Nachalne wydzwanianie, wysokie kary za odstąpienie od umowy, wyłudzanie zaliczek, wpychanie sprzętu, który zepsuje się, zanim na siebie zarobi… Nie każda firma wykorzystująca boom na fotowoltaikę działa uczciwie.

Dzwonią nawet po kilka razy dziennie. Dokładnie wiedzą, do kogo uderzyć. Najczęściej atakują mieszkańców mniejszych miast i wsi. Mają informację, w jakim domu mieszkają ich rozmówcy. Chętnie przedstawiają ofertę na montaż paneli fotowoltaicznych uwzględniającą dofinansowanie z unijnego bądź rządowego programu. Podzielą się wszelkimi informacjami na temat inwestycji, ale już nie zdradzą, z jakiej firmy dzwonią. Ani skąd mają numer telefonu rozmówcy. Niektórzy niepewnym głosem odpowiadają, że „od gminy”. To jednak mało możliwe. Najprawdopodobniej pozyskali i wykorzystują dane osobowe nielegalnie i niezgodnie z RODO. Gdy nagabywany dopytuje o więcej informacji na temat rozmówcy albo reprezentowanej przez niego firmy, telemarketerzy od razu się rozłączają. Tylko po to, by zadzwonić później, licząc, że w końcu trafią na bardziej naiwnego domownika.
Inni od razu przychodzą pod dom. Grupy zadaniowe panów w garniturach, wyszkolonych w socjotechnice handlowej i z gotową umową w teczce. Będą nalegać, aby ją szybko podpisać, bo to „ostatni dzień, w którym można się ubiegać o dofinansowanie”.
Marketerzy potrafią nawet pisać w mediach społecznościowych do znajomych, z którymi nie mieli kontaktu od lat. „Potrzebujesz może paneli fotowoltaicznych?” stało się nowym „Chcesz coś z Avonu?”.
Gra toczy się o duże pieniądze. Część firm zajmującym się sprzedażą paneli fotowoltaicznych uznaje więc, że wszystkie chwyty są dozwolone. Łącznie z nielegalnymi postanowieniami umownymi, wprowadzaniem w błąd czy podszywaniem się pod gminnych urzędników.

