U ludzi chorujących na depresję, schizofrenię, chorobę Parkinsona czy Alzheimera znajdujemy inny system mikroorganizmów niż u osób zdrowych.

Z Anetą Brzezicką rozmawia Mira Suchodolska
Czy możemy uznać, że nasze spotkanie jest spotkaniem dwóch superorganizmów?
Oczywiście – w tym sensie, że nasze ciała zostały skolonizowane przez wielką liczbę mikroorganizmów, które żyją z nami i w nas, tworząc nową jakość. Możemy też zaryzykować stwierdzenie, że teraz rozmawiają ze sobą dwie kolonie. Człowiek to taki byt rozszerzony.
Aneta Brzezicka psycholog, profesor w Katedrze Psychologii Biologicznej i Behawioralnej Uniwersytetu SWPS (fot. mat. prasowe)
My i nasi kolonizatorzy żyjemy ze sobą w zgodzie?
Jeśli jesteśmy zdrowi, to tak. Nasze ciało zamieszkują przede wszystkim mikroorganizmy komensalne, które żyją z nami w symbiozie i są niezwykle ważne dla naszego prawidłowego funkcjonowania, dlatego warto o nie zadbać. Ale jeśli równowaga w mikrobiomie zostanie zachwiana, zaczynają się problemy.
Pojęcia mikrobiomu i mikrobioty, czyli ogółu mikroorganizmów zamieszkujących organizmy wielokomórkowe (w Polsce używane są wymiennie), w ostatnich latach robią olbrzymią karierę wśród naukowców różnych dziedzin. Pani też się nimi fascynuje.
Jestem psychologiem i najbardziej interesuje mnie wpływ mikrobioty na funkcjonowanie mózgu człowieka, jego psychikę. A jest on olbrzymi i nic dziwnego, skoro bakterie, pierwotniaki, wirusy i grzyby występują w naszych ciałach w wielkich ilościach. Gdyby przeliczać to na jednostki wagi, wyszłoby 1,5–2 kg. W swoim ciele mamy jakieś 30 bln własnych komórek, a tych organizmów jest według najnowszych badań 40 bln. W jamie ustnej żyje jakieś 600–800 różnych ich gatunków. Mamy w sobie 150 razy więcej genów bakterii niż tych z ludzkiego genomu. Jednak tym, co najbardziej dziś interesuje naukowców, są organizmy zasiedlające nasze jelita, gdyż to one mają największy wpływ na nasze życie, samopoczucie, funkcjonowanie ciała, w tym także mózgu, a więc zdrowie psychiczne.
Zawsze intuicyjnie wiedzieliśmy, że „jesteśmy tym, co jemy”, dziś mamy na to dowody naukowe.
Nasza mikrobiota żywi się tym, co jemy. I w zależności od składników, jakie dostarczamy organizmowi, możemy doprowadzić do tego, że przywództwo w niej zdobędą bakterie, które nie są dla nas korzystne. W tym kontekście najgorsza jest dieta zachodnia składająca się głównie z fast-foodów. Zawiera najwięcej tłuszczów utwardzonych, kiepskiej jakości, bardzo dużo cukrów. Jej stosowanie może doprowadzić do tego, że w naszych jelitach powstanie bardzo niekorzystny dla nas układ kolonialny, tzw. dysbioza, nierównowaga w proporcjach poszczególnych gatunków mikroorganizmów, co sprawi, że fundamentalne dla naszego istnienia funkcje poznawcze, takie jak pamięć, uwaga, zostaną w znacznym stopniu upośledzone. Dieta ma także wielki wpływ na nasze emocje, np. odczuwanie lęku, smutku, generalnie nasz nastrój.
Jest teoria, że dzieci, które przychodzą na świat siłami natury, mają bardziej stabilny mikrobiom zbliżony do tego, jaki istnieje w organizmie matki. Natomiast u tych, które rodzą się za pomocą cesarskiego cięcia, jest on rozchwiany.
Noworodki, które pojawiły się na świecie siłami natury, miały w sobie mirobiom matki, a te rodzone za pomocą cesarki takie mikroorganizmy, jakie były na skórze matki albo na rękach położnych. I faktycznie, z niektórych badań wynika, że te drugie częściej chorują na początku życia, choćby na zapalenie uszu. Dobra wiadomość jest taka, że w ciągu kilku pierwszych miesięcy życia ta flora się stabilizuje. I jeszcze jedno: rodzimy się w miarę sterylni, mikroorganizmy, które kolonizują najpierw w niewielkich ilościach ciało noworodka, potrzebują czasu, żeby się rozwinąć i dojrzeć – następuje to w okolicach trzeciego roku życia.
