Większość ludzi wie, jak działa neuron – komórka mózgu: że tworzy synapsy, połączenia odpowiadające za przesyłanie informacji. Ale gdyby zapytać na ulicy 10 osób, co to jest astrocyt – też komórka mózgu, to marne szanse, by choć jedna z nich wiedziała. Dlaczego o astrocytach prawie w ogóle się nie mówi?
Aleksandra Pękowska, profesor Instytutu Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego w Warszawie, kierowniczka Pracowni Biologii Chromatyny i Epigenomiki
ikona lupy />
Aleksandra Pękowska, profesor Instytutu Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego w Warszawie, kierowniczka Pracowni Biologii Chromatyny i Epigenomiki / Materiały prasowe / Fot. Materiały prasowe

Ma to podłoże historyczne. Kiedy odkryto, że neurony odpowiadają za przesyłanie bodźców, naukowcy całą uwagę od razu skierowali na nie. I nie dziwię się im, bo to fascynujące komórki. Astrocyty zawsze były w ich cieniu, to elementy mózgu, które odpowiadają za wszystko, co się dzieje wokół neuronów, i sprawiają, że przesyłanie informacji przebiega poprawnie. Nie jest tak, że nikt wcześniej nie badał astrocytów, tylko mniej naukowców się nimi zajmuje, a wyniki ich prac nie są tak rozpowszechnione. Ale zainteresowanie tymi komórkami rośnie.

Dlaczego warto badać astrocyty?

To konieczne, jeśli chcemy zrozumieć, jak funkcjonujemy, poznajemy świat, jak przebiega ewolucja wewnątrz nas, w siedlisku naszych myśli. Astrocyt jest komórką, bez której nie funkcjonuje mózg, bo nie ma czegoś takiego jak mózg bez astrocytów – podobnie jak nie ma go bez neuronów.

Już w XIX w. naukowcy zdawali sobie sprawę z ważnej funkcji astrocytów. Choć nazywano je wtedy glejem, w konotacji do kleju. Sądzono, że glej to coś, co skleja mózg w całość.

Pierwsze prace na ten temat, np. Santiago Ramóna y Cajala, zawierały piękne rysunki, pokazujące, że są komórki, które wypełniają przestrzeń między neuronami. Wydaje mi się, że z przekonania, iż jest to bardziej spoiwo niż ważny budulec oraz nieodzowna część tkanki nerwowej, wynikało to, że ówcześni badacze nie do końca chcieli się skupić na astrocytach.

Samo słowo „astrocyt” wywodzi się z łaciny. Określenie „astrum” – gwiazda, ciało niebieskie – sugeruje raczej związek z gwiazdami, kosmosem niż budową mózgu. Sama nazwa „astrocyt” po raz pierwszy została użyta w 1895 r. Mówiono wtedy o nich komórki gwiaździste, stąd astrocyty. Czy one rzeczywiście wyglądają jak gwiazdki?

W niektórych barwieniach rzeczywiście tak jest. Barwimy komórki, by odkryć ich strukturę, poznać, gdy chorują, kiedy są zdrowe. Wygląd astrocytów pod mikroskopem zależy od tego, jak je wybarwimy – jeśli skupimy się na ich głównych wypustkach, to rzeczywiście będą wyglądały na piękne i gwiaździste. Natomiast, kiedy skoncentrujemy się na całej strukturze, bardziej będą przypominały gąbkę, bo te pierwsze wypustki, które wychodzą z ciała komórki, dają kolejne i kolejne – tak naprawdę są ich setki tysięcy. Możemy sobie wyobrazić astrocyt w trzech wymiarach jako delikatną poświatę różnych wypustek.

Z tego, co pani mówi, wynika, że struktura astrocytu jest skomplikowana. Jeżeli każdy ma setki tysięcy wypustek, to znaczy, że przenikają całą tkankę mózgową?

Tak. Tymi wypustkami astrocyty kontaktują się między sobą. Wypustki skanują też cały czas tkankę mózgu, dotykając często synaps, opatulając je, dzięki czemu mogą nadzorować to, co dzieje się w neuronach.

