Co się zmieni w projekcie ustawy, która wdraża unijny akt o usługach cyfrowych (DSA), po wysłuchaniu obywatelskim?

Chcemy wyjść naprzeciw oczekiwaniom włączenia użytkowników w procedurę blokowania dostępu do nielegalnych treści, jednocześnie zabezpieczając się na wypadek, gdy autorami treści są boty. Rozwiązaniem kompromisowym jest powiadamianie użytkowników o toczącym się postępowaniu w sprawie opublikowanych przez nich treści za pośrednictwem platform internetowych. Brak odpowiedzi na powiadomienie będzie oznaczał, że użytkownik nie chce uczestniczyć w postępowaniu lub że po drugiej stronie nie ma człowieka. Chcemy też wyłączyć rygor natychmiastowej wykonalności decyzji prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej - z wyjątkiem najbardziej rażących naruszeń.

To znaczy jakich?

To będzie przedmiotem ustaleń i zapewne szerokiej debaty w Sejmie. Wyliczymy konkretne czyny z przepisów kodeksu karnego i innych przepisów dotyczących przestępstw, żeby było to precyzyjnie określone. To będzie zamknięty katalog przestępstw, wobec których organ właściwy może nałożyć rygor natychmiastowej wykonalności nakazu o zablokowaniu dostępu do treści. Będzie to na przykład nawoływanie do zabójstwa, przemocy, okaleczenia. Dostosujemy ten katalog we współpracy z rzecznikiem praw obywatelskich i ministerstwem sprawiedliwości. Chcę, żeby ten wyjątek był stosowany rzadko i precyzyjnie do konkretnych czynów.

Czy pojawi się możliwość sądowego wstrzymania wykonania decyzji z rygorem natychmiastowej wykonalności? Bo padł taki postulat.

Tak, będzie taka możliwość.

Blokowanie treści - co z naruszeniami prawa własności intelektualnej?

Co jeszcze się zmieni?

Zaproponujemy wyłączenie z procedury blokowania przepisów dotyczących ochrony dóbr osobistych, ponieważ jest to najbardziej problematyczny obszar.

Przekonał pana przykład hipotetycznego burmistrza, który mógłby w ten sposób tłumić krytykę obywatelską?

Przekonała mnie Prokuratoria Generalna, która wskazała, że obecnie jedynym skutecznym sprawdzeniem, czy naruszono czyjeś dobro osobiste, byłaby sytuacja, w której osoba zgłaszająca treść do zablokowania miałaby w ręku wyrok sądu dokładnie w tej sprawie. Inne przypadki byłyby niejednoznaczne. Nadal uważam, że powinniśmy uregulować również tę kwestię, ale powinniśmy to dodać w przyszłości, do działającego już systemu.

Natomiast jeżeli chodzi o naruszenia prawa własności intelektualnej, to sprawa nie jest jeszcze rozstrzygnięta. Konsultujemy z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego włączenie mechanizmu blokowania tylko w zakresie przepisów karnych prawa autorskiego (art. 116 pr. aut.). Dotyczyłoby to więc np. nielegalnego kopiowania filmów i nielegalnych transmisji w internecie, co postulowano podczas wysłuchania. Chcemy skutecznie walczyć z piractwem w sieci, ale nie wgłębiać się w niejednoznaczne sprawy dotyczące znaków towarowych itp.

I to są główne zmiany, które wynikają z wysłuchania obywatelskiego. Oprócz tego rozważamy włączenie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w ekosystem DSA, bo taka potrzeba wybrzmiała na wysłuchaniu. Jestem otwarty na to, żeby KRRiT była trzecim organem właściwym, obok UKE i Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Wdrożenie DSA a wybory prezydenckie

Kiedy zobaczmy nową wersje projektu ustawy?

Przepisy wdrażające DSA chcemy wprowadzić dwuetapowo. Najpierw zaproponujemy Radzie Ministrów podjęcie uchwały w sprawie wyznaczenia koordynatora usług cyfrowych (będzie nim prezes UKE – red.). W Komisji Europejskiej i w Radzie Usług Cyfrowych odbywają się teraz kluczowe rozmowy na temat aktów wykonawczych i tego, jak DSA będzie interpretowane - i Polska musi w nich aktywnie uczestniczyć. Jednak bez koordynatora mamy jedynie status obserwatora.

Następnie zakończymy prace w Stałym Komitecie Rady Ministrów z nowym tekstem projektu ustawy i przedłożymy go Radzie Ministrów, skąd trafi do Sejmu. Wyobrażam sobie, że rozpatrywanie w Sejmie też nie będzie trwało krótko, bo na pewno posłowie będą mieli wiele uwag w tym obszarze.