Czy jest prawdą, że nasza mikrobiota będzie różna w zależności od tego, w jakim miejscu na Ziemi przyszliśmy na świat?
Tak, bo ludzie w różnych miejscach różnie się odżywiają. Nawet kiedy się przemieszczamy z jednego kraju do drugiego czy z jednego kontynentu na inny, część osób będzie doświadczała sensacji jelitowych, zanim ich organizm przystosuje się do nowej diety albo nowych mikroorganizmów, które będą w tych innych warunkach wprowadzane do żołądka.
Podobno na podstawie śladów mikrobiomu jelitowego można ustalić nie tylko rasę jego właściciela, lecz także płeć czy wiek.
Wiek można oszacować z dokładnością do czterech lat. Ale to niejedyne, czego możemy się dowiedzieć, analizując skład takiej kolonii. Wiadomo już, że mikrobiom człowieka, który choruje na depresję, jest całkiem inny niż zdrowego. Tak samo z osobami ze spektrum autyzmu, chorobą Parkinsona czy Alzheimera, schizofrenią i wieloma innymi schorzeniami. W każdym z nich mamy do czynienia z innym systemem mikroorganizmów niż u osób zdrowych. Na pewno cechuje go mniejsza bioróżnorodność.
A jak dochodzi do rozregulowania?
Podkreślę, że nie jestem mikrobiologiem, więc zagadnienia z tej dyscypliny nauki znam z opracowań. Oprócz diety bardzo duży wpływ ma na to antybiotykoterapia, jest wiele badań na temat wpływu stresu na mikrobiom. Kolejny czynnik to aktywność fizyczna – im więcej się ruszamy, tym lepiej, choć może to wynikać z tego, że osoby chętniej uprawiające sport zwykle zwracają większą uwagę na swoją dietę. No i wiek – wraz ze starzeniem się mikrobiota staje się coraz mniej zróżnicowana, więc coraz słabiej spełnia swoje funkcje.
Jakie są te funkcje?
Wspiera nasz organizm choćby w procesach trawiennych, metabolicznych. Mikrobiota jelitowa fermentuje niestrawione długołańcuchowe węglowodany, kwasy żółciowe czy styrole. Ważne jest także to, że odpowiada za syntezowanie witamin (jak biotyna i witamina K odpowiedzialne m.in. za krzepliwość krwi) czy hormonów. Co niezwykle istotne, wspomaga też układ odpornościowy – jeśli jest w niej wiele korzystnych mikroorganizmów, to hamują one rozwój patogenów. Najważniejszymi bakteriami są te z rodziny Bifidobacterium oraz Lactobacillus – wytwarzają kwas mlekowy i octowy, co obniża pH w świetle jelita, hamując tym samym rozwój bakterii patogennych. Pomagają też przyswajać część pierwiastków z pożywienia, m.in. żelazo, cynk, wapń i magnez. Zwalczają stany zapalne, likwidują też niekorzystne skutki antybiotykoterapii. No i jeszcze redukują takie niepożądane stany, jak np. wzdęcia czy biegunki. Mają też wpływ na psyche – m.in. poziom lęku. Druga niezwykle ważna grupa to rodzina Bacteroidaceae odpowiedzialna za produkcję krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych (SCFA), które oddziałują na funkcje mózgu. Jedne z tych kwasów są dla nas dobre, inne złe, dlatego istotne jest to, aby było więcej bakterii produkujących te dobre – głównie Bacteriodetes. Jeśli przeważą te, które produkują złe kwasy, np. Firmicutes, może dojść do spadku formy poznawczej, rozchwiania emocji, poza tym pacjent może mieć kłopot z utrzymaniem prawidłowej wagi oraz rośnie ryzyko, że zapadnie na cukrzycę. Generalnie rzecz biorąc – te dobre cząsteczki SCFA syntezują białka, które uszczelniają jelita (żeby nie przedostawało się do nich i z nich zbyt wiele patogenów) i barierę krew-mózg (która jest niezbędna dla chronienia naszego układu nerwowego) dla toksycznych metabolitów. Te cząsteczki SCFA to takie komunikatory między mikrobiomem i układem odpornościowym, są odpowiedzialne za zachowanie równowagi stanów zapalnych.