Cena popularności

Zdecydowana większość firm oferujących panele fotowoltaiczne działa rzetelnie i oferuje klientom korzystne inwestycje. Ale niektórzy konsumenci nie mają szczęścia – trafiają na czarne owce, które zrobią wszystko, by dostać atrakcyjną prowizję od sprzedaży. Niektóre firmy nie wiedzą, że współpracujący z nimi handlowcy stosują budzące wątpliwości techniki do pozyskiwania klientów. Mniej rzetelne dają na to przyzwolenie. A dla niewielkiej części podmiotów to po prostu sposób na życie.
Efekt jest taki, że niektórzy klienci kupują po zawyżonej cenie panele słoneczne, które będą musiały zarabiać na siebie przez wiele lat. Inni zostają z bublem, który szybko się zepsuje, podczas gdy umowa nie przewiduje prac serwisowych. Innym w ogóle nie instaluje się przedpłaconego sprzętu. Przedstawiciele handlowi okazują się bowiem zwykłymi oszustami, którzy znikają z zaliczkami, przestają odpowiadać na telefony, a pod podanym adresem próżno szukać siedziby ich firmy. To szczególnie bolesne, gdy klient zostaje bez paneli, pieniędzy i dodatkowo musi spłacać specjalnie zaciągnięty kredyt w banku. Historie takich osób relacjonował Polsat News w programie „Interwencja”, wyemitowanym pod koniec 2019 r. Inspektor Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy komendanta głównego policji informuje nas, że od 1 stycznia 2020 r. do 30 czerwca 2021 r. zarejestrowanych zostało 99 postępowań przygotowawczych prowadzonych w sprawie oszustwa, w których działanie sprawcy wiązało się z pobraniem zaliczki w związku z zakupem, dostarczeniem i zamontowaniem instalacji fotowoltaicznej, do których w rzeczywistości nigdy nie doszło.
Część oszustów wykorzystuje też dane osobowe klientów do wyłudzenia pożyczki. Alarmowała o tym w ubiegłym roku Komenda Powiatowa Policji w Pruszczu Gdańskim. Tak też było w niedawnym przypadku mieszkanki powiatu tureckiego, która w ten sposób straciła blisko 17 tys. zł. Szczegóły sprawy podała Komenda Miejska Policji w Koninie. „Przestępcy byli bardzo dobrze zorganizowani i przygotowani do swojej roli. Kobieta nawet przez chwilę nie wątpiła w wiarygodność przedstawionej oferty, co skutkowało podpisaniem umowy, która zawierała dane wrażliwe nowych nabywców” – podali funkcjonariusze. Problemy oszukanej kobiety zaczęły się, gdy chciała zrezygnować z zakupu i montażu paneli. Przestępcy zagrozili nałożeniem wysokiej kary finansowej za zerwanie podpisanej umowy. Gdy kobieta nie ustępowała, kontakt z oszustami się urwał, a kilka dni później 38-latka dowiedziała się, że… jej konto bankowe zostało obciążone kredytem.
W ostatnim czasie rośnie też liczba skarg na dostawców paneli oraz zakłady energetyczne. W 2020 r. do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wpłynęło ich 60, w tym roku już 70. Jak dowiadujemy się od urzędu, najwięcej skarg dotyczy utrudniania realizacji prawa do odstąpienia od umowy zawartej poza lokalem przedsiębiorstwa. Ponadto konsumenci skarżą się na trudności w komunikacji z przedsiębiorcami po zawarciu umowy (brak odpowiedzi na zgłaszane problemy czy dostępu do konta umożliwiającego online zarządzanie poborem energii z paneli). Od UOKiK dowiadujemy się również o pobieraniu przez firmy niejasnych dla konsumentów dodatkowych opłat i stosowaniu bezprawnych zapisów w gwarancji na panele fotowoltaiczne. Prezes urzędu wszczął na razie dwa postępowania wyjaśniające związane z rynkiem instalacji fotowoltaicznych, w planach na najbliższe tygodnie są kolejne tego typu działania.
Przedstawiciele branży twierdzą jednak, że firmy oferujące panele słoneczne w sposób nieetyczny to margines. – Pojedyncze historie nie wpływają na podejście klientów do naszych ofert. Choć oczywiście warto, aby nawet jednostkowe przypadki oszukańczych praktyk były eliminowane przez odpowiednie służby – przyznaje Piotr Śmieja, prezes firmy Red Snake.