Można się spodziewać nowego projektu ustawy przed wyborami prezydenckimi?

Do wyborów został niecały miesiąc, więc projekt może być przed pierwszą turą albo zaraz po niej. To jest kwestia doprecyzowania przepisów i dokończenia rozmów z Ministerstwem Kultury.

A bierze pan pod uwagę czynnik polityczny? Projekt budzi kontrowersje.

Oczywiście, że zauważyłem znaczącą zmianę w dyskusji publicznej przed i po ogłoszeniu wyborów prezydenckich.

Prezydent Warszawy mówił, że jako prezydent Polski nie podpisałby ustawy w obecnym kształcie.

A posłowie Prawa i Sprawiedliwości zapytali, czy planujemy powołać urząd cenzury na Mysiej. Też chcą zapunktować przed swoimi wyborcami w kampanii wyborczej. Wcześniej, od stycznia do grudnia 2024 r., nie zadawali takich pytań, więc wyobrażam sobie, że po pierwszym czerwca już do nich nie wrócą.

Jest możliwe, że skończy pan nowy projekt przed wyborami, ale ogłosi go dopiero po wyborach?

Nie biorę tutaj kalendarza wyborczego pod uwagę, bo przed wyborami tej ustawy i tak nie uchwalimy w Sejmie. Dlatego kalendarz wyborczy nie robi projektowi dużej różnicy.

Może ją robić kandydatom.

Myślę, że to nie będzie przedmiotem debaty wyborczej przed drugą turą, który kandydat bardziej chciałby zawetować tę ustawę.

Jakie sądy zajmą się sprawami z DSA?

A co z sądami? Podczas wysłuchania proponowano, aby w sprawach dotyczących blokowania treści rozstrzygały sądy powszechne, a nie administracyjne.

Tutaj ostatnie zdanie należy do Ministerstwa Sprawiedliwości, którego przedstawiciele byli na wysłuchaniu. Ministerstwo przekazuje nam, że ze względu na tryb decyzji, moce przerobowe i możliwości kadrowe lepiej poradzą sobie z tym sądy administracyjne.

Nowe technologie rzucają wyzwanie wymiarowi sprawiedliwości. Jeśli przełożymy dotychczasową liczbę spraw z DSA w UE na rynek polski, to otrzymamy rocznie 800 mln przypadków zdejmowania treści przez platformę lub zgłoszeń, które nie doprowadziły do zdejmowania treści. Jeżeli co dziesiąty przypadek zakończy się postępowaniem administracyjnym, to mamy 80 mln postępowań w UKE. Jeżeli co dziesiąte z nich przejdzie w postępowanie sądowe, to mamy 8 mln spraw rocznie. I to są tylko przepisy DSA. A z czasem dojdą do tego regulacje w innych obszarach cyfrowych - na przykład dotyczące odpowiedzialności za systemy sztucznej inteligencji.

Dlatego nawołuję, żebyśmy się do tego przygotowali. Kodeks postępowania administracyjnego sprzed 65 lat nie odpowiada na potrzeby nowych technologii. Uważam, że nowe technologie nie powinny wpływać na prawo cywilne, na status zobowiązań, na prawo rodzinne, w większości na prawo karne. Ale przemeblują nam postępowanie administracyjne, które jest niedostosowane do potrzeb, jakie nowe technologie generują.

Spójrzmy na DSA. Jeżeli mielibyśmy podążać za zasadą z k.p.a., że mamy 30 dni w normalnych, a 60 dni w skomplikowanych postępowaniach - a dobrze wiemy, jak działają algorytmy. Największe szkody treści nielegalne powodują w pierwszych godzinach od opublikowania. Wtedy się rozchodzą, wtedy zdobywają lajki, wtedy są udostępniane dalej. Jaki byłby sens interwencji po 30 lub 60 dniach? Wtedy ta treść nielegalna byłaby już tak zmultiplikowana i przerobiona, że mielibyśmy nie jedną, a dziesięć tysięcy spraw.

Mamy technologie XXI wieku i procedury z XIX wieku. Jeżeli nie dopasujemy tych procedur, to nigdy nie odpowiemy na rzeczywiste potrzeby. W innych państwach Unii Europejskiej to się już dzieje. Według statystyk na portalu Komisji Europejskiej o DSA 50 proc. treści zostało zdjętych lub odmówiono ich zdjęcia bez udziału człowieka.

