W ostatnich latach lawinowo wzrosła liczba dzieci korzystających ze smartfonu. Dziecko w Polsce dostaje telefon z dostępem do internetu średnio w wieku niecałych dziewięciu lat. Mimo że społeczna świadomość płynącego z tego ryzyka jest coraz większa, to nadal brakuje w Polsce zarówno inicjatyw rodziców na poziomie szkół, jak i działań legislacyjnych na poziomie administracji.

Ograniczenia w używaniu smartfonu

Tymczasem w wielu krajach podjęto już działania w tym zakresie. We Francji od tego roku szkolnego obowiązuje zakaz korzystania ze smartfonów w szkołach podstawowych i gimnazjach. Jest rozszerzony również na wycieczki szkolne. We Włoszech telefonów w szkołach nie można używać nawet do celów edukacyjnych. Zwraca się przy tym uwagę, że mają one negatywny wpływ na koncentrację uczniów. W Norwegii we wszystkich szkołach obowiązuje zakaz telefonów i zegarków inteligentnych na lekcjach, a korzystanie z nich na przerwach jest zabronione w podstawówkach. W stosunku do Zachodu jesteśmy więc już spóźnieni, a kolejne roczniki uczniów startują w dorosłość z gorszej pozycji – z niższym poczuciem wartości, mniejszą kreatywnością i zdolnością do koncentracji.

Czy i my doczekamy się w końcu ustawowej regulacji używania smartfonów w szkołach? Jest na to szansa. Procedowany jest projekt ustawy o zmianie ustawy – Prawo oświatowe, w którym postuluje się wprowadzenie zakazu korzystania z telefonów komórkowych i innych urządzeń elektronicznych umożliwiających porozumiewanie się na odległość w szkołach podstawowych. To krok w dobrą stronę, ale czy wystarczy? Autorzy pracy „Brain Drain: The Mere Presence of One’s Own Smartphone Reduces Available Cognitive Capacity” opublikowanej przez Uniwersytet Chicagowski sformułowali teorię „brain drain” – obniżenia dostępnej pojemności poznawczej spowodowanej przez samą obecność smartfona, nawet wyłączonego. Wystarczy, że urządzenie będzie w zasięgu ręki, by uczniowie szkół średnich już byli na tym stratni. Ich uwaga będzie odciągana. Nastolatki korzystają ze smartfonów w szkole średnio przez 90 min – alarmuje artykuł w amerykańskim „JAMA Pediatrics”. Czas ten wykorzystują głównie na pisanie wiadomości i przeglądanie mediów społecznościowych. Badania prowadzone w Holandii i Norwegii potwierdzają natomiast, że zakaz korzystania z małych ekranów poprawia koncentrację i ułatwia naukę. Relacje społeczne są lepsze, a w szkole robi się bezpieczniej.

Brytyjczycy rozważają wprowadzenie zakazu sprzedaży smartfonów osobom przed 16. rokiem życia. We Francji obowiązuje już przepis zakazujący użytkownikom przed 15. rokiem życia dostępu do mediów społecznościowych – ustawa o pełnoletniości cyfrowej wprowadza obowiązek uzyskania zgody rodziców, jeśli młodsze chcą założyć w nich konto (np. Instagram, TikTok, Snapchat). Wspomniane kraje wprowadzają ograniczenia również dla starszej młodzieży, nie tylko dla dzieci. Prezydent Emmanuel Macron apelował do Polski pełniącej od stycznia 2025 r. prezydencję w Radzie UE o wsparcie inicjatywy ograniczenia dostępu młodzieży do mediów społecznościowych. W Australii na poziomie krajowym już obowiązuje zakaz używania telefonów komórkowych w szkołach publicznych, a korzystanie z mediów społecznościowych przez osoby przed 16. rokiem życia jest wprost zakazane (Social Media Minimum Age).

Z mocy ustawy czy od dołu?

Zanim doczekamy się podobnych przepisów w Polsce, upłynie wiele czasu, ale już teraz (zgodnie z danymi fundacji GrowSPACE) ponad połowa szkół (również średnich) zabrania korzystania ze smartfonów na swoim terenie. Dodatkowo prawie wszystkie polskie szkoły w ciągu ostatniego roku prowadziły edukację na temat uzależnienia od telefonów.