A co z neuroprzekaźnikami?
To jest teraz najbardziej gorący temat. Otóż bakterie komensalne naszej mikrobioty są w stanie syntetyzować neuroprzekaźniki, takie jak kwas gamma-aminomasłowy (GABA, neuroprzekaźnik hamujący – to substancja mająca działanie przeciwlękowe, uspokajające, ułatwia zasypianie), zwaną hormonem szczęścia serotoninę (90 proc. tej substancji znajduje się naszych jelitach), katecholaminy (czyli m.in. adrenalinę, noradrenalinę i dopaminę) czy histaminę. Nic więc dziwnego, że zauważono związek składu mikrobioty z różnymi chorobami neurodegeneracyjnymi (Parkinson, Alzheimer) czy neurorozwojowymi (ADHD, spektrum autyzmu), a także depresją i lękiem. To wszystko jest kluczowe z punktu widzenia naszego dobrostanu psychicznego i zdrowia psychicznego.
Jak te „dwa mózgi” na siebie oddziałują?
John Cryan, autorytet w tej dziedzinie, postawił hipotezę, że jest coś, co możemy nazwać osią jelito-mózg. Stwierdził, że jest kilka dróg komunikacji pomiędzy mikrobami, które zasiedlają nasze jelita, a centralą. To, że nasz mózg wysyła sygnały do jelit, mówi im, jak mają pracować, nie wydaje nam się niczym dziwnym. Natomiast to, że jelita oraz te wszystkie mikroorganizmy, które w nich bytują, odpowiadają mózgowi, sterują nim – to już zastanawia. To się odbywa np. poprzez połączenie za pomocą nerwu błędnego. Ale nie tylko – dzieje się tak także za pomocą jelitowego układu nerwowego, poprzez wpływ na nasz układ immunologiczny oraz na tzw. oś stresu – HPA (podwzgórze-przysadka-nadnercza), która, w dużym uproszczeniu, koordynuje wydzielanie m.in. kortyzolu do krwi (reakcja „walcz bądź uciekaj”), ma udział w regulowaniu emocji i nastroju. Zaburzenia na tej osi odbijają się na organizmie, co potwierdza wiele badań na razie przeprowadzanych głównie na zwierzętach. Generalnie komunikacja odbywa się za pomocą neuroprzekaźników, przy czym najbardziej bezpośrednią jej ścieżką jest nerw błędny, najdłuższy nerw czaszkowy, który sięga aż do jamy brzusznej.
Czym jest jelitowy układ nerwowy?
Bardzo skomplikowanym układem unerwiającym jelita. Jego główne zadanie to koordynacja perystaltyki, powodowanie ruchów robaczkowych, dzięki którym przemieszcza się treść pokarmowa. Ale okazało się, że neurony tego układu reagują na metabolity, jakie powstają w wyniku aktywności bakterii jelitowych. Komórki zwane EEC (enteroendokrynne), jakie znajdują się w nabłonku jelit, są receptorami, które wyczuwają te produkty, a także substancje, które wprowadziliśmy wraz z pożywieniem. I okazuje się, że tworzą one połączenia z neuronami i włóknami nerwu błędnego. Udowodnił to Diego Bohórquez z Duke University w Durham w Karolinie Północnej, który wyizolował jedne i drugie neurony, a potem w warunkach laboratoryjnych sprawdził, jak się zachowują. Okazało się, że nie tylko się rozpoznają, lecz także tworzą fizyczne połączenia, obwody, a tym, co je ze sobą łączy, jest glutaminian – neuroprzekaźnik pobudzający. Ten obwód pozwala na błyskawiczne przekazanie informacji o zawartości jelit do pnia mózgu. Taki korytarz przekazywania informacji pomiędzy mikrobiotą a mózgiem jest oczywiście potrzebny, ale także potencjalnie niebezpieczny. To droga, jaką patogeny mogą się przenieść z układu jelitowego do mózgu i narobić tam szkód. Tak też udowodniono, że to nie tylko mózg wysyła sygnały do jelit i kolonizujących je mikroorganizmów, ale one także mogą się z nim komunikować i nań wpływać.
W jaki sposób odbywa się przeszczep mikrobioty?