Czyli neurony bez astrocytów by nie funkcjonowały?

Prawdopodobnie. Obecnie prowadzone są badania, czy tak jest, bo do końca nie wiadomo, jak długo neurony i system wymiany informacji między nimi funkcjonowałyby bez obecności astrocytów.

Astrocyty są obserwowane już u stosunkowo prymitywnych stworzeń, np. nicieni. Do czego są potrzebne zwierzętom?

Mamy hipotezę, że w toku ewolucji neuron zdobywał coraz więcej kompetencji w przekazywaniu informacji i jej przechowywaniu, więc zrzucał odpowiedzialność za pewne sprawy na inne komórki. Tak naprawdę w momencie, kiedy neurony zaczynały tworzyć skomplikowane struktury, czyli zespoły, musiały wykształcić się komórki, które odpowiadały za ochronę tych zespołów oraz ich współdziałanie. Myślimy, że właśnie wtedy narodził się system komórek glejowych: astrocytów. Ich zadaniem jest podtrzymanie prawidłowego funkcjonowania neuronów, m.in. dostarczanie im substancji odżywczych, usuwanie produktów przemiany materii, sprawianie, by pH na zewnątrz komórki było prawidłowe i były dostarczane prekursory do produkcji neuroprzekaźników. Astrocyty odpowiadają również za komunikację mózgu z resztą ciała, tworząc barierę krew–mózg.

Są nawet teorie dowodzące, że cała macierz zewnątrzkomórkowa – wszystko, co jest w mózgu poza neuronami – bierze udział w zapamiętywaniu i jest podstawą pamięci człowieka.

Teorię, że astrocyty to coś więcej niż struktura, na której opierają się neurony, potwierdza fakt, że przeszczepianie myszy ludzkich prekursorów astrocytów sprawia, że gryzonie stają się mądrzejsze, m.in. szybciej się uczą. Tutaj muszę dodać, że to wyjątkowa, eksperymentalna praca, ale jej wyniki są fascynujące. Do końca nie wiemy, w co te prekursory się przekształciły, autorzy badań wskazują, że dały w ogromnej większości astrocyty. My w swojej pracy poszliśmy krok dalej – jesteśmy w trakcie eksperymentu, w którym wszczepiliśmy „dorosły” ludzki astrocyt w mózg myszy, ale nie mogę jeszcze mówić o jego wynikach.

Ostatnia publikacja pani zespołu też zahacza o astrocyty, ale jest „mechanistyczna” – tak wyczytałam w notce prasowej. Dlaczego?

Bo modyfikujemy system wewnątrz komórki i sprawdzamy, czy dane zjawisko jest wywoływane przez jakiś szlak przekaźnictwa sygnałów albo gen, który kontroluje ten proces. Chcemy się dowiedzieć, co leży u podstaw strukturyzowania się chromatyny w okresie rozwoju prekursorowej komórki mózgowej, która może się stać zarówno astrocytem, jak i neuronem, ale na końcu wybiera jedną ścieżkę. Pamiętajmy, że zasadniczo wszystkie komórki w naszym ciele mają to samo DNA; wyłączamy z tego oczywiście erytrocyty, które w dojrzałym stadium nie mają jądra komórkowego, oraz białe krwinki B i T, w których zachodzi rekombinacja materiału genetycznego.

I chociaż komórki mają te same DNA, bardzo się od siebie różnią: neuron wygląda i zachowuje się inaczej niż astrocyt lub komórka skóry czy mięśnia.