Pozytywny skutek jest jednak niweczony, kiedy wieczorami dziecko korzysta w domu z social mediów i przegląda dziesiątki wysłanych przez kolegów wiadomości na Whatsappie w ramach klasowej grupy, której jest członkiem, a pozalekcyjne kontakty z rówieśnikami polegają głównie na przeglądaniu memów i brainrotów. Nie jest tajemnicą, że media społecznościowe są oparte na mechanizmach dążących do wytworzenia uzależnienia. Powiadomienia, lajki czy komentarze utrwalają użytkownika w cyklu uzależnienia. Wykorzystują one mechanizmy psychologiczne (np. treść dostosowana do preferencji, niekończące się przewijanie), a także algorytmy personalizacji treści, co zwiększa zaangażowanie użytkowników.

Dziedziczymy zdrowe nawyki

Wprowadzenie zakazu korzystania ze smartfonów w szkołach poprawi zdolność przyswajania wiedzy, ale to aktywność pozaszkolna i sposób spędzania czasu w domu będą kreować zdrowe nawyki higieny cyfrowej. Nawyk czytania książek jest dziedziczony z pokolenia na pokolenie, a wpływ członków rodziny na dzieci jest większy niż szkoły. Zgodnie z artykułem „The intergenerational impact of mothers and fathers on children’s word reading development” wspólne czytanie i liczba książek w domu znacząco wpływają na umiejętność samodzielnego czytania. Raport brytyjskiego oddziału wydawnictwa Harper Collins Publishers pokazuje, że dzieci, którym rodzice czytają codziennie, są trzy razy bardziej skłonne same sięgnąć po książkę w porównaniu z tymi, którym czyta się rzadziej.

Aktywność pozaszkolna to niezagospodarowana przestrzeń dla inicjatyw rodziców, a szkoła może być doskonałym forum wymiany poglądów i wspólnego tworzenia zasad.

Wyobraźmy sobie zebranie klasowe, po którym wychowawca daje rodzicom czas na dyskusję i sugeruje, aby w miarę możliwości wypracowali dla swoich dzieci wspólne standardy higieny cyfrowej. Informuje, że w razie potrzeby znajdzie się czas na taką dyskusję po każdej wywiadówce. Rodzice pierwszoklasistów zaczynają się zastanawiać razem, czy noszenie do szkoły kolorowego smartwatcha nie wpływa negatywnie na koncentrację. Część z nich rozważa wymianę zegarka na klasyczny, który nie rozprasza uwagi na lekcjach. Jeśli zrobią to wspólnie, to żadne dziecko nie będzie czuło się gorsze od innych. Zobowiązują się też do nadzorowania korzystania z ekranów, aby wiedzieć, co robi ich dziecko w internecie – szczególnie w czasie odwiedzin kolegów. Dochodzą do wniosku, że tworzenie zasad jest ważne już na wczesnym etapie. Przeważająca większość nastolatków konsekwentnie przestrzega ustalonych z rodzicami reguł dotyczących korzystania z internetu. Okazuje się jednak, że ponad połowa rodzin takich zasad nie uzgodniła – dowiadujemy się z raportu „Nastolatki 3.0”.

Media społecznościowe? Według wspólnych zasad

Wyobraźmy sobie, że rodzice trzecio klasistów przeprowadzają ankietę, by sprawdzić, czy rzeczywiście wszystkie dzieci dostaną smartfon na komunię (to popularny powód używany przez najmłodszych, aby przekonać do decyzji o zakupie). Okazuje się, że nie wszystkie i rodzice dostają do ręki świetny argument. A wiemy, że nie wszystkie. Według badań firmy Komputronik elektronikę w prezencie komunijnym otrzymuje niecałe 50 proc. dzieci, z czego 16 proc. – smartfony. W celu kontaktu z dzieckiem chodzącym samodzielnie do szkoły dorośli rekomendują sobie nawzajem zakup dla niego klasycznych telefonów typu Nokia 3310, bez dostępu do internetu.

W ostatnich klasach podstawówki rodzice wymieniają się informacją, że w klasie popularne jest oglądanie pato streamów. Uzgadniają, że porozmawiają na ten temat z dziećmi. Z raportu NASK wynika, że co czwarty nastolatek ogląda patostreamy, podczas gdy jedynie 13 proc. rodziców deklaruje, że ma tego świadomość. Niemal połowa młodych ludzi spotyka się w internecie z sytuacjami, kiedy ich znajomi są atakowani i wyzywani. Z ośmieszaniem i poniżaniem kogoś w sieci zetknął się co trzeci nastolatek. Po zgłoszeniu sytuacji z niekontrolowanym hejtem rodzice starszych roczników dochodzą do wniosku, że zabronią swoim dzieciom udziału w klasowej grupie whatsappowej. Wnosi ona wiele negatywnych emocji, z którymi mózg w tym wieku sobie jeszcze nie radzi. Zobowiązują się do przestrzegania regulaminów portali społecznościowych i dopuszczenia do nich dziecka najwcześniej po ukończeniu 13. roku życia, a najlepiej jeszcze później.

