Usuwanie barier handlowych stało się w ostatnich latach równie niepopularne jak cała globalizacja. Wystarczy spojrzeć na trudności w wieloletnich negocjacjach między Unią Europejską a państwami Ameryki Południowej zrzeszonymi w Mercosur. Niektóre porozumienia w ogóle nie dochodzą do skutku. W 2019 r. oficjalnie ogłoszono zakończenie – bez powodzenia – prac nad transatlantyckim partnerstwem w dziedzinie handlu i inwestycji (TTIP) między UE a USA. Na porażkę wpłynęło wiele czynników, ale chyba najważniejszym była zmiana nastawienia amerykańskich władz w pierwszej kadencji Donalda Trumpa. Wcześniej – w 2017 r. – Trump wycofał się z negocjacji umowy o partnerstwie transpacyficznym (TPP), którego stroną miały być m.in. Australia, Japonia i Kanada.
Handel to nie altruizm
Mimo że umowy handlowe nie cieszą się popularnością, państwa nadal poszukują dróg do nawiązania bliższej współpracy w duchu wzajemnych korzyści. Również w sytuacjach, w których partner nie jest tym wymarzonym, a umowę można postrzegać w kategoriach małżeństwa z rozsądku. I tak np. porozumienie TPP nie upadło zupełnie, lecz zmieniło swoją nazwę na umowę o całościowym i progresywnym partnerstwie transpacyficznym (CPTPP), nad którą prace kontynuowało pozostałe 11 państw. Ich wspólnym celem jest budowanie przeciwwagi dla rosnącej potęgi Chin w obliczu prezentowanego przez Trumpa izolacjonistycznego podejścia „America First”.
O ile kilka lat temu państwom chodziło o stworzenie nowych ram współpracy, o tyle obecnie dążą one do przeformułowania istniejących umów albo odbudowywania relacji na gruzach tego, co z nich zostało. Pogorszenie stosunków gospodarczych z USA – zwłaszcza w związku z ofensywą celną amerykańskiej administracji w 2025 r. – oznacza konieczność poszukiwania nowych sojuszników.
Takie kampanie mają już swoją historię. Wyrazistym przykładem jest Wielka Brytania, która zdecydowała się opuścić UE. Zerwanie tak ważnych więzów gospodarczych wymagało natychmiastowego znalezienia nowych partnerów. Po brexicie rozpoczęły się trzyletnie negocjacje z Indiami, które doprowadziły do podpisania umowy w 2025 r. Nowy partner nie jest jednak w stanie zrekompensować ubytku spowodowanego rozluźnieniem relacji handlowych z UE – w 2024 r. Indie odpowiadały za niespełna 2 proc. brytyjskiego eksportu.
Sojusze handlowe mogą się wpisywać w rozgrywkę geopolityczną. Gdy pod koniec października prezydent Trump odbywał tournée po Azji, Chiny aktywnie działały na polu negocjacyjnym. Była to oczywista odpowiedź na zaangażowanie w tym regionie Stanów Zjednoczonych. Wysiłki Państwa Środka zaowocowały podpisaniem nowej wersji porozumienia ze Stowarzyszeniem Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN). Układ daje możliwości zintensyfikowania szacowanej na 800 mld dol. rocznie wymiany handlowej. Premier Chin Li Qiang zaakcentował też konieczność zwiększania inwestycji zagranicznych oraz wzmocnienie integracji gospodarczej.
Władze indyjskie zachowały się dyplomatycznie. W szczycie ASEAN wzięły udział w formie zdalnej, co automatycznie wykluczyło możliwość spotkania Modi–Trump. New Delhi uniknęło też bezpośredniego uwikłania w rywalizację dwóch największych gospodarek świata, a przede wszystkim konfrontacji z prezydentem Trumpem w sprawie sytuacji militarnej między Indiami a Pakistanem.
