardziej antyimigranckiej Konfederacji. Według wszelkiego prawdopodobieństwa mocno nadkruszyłoby to bazę wyborczą obozu władzy stworzoną w 2015 r. – m.in. poprzez zdefiniowanie uchodźców jako zagrożenia dla zdrowia (bakterie, pasożyty) i bezpieczeństwa (terroryzm, przestępczość, molestowanie seksualne Polek) Wspólnoty.
Można i należy wzmacniać ochronę granicy z Białorusią, zainstalować na niej parusetkilometrowy płot, ale tego typu zabezpieczenia mają ograniczoną efektywność. Obecnie wicepremier Gliński buńczucznie deklaruje, że PiS obroni kraj przed uchodźcami teraz, tak jak zrobił to w 2015 r., ale trzeba sobie zdawać sprawę, że ta obrona ostatecznie będzie polegała na fizycznym starciu z Afgańczykami wpychanymi do Polski przez pograniczników białoruskich, umieszczaniu ich w ośrodkach odosobnienia i masowych deportacjach do ojczyzny. To też będzie politycznie kosztowne w wymiarze wewnętrznym i międzynarodowym. Jakiegokolwiek wyboru dokona kierownictwo partii rządzącej – bez strat się nie obejdzie.
Białe flagi
Nad PiS wiszą też dylematy związane z kolejną odsłoną ciągnącego się latami sporu z UE o praworządność. Z jednej strony z odpowiedzi rządu na ultimatum Komisji Europejskiej wynika, że Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego zostanie zawieszona de facto do jesieni poprzez zarządzenia porządkowe prezes Manowskiej, z drugiej – rząd występuje do Trybunału Sprawiedliwości UE o uchylenie środka tymczasowego, powołując się na rozstrzygnięcie tak zwanego Trybunału Konstytucyjnego. A gremium, któremu przewodzi pani Przyłębska, zakwestionowało postanowienia unijnych sędziów. Dla TSUE jest to obelga połączona z obrazą.
W późniejszym orzeczeniu trybunał w Luksemburgu zakwestionował cały system dyscyplinowania sędziów zainstalowany przez PiS. Jeżeli zatem Komisja Europejska uzna szybko odpowiedź rządu za niesatysfakcjonującą i skieruje do TSUE wniosek o nałożenie kar pieniężnych, to do kosztownej – politycznie dla PiS, a finansowo dla Polski – konfrontacji dojdzie już niebawem. Jeżeli Komisja przedłuży dialog z polskim rządem, to konfrontacja ta zostanie odłożona w czasie, chyba że Unia wywiesi w tym konflikcie białą flagę, co wydaje mi się mało prawdopodobne. Dodajmy, że w tle jest jeszcze kwestia świadomego opóźniania przez KE wypłat dla Polski z Funduszu Odbudowy. I znów Jarosław Kaczyński nie ma tu dobrego wyjścia. Ustępstwa wobec UE najpewniej doprowadzą do ostrego kryzysu między nim a Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry. Z kolei utrzymanie konfrontacyjnego kursu wobec Unii, przypłaconego stratami finansowymi, grozi odpływem bardziej proeuropejskich wyborców PiS.
Wydaje się, że biała flaga została już wywieszona w konflikcie ze Stanami Zjednoczonymi. Zrobiło to nie kierownictwo PiS, lecz istotny element obozu władzy – prezydent Andrzej Duda. Jego wypowiedź z 11 sierpnia należy rozumieć jako zwiastun zawetowania lex TVN. Ustawa ta była osobistym dziełem prezesa Kaczyńskiego, na co wskazywał wybór na posła prowadzącego totumfackiego prezesa – posła Marka Suskiego. Wydaje się, że kolejny raz nie przewidziano reakcji Andrzeja Dudy. W sprawie nowelizacji ustawy o IPN straszliwie się sparzył – zlekceważył jednoznaczne sygnały ze strony amerykańskiej i nowelizację podpisał, a w rezultacie otrzymał szlaban na kontakty z prezydentem Trumpem. Poskutkowało – nowelizację znowelizowano, pozbawiając ją jadu. W przypadku lex TVN prezydent postanowił tego błędu nie powtarzać; mając do wyboru wierność Kaczyńskiemu i niechęć do TVN, której niejednokrotnie dawał wyraz, oraz status prezydenta trzeciej kategorii, który nie ma możliwości kontaktu z lokatorem Białego Domu, wybrał to, co dla niego lepsze – pełnoprawną w wymiarze prestiżu prezydenturę. Jednakże ewentualna „zdrada” PiS przez Dudę będzie miała konsekwencje. Wielu wyborców partii rządzącej może zwątpić w jej kierownictwo, bo nie uzyska przekonującej odpowiedzi na pytanie: po co była nam ta cała awantura? A jak zwątpi w kierownictwo, to może też zwątpić w partię.
Nowy sezon polityczny będzie się zatem charakteryzował – jeśli chodzi o obóz władzy i będący jego podstawą PiS – następującymi cechami:
1. Kierownictwo będzie musiało dokonywać wielu wyborów politycznych, a każdy z nich będzie obciążony poważnymi kosztami i trudnymi do przewidzenia efektami ubocznymi.
2. Jeśli chodzi o zaplecze parlamentarne obozu władzy, dokonywane wybory mogą utrudniać stworzenie bieżącej większości sejmowej i zwiększać koszty jej stworzenia – przez np. wzrost liczby synekur dla posłów, których trzeba przekupić, lub ustępstwa (np. zapowiadana ustawa o liberalizacji dostępu do broni palnej, by zyskać głosy Konfederacji); tak uzyskane większości będą nietrwałe i PiS musi się liczyć ze wzrostem liczby przegranych głosowań.