Część rodziców ma wątpliwości. Uważa, że nie można ograniczać dziecku dostępu do świata cyfrowego. – Mamy takie czasy, że trzeba być na bieżąco i online – twierdzą i dodają, że smartfon to świetne narzędzie edukacyjne. Okazuje się jednak, że internet służy młodzieży przede wszystkim do kontaktu ze znajomymi i jest źródłem rozrywki (według NASK wykorzystuje się go głównie do słuchania muzyki, oglądania filmów i grania). Niecałe 20 proc. ankietowanych używa smartfona do poszerzania wiedzy w ramach swoich zainteresowań, jeszcze mniej wykorzystuje go w celu przygotowania do lekcji. Te dane jasno pokazują, że nawet w oczach samych zainteresowanych funkcja edukacyjna smartfonów jest postrzegana jako marginalna. Jedna trzecia uczniów nie weryfikuje źródła, z którego czerpie informacje. Popularnością cieszą się serwisy z gotowymi opracowaniami szkolnymi – z dwóch z nich korzysta odpowiednio co czwarty i co piąty ankietowany. Brytyjski raport Komisji Edukacji Izby Gmin zwraca dodatkowo uwagę na małe możliwości weryfikacji przez rodziców jakości aplikacji edukacyjnych. W AppStore oraz w Google Play jest ponad 0,5 mln aplikacji z tej kategorii, ale tylko część z nich może być uznana za użyteczną w procesie kształcenia.

Według NASK niemal 60 proc. rodziców deklaruje, że ustala z dziećmi zasady korzystania z internetu, potwierdza to jednak tylko co czwarty nastolatek. To pokazuje, że trzeba poprawić komunikację. Kiedy więc rodzice dochodzą w końcu do porozumienia co do ograniczenia dzieciom dostępu do mediów społecznościowych oraz aplikacji, które w podobny sposób zabierają czas i uwagę (np. YouTube, Whatsapp), pada propozycja, aby chętni podpisali pisemną umowę. To coś innego niż ustne deklaracje, o których po kilku tygodniach zapominamy. Poszczególne punkty porozumienia mogą zawierać zobowiązanie do przestrzegania regulaminów aplikacji (w szczególności granic wiekowych dla użytkowników), zakaz wspólnego spędzania czasu przy popularnych grach online w późnych godzinach wieczornych czy zamknięcie klasowych grup na komunikatorach. Umowa może zawierać też zobowiązanie do omówienia z dziećmi zasad udostępniania w sieci wizerunku swojego oraz kolegów i koleżanek. Nie wszyscy rodzice podpisują porozumienie, nie wszyscy nawet biorą udział w dyskusjach, do których przestrzeń zapewnia szkoła i wychowawca. Świadomość już się jednak zwiększa, a 12-latek, który nie ma konta na Instagramie, nie będzie już czuł się jedyny, wykluczony z grupy. Umowę można podpisywać co roku, dostosowując ją do aktualnych wyzwań, przed jakimi stoi klasa.

Nie czekajmy na ustawę!

Doświadczenia kanadyjskie zdobyte w prowadzonym od 1999 r. badaniu Young Canadians in a Wireless World pokazują, że działania oddolne są skuteczne, a zaangażowanie rodziców jest istotne. Młodzi ludzie stosujący w domu określone zasady dotyczące aktywności online rzadziej podejmują zachowania ryzykowne (jak przesyłanie swoich danych nieznajomym, odwiedzanie stron hazardowych czy pornograficznych). Dzieci i młodzież widzą w rodzicach cenne źródło wiedzy dotyczącej zachowania w internecie, a jednocześnie potwierdzają duży wpływ środowiska rówieśników na swoje potrzeby. Komisja Europejska wskazuje, że współpraca szkoły z domem – np. w formie „domowej umowy medialnej” – wspiera poprawę zdrowia cyfrowego. Umowa medialna – to właśnie rozwiązanie, które można zastosować w polskich szkołach. Rodzice, mając świadomość wpływu kolegów i koleżanek z klasy na samopoczucie i nawyki swojego dziecka, powinni uzgodnić między sobą zasady, jakimi wspólnie będą się kierować, aby zachować cyfrową higienę i opóźnić kontakt najmłodszych z mediami społecznościowymi – by mózg dziecka dojrzał i uodpornił się na techniki stosowane przez twórców aplikacji. Aby dorastające pokolenie było odporne psychicznie i kiedyś konkurencyjne na rynku pracy, konieczne jest zaangażowanie rodziców i wychowawców oraz samych uczniów starszych klas. ©Ⓟ