Krótko po szczycie państw ASEAN odbyło się spotkanie wysokich przedstawicieli krajów Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC). Był to kolejny dowód na zabiegi dwóch głównych mocarstw o wpływy w regionie. Ledwie odleciał samolot z prezydentem Trumpem, a przywódca Chin podejmował już na forum APEC kroki w kierunku wzmocnienia roli Pekinu. Podczas gdy USA dystansują się do porozumień międzynarodowych i chcą działać w pojedynkę (czemu dają wyraz choćby ostrą krytyką organizacji międzynarodowych), Chiny mówią o wielostronnej współpracy. Podczas gdy USA dążą do ułożenia sobie stosunków bilateralnych, Chiny podkreślają znaczenie Światowej Organizacji Handlu (WTO). Stanom Zjednoczonym chodzi nie tyle o uzyskanie korzystniejszych warunków gospodarczych od słabszych partnerów, ile o zasianie niepewności u sojuszników w Azji, którzy muszą ostrożnie stąpać po linie, by nie narazić się Pekinowi, a jednocześnie unikać problemów w Waszyngtonie.
Z punktu widzenia Europy takie zabiegi nie powinny dziwić. Potwierdzają jedynie to, gdzie znajduje się polityczne i gospodarcze centrum świata. Brak Trumpa czy Modiego na tym czy innym szczycie został zauważony. O Europie nikt nie wspominał. Dopiero kilka dni po azjatyckich spotkaniach pojawiły się informacje o rozmowach na temat współpracy UE i Chin. Ich efektem mogłoby być porozumienie o wolnym handlu.
Nawet USA potrzebują partnerów
Oprócz rozmontowania bazującego na normach WTO systemu handlowego amerykańska administracja zburzyła też relacje oparte na niepisanych zasadach, w tym na zaufaniu. Powstałą lukę mają wypełnić bilateralne porozumienia. Układy tego typu zostały zawarte m.in. z Wielką Brytanią, UE, Japonią, Indonezją, Wietnamem i Argentyną. Nie są to jednak precyzyjne zapisy umów. Wiele z nich to ogólne ustalenia o ustnym charakterze, których szczegóły są rzadko ujawniane opinii publicznej. Zawierają one zobowiązania państw partnerskich oraz postanowienia, które mają dawać dostęp do ich rynków amerykańskim produktom i usługom. Ustalenia są tak nieprecyzyjne, że po negocjacjach obie strony prezentują w wielu kwestiach odmienne stanowiska. Można było to dostrzec po lipcowych rozmowach z UE, a ostatnio w czasie prac nad porozumieniem ze Szwajcarią. Nie buduje to pewnych warunków prowadzenia biznesu ani nie daje pełnego obrazu intencji partnerów.
Ponieważ USA potrzebują krytycznych zasobów, podpisały z Australią porozumienie o współpracy w pozyskiwaniu minerałów ziem rzadkich. Antypody są im niezbędne, aby przynajmniej częściowo zmniejszyć zależność od Państwa Środka. Australia znalazła się między młotem a kowadłem. Do Chin trafia duża część jej eksportu rudy żelaza i węgla oraz wiele produktów konsumpcyjnych. Pekin już wcześniej w stanowczy sposób manifestował swoje niezadowolenie z działań rządu w Canberze.
Poszukiwanie nowych dróg w handlu
Przyszłość mają nie tylko porozumienia regionalne lub dwustronne. Premier Kanady Mark Carney zaproponował budowę nowego światowego porządku handlowego, którego zaczątkiem mogłoby być połączenie UE z CPTPP. Z kolei w listopadzie przedstawiciele rządu w Ottawie spotkali się w Singapurze z reprezentantami Nowej Zelandii, Szwajcarii i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, by zainicjować nowy typ porozumienia o inwestycjach i handlu. Liczba państw zainteresowanych tą inicjatywą szybko zwiększyła się do 16. Pokazuje to ciągłe poszukiwanie sposobów na wzmocnienie współpracy gospodarczej mimo niesprzyjających warunków międzynarodowych. A może właśnie dlatego rośnie determinacja do zacieśniania więzi między państwami o podobnych poglądach na reguły światowego porządku?
Choć obecnie może się wydawać, że sojusze mają charakter bilateralny, to Stany Zjednoczone nie są jedyną dużą gospodarką, której interesy muszą być brane pod uwagę. Mamy do czynienia z wielobiegunowym światem, w którym mniejsze gospodarki muszą sobie układać stosunki w taki sposób, by nie nadepnąć na odciski większym partnerom. ©Ⓟ