To są tzw. przeszczepy kałowe – znane i stosowane zresztą już od dawna, pierwszy raz miało to miejsce w 1958 r. w przypadku osoby zakażonej bakterią Clostridium difficile, która powoduje biegunki poantybiotykowe (do wypróżnień dochodzi kilkanaście, nawet kilkadziesiąt razy w ciągu doby). Najpierw pacjentom podaje się antybiotyk, żeby wyczyścić jelita, czyli pozbyć się nieprawidłowych bakterii. Potem kał od zdrowego osobnika wprowadza się do jelita grubego chorego metodą endoskopową za pomocą wlewu bądź, to najnowsza metoda, podając wyekstrahowaną mikrobiotę doustnie, w postaci kapsułek, których otoczka rozpuszcza się dopiero na granicy jelita cienkiego i grubego. Ostatnie badania pokazują, że przeszczepy mikrobioty mogą być skuteczne nie tylko w leczeniu biegunek, lecz także np. depresji. Były takie badania w 2016 r. (Kelly), do których zaproszono ludzi zdrowych (33 osoby – grupa kontrolna) i tych ze zdiagnozowaną ciężką depresją (34 osoby). Jednej grupie szczurów podano mikrobiotę od ludzi zdrowych, drugiej od chorych. Gryzonie, które dostały mikrobiotę od ludzi cierpiących na depresję, wykazywały cechy behawioralne i fizjologiczne charakterystyczne dla depresji, wykazywały np. mniejsze zainteresowanie wodą z cukrem, którą te zwierzaki uwielbiają. Nie były także zainteresowane eksplorowaniem otoczenia, wolały się chować. Sugeruje to, że mikroflora jelitowa może odgrywać przyczynową rolę w rozwoju cech depresji i stanowić cel w jej leczeniu i zapobieganiu. Takich badań było więcej i wyniki były podobne. Jednak wzbraniałabym się przed tym, aby twierdzić, że depresję powoduje wyłącznie nieprawidłowy skład mikrobioty pacjenta. To skomplikowane zagadnienie, ta choroba ma wiele przyczyn, które się na siebie nakładają. Nie znam badań na ludziach, które mówiłyby o wpływie przeszczepu mikrobioty na przebieg ich depresji. Były natomiast takie, w których sprawdzano, w jaki sposób podawanie prebiotyków może na niego wpłynąć i wyniki nie były szczególnie spektakularne. Obserwowano pewną poprawę, ale nie diametralną. Najlepsze wyniki uzyskano u pacjentów cierpiących na depresję we wczesnej jej fazie. Ale faktycznie – na modelach zwierzęcych bardzo ładnie to wszystko wychodziło. Myślę, że wpływ na to ma kilka czynników, poczynając od tego, że mózg ludzki jest dużo bardziej skomplikowany niż ten myszy czy szczura. Poza tym pacjentów ludzkich nie jesteśmy w stanie kontrolować jak zwierzęta doświadczalne – u nich możemy mieć wpływ na całe środowisko, pokarm, stresory, w przypadku ludzi jest to niemożliwe.
Mówiła pani, że mikrobiota ma także wpływ na choroby neuro degeneracyjne, takie jak np. parkinson.
W tym przypadku badania także wskazują na odmienną charakterystykę mikrobioty jelitowej pacjentów, a w ich mózgach obserwuje się ciała Lewy’ego – to takie agregaty białkowe, których głównym budulcem jest α-synukleina (α-syn). Pojawienie się białka α-syn w jelitach koresponduje z jednym z najwcześniejszych objawów współwystępujących choroby Parkinsona, którymi są zaparcia – te objawy mogą się pojawić nawet kilkanaście lat przed tym, zanim chory zacznie obserwować u siebie takie objawy, jak np. zaburzenia równowagi, spowolnienie ruchowe, drżenie rąk. Już mówiłyśmy o komórkach EEC, te przeciekawe twory są także zdolne do syntezy α-syn – jeśli coś pójdzie tu nie tak, zaczynają się problemy. Parkinson charakteryzuje się tym, że w mózgach chorych dochodzi do degeneracji neuronów istoty czarnej i gałki bladej – pełniących rozmaite funkcje związane z kontrolą ruchów, procesami poznawczymi, emocjami i uczeniem się. Zaburzony mikrobiom sprawia, że mogą zostać zatrute przez toksyczne związki przez niego produkowane, które powędrują z jelit do mózgu poprzez nerw błędny. Znów mamy na to dowody pochodzące z badań nad gryzoniami – wzięto zwierzęta zmodyfikowane genetycznie w taki sposób, żeby dochodziło u nich do nadprodukcji α-synukleiny. W pierwszej grupie nie modyfikowano mikrobioty jelitowej. Obserwowano tam zaburzenia motoryczne podobne do tych, jakie występują u ludzi cierpiących na parkinsona. W drugiej grupie – a były to zwierzęta sterylne, bez mikrobioty – nie było produkcji kwasów SCFA i nie zaobserwowano żadnych zmian w mózgu ani zmian motorycznych. Trzeciej grupie podano mikrobiotę od pacjentów chorych na parkinsona. U nich α-synukleiny w mózgu było najwięcej, a objawy motoryczne były bardzo nasilone.