To, dlaczego tak się dzieje, stanowi jeden z podstawowych problemów biologii molekularnej, która zajmuje się głównie tym, skąd komórki wiedzą, co mają ze sobą robić, jak funkcjonować, czym są. To jest tożsamość komórkowa. Nowe badania pokazują, że za tożsamość komórki odpowiada specyficzny zestaw genów, który jest aktywny. Przyjmijmy, że jeśli chodzi o geny kodujące białka, mamy ich ok. 20 tys. w każdej komórce. Na tej podstawie możemy sobie wyobrazić, jak dużo jest kombinacji aktywności genów. I to właśnie od nich zależy, jak komórka się rozwija i czy stanie się neuronem, astrocytem czy elementem skóry. Nasza praca opisuje, jak to się dzieje, że podczas rozwoju komórka ten stan obrania danej tożsamości stopniowo zamyka, że już napędza ją tylko jeden określony zestaw genów. Wiąże się to ze strukturą chromatyny w trzech wymiarach.

Tu ponownie w pani wypowiedzi pojawia się określenie „chromatyna”, za pierwszym razem je zignorowałam, ale teraz już muszę zapytać. Co to takiego?

W komórkach naszego ciała DNA nie występuje w postaci wolnej, bo nie dałoby się go upakować w jądrze komórkowym, które jest maleńką strukturą. DNA jest supercieniutką, bardzo długą niteczką. I żeby ją upakować, a na dodatek by się nie porozrywała, ewolucja wymyśliła, że ma być nawijana na białka nazywane histonami. W ten sposób tworzy się system „koralików” na nitce, co doskonale widać pod mikroskopem elektronowym. DNA z białkami nazywamy chromatyną.

Białek w chromatynie jest więcej niż tylko histony, mają różne funkcje. W ostatniej pracy zajmowaliście się takimi, które tworzą końcówki pętli odcinków chromatyny. Bo jest ona – żeby ją jeszcze bardziej upakować – pogrupowana w domeny.

Domeny są poziom wyżej: jedna domena składa się z wielu koralików. W komórce jest cały system białek utrzymujących chromatynę w określonych strukturach, by dało się łatwo ją powielić w trakcie podziału komórki. Jedno z nich – CTCF – bierze udział w tworzeniu domen i pilnuje, by znajdujące się w nich geny były prawidłowo aktywowane. Możemy sobie wyobrazić, że aktywny gen poplącze się w domenie z genami nieaktywnymi i zacznie odbierać sygnały, że powinien się wyciszyć, a my tego nie chcemy.

To mechanizm obecny we wszystkich typach komórek, ale w najnowszych badaniach, opisanych w „Nature Cell Biology”, zajmowaliście się chromatyną w komórkach prekursorowych mózgu, z których powstają astrocyty albo neurony. Co tam się dzieje?

Wcześniejsze badania ujawniły, że w pierwszych etapach rozwoju embrionu chromatyna i domeny są bardzo dynamiczne, jest wiele możliwości interakcji między różnymi fragmentami komórkowego DNA.
A im bardziej rozwój układu nerwowego postępuje, tym mocniej domeny się konsolidują – są bardziej powtarzalne i stabilne. Badaliśmy, jak białko CTCF, które odpowiada za tworzenie się granic między domenami, jest w stanie to robić. Oznacza to, że decyzja o tym, czy komórka prekursorowa stanie się neuronem albo astrocytem, jest związana ze strukturą chromatyny. Nadal to badamy.

Ale jest jeszcze jeden element w tej układance: niekodujące RNA o nazwie „Pantr1”.

Mówiłam wcześniej, że ludzkie DNA zawiera informację na temat ok. 20 tys. genów, które kodują białka, ale okazuje się, że dwa lub trzy razy więcej jest w nim genów, które tego nie robią. Dają tylko produkt w postaci cząsteczki RNA.

A podstawowy paradygmat biologii molekularnej jest taki, że DNA koduje RNA, a RNA daje białko.

I okazuje się, że jest cała masa cząsteczek RNA, które nie są „odczytywane” i nie dają produktu w postaci białka – ale też mają swoje funkcje. Pojawiają się bardzo ciekawe prace, dowodzące, że niekodujące RNA ma istotną funkcję w tworzeniu się struktur w jądrze komórkowym, w sterowaniu aktywnością innych genów. My z kolei odkrywamy, że CTCF konsoliduje strukturę chromatyny, zamykając granice domen dzięki współpracy z niekodującym RNA Pantr1.