Wzbudzanie zaufania

Wielu Polaków słyszało o fotowoltaice i wie, że można na niej zaoszczędzić sporo pieniędzy, ale się na niej nie zna. To świetna karta do rozgrywania przez mało etycznych handlowców. – Potrafią oni wcisnąć przeszacowany produkt, wykorzystując w tym celu niewielką wiedzę klientów oraz ich podatność na socjotechniczne triki – mówi Grzegorz Burek, redaktor naczelny magazynu „Globenergia”. Jego zdaniem sprzedaż paneli przez natrętnych akwizytorów niewiele różni się od praktyk, jakie niegdyś wykorzystywali domokrążcy oferujący drogie garnki, noże kuchenne czy podrobione sprzęty medyczne. – Co prawda negatywne zachowania to ułamek w branży, ale kładą się wielkim cieniem na pracę pozostałych – dodaje.
Nieetyczne firmy wykorzystują wiele marketingowych trików, aby osiągnąć pożądany efekt. Przykład? Przylepiają na skrzynkach pocztowych kartki z numerem telefonu i zdaniem „Proszę o kontakt w sprawie dachu”. Ludzie dzwonią, zaniepokojeni, że mają jakiś problem z dachem. Dopiero podczas rozmowy dowiadują się, że chodzi o sprzedaż paneli fotowoltaicznych. Sprzedawca ma wówczas okazję do przedstawienia swojej oferty. Często podpiera się zmyśloną dotacją. Jeśli konsument nie jest zainteresowany, to trudno – przynajmniej akwizytor ma już bezpośredni kontakt do konkretnej osoby i przedstawił jej podstawowe informacje o panelach słonecznych. Może zdecyduje się później.
Są też inne patenty. Firmy rozwieszają „obwieszczenia” – wizualnie przypominające urzędowe. Mówią o dotyczącym energii spotkaniu, które ma się odbyć np. w pomieszczeniu wynajętym od urzędu gminy, szkoły albo innego miejsca użyteczności publicznej wzbudzającego zaufanie mieszkańców. A na spotkaniu odbywa się zwykła sprzedaż. Inni wysyłają listy do mieszkańców z informacjami, że w danym dniu będą przeprowadzane „audyty pod instalacje fotowoltaiczne”. W kopertach znajduje się formularz do uzupełnienia danymi i odesłania na wskazany adres. – Wygląda to jak pismo urzędowe. A to tylko sposób na pozyskanie danych potencjalnych klientów – tłumaczy Grzegorz Burek.
Przed podobnymi praktykami przestrzegał kilka dni temu burmistrz Starego Sącza. Przyznawał, że na zarządzanym przez niego terenie pojawiają się osoby, które podają się za współpracowników urzędu i zbierają dane związane z montażem fotowoltaiki.

Grupy zadaniowe

Niektórzy sprzedawcy mają mało cierpliwości i niemal na siłę wchodzą do domów potencjalnych klientów. Mają nawet specjalne grupy zadaniowe – kilku handlowców wysiada z jednego vana i przechodzi pieszo całą wieś, pukając od drzwi do drzwi. Ich oferty są najczęściej ważne „tylko dziś”. Jutro oczywiście też będzie można podpisać umowę, ale będzie już drożej. Jeżeli klient jest zainteresowany, to pokazuje mu się (niezwykle optymistyczne) wyliczenia dotyczące opłacalności inwestycji, których oczywiście nie zostawia się klientowi, aby nie mógł on się do nich odwoływać podczas ewentualnego sporu.
Często domokrążcy działają w duecie. Gdy klient nie jest przekonany do inwestycji, sprzedawca prosi drugiego, aby zadzwonił do kierownika, czy udałoby się obniżyć cenę instalacji paneli „specjalnie dla tych miłych państwa”. Wspólnik kręci nosem, opowiadając, że już po godzinach pracy, a szefostwo raczej się nie zgodzi, bo przecież firma musi z czegoś żyć. Po przedłużającej się aktorskiej etiudce wspólnik udaje, że dzwoni do szefa. Argumentuje, macha rękami, prosi. Udaje się! Ale co tak naprawdę się udaje? Rzekomo wynegocjować dla klienta obniżkę, po której cena nadal jest zawyżona. Przykładowo 45 tys. zamiast 50 tys. zł, kiedy panele są tak naprawdę warte np. 30 tys. zł.
Kluczowym zadaniem handlowca jest jak najszybsze podpisanie umowy. Bo choć później klient może ją rozwiązać, to jednak musi za to zapłacić wysoką karę finansową, np. 2 tys. zł. Przy czym ten punkt w kontrakcie jest napisany tak, że większość go zwyczajnie nie rozumie.
– Tacy handlowcy nie chcą wyjść z domu potencjalnego klienta, póki ten nie podpisze umowy. Żeby klient nie miał możliwości przemyślenia inwestycji i nie mógł nic porównać. No i nie mógł pokazać umowy komuś bardziej kompetentnemu. Uczciwy doradca daje czas do namysłu oraz przedstawia wzór umowy przed podjęciem edycji – mówi Grzegorz Burek.
Słowem kluczem jest „dotacja”. I wsparcie faktycznie jest możliwe. Wystarczy wspomnieć choćby zarządzany przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej program „Mój prąd”, do którego kolejny nabór wniosków ruszył 1 lipca.
– Firmy i handlowcy działający na rynku mogą wykorzystywać fakt, że dotacja to magiczne słowo, którym można przekonać klienta do szybkiej decyzji o podpisaniu umowy na fotowoltaikę. W przeszłości zdarzało się, że handlowcy używali go nawet w czasie, gdy nie było możliwości jej pozyskania – opowiada Piotr Pająk, szef portalu Gramwzielone.pl. Bywa też tak, że firmy zapewniają, że mają podpisaną dodatkową umowę z NFOSiGW, dzięki czemu mogą zapewnić klientom wyższe dofinansowania.