Czyli można leczyć parkinsona, np. podając pacjentom probiotyki czy modyfikując ich dietę?
Tak może być. Naukowcy, także w Polsce, pracują nad tym, żeby to potwierdzić i przenieść do powszechnego stosowania, jednak na razie spektakularnych wyników brak. W przypadku chorych na parkinsona zauważano też, że jeśli pacjent dodatkowo był zakażony bakterią Helicobacter pylori, o wiele mniej skutecznie działała na niego lewodopa, substancja, która w organizmie przekształca się w dopaminę – powszechnie stosowana w leczeniu objawów ruchowych.
A związek mikrobioty ze spektrum autyzmu (ASD) jest zbadany?
Osoby dotknięte ASD mają deficyty w zakresie komunikacji, tudzież interakcji społecznych, powtarzalnych wzorców zachowań, aktywności. Stwierdzono, że u 70 proc. dzieci z ASD występują wzdęcia, zaparcia czy biegunki oraz zaburzenia układu immunologicznego. Próbowano leczyć te objawy za pomocą antybiotyków, ale efekty były krótkotrwałe, choć to już wskazywało na związek zaburzenia z mikrobiotą. Późniejsze badania wykazały, że jej skład znacząco się różni u pacjentów z ASD, którzy mają największe problemy z układem pokarmowym. Ale najciekawsze jest badanie na 18 dziecięcych pacjentach, którym przeszczepiono mikrobiotę od zdrowych ludzi. Nie tylko zaburzenia ze strony układu pokarmowego albo się cofnęły, albo osłabły, lecz także zaczęły osłabiać się symptomy ASD. Co najciekawsze, wyniki utrzymały się w ciągu dwóch lat – zrobiono po tym czasie kolejne badania tych samych pacjentów. Przy czym nie podawano im już nic, a mimo to poprawie uległy także probiotyczne proporcje w mikrobiocie jelitowej badanych. To badanie ma mankamenty metodologiczne – od początku było wiadomo, co dana osoba dostaje – ale autorzy zdają sobie z tego sprawę, a wynik jest naprawdę mocny. U tych dzieci nastąpiła duża poprawa i FDA zezwoliło na stosowanie przeszczepów kałowych w terapii autyzmu. Teraz ten sam zespół robi większe badanie – na 80 osobach, tym razem dorosłych i z grupą kontrolną. Rozmawiałam z lekarzem, który zajmuje się taką terapią w Polsce. Powiedział mi, że już samo ustanie problemów jelitowych było wybawieniem dla rodziców i dzieci. Lepiej spały, lepiej przechodziły psychoterapię, były spokojniejsze. W innym doświadczeniu próbowano modyfikować mikrobiotę poprzez dietę eliminacyjną (niskoglutenową i niskolaktozową) oraz stosowanie prebiotyku B-GOS. Były cztery grupy pacjentów: pierwsza z nich miała nierestrykcyjna dietę, zamiast probiotyku podawano placebo, druga – nierestrykcyjna dieta, ale pacjenci przyjmowali prebiotyki, w trzeciej była dieta plus placebo, a w czwartej zastosowano i dietę, i prebiotyk. Najlepsze rezultaty – osłabianie się zarówno objawów autyzmu, jak i problemów jelitowych – zaobserwowano w tej ostatniej grupie. Robi się także badania międzygatunkowe, przeszczepiając mikrobiotę jelitową ludzi zwierzętom. Wyniki potwierdzają wcześniejsze ustalenia – jeśli gryzoniom przeszczepi się mikroorganizmy pochodzące od pacjentów z ASD, zaczynają zdradzać zachowania repetytywne (powtarzające się), nie są zainteresowane kontaktami społecznymi, następują też pewne zmiany w ich mózgach. Co ciekawe – to samo dotyczy potomków tych zwierząt.