Mówi pan o decyzjach platform, czy także koordynatorów krajowych?

W większości platform, ale są już przykłady irlandzkie, gdzie decyzje instytucji publicznych, w tym koordynatora, są wspomagane systemem sztucznej inteligencji – mają to też w swojej nowej strategii AI. Estonia pracuje nad modelem językowym, żeby też to wprowadzić. My swój model językowy już mamy, więc my też powinniśmy taką dyskusję przeprowadzić.

Jak wdrożyć DSA bez cenzury

Te racje zderzały się na wysłuchaniu obywatelskim. Projektowane szybkie postępowanie nie pozwoli dobrze zbadać sprawy.

Ale zapobiegnie rozprzestrzenieniu się nielegalnych treści. Czy chcemy, żeby nielegalna treść się rozprzestrzeniła, gdy my będziemy ją rozpatrywać przez 30 dni? Uważam, że wartością jest to, żeby skutecznie zapobiec szkodom wywołanym przez nielegalne treści. Trzeba dopasować sprawne postępowanie do krótkich terminów, a nie przedłużać terminy, bo mamy procedury sprzed ery internetu.

To jest kwadratura koła: jak wdrożyć w DSA i usuwać nielegalne treści, nie wprowadzając cenzury w internecie.

Cenzura zawsze była raczej prewencyjna. To jest problem, że dalej myślimy w takich kategoriach jak w XX wieku. Posłowie z PiS-u pytali mnie o Mysią, choć urodziłem się po zniesieniu tego urzędu.

Ale rozumie pan aluzję.

Bo znam historię Polski. Odnosimy się do urzędów sprzed powstania internetu i do k.p.a., który został przyjęty i znowelizowany przed rozpowszechnieniem się internetu, a dziś żyjemy w zupełnie innej rzeczywistości. Musimy przeprowadzić reformę systemową, bo inaczej coraz częściej będziemy się mierzyć z kwadraturą koła.

A tymczasem Polska jest już ostatnim państwem UE bez koordynatora i nie mamy się do kogo zwrócić, gdy platforma nam zablokuje konto czy usunie treści.

Bez pełnego wdrożenia DSA w Polsce, decyzja platformy będzie decyzją ostateczną bez prawa do odwołania. Nasze treści nadal będą przedmiotem władzy i nadzoru prywatnych firm. To jest koszt tej dyskusji, którą teraz prowadzimy. Rozumiem, że była ona oczekiwana i dlatego ją przeprowadzamy.

Upraszczanie AI Actu

Ustawa o systemach sztucznej inteligencji pójdzie szybciej, niż wdrożenie DSA?

Tak. Pewnie w kwietniu przekażemy projekt na Komitet do Spraw Europejskich. Natomiast trzeba sobie jasno powiedzieć, że czeka nas tu inne wyzwanie w postaci potencjalnej rewizji europejskiego aktu o sztucznej inteligencji. Może się więc okazać, że na następnych etapach procesu legislacyjnego staniemy przed koniecznością lub ewentualnością ograniczenia polskiej ustawy, bo w czerwcu czy w lipcu pojawi się propozycja Komisji Europejskiej skreślająca poszczególne elementy AI Actu. To jest czynnik niezależny od nas, który wpisuje się w nowy kierunek działań Komisji Europejskiej.

Jakich skreśleń się pan spodziewa ze strony Komisji? Zapowiedź uproszczenia regulacji jest bardzo ogólnikowa.

Bo wszystko nagle przyspieszyło. Obecna Komisja Europejska zaczęła pracę na początku grudnia zeszłego roku i gdy w styczniu zaczynaliśmy prezydencję, to kwestie inwestycji w zakresie sztucznej inteligencji miały być przesunięte na następny rok. A teraz w Poznaniu już się zaczyna postępowanie na budowę fabryki AI, a Komisja zapowiada pięć razy większe gigafabryki AI.

Dla mnie kluczową datą jest 30 czerwca, kiedy odbędzie się posiedzenie Rady Sztucznej Inteligencji, podczas którego jako prezydencja dodamy punkt o uproszczeniach i Komisja Europejska zaprezentuje nam pewnie swoją propozycję.