Pantr1 jest zatem dobrym kandydatem na czynnik znacząco wpływający na rozwój mózgu. Doniesienia naukowe sugerują, że jest ono jednym z ważnych elementów decydujących o tym, czy komórka stanie się neuronem, czy astrocytem. Ale są też inne prace, pokazujące, że ma ono swój udział w powstawaniu chorób mózgu.

Choć w mózgu Pantr1 jest produkowane w ogromnych ilościach, nie wiadomo dokładnie, jak działa. Jedna ze współautorek naszego artykułu próbuje teraz zrozumieć, jaka jest funkcja Pantr1 w rozwoju mózgu w ciągu naszego życia. Wcześniejsze prace pokazują, że jest istotna, a jego produkcja zwiększa się przy nowotworach. Wydaje się więc, że pełni ważną rolę w regulacji tożsamości komórek, bo czymże innym jest nowotwór, jak nie zachwianiem tożsamości komórki, niekontrolowaną zmianą w planie jej zadań.

Mówimy o nowotworach mózgu, a ja od razu myślę o glejaku. Czy Pantr1 może być jednym z czynników, które wpływają na rozwój tego typu nowotworów?

Prace innych badaczy pokazują, że Pantr1 jest ważny dla zdolności komórek prekursorowych do podziału, a nowotwór charakteryzuje się właśnie takim niekontrolowanym wzrostem.

Czyli im więcej Pantr1 w mózgu, tym bardziej niekontrolowany jest podział komórek?

Można tak wnioskować, ale tego jeszcze nie ustaliliśmy. Na razie przeprowadziliśmy eksperymenty, w których niekodujące RNA usuwamy, czyli próbujemy wywołać odwrotną sytuację. Rzeczywiście, komórki mają wtedy bardzo duże problemy z namnażaniem się. Glejaki, nowotwory związane z komórkami gleju (astrocytami), mają duży komponent komórek macierzystych samego nowotworu, czyli komórek, które bardzo trudno usunąć chemioterapią i innymi metodami leczenia, bo uciekają i mają swoje systemy obronne. Można wysnuć hipotezę, że kiedy zwiększa się ilość i aktywność Pantr1 w mózgu, prowadzi to do wzmożonych podziałów tych komórek.

Czy docelowo sterowanie ilością tego niekodującego RNA w mózgu może prowadzić do opracowania skutecznych terapii glejaka?

Byłoby super znaleźć magiczny pocisk, który usunąłby Pantr1 i komórki nowotworowe z mózgu…

Ale jak znam życie, to za pięć lat się okaże, że jest jeszcze 15 innych czynników, które odgrywają w procesach nowotworowych istotną rolę – trzeba je będzie przebadać i uwzględnić.

Z pewnością. (śmiech)

Wróćmy do szerszego obrazu dyscypliny naukowej, którą pani się zajmuje. Mam wrażenie, że w ostatnich 20 latach nasza wiedza o mózgu, genach i komórkach poczyniła nieprawdopodobny postęp. Pamiętam, jak na początku lat 2000 odkrywano funkcje różnych genów i twierdzono, że usunięcie jednego spowoduje jakąś chorobę albo ją wyleczy. Oraz że w naszym genomie jest jakieś „śmieciowe” DNA, szczątki dawno wchłoniętych wirusów, zupełnie bez znaczenia. Ale dziś wiadomo, że jest inaczej, że – co pokazuje też wasza praca – w komórce nie ma elementów zbędnych.

Są badania na myszach, które dowodzą, że usunięcie określonego genu nie prowadzi do kolapsu całego organizmu, ale to też pokazuje, że jest wiele mechanizmów zapobiegających katastrofie związanej z usunięciem jednego białka. Jednak nie prowadzimy badań w całym możliwym spektrum konsekwencji, bo trudno zbadać gen dokładnie pod wszystkimi możliwymi kątami i stwierdzić, że naprawdę nie ma na nic wpływu. Ale rzeczywiście, badania z ostatnich 15–20 lat pokazują, że komórka bardzo sprawnie wykorzystuje wszystkie narzędzia, które ma do dyspozycji. Na przykład niekodujące DNA – rozsiewając tam elementy regulatorowe, które definiują poziom aktywności każdego genu w danych tkankach.

Czy zatem wykorzystując różne mechanizmy sterujące produkcją białek – niekodujące RNA, a może inne czynniki, których jeszcze nie znamy – da się sterować rozwojem astrocytów w ludzkim mózgu? Będzie można wzmacniać potencjał intelektualny człowieka lub leczyć upośledzenie umysłowe?

Na te pytania w pewnym stopniu odpowiadają nasze najnowsze badania. Białko CTCF występuje nie tylko u człowieka; w ludzkim mózgu jest go mniej niż np. u makaka. To zaskakujący wynik, sugerujący, że ewolucja steruje strukturą chromatyny. I co ciekawe, CTCF jest białkiem, którego brak albo utrata nawet małej ilości prowadzi do zaburzeń intelektualnych, spowolnienia rozwoju intelektualnego u człowieka. Odkrywamy, że bardzo dużo genów, które kodują czynniki powiązane już wcześniej ze zdolnościami intelektualnymi człowieka, jest ewolucyjnie sterowanych. Ich poziom się zmienia w toku ewolucji astrocytu. Odkrywamy mechanizmy, które łączą ewolucję z mechanizmem wyższych zdolności mózgu.

Czy zatem to, że makak ma więcej CTCF w mózgu, coś mu daje?

Na pewno ochronę. Jednocześnie wygląda na to, że ewolucja pcha organizmy w stronę obniżania ilości tego białka, co widać u ludzi, bo nasze mózgi są bardziej rozwinięte niż u makaków. Nie wiemy jeszcze, z czym jest to związane, dlaczego tak się dzieje ani co to daje w kontekście rozwoju astrocytów i całego mózgu.

Czy przez to, że mamy mniej CTCF, jesteśmy bardziej narażeni na choroby rozwojowe?

Tak by to sugerowało. Na pewno jest cała grupa genów, nie tylko ten odpowiadający za produkcję CTCF, będących ewolucyjnie w takim punkcie, że jakiekolwiek zachwianie ich aktywnością prowadzi do dewastujących konsekwencji, jeśli chodzi o rozwój mózgu. Być może ewolucja będzie dążyła do tego, by włączyć system buforujący te dalsze straty? Obecnie ludzie, którzy cierpią na choroby rozwojowe mózgu – i doświadczają deficytu intelektualnego – często nie dają potomstwa. Czyli ich mutacje giną, natura ich eliminuje.

A więc jesteśmy krańcowym produktem ewolucji.

Nie. (śmiech) Chcę powiedzieć, że jeśli ma się daną mutację DNA, to nie fatum czy wyrok. Genom potrafi w piękny sposób buforować różne niekorzystne cechy. Częstokroć osoby z niekorzystnym wariantem genu są jedynie jego zdrowym nosicielem, co znaczy, że zadziałał u nich system kompensacyjny.

W którym kierunku idzie rozwój naszego mózgu? Co wynika z dotychczasowych obserwacji?

Stopniowo wzrasta jego złożoność, co by sugerowało, że nabieramy nowych zdolności powiązanych z wysokimi funkcjami mózgu: uczeniem się, pamięcią. Złożoność rośnie, ale pytanie, co to może dokładnie oznaczać, wciąż pozostaje otwarte.©Ⓟ

Badania zespołu prof. Aleksandry Pękowskiej zrealizowano w ramach grantu OPUS-17, przyznanego przez Narodowe Centrum Nauki (2019/33/B/NZ2/02437), oraz grantu Dioscuri (program zainicjowany przez Towarzystwo Maxa Plancka, zarządzany wspólnie z Narodowym Centrum Nauki i finansowany przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz niemieckie Federalne Ministerstwo Edukacji i Badań