Elfy nie wyglądały miło. Właściwie wyglądały niemiło, zwłaszcza trzymając w mocarnych rączkach siekiery. No, trzymały. Siedzący za biurkiem prezydent nie czuł się swojo, tylko nieswojo. I takim nieswoim głosem przemówił do siedzących na podłodze dzieci. A było tych dzieci siedmioro.
– Fajnie mi was tu gościć – zagaił. – Znaczy u mnie. No, ale przejdę do sprawy, albowiem dzięki wysłannikom, można powiedzieć, naszego kochanego Pana Świętego Mikołaja, mamy dziś... – dodał.
Zerknął na elfy.
– Macie bardzo ważne zadanie, kochane dzieci. Kochane dzieci, napiszcie list do Pana Świętego Mikołaja – westchnął.
Do Świętego Mikołaja?! – wykrzyknęły zdumione dzieci (w pewnego rodzaju opowieściach często się wykrzykuje zdumionym głosem oraz wzdycha, szepcze, kiwa i potrząsa głową itd. Taki mamy klimat).
– Tak. Do Niego. List – powtórzył prezydent. – Elfy go zabiorą, a św. Mikołaj implementuje.
– Implementuje?! – wykrzyknęły dzieci, zdumione jak się patrzy.
Prezydent większości Polaków spojrzał na dzieci więcej niż wymownie.
– I to implementuje na całą naszą kochaną Polskę. To piszcie mądrze. Piszcie odpowiedzialnie. Ja mam się w ogóle nie odzywać – westchnął i głową pokiwał.
Są święta, ale nie misie
Uhuhuhu, pomyślały dzieci. Dla zyskania na czasie uśmiechnęły się do elfów, ale bez specjalnego efektu. I zaczął się gwar. Co by tu napisać, aby się jakoś tak magicznie implementowało, w sensie, w Polsce?
– Ja bym chciał, aby wszystkie dzieci miały swoje misie... – zasepleniło jedno z dzieci, mniejsze takie. To się zastanowiły wszystkie. Zaczęły liczyć, kto ma ile misiów. W końcu, z poważnymi trudnościami i z użyciem kredek w różnych kolorach wyszło, że mają 43.
„No, nie, misie nie są por..., prot..., priorytetowe” – chciał tak bardzo podpowiedzieć prezydent, ale się bał siekier elfich.
Służba zdrowia, żeby była lepsza. Na przykład o wiele lepsza – wystrzeliło kolejne dziecko.
Pokiwały głowami. Ale potem zaczęło się przypominanie, co ta służba zdrowia robi ludziom. Na przykład jednemu to wycięła migdałki, błe. A inni to musieli takie pić syropy, że aż z brzuszków się dymiło. No i zastrzyki, cholerne zastrzyki, i ogólne dręczenie. A, do cholery z tą służbą, niech ona nigdy lepsza nie będzie, tylko, no właśnie, gorsza.
I tak też napisały św. Mikołajowi, żeby gorsza była. Elf skryba pilnie zanotował.
Korki, one też są – wypowiedziało się kolejne dziecko.
No, tak. Korki. Zaczęły się wspominki. Że jak się takie fajne korki zrobiły, to tatuś nie dowiózł na te głupie zajęcia rozwojowe z jazdy konnej po angielsku. I sobie można było milutko pograć na Switchu w ciepłym samochodziku, a nie zap...ć na głupim koniu w deszczu. A inne korki to tak mamie zrobiły, że się nie dojechało na jakieś głupie urodziny na basenie z klownem i tym okropnym tortem.
Ustalono, że korki są fajne. I napisano, żeby było ich więcej.
A może coś o podatkach?
Żeby wszyscy mieli tatusia – wykrzyknęło wesoło kolejne dziecko.
Poszeptały. No niby tak. Ale policzyły szybko. Michaś to ma tatusiów dwóch, bo tak zarządziła mama. Jeden jest biolo, mówiła, a drugi ideolo. A teraz zaczyna przebąkiwać, że może i trzeci tato będzie, taki na wakacje. A mama Oli to w ogóle mówi, że jakby się tata pojawił, to żeby mu tylko przez drzwi powiedzieć, że nikogo nie ma w domu.
Nie, o tatusiach nie piszemy za bardzo do św. Mikołaja. Bo właściwie nie ma o czym. Napiszemy o gierkach. Niech każdy je ma. I żeby miał ich dużo. Można zawsze je wyłączyć (na chwilę, na chwilę) albo ap-gre-j-d-ować. I może żeby każde dziecko w całej Polsce miało dwie komórki. Jedną taką, żeby rodzice dzwonili, ale żeby był filtr na nich, a drugą taką normalną, do grania.
Zaczęły się tarmosić trochę, a trochę popychać i ganiać, z tej radochy, że tak dobrze będzie. I się im jeszcze wymsknęło, żeby wszyscy, ale to wszyscy do 18. roku życia nie mieli prac domowych, a prezydent żeby chodził na spotkania w piżamce w żyrafy.
Prezydent aż sapnął gniewnie: – A może coś o podateczkach się napisze? Że niskie? Czy co?
I pożałował tej obywatelskiej interwencji, bo elf tak magicznie wepchnął mu dwa palce do dziurek w nosie, że było bardzo śmiesznie. W każdym razie dzieci aż kwiczały z radochy.
– A mój brat jest wysoki – szepnęła Marysia, jak już się zrobiło nagle cicho.
I dzieci zdecydowały. Żeby podatki były takie, jak brat Marysi, bo ten brat jest fajny i różne datki też.
Zasmucił się prezydent, nawet by westchnął, ale bał się, że elfy znowu mu coś do nosa wsadzą.
List został
Aż w końcu wyszły dzieci, wybrane przez specjalną aplikację bożonarodzeniową ElfMonster na polecenie św. Mikołaja. Tylko list został na biurku, z różnymi esami-floresami oraz eleganckim nagłówkiem: „Szanowny Panie Święty Mikołaju” i podpisem „Szanowne Dzieci z Polski Kochanej”.
Prezydent wzrok zmęczony zwrócił na najstarszego elfa.
– A nie można by trochę jeszcze podredagować liściku? Bo dzieci, wiadomo, jak to dzieci...
Elf bez słowa list schował do koperty, a kopertę zalakował. I tyle było tego redagowania.
– A powiedzcie, szanowne elfy, jak to jest z tym spełnianiem się życzeń? Św. Mikołaj pewno zajęty, prawda? – dopytał nerwowo prezydent.
Stary elf wykrzywił twarz w uśmiechu, a był to uśmiech raczej podły.
– Od dzieci ten list. Wszystko się spełni, prezydenciku.
Wyszły. Prezydent głową pokręcił, pokiwał, rękami ją objął, było nie było, głowę państwa trzymał w rękach, i głośno, ale jakby bezsilnie, tak po polsku, westchnął: – Ja pier...ę. ©Ⓟ