3. Dokonywane wybory w wielu przypadkach muszą doprowadzić do zaostrzenia konfliktu między PiS a Solidarną Polską, której waga polityczna po wypchnięciu grupy Jarosława Gowina z koalicji zdecydowanie wzrosła.
4. Koncentracja w czasie istotnych, niejednoznacznych, kosztownych i ryzykownych decyzji najpewniej doprowadzi do przeciążenia ośrodka kierowniczego. Na ogół taki stan owocuje chaosem i miotaniem się.
5. Ośrodek ośrodka kierowniczego PiS, czyli prezes Kaczyński, zdradza coraz więcej objawów daleko idącego oderwania od rzeczywistości. Dowodem jest to, że brnął ślepo w tzw. wybory kopertowe oraz lex TVN – sprawy od początku przegrane.
Takie trudne dla obozu władzy uwarunkowania decyzyjne mogą doprowadzić do tego, że zarówno część aktywu partyjnego, jak i ludzi z aparatu państwowego zwątpi w to, że ośrodek kierowniczy ogarnia sytuację i jest w stanie utrzymać się przy władzy. Jeśli takie wątpliwości powstaną i się utrzymają, to spowodują wzrost tendencji asekuracyjnych nastawionych na zabezpieczenie się i przetrwanie w perspektywie utraty władzy przez PiS. Nie oznacza to prostego rozpadu, jaki przydarzył się w swoim czasie Akcji Wyborczej Solidarność, lecz bezwład i imposybilizm.
Skażone przewidywania
W nowym sezonie politycznym PiS jako obóz władzy może zatem wpaść w korkociąg. Nie rozbije się on od razu – do ziemi ciągle daleko – ale będzie z niego szalenie trudno wyjść. Weryfikacją tej śmiałej prognozy będzie spadek sondażowego poparcia z ok. 33 proc. (wspomniana średnia miesięcznych pomiarów) do ok. 30 proc. w pierwszych miesiącach przyszłego roku.
Gdy okazało się, że spadek sondażowego poparcia dla PiS do ok. 33 proc. spowodowany przez wyrok trybunału pani Przyłębskiej w sprawie aborcji jest trwały, w komentariacie pojawiły się przewidywania, że prezes Kaczyński doprowadzi do przedterminowych wyborów na wiosnę 2022 r. Ostatnio w tym duchu wypowiedział się były już wicepremier Jarosław Gowin.
Przewidywania te skażone są jedną podstawową wadą: nie wskazuje się, w jaki sposób partia rządząca miałaby skrócić kadencję Sejmu. Zrobienie tego w drodze uchwały wymaga większości 2/3, czyli klub PiS musiałoby wesprzeć co najmniej 114 posłów opozycji. Chętnych do wsparcia PiS nie widzę.
Inną metodą jest podanie do dymisji Rady Ministrów przez premiera i zablokowanie powołania nowego rządu. Rzecz w tym, że w procesie powoływania nowego gabinetu pojawia się tak zwany drugi krok konstytucyjny, kiedy to inicjatywa przechodzi z rąk prezydenta do Sejmu. Dla PiS byłoby to śmiertelne niebezpieczeństwo. Można sobie z łatwością wyobrazić, że opozycja z Konfederacją dogadują się w sprawie powołania gabinetu pozaparlamentarnego, którego jedynym zadaniem byłoby przeprowadzenie antypisowskiej czystki w spółkach Skarbu Państwa, państwowych osobach prawnych (liczne fundusze) i administracji rządowej. Jeśli taka perspektywa stanie się realna, to nie będzie trudno przekupić synekurami odpowiedniej liczby obecnych posłów PiS, którzy i tak mają świadomość, że na listach wyborczych się nie znajdą i ich jedynym celem jest nabijanie kiesy do końca kadencji. Zagłosują wtedy za niepisowskim rządem.
Ostatnim sposobem doprowadzenia do przedterminowych wyborów jest odrzucenie projektu budżetu pisowskiego rządu przez Sejm, co może się zdarzyć, jeżeli w miarę liczna grupa posłów partii rządzącej nie weźmie udziału w głosowaniu, a cała opozycja będzie przeciw. Jeśli opozycja zwietrzy takie niebezpieczeństwo i pójdzie po rozum do głowy, to po prostu nie weźmie udziału w głosowaniu lub wstrzyma się od głosu, a wtedy budżet przechodzi. Jedynym zabezpieczeniem przed taką ewentualnością jest głosowanie większości klubu PiS przeciw własnemu rządowi, ale to politycznie pogrążyłoby obecną władzę w przedterminowych wyborach. Byłoby zatem przeciwskuteczne.
A zatem najbardziej prawdopodobne jest wpadnięcie PiS w polityczny korkociąg. Quod erat demonstrandum.
Obecnie wicepremier Gliński buńczucznie deklaruje, że PiS obroni kraj przed uchodźcami teraz, tak jak zrobił to w 2015 r., ale trzeba sobie zdawać sprawę, że ta obrona ostatecznie będzie polegała na fizycznym starciu z Afgańczykami wpychanymi do Polski przez pograniczników białoruskich
* Autor jest współzałożycielem i byłym członkiem Prawa i Sprawiedliwości. W latach 2005–2007 był wicepremierem oraz szefem MSWiA, potem członkiem klubu Solidarnej Polski. W 2015 r. bez powodzenia ubiegał się o mandat poselski z listy Platformy Obywatelskiej