To chyba przełom w terapii.
Mam nadzieję, choć to wciąż badania na poziomie podstawowym. Na naszym uniwersytecie także staramy się dołożyć do wysiłków naukowców z całego świata badających wpływ mikrobioty na mózg. W Centrum Badań Neuropoznawczych Instytutu Psychologii przymierzamy się do badania, które będzie miało na celu sprawdzenie, w jaki sposób dieta (zwłaszcza cukry i tłuszcze) wpływa na nasze procesy poznawcze. Także w kontekście cukrzycy i osób chorych na alzheimera. Spotkałam się z określeniem, że to schorzenie to „cukrzyca trzeciego typu”. Wiadomo od co najmniej 12 lat, że stan przedcukrzycowy jest predyktorem do wystąpienia wcześniejszych objawów tej choroby. Na razie ograniczamy się do osób zdrowych i już mamy za sobą pierwsze badanie (oparte na wywiadzie żywieniowym na dużej grupie), w którym zaobserwowaliśmy zależności pomiędzy niezdrowym profilem jedzenia a gorszym wykonaniem badań poznawczych. Teraz chcemy zrobić bardziej miarodajne badanie interwencyjne, w którym będziemy żywić ludzi w konkretny sposób, innym podawać konkretne szczepy bakterii i obserwować, w jaki sposób po kilku miesiącach przełoży się to na polepszenie bądź pogorszenie ich funkcji poznawczych. Zainspirowało nas do tego badanie, które nazywam „badaniem ze śniadankiem”, w którym badacze zapraszali przez cztery dni w tygodniu uczestników właśnie na śniadanie, smaczne, ale niezdrowe – typu pączki czy inne produkty zawierające dużo kalorii pochodzących z cukrów i tłuszczy. Grupa kontrolna dostawała normalne, dobrze zbilansowane jedzenie. Przed i po posiłku badano uczestnikom pewne wskaźniki z krwi – cukier, cholesterol, trójglicerydy etc. Potem dawano im do wykonania kilka zadań. Już po czterech dniach osoby, które jadły niezdrowo oprócz tego, że miały gorsze wyniki badań z krwi, wykazywały jeszcze zaburzone funkcje poznawcze – dotyczyło to zwłaszcza pamięci. Można się spodziewać, że takim menu podkarmiono niekorzystne bakterie, które wydzielają prozapalne cytokiny, natomiast populacja bakterii korzystnych została zagłodzona. Nawiasem mówiąc – bakterie potrafią wołać, żeby im dostarczyć to, co lubią. Kiedy mamy napad głodu i chęć na słodycze, może być tak, że zdrową dietą zagłodziliśmy te niekorzystne i teraz one się bezczelnie domagają, żeby je podkarmić. Jeśli nie będziemy ich słuchać, po jakimś czasie przestaną się upominać, bo ich już nie będzie.
Co robią bakterie z naszym mózgiem, jakie procesy w nim wywołują, że są w stanie spowodować tyle chorób?
Mówi się dziś, że nieprawidłowy mikrobiom może doprowadzić do nasilenia stanów zapalnych w całym organizmie, także w mózgu, szczególnie w okolicach hipokampu (odpowiedzialnego m.in. za pamięć). Prowadzi także do nadprodukcji substancji, które powodują np. nieprawidłowe działanie mikrogleju (to nieneuronalne komórki w mózgu, element układu immunologicznego), co skutkuje zahamowaniem powstawania nowych komórek nerwowych. Kolejny element to związek mikrobioty z osią stresu – już o tym mówiłyśmy – jej nadaktywność i nadmierne wydzielanie kortyzolu, naczelnego hormonu stresu. Można by na ten temat rozmawiać w nieskończoność, dla mnie pasjonującą sprawą są badania i eksperymentalna terapia, jaką prowadzą lekarze w warszawskim centrum hematologii. Stosują oni przeszczepy mikrobioty u pacjentów, którym przeszczepiają szpik kostny, żeby uniknąć zagrażających życiu powikłań, jak sepsa czy zwrócenie się przeszczepu przeciwko gospodarzowi. Jestem pewna, że jeszcze nieraz usłyszymy o kolejnych odkryciach nauki związanych z mikrobiotą i jej wpływem na nasze życie. Jesteśmy dopiero na początku drogi.