Walka o swoje

W Polsce jest już ponad 600 tys. prosumentów (osób, które jednocześnie zużywają i wytwarzają energię elektryczną z odnawialnych źródeł). Jak wiele z nich zostało oszukanych lub wprowadzonych w błąd co do opłacalności inwestycji w panele słoneczne? Tego jeszcze nie wiemy. Jedyne oficjalne dane to wzrastająca liczba skarg wpływających do UOKiK oraz blisko setka możliwych oszustw, o których informują nas policjanci. Wiele podobnych spraw może jednak nie być nigdzie zgłaszanych.
– Niektóre osoby nie mówią nikomu o swoich problemach z zapłaceniem zbyt wysokiej ceny czy też zgody na kary umowne u domokrążców. Bo im wstyd. Trochę jak przy piramidach finansowych, gdzie oszukani nie chcą przyznać się do tego, że dali się nabrać – mówi Grzegorz Burek. I radzi nie odpuszczać. Bo napisanie stanowczego pisma powołującego się na odpowiednie przepisy często prowadzi do skutecznego rozwiązania umowy bez konieczności płacenia wspomnianych kar. Jeśli ktoś nie potrafi samodzielnie tego zrobić, może zasięgnąć porady prawnika, UOKiK albo nawet napisać do przedstawicieli mediów branżowych.
Nasi rozmówcy przypominają, że zakup paneli fotowoltaicznych to inwestycja długoterminowa i tak należy do niej podchodzić. Ma ona pracować nawet przez 20–30 lat. Dlatego warto poświęcić czas na sprawdzenie firmy, jej referencji, porównanie ofert z konkurencją – nie tylko cen, ale także komponentów. – To może mieć kluczowe znaczenie, gdy potrzebny będzie serwis. Warto też porównać wzory umów i w razie wątpliwości skonsultować je z prawnikiem – radzi Piotr Pająk. Jak podkreśla, inwestycja w fotowoltaikę to zupełnie inny zakup niż kupno telewizora lub żelazka. Nie powinno się podejmować decyzji o wyborze wykonawcy i komponentów instalacji tylko na podstawie jednej rozmowy z handlowcem.

Koszty boomu

Nieuczciwe firmy zajęły się tym biznesem nie przez przypadek. Boom na panele sięgnął nieprzewidywalnych do niedawna poziomów. Są miejsca, w których montuje się ich dziś dziennie tyle, ile jeszcze kilka lat temu przez rok. Z badania Instytutu Energetyki Odnawialnej „Rynek Fotowoltaiki w Polsce 2021 r.” wynika, że ubiegły rok był w kraju nad Wisłą najlepszy w historii rozwoju fotowoltaiki – przyrost mocy uzyskanej tym sposobem wyniósł 200 proc. Polska znalazła się tym samym na czwartym miejscu pod względem przyrostu mocy zainstalowanych paneli słonecznych w Unii Europejskiej. Prognozy wskazują, że łączne obroty na tym rynku przekroczą w 2021 r. 9 mld zł. ©℗
„Potrzebujesz może paneli fotowoltaicznych?” stało się nowym „Chcesz coś z Avonu?”