Z pierwszego w historii spotkania Komisji Europejskiej, prezydencji i europejskich związków przedsiębiorców, które zorganizowaliśmy w Brukseli, wynika jasno, że nie chodzi o proste skreślanie przepisów z AI Actu i innych regulacji. Uproszczenie powinno też polegać na zmianie podejścia do procesu legislacyjnego – m.in. żeby Komisja Europejska robiła szczegółową ocenę skutków regulacji, w tym wyliczała, ile naprawdę kosztuje wdrożenie, oraz żeby pracując nad nowymi projektami, odnosić się do wcześniejszych aktów. Tego nie było, jeżeli chodzi np. o relacje AI Actu i RODO. Będziemy na to naciskać zarówno jako prezydencja, jak i po prezydencji - nie chodzi o samo skreślanie.

Pana zdaniem Europa powinna ograniczyć AI Act w imię innowacyjności i rozwoju?

Uważam, że jest bardzo duża przestrzeń do uproszczeń – np. sprawozdawczości – regulacji dotyczących nowych technologii. Dlatego też nakłaniamy Komisję Europejską, żeby uruchomiła w końcu europejski portfel dla przedsiębiorców. Firmy muszą podawać często te same dane w ramach różnych obowiązków sprawozdawczych - więc dlaczego nie mogłyby ich podać raz, a poszczególne urzędy miałyby dostęp do danych, do których mają uprawnienia. Dzięki temu firma zamiast 20 razy wysyłać formularz, wysyła go raz.

Tak rozumiem uproszczenia regulacji. Przeglądamy przepisy unijne i tam, gdzie mamy sprzeczne ze sobą obowiązki, wskazujemy, który należy spełnić. A tam, gdzie mamy kilkanaście podobnych obowiązków, sklejamy je w jeden.

Np. skleić zgodność z RODO ze zgodnością z AI Actem?

I w dużej części ze zgodnością z NIS-2 oraz z rozporządzeniem w sprawie wyrobów medycznych. Bo dziś systemy AI w obrocie medycznym są traktowane tak, jak inne wyroby medyczne – np. algorytm do oceny zdjęć rentgenowskich jest wyrobem medycznym. I kiedy AI Act zacznie być stosowany, te systemy będą miały obowiązki dotyczące wyrobów medycznych i obowiązki wynikające z AI Actu, co nie ma większego sensu.

AI Act nie jest więc samotną wyspą?

Nie miałem przyjemności uczestniczyć w pracach nad tym aktem w 2023 roku, ale negocjatorzy z różnych państw członkowskich uznali chyba, że jest to pierwsza regulacja cyfrowa w Unii Europejskiej i nie ma żadnych połączeń z RODO ani z innymi przepisami. Dobrze, że to myślenie zaczyna się zmieniać w pogląd, że skoro wprowadziliśmy w UE kilkanaście aktów cyfrowych, to może warto zrobić z tego jakiś system prawny. Jak to zrobimy, to wtedy się okaże, że możemy uprościć regulacje i nadal gwarantować sztuczną inteligencję godną zaufania.

Rozwój mObywatela

Taka AI będzie w mObywatelu?

Wirtualny asystent, którego uruchomimy po nowelizacji ustawy o aplikacji mObywatel, będzie oparty na polskim modelu językowym PLLuM bez wykorzystania danych osobowych użytkownika. Poprowadzi nas przez proces wymiany dowodu osobistego, zmiany zameldowania, kwestii wyborczych itp. Jeśli wpiszę na przykład „Chcę wymienić dowód osobisty”, wirtualny asystent poda listę rzeczy, które muszę zrobić, oraz odpowiednie linki. Gdy spytam, ile mam punktów karnych, pokaże odnośnik bezpośrednio do tej funkcji w mObywatelu. Natomiast nie odpowie na pytanie, kiedy kończy mi się dowód osobisty ani jak się nazywam, bo nie chcemy, żeby korzystał z danych osobowych. Ponownie poda odnośnik do mojego mDowodu.

Projekt nowelizacji da też podstawę prawną do tego, żeby w mObywatelu była m.in. skrzynka doręczeń elektronicznych.

A co jest potrzebne, żeby informacja o wezwaniu do sądu trafiła do tej aplikacji?

Przede wszystkim należy połączyć mObywatela z rejestrami sądowymi. A żeby to zrobić, trzeba te rejestry najpierw dobrze poznać: sprawdzić, czy pasują do rejestrów referencyjnych, czy były zachowywane zasady interoperacyjności. To właśnie z rejestrami mamy największy problem, chcąc wdrożyć nowe dokumenty do mObywatela. Często słyszymy, że w danej instytucji rejestry są na kartkach albo zamiast centralnego rejestru jest 16 regionalnych. Łatwiej stworzyć podstawy prawne do nowych usług, niż znaleźć odpowiednie rejestry.

Rozmawiała Elżbieta